[4] Pająk


W ciągu ostatnich dwóch dni nie wydarzyło się nic ciekawszego, no może prócz nauczyciela Obrony przed Czarną Magią, zamieniającego Draco w białą tchórzofretkę...

Wybudziłam się z odziwo błogiego snu. Koszmar tym razem się nie przyśnił. Wstałam ledwo z łóżka szczekając cicho zębami i podeszłam do lustra, pocierając dłonią o ramię. Czemu akurat nasze dormitorium musi być w lochach? Jestem taka zimna...

Przeczesałam szczotką włosy i przeniosłam się na szafę. Ubrałam białą koszulę z kołnierzykiem, krawat w barwach mojego domu, czarną spódnicę i pończochy w tym samym kolorze. Koszulę wcisnęłam delikatnie do spódnicy i rękawy zawinęłam na wysokość dobrze ukrwionych łokci.

Z kieszonki wyszedł niespodziewanie nieśmiałek, na którego widok natychmiast się uśmiechnęłam. Jeszcze zwierzęta potrafiły wzbudzić we mnie przyjemne odczucia. Wzięłam go delikatnie jak tylko mogłam na palce i uniosłam w górę.
- Miałeś zostać z braćmi - Syknęłam cicho, zerkając w dół. Przesunęłam nogą skórzaną walizkę głębiej pod łóżko. Westchnęłam przysłuchując się jego pisków żalu w moją stronę.
- I właśnie dlatego oskarżają mnie o faworyzowanie... - Wcisnęłam go do kieszonki patrząc na zegarek, oplatający nadgarstek. Muszę już wychodzić. Dzisiejsze lekcje mamy mieć z Puchonami...

Wyszłam pospiesznie z dormitorium w obawie, że spóźnię się na zajęcia z szalonookim Moody'm. Odwróciłam się za siebie ostatni raz sprawdzając, czy czegoś nie upuściłam i wtedy poczułam, jak z kimś zderzam się z całej siły.

Upadłam i usłyszałam, jak książki rozsypują się wokół mnie.
- Uważaj jak leziesz - Syknęłam niczym żmija i zaczęłam zbierać książki jeszcze siedząc na ziemi.
- P-przepraszam, to taka moja puchońska niezdarność - Usłyszałam miły głos... Cedrica.

Chłopak zaczął pomagać mi zbierać książki i gdy chcieliśmy podnieść jedną i tą samą, otarliśmy o siebie swoje dłonie. Moja, zimna jak lód spotkała się z przyjemnie ciepłą. Wtedy dopiero podniosłam wzrok.

Siedziałam tak jak w jakimś transie z lekko rozchylonymi ustami oraz wlepionymi oczami w Puchona. Ten złapał się ręką za kark i uśmiechnął niezręcznie. Gdy włożył do mojej torby ostatnią lekturę, podał mi dłoń. Chwyciłam za nią i podniosłam się z ziemi. Chłopak wręczył mi do ręki torbę, a ja zarzuciłam jej pasek na ramię.
- Dzięki - Powiedziałam krótko, na co ten tylko obdarzył mnie swoim zniewalającym uśmiechem. Razem poszliśmy do sali lekcyjnej...

Usiadłam w ostatniej ławce zerkając na Cedrica. Jeszcze chyba nie miałam tak blisko niego twarzy. Czułam jego świeży oddech... Kiedy nikt nie patrzył uśmiechnęłam się wesoło. Wszyscy myślą o mnie jako osobie nie czułej, ale prawda jest inna...

***

Moody zaczął wydzierać się tak, że wszyscy momentalnie zamilkli. Nauczyciel pokazywał nam zaklęcia nie wybaczalne na... pająku. Większość ludzkości najchętniej wytępiła by zwierzęta te co do ostatniego, ale ja, dziecko drugiego pokolenia Newtona, podniosłam się z krzesła i krzyknęłam na niego.
- Jego to boli! Dość! - Moody podniósł na mnie zarówno te czarne, paciorkowate oko jak i jaskrawoniebieskie... Podszedł do mnie i wystawił dużą dłoń z pająkiem. Spytał się, czy podam mu ostatnie zaklęcie. Krzywiąc mocno twarz w smutny wyraz kiwnęłam na nie.
- Avada kedavra! - Z końca jego różdżki wystrzeliło zielone światło.

Zwierzę padło martwe.

Zaczęłam patrzeć pusto w jego martwe ciałko. Poczułam jakbym się zapadała. Nie chodziło o samą śmierć nic nie winnego pająka, a o światło... Takie samo jak w śnie. Spakowałam się i z hukiem opuściłam salę na nic nie zważając.

Pobiegłam do łazienki i natychmiast odkręciłam zimną wodę. Ochlapałam sobie całą twarz, ciężko oddychając i czując, jak serce skacze mi do gardła. Ciepła krew wypełnia jedno z moich  nozdrzy i spływała beztrosko, od nosa do dołu ust. Rękoma oparłam się o umywalkę i trzęsąc się spojrzałam w lustro. Prócz mojej twarzy, która całkowicie zrobiła się blada, zauważyłam również wysoką postać. Odwróciłam się, dalej trzymając umywalki.
- Co się stało? - Spytał poważnie z niepokojem Cedric.
- Nic... - Aby na niego nie patrzeć spojrzałam na mokrą podłogę - Naprawdę nic...
Ten popatrzył na mnie smutnie i zaciągnął rękaw swojej szaty. Wytarł mi nos i uśmiechnął się.

Wiem, że coś sobie chcę przypomnieć gdy na niego patrzę, dusi się to we mnie i chce się wydostać, ale nic... Nic nie mogę. Poczułam się bezsilnie i po prostu go przytuliłam. Tego potrzebowałam, aby wzmocnić się na duchu. Bardzo, naprawdę bardzo dawno miałam okazję kogoś uściskać. Ten zdziwiony również mnie przytulił ze spokojem. Delikatnie chwycił za moje włosy i skierował do szyi usta z troską. Poczułam na niej jego ciepły oddech.
- Oh kochanie... - Wyszeptał.

Po chwili odpuściliśmy siebie z uśmiechem. Oboje czerwoni na twarzach. Zdecydował się na naprawdę odważny ruch, jeszcze nikt w życiu nie dotknął mnie w taki sposób.
- Wracajmy na lekcje - Odezwał się po chwili lekko zmieszany. Skinęłam głową na dobrze. Wróciliśmy na nie powolnym krokiem.

Próbowałam na nikogo nie zwracać uwagi. Chciałam, aby ten dzień zakończył się jak najszybciej... Mając zamknięte oczy przez resztę lekcji po kryjomu przejeżdżałam dwoma palcami po punkcie na mojej szyi, na której wcześniej poczułam tkliwe muśnięcie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top