[3] Powrót do Hogwartu
Cała sytuacja na ostatnich mistrzostwach przerastała Ministerstwo. Nikt nie wiedział kto wyczarował mroczny znak, jak nazywały się osoby które wyrządziły popłoch, ale wiadome było jedno... Byli to Śmierciożercy. Czarny Pan znów musiał odzyskiwać swoją moc.
Posępnie zaczęłam pakować rzeczy. W powietrzu już było czuć gorzki zapach kończących się wakacji. Nagle do pokoju wleciała mi piękna, szmaragdowa sukienka z delikatnym wcięciem na dekolcie i talii. Wzięłam ją do rąk i patrząc w lustro przyłożyłam do swojego ciała. Pasowała idealne do mojej figury a ubarwienie tkaniny wyśmienicie komponowało się z moimi przeszywającymi, kocimi oczami. Już chciałam się zapytać czemu akurat teraz ją dostałam, ale wyprzedziła mnie karteczka. Zakup był potrzebny, ponieważ sukienka figurowała na tegorocznej liście.
***
Ekspres Londyn-Hogwart, ze swoją lśniącą, czerwoną lokomotywą stał już przy peronie. Wszyscy byli w podłych nastrojach... Deszcz lał nie ubłaganie, więc czym prędzej weszłam do środka pociągu i zajęłam miejsce przy oknie.
W dość niedługim czasie przysiadli się moi przyjaciele, w tym naprzeciwko mnie Olivie Black. Nigdy nie czułam się źle w towarzystwie moich przyjaciół, ale kiedy uświadamiałam sobie, że jestem jako jedyna półkrwi, odczuwałam nie miłe uczucie w żołądku... Nigdy nie wstydziłam się mojego statusu krwi, ale było to jednak kłopotliwe w Slytherinie.
Po krótkiej rozmowie zaczęłam patrzeć w okno, obserwując rozpędzone kropelki deszczu uderzające w okno, po czym spływające po nim w równie szybkim tempie przez rozpędzony pociąg. Wzięłam do rąk gazetę z "Proroka codziennego" aby poczytać dla uciechy kolejny stek bzdur od Rity.
- Psst, Sam, Diggory na Ciebie patrzy - Usłyszałam szept przyjaciółki. Nie zamykając gazety podniosłam spokojnie wzrok i popatrzyłam w nią śmiertelnie. Odwróciłam powoli głowę w kierunku drzwi. Faktycznie. Na twarzy Cedrica zauważyłam szkarłatny rumieniec, przez który natychmiast poszedł do innego wagonu. Zakrywając sobie twarz zaczęłam śmiać się cicho i wróciłam do żmudnego czytania...
***
Wysiadając z pociągu poprawiłam sobie lśniącą na mojej prawej piersi odznakę prefekta. Wsiadłam do karocy ciągniętej przez testrale i ruszyłam prosto do zamku. Tak, jako jedna z nie wielu uczniów Hogwartu widziałam je. Określono te stworzenia jako pechowe, ale osobiście nigdy tak nie uważałam. Są inne, to prawda, ale właśnie to zawsze mnie do nich przyciągało. Ich oryginalność.
Przejechałam szybko dłonią po kościstym pysku konia i uśmiechając się pod nosem weszłam do środka, prawie cała przemoczona przez nawałnicę. Wysuszyłam się za pomocą zaklęcia i zaśmiałam wrednie, patrząc jak Irytek spuszcza Ronowi na głowę czerwony balon wypełniony wodą.
Zaczęłam zgarniać wszystkich Ślizgonów, po czym usiedliśmy przy naszym stole. Poklepałam po ramieniu Diabła i siadając obok niego, rozejrzałam się. Wielka Sala jak zawsze była pięknie przyozdobiona a na stołach leżało mnóstwo potraw różnego rodzaju.
W pewnym momencie uczty Albus zaczął przemawiać. Zatrzymał się na zdaniu gdzie tłumaczył, że nie będzie rozgrywek o Puchar Quidditcha, drzwi wielkiej sali rozwarły się z hukiem. Wszedł jakiś mężczyzna, spowity czarnym płaszczem. Gdy doszedł do Albusa, świece unoszące się w powietrzu oświetliły jego twarz. Była zupełnie nie podobna do niczego i brzydka... Gdy człowiek zamienił słowo pół głosem z dyrektorem, zasiadł na krześle i Dumbledore przedstawił go uczniom jako nowego nauczyciela OPcM.
- W ciągu nadchodzących miesięcy będziemy mieli zaszczyt być uczestnikami bardzo podniecającego wydarzenia, wydarzenia, które nie miało miejsca już od ponad wieku. Mam wielką przyjemność oznajmić Wam, że w tym roku odbędzie się w Hogwarcie Turniej Trójmagiczny!
Jego głos zabrzmiał w całej sali. Krzyk ekscytacji rozniósł się wszędzie.
Oczarowanie w większości prysło momentalnie, gdy oznajmiono, że startować mogą osoby wyłącznie, które skończyły siedemnaście lat. Nagle spotkałam się wzrokiem z Cedric'em. Uśmiechnęłam się lekko. I ja i on mieliśmy wystarczająco lat, aby zgłosić się. Czuję dziwne uczucie i słyszę podświadomy głos... Że może nie powinnam tego robić?
***
Zabrałam do naszego dormitorium Ślizgonów. Jako już jedyna weszłam do opustoszałego pokoju wspólnego i wzdychając głęboko usiadłam w fotelu. Zaczęłam tkwić wzrokiem w zielonym płomieniu rzażącym się w kominku i pożerającym kawałki drewna. Przebiegły mnie nie przyjemne dreszcze. Przypomniałam sobie o śnie. Kolor był bardzo zbliżony do tego błyskającego się w oczach... Ale w jakim kolorze? Może to by mi coś ułatwiło? Chciałam o nim zapomnieć całkowicie a gdy teraz zaczęłam nie potrzebnie go rozpatrywać, poczułam żelazną pięść odbijającą się na sercu... Zimnym sercu. Nie odczuwającego już ciepła i miłości. Chciałabym mieć przy sobie kogoś, kto rozpalił by płomyczek... Otarłam się otwartą dłonią po twarzy i poszłam spać. Sztywno leżąc na łóżku wpatrywałam się w sufit.
Sama nie chciałam spać, aby nie śnić... Ale potrzeba odpoczynku organizmu już przewyższała wszystko i przewracając się na bok, pomyślałam.. O Diggory'm? Przyprawia mnie o miłe uczucia... Zresztą, kogo nie? Ma coś w sobie, sam jego styl bycia poprawia humor. Uśmiechnęłam się szeroko i odeszłam w krótkiej chwili do krainy snów...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top