[5] Czara Ognia

Następnego dnia nie dało przecisnąć się przez salę wejściową. Tłum uczniów otaczał wielki afisz ustawiony u stóp marmurowych schodów.
- Idzie prefekt, odsunąć się! - Zagrzmiałam i momentalnie zrobił się mały korytarz. Weszłam pomiędzy nich i odczytałam ogłoszenie. W piątek miały zjawić się w Hogwarcie dwie szkoły; Beauxbatons oraz Durmstrang.

Odwróciłam się do uczniów, na głos przeczytałam treść i kazałam się rozejść. Gdy już miałam iść w swoją stronę, usłyszałam rozmowę Harry'ego oraz Rona.
- [...] Diggory.
- Ten kretyn ma być reprezentantem Hogwartu?

Nie wiem dlaczego, ale zagotowało się we mnie. Twardym i ciężkim notatnikiem jaki miałam w ręku cisnęłam z gracją w głowę Rona. Już słyszałam buczenie i podniecenie Ślizgonów. Podeszłam do niego jeszcze bliżej patrząc jadowicie w oczy.
- Taki jesteś odważny Weasley? Idź do Diggory'ego i powiedz to prosto w twarz 17-latkowi - Warknęłam wrednie jak tylko mogłam. Poprawiłam krawat i wyprostowałam się patrząc na niego z pogardą.
- Gryffindor traci 10 punktów - Powiedziałam spokojnie i odeszłam od niego.

W środku byłam z siebie dumna jak nigdy, ale to, że go "uderzyłam" mogło zagrozić mojej posadzie... I tak było warto! Poszłam do biblioteki z drżącymi dłońmi, gdzie zaczęłam w wolnym czasie studiować książki.

Gdy zatopiłam się w następnej i następnej lekturze straciłam poczucie czasu, gdy nagle ciepła dłoń odbiła się na moim ramieniu.

Podskoczyłam przestraszona i natychmiast wystawiłam różdżkę w stronę tego kogoś. Ale schowałam ją tak samo szybko jak wyciągnęłam i odetchnęłam z ulgą.
- Przepraszam - Powiedziałam do Diggory'ego uśmiechając się promiennie.
- To ja przepraszam, nie chciałem Cię wystraszyć - Zaczął się szczerzyć i kontynuował - Chciałem Ci... Jakby... Podziękować? No wiesz, nie pozwoliłaś Wiep...Weasley'owi obrażać mojego imienia.

Podniosłam brew.

- Skąd to wiesz?
- Ernie do mnie przyszedł cały rozdygotany i powiedział - Rzekł Ced opierając się ręką o moje krzesło, tym samym pochylając się blisko do mojej twarzy.
- Nie musisz mi dziękować, zresztą, liczy się dla Ciebie głos Wieprzleja? Nie wstydź się używać tego przezwiska przy mnie - cicho zaśmiałam się i wpoiłam się sprytnym wzorkiem w szare oczka utkwione we mnie.
- Nie, absolutnie - Wysapał z siebie i też zaczął się śmiać.

Nastała chwila niezręcznej ciszy, ale ten przejął dowodzenie.
- Co czytasz?
- Wiesz, że sama nie wiem? Wpadło mi pod rękę - Powiedziałam wyraźnie i przewróciłam na okładkę. Odczytałam tytuł tym samym znów wracając do Cedrica oczami.
- Fajnie.. Ja będę iść... To... Pa Samanta.
- Sam.
- Dobrze Sami - Uśmiechnął się chytrze i poszedł. Gdy tylko wybiegł z biblioteki wtuliłam się o oparcie krzesła. Sami? Jeszcze lepiej...

***

Równo o 18 wraz z innymi uczniami wyszłam z zamku. Zmierzch już zapadł, było zimno i pochmurnie. Otuliłam się czarnym, puchatym płaszczem i słysząc pisk jakiegoś szóstoklasisty podniosłam wzrok na Zakazany Las.  Kiedy wielki kształt przeleciał ponad drzewami zauważyłam karocę ciągniętą przez tuzin złoto-brązowych koni wielkości słoni.

Gdy powóz wylądował na ziemię, wyszła z niego wielka kobieta oraz jej uczennice i uczniowie. Chwilę po przywitaniu Madame Maxime przez Albusa z jeziora wyłonił się ogromny statek z uczniami Durmstrangu.

Tłum uczniów Hogwartu wypełnił kamienne schody za gośćmi z Durmstrangu. Krum również tam był, zrobił wielką furorę.

Jego koledzy usiedli przy naszym stole. Ja niezbyt przejmująca się tym z zimną i opanowaną twarzą przysłuchiwałam się rozmową. Podniosłam wzrok i pomachałam lekko Cedric'owi a on mi. Wróciłam do normalnej pozycji. Zaczęła się uczta.

Krum siedział przy mnie, cały czas się patrząc, na co ja cicho zaczęłam wzdychać i jeść. Zauważyłam, jak niektóre Ślizgonki zaczęły chichotać i dotykać futer Bułgarów, na co w moim gardle stanął pudding i zaczęłam się dusić, również z zażenowania, ale natychmiast się uspokoiłam.

Victor gapiąc się w moją stronę, już zupełnie jak sroka w kość, nadstawił mi ramię.
- Nu, może chce dotknąć? - Spytał mówiąc kilka słów, a już okropnie skrzywdził mój język. Uśmiechnęłam się taktownie i kiwnęłam na tak, bo w końcu czemu nie. Przejechałam dłonią po futrze. Faktycznie, miłe w dotyku. Czując nieprzyjemny skurcz w okolicach klatki, znów spojrzałam na miejsce, na którym siedział Ced. Nie wiedziałam, że kiedykolwiek zobaczę go z takim wyrazem twarzy. Naburmuszonym, totalnie nie pasującym do Puchona.
- Hm - Mruknęłam pod nosem i zaczęłam zajadać się resztą puddingu.

W sali można było wyczuć radosne napięcie. Albus powstał ponownie i wygłosił ważne informacje na oczywiście temat Turnieju.

Filch przyniósł szkatułę na prośbę dyrektora. Spięłam się dość mocno ale z obojętną miną przyglądałam się. Skrzynka inkrustowana drogimi kamieniami połyskiwała w świetle ostatnich świec. Dumbledore wyjął różdżkę i stuknął nią trzykrotnie. Wyjął drewnianą czarę. Była pełna aż po brzegi niebiesko-białymi płomieniami, świecącymi się w każdych oczach uczniów trzech szkół.

***

Z Durmstrangu zgłosili się prawie wszyscy. Patrzyłam wraz z grupką na resztę wkładającyh karteczki ze swoim imieniem, nazwiskiem oraz nazwą szkoły do Czary. Korciło mnie, aby wrzucić tam swoje nazwisko, ale coś mnie od tego odpychało. Ostatecznie stwierdziłam, że nie wrzucę.

Zobaczyłam jak biegną moi jedyni z domu lwa przyjaciele, Fred oraz George. Uniosłam jedną brew w górę.
- A Wy co tacy rozjuszeni? - Spytałam już czując ich podstęp.
- Wzięliśmy po jednej kropli eliksiru postarzającego - Zaśmiałam się szyderczo na odpowiedź, którą jak zawsze powiedzieli chórem.
- Myślicie, że taki czarodziej jak Albus Dumbledore, dał by się nabrać na Wasze marne sztuczki? - Spytałam dalej rechocząc z ich głupoty. Ci wplotli swoje ręce w moje blond włosy, na co ja zaczęłam się wyrywać i wygrażać im, że to naruszanie nietykalności cielesnej prefekta i stracą punkty. Ci tylko złośliwie  uśmiechnęli się jak diabełki i przekroczyli złotą linię. George ryknął triumfalnie a wszyscy prócz mnie w ułamku sekundy również pomyśleli, że im się udało. Ja z wrednym uśmiechem, załamanymi rękoma oraz satysfakcją na twarzy przyglądałam się, jak zostają wyrzuceni w powietrze z siwymi brodami. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Po kilku minutach dobrej zabawy, ujrzałam jak Diggory wrzuca swoje nazwisko do Czary, po czym rzuca się w ramiona szczęśliwych Puchonów.

***

Noc duchów. Zostaną wygłoszeni kandydaci na reprezentantów szkół w Turnieju.

Pogasły wszystkie światła. Najjaśniejszym obiektem w sali była Czara. Ta nagle buchnęła czerwonymi iskrami i dyrektor złapał w dłoń kawałek pergaminu.
- Reprezentantem Durmstrangu będzie... Victor Krum - Wcale nie byłam tym zdziwiona, można było to przewidzieć. Leniwie poklaskałam w dłonie. Bułgar uśmiechając się do mnie zniknął po chwili w drzwiach przyległej komnaty. Po tym wystrzeliła następna karteczka.
- Reprezentantem Beauxbatons jest Felur Delacour! - Oznajmił.
Jeszcze leniwiej poklaskałam w dłonie i popatrzyłam jak ćwierć wila która strasznie mnie irytowała i zupełnie nie przypadła do gustu również weszła do komnaty. Teraz moje wewnętrzne pobudzenie sięgało zenitu. Ścisnęłam szatę w rękach. I ostatni pergamin...
- Reprezentantem Hogwartu jest Cedric Diggory! - Na to słowo pisnęłam głośno i zaczęłam klaskać w dłonie tak mocno, aż do momentu, gdzie całe pokryły się czerwonym kolorem. Poczułam urocze motylki w brzuchu. Ced wstał z miejsca i idąc szczęśliwy mrugnął do mnie radośnie i zniknął w niedługim czasie.

Chcąc już kończyć, Dumbledore nagle odwrócił się gwałtownie za siebie. Otworzyłam szerzej oczy. Przecież... To miałbyć już koniec... Zostali wybrani trzej uczestnicy, a Czara... Jakby zmieniła zdanie.... Znów się zapaliła i... Następny pergamin.
- Harry Potter.
- Oszust - Syknęłam nie wierząc jeszcze w to, co usłyszałam...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top