[6] Patronus
Nastały szepty... Przecież nie może być czterech reprezentantów Hogwartu. Wszędzie tylko ten przeklęty Potter... Dobrze, że chociaż Cedric został wybrany. Da mu popalić. Wierzę w niego.
Weszłam z młodszymi przyjaciółmi do naszego dormitorium i rozsiadłam się z Zabinim na kanapie. Zaczęliśmy rozmawiać i śmiać się z tego, jak Harry ma przekichane. Inni twierdzą, że to on wrzucił jakimś cudem swoje nazwisko do Czary... Ale ja widziałam jego minę, jak wszyscy zresztą. Więc albo jest wyśmienitym aktorem, albo ktoś inny to zrobił...
Nagle usłyszeliśmy, jak ktoś kieruje się do naszego dormitorium. Wszyscy zwrócili swój wzrok na drzwi, bo w końcu to nie codzienne zjawisko, aby ktoś o tej godzinie chciał wejść do akurat Ślizgonów. Kroki były nie pewne, więc nie był to nauczyciel.
Gdy rozległo się pukanie, wymieniłam się z Diabłem spojrzeniem i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i zastałam Cedrica.
- Cześć prawdziwy reprezentancie - Powiedziałam cwanym głosem i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Hej - Powiedział entuzjastycznie cały nabuzowany - Czy mogę...
Blaise popchnął mnie i wraz z Draco wciągnął do środka zakłopotanego Cedrica. Już widziałam, jak rozpędził się do niego z ognistą ale szybko stanęłam przed Puchonem ze śmiertelną miną.
- Nawet. Nie. Próbujcie - Warknęłam do Diabła i zabrałam mu to. Przecież są nieletni! Złapałam Ceda za rękaw szaty i poszłam z nim do mojego pokoju.
Zamknęłam za sobą drzwi i odwróciłam się do niego.
- Przepraszam za nich - Powiedziałam cicho śmiejąc się.
- Nic się nie stało - Odpowiedział z uśmiechem. Cudnym uśmiechem.
- Czemu... Przyszłeś?
- Wiesz... Jesteśmy... Przyjaciółmi, no nie?
- No tak - Usiadłam obok.
- I wiesz... - Z całej siły mnie przytulił z zaskoczenia - Jestem taki pełny energii! Muszę się z kimś tym wszystkim podzielić! A Ty jesteś no... Wyjątkową osobą.
- Dusisz - Wysapałam słabym głosem i gdy ten mnie momentalnie puścił zaczęłam się śmiać razem z nim.
- Wiem, że nie powinno pomagać się uczestnikom Turnieju - Zrobiłam przebiegłe oczka, aż błysnęły światłem - Ale to już prawie że tradycja. Więc jeśli będę Ci w stanie pomóc, to pomogę - Powiedziałam podając mu rękę. Ten na nią spojrzał szczerząc się lśniącymi zębami i złapał za nią. Po chwili uściśnięcia odpuściliśmy nasze dłonie.
- Ja już będę leciał.
- Czeka Cię pewnie niezła impreza - Zaśmiałam się.
- Niestety... - Też zaczął się śmiać - To pa Sami.
- Pa Ced - Powiedziałam podnosząc rękę na pożegnanie i kładąc swoją głowę na ramieniu, robiąc urokliwy i rozmarzony wyraz twarzy.
Gdy wyszedł, usłyszałam głos Zabini'ego, "tak szybko ją zaliczyłeś?"
- DIABEŁ!!! - wydarłam się i zbiegłam na dół...
Po ostrej wymianie zdań z Blaisem wróciłam do pokoju zarumieniona.
- Bezczelny szczeniak - Warknęłam i położyłam się na łóżku. Zaczęłam myśleć głęboko nad wszystkim. Cedric jest zupełnie inny niż ja. Jest taki radosny, ciepły, miły i widzę w nim wrażliwego chłopaka. Może to właśnie nas przyciąga do siebie? Ta różnica w charakterach? Gdy jest koło mnie nareszcie czuję, że żyję... Jakby nabrało głębszego sensu przez niego.
Posiadanie sensu życia przez człowieka jest przecież koniecznym warunkiem rozwoju i samorealizacji. Ale czy jestem w stanie określić osobę Cedrica jako tą, która przyprawia mnie o ten właśnie stan? Stan ukojenia, odprężenia czy bezgranicznego zaufania?
W takich znajomościach konieczne jest oddawanie sobie wzajemnie wysiłku, energii i zaangażowania w relację z drugim, tak bardzo dla nas ważnym człowiekiem, mającym większy wgląd na nasze życie niż inni i który dopełnia nas mentalnie. Kto ma przy sobie kogoś takiego, kogoś, kto jest w stanie zostać przy Tobie nawet w najbardziej kryzysowych sytuacjach, jest bogaty, bez względu na to, na jakie cierpi materialne niedostatki. Bogaty to właśnie ten, który ma przyjaciela, osobę, dla której mógłby skoczyć w ogień. Nie kochany, nie umiłowany w jakiejś ważniejszej relacji skupiającej się na zaufaniu z obojga stron oraz na oddawaniu wzajemnych, pozytywnych uczuć jest wciąż szarpany przez wewnętrzny niedostatek. Taka jest praktyka najprawdziwszej przyjaźni, czy miłości.
Mocne przemyślenia jak na dziewczynę, która poznała Cedrica kilka miesięcy temu, aczkolwiek czuję się, jakbyśmy znali się od lat, poznali wzajemnie na wylot. A z drugiej strony poznaję go każdego dnia, coraz więcej o sobie wiemy i to jest... Naprawdę... Interesujące.
Czując nadciągające zmęczenie, w krótkiej chwili oddałam się snu, wsłuchując w spokojne dźwięki wydawane przez najróżniejszej maści stworzenia pływające w jeziorze Hogwartu.
~ Zginie.... Zginie..... Zginie!
Krzyknęłam na cały pokój, słysząc szept w śnie. Podniosłam się i popatrzyłam na dłonie, które były z całej siły ściśnięte na kołdrze. Poszłam dygocząc z przerażenia i zimna po wodę... Kto ma zginąć...?
***
Kolejne dni nie były jakoś wyjątkowe, prócz jednego faktu - Coraz częściej rozmawiałam z Cedric'em. Wiem, jak Harry czuje się teraz podle... Dźwiga ogromny ciężar. Właśnie idę do Diggory'ego prawie w podskokach. Moje ciało dzisiaj opanowała gorąca energia, która tylko czeka na upust przy kimś.
Widzę tabun dziewczyn błagających reprezentanta, aby podpisał im się na torbach. Wewnętrzne uczucie żenady, jak zwykle zastąpiło się w jednej chwili surowością. Przekręciłam karkiem, na co kręgi pod wpływem mocnego ucisku wydobyły z siebie okropny dźwięk. To samo zrobiłam z palcami. Wsadziłam je sobie do buzi i gwizdnęłam na cały korytarz. Wszystkie twarze zwróciły się ku mnie.
- Rozejść się i nie blokować przejścia innym - Powiedziałam głośno, a wszystkie cofnęły się pod ściany patrząc na mnie, jakby chciały się rzucić ze wściekłości.
Ja z delikatnie uniesioną głową szłam stanowczym krokiem w stronę Puchona, zerkając na miny uczennic. Nie chodziło im tylko o to, że przeszkodziłam w ich przyjemności, a o to, że jestem uznawana za jedną z najbardziej atrakcyjnych Ślizgonek oraz tym, że trzymam z Cedric'em bliski kontakt. Ale ja go nie traktuję jako punkt wszechświata, a przyjaciela. Dobrego przyjaciela.
Poprawiłam krawat i mrugając do niego złapałam Ceda za rękę nie zatrzymując kroku.
- Nawet nie wiesz jak Ci dziękuję - Powiedział gdy odeszliśmy od nich kawałek. Natychmiast zaczęliśmy rżyć z tej całej sytuacji.
- Nie masz za co, to był mój obowiązek, jeszcze chwila i by Cię stratowały na śmierć - Zaczęłam udawać jego fanki z piskliwym głosem, aż ten złapał się za brzuch z rozbawienia mojej gestykulacji.
Zatrzymał nas obraz Ślizgonów przed lochami Severusa.
- Czy to są... Plakietki z moim imieniem? - Zapytał Cedric marszcząc czoło. Cała zaczęłam robić się purpurowa. Co oni wymyślili? Podeszłam do nich widząc jak plakietki zmieniają napis z "Kibicuj CEDRIC'OWI DIGGORY'EMU PRAWDZIWEMU reprezentantowi Hogwartu!" na "POTTER CUCHNIE" gdy Harry zbliżył się wraz ze mną.
Bliznowaty zaczął się kłócić z Malfoy'em pod moim nosem. Ja zaskoczona ich śmiałością, a może głupotą, w pewnym momencie, gdy Ci zaczęli cisnąć w siebie zaklęciami, złapałam ich za kołnierz szaty.
- Dość! - krzyknęłam tak, że dwaj skulili się. Gdy Severus wyszedł, skierowałam chłopców w jego stronę.
***
Cedric poszedł na sprawdzanie różdżek. Po tym na wieczór podszedł do mnie, gdy jadłam kolację.
- Chcesz może iść ze mną po jedzeniu na zwiady po szkole?
Usłyszałam buczenie moich znajomych, na co ja tylko spojrzałam na nich aby zamknęli się i szybko przystawiłam dłoń do ust Zabini'ego.
- Pewnie, akurat będę miała wraz z Tobą dyżur - Powiedziałam spokojnie i wyraźnie, biorąc do ust bułkę. Cedric uśmiechnął się i jakby chciał coś powiedzieć, zaczął się wahać ale patrząc na Ślizgonów zmarszczył brwi i wraz ze mną zaczął się śmiać i odszedł szybko.
Poczułam jak Diabeł zaczął obśliniać mi rękę, bo bardzo ciasno ją trzymałam i nie chciałam odpuścić.
- Fu! - Syknęłam na niego jak żmija i wytarłam się o jego szatę. Już otworzył usta w wredny wyraz aby coś powiedzieć.
- Zamilcz - Znów prychnęłam na niego i przewracając oczami wypiłam sok do końca.
Wzięłam swoją torbę i poszłam w umówione miejsce. Widziałam Cedrica odwróconego do mnie tyłem i rozmawiającego z Fleur... Podeszłam bardzo blisko tak, że tylko zołza mnie zauważyła. Miałam taką minę i mord w oczach, że ta uciekła z piskiem.
Ced odwrócił się, bo nie wiedział o co jej chodziło i aż podskoczył.
- Merlinie, ale mnie wystraszyłaś - Powiedział szybko łapiąc oddech i uśmiechnął się. Moja twarz dalej pozostawała zimna.
- Coś... Nie tak? - Zapytał i uśmiech również zszedł mu z twarzy.
- Nie, absolutnie. Idź może z Delacour na zwiady, tylko z tego co wiem, ona powinna już dawno być w swojej karocy - Powiedziałam bez emocji, czyli jak codziennie, ale nigdy jeszcze się tak nie zwróciłam do Cedrica. Ten na moment odwrócił wzrok, ale po chwili wrócił do mnie oczami.
- Czy Ty jesteś zazdrosna? - Spytał. Zrobiłam duże oczy i zaczęłam się śmiać rumieniąc się i wskazując na siebie.
- Że ja? Nie. Co Ci przyszło do głowy? Daruj sobie, o co miałabym być zazdrosna? Trochę Cię poniosło ze słowami, Diggory. - Wypaliłam wyzywająco, ale naprawdę, nie chciałam stworzyć takiego tonu i skierować w jego stronę takie słowa.
Puchon zmieszał się ogromnie.
- Może ja pójdę.
Chwyciłam go za skraj szaty wzdychając.
- Nie dąsaj się jak mała dziewczynka i chodź. Mam ochotę wstawić paru osobom punkty minusowe - Uśmiechnęłam się niewinnie. Ced znów wrócił do tego wspaniałego uśmiechu.
-Czy mówiąc "pewnym osobom" masz na myśli wszystkich Gryfonów? - Spytał i wraz z nim zaczęłam głośno rechotać.
- Być może - Znów zrobiłam niewinną i słodką minkę. Zaczęliśmy chodzić po całym zamku. Księżyc oświetlał nasze twarze, które były ze sobą... Szczęśliwe.
Gdy skończyliśmy zwiady popatrzyłam na Cedrica.
-Idziemy na astronomiczną? - Ułożyłam pełne usta w szyderczy wyraz.
- No nie wiem...
- Weeeeź możemy, przecież nic nam za to nie zrobią mruku.
-Jak mnie nazwałaś?
- M-r-u-k.
Po przeliterowaniu zaczął mnie łaskotać, a ja zaczęłam mocno machać nogami i śmiać się głośno.
- Ciszej wariatko bo cały Hogwart obudzisz - Zaśmiał się cicho i pomógł mi wstać.
Poszliśmy prosto na wieżę, po kamiennych, krętych schodkach. Usiedliśmy patrząc w niebo. Człowiek pogrążony w widokach miliarda gwiazd rozsypanych po całej szerokości granatowego nieba, potrafi zapaść się w swojej egzystencji i oderwać od rzeczywistości... Czasem doświadcza się wtedy dziwną nostalgię, tęsknotę za czymś, o czym nie mamy pojęcia, ale podświadomie umysł zbawia nas właśnie tam...
Czasami takie "głębsze" przemyślenia czy przeżycia są przydatne, a przy Cedricu, którego najzwyczajniej darzę przyjaźnią, stają się jeszcze bardziej magiczne.
- Jest dzisiaj przepięknie - Szepnął i zaczął wskazywać na różne konstelacje, wymieniając płynnie każdej z nich poszczególną nazwę.
W pewnym momencie z lekko przechyloną głową w stronę ramienia prefekta, wyciągnęłam różdżkę z włóknem pióra pegaza i kryształowo-różową rękojeścią w górę.
- Expecto Patronum - Szepnęłam myśląc najszczęśliwsze wspomnienie w moim życiu. Małe światełko odchodzące z jej końca, w niedługim czasie wystrzeliło srebrzysto białym obłokiem w kształcie wilka. Cedric widząc to, również uniósł swoją różdżkę wykonaną z jesionu. Powtórzył to samo zaklęcie i wyskoczył śliczny, średni piesek. Patrzyliśmy jak rozkosznie biegają na tle nocnego nieba, aż nagle stało się to, czego w życiu bym nie przypuszczała...
Forma patronusa Puchona zmieniła się na taką samą, jaką miałam ja. Powoli odwróciłam twarz w jego stronę. Ten odwrócił swoją w zupełnie innym kierunku, ale przez ułamek sekundy zobaczyłam, że cały się czerwieni. Zaczęłam się uśmiechać, tłumiąc w sobie śmiech zaskoczenia i niedowierzania. Czy on może mnie kochać? To nie jest możliwie. Przecież nie jako jedyna mam to zwierzę za patronusa, może mnie naprawdę lubić i dlatego się zmienił...
Teraz nasuwa się pytanie - dlaczego nie dopuszczam do siebie tej wiadomości, jeżeli takowe podkochiwanie się w sobie ma miejsce? Jak widać, nie jestem chyba na to gotowa.
Wiatr powiał i nawet ja zaszczękałam zębami. Cedric wstał, ściągnął z siebie szatę i otulił mnie. Obwinęłam się nią cała, jak w kokonie i zaczęłam piszczeć ze szczęścia. Cholernie ciepła! Jestem wysoka, ale Cedric w porównaniu ze mną... Ahhh cudownie.
- Ty mała zmarzlucho - Usłyszałam ledwo przez zawinięcie się szatą rozbawiony głos Cedrica. Wystawiłam tylko śliczną twarz aby zaczerpnąć powietrza. Patrzyliśmy się dalej w ten sam punkt, co przedtem.
-... Ćwiczysz już?
- Mówisz o Turnieju? Tak, zacząłem, ale narazie nie mam pojęcia z czym będę walczyć.
Mruknęłam. Po chwili senna oparłam głowę na ramieniu Cedrica. Ten objął mnie niepewnie. Poczułam się błogo... I zasnęłam. Normalnie nigdy bym nie zasnęła przy kimś, ale przy nim czuję się zupełnie bezpieczna. Odpłynęłam...
💛💚💛💚💛💚
Kochani! Dziękuję za wasze odczyty i gwiazdki. Czasami autokorekta zmienia mi zdania i jeżeli wkrada się tego typu błąd, na pewno w niedługim czasie go zauważę i poprawię. Do następnej części!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top