[12] Drugie zadanie

Upojny, deszczowy wieczór spędzaliśmy wraz z Cedric'em w mocno odosobnionym miejscu w bibliotece. Oboje nie przepadaliśmy za tłumami oraz gwizdaniem w naszą stronę przez innych uczniów, dla przykładu, gdy przechodziliśmy oboje przez szkołę. Od tamtego zdarzenia na balu naprawdę zrobiło się o nas głośno...

Szukaliśmy chociażby tropu, jak wytrzymać tyle czasu pod wodą. Jedyne, co chłopak w tej chwili wiedział, to jak obronić się przed druzgotkami i innymi stworzeniami spoczywającymi na dnie jeziora Hogwartu.
Opierając głowę na swojej dłoni i siedząc na stołku, podniosłam zielone oczy w stronę Ceda, siedzącego na krześle na przeciwko mnie.

Uśmiechnął się i odłożył kolejną książkę na stos innych. Nabrał po cichu powietrza i skierował ku mnie swoje usta. Powoli przysunęłam do niego twarz, a gdy miał już nastąpić pocałunek, wcisnęłam między nasze twarze książkę z szyderczym chichotem.
- No wiesz co?
- Za bardzo rozpraszam Cię moją osobą. Powinieneś skupić się na zadaniu - Powiedziałam kładąc podręcznik o zaklęciach na kolana.

Pocałunek podczas wysublimowanego tańca zapieczętował nasz związek. Teraz to, oraz scena na Wieży Astronomicznej zastąpiła mi ciągły koszmar o śmierci jakiegoś chłopaka, kojąc tym samym mój umysł i przynosząc ogromną ulgę. Co dziwne, Cedric... Czasami bardzo mi go przypomina...

Wzdrygam się niezauważalnie i patrzę na naburmuszonego chłopaka, który krzyżuje swoje ręce i opada plecami na oparcie krzesła.
- Uwielbiam Was w takich wymownych minach.
- "Was"?
- Puchonów.
- Nie rób z nas miękkich, ciepłych kluch, my też się wyzywamy, bijemy i przeklinamy - Powiedział tonem wyraźnie z nutą poirytowania, ale dla mnie zabrzmiało to jak najbardziej uroczy ton głosu, jaki tylko może istnieć na świecie. Zaśmiałam się zarumieniona na ciepłych policzkach i zakryłam swoją twarz starą kartką, słysząc długi wark Ceda.

Nagle ucichł, więc wystawiłam tylko oczka.
- Co? Już przestałeś się gniewać?
Cedric zabrał mi kartkę, najwyraźniej oderwaną z jakiejś lektury. Intensywnie zaczął ją wertować.
- Chyba już wiem, co robić. Skąd wytrzasnęłaś tą kartkę?
- N-nie wiem, wpadła mi pod rękę...
Diggory spojrzał na mnie.
- Oj kochanie - Na jego twarzy zaczął pojawiać się ogromny uśmiech i ścisnął mnie za talię szczęśliwy, ściągając ze stołka i tuląc do siebie.

Pisnęłam cicho i przez potknięcie się poleciałam na jego kolana. Zaczęłam się rumienić patrząc przez swoje ramię na jeszcze bardziej purpurowego chłopaka, który niespokojnie zaczął jeździć dwoma palcami po wewnętrznej stronie kołnierzyka, tak, jakby miał się oblać potem.
- Wygodnie - Stwierdziłam biorąc do swoich dłoni kartę, sądząc po kolorze i brązowych plamach na tak starą, że ledwo co można było się doczytać druku.
~ Bubble-Head Charm — zaklęcie, którego zadaniem jest stworzenie dużego bąbla wypełnionego powietrzem wokół głowy. Czar przydaje się w miejscach, gdzie świeże powietrze jest na wagę złota, czyli np. w wodzie lub gdzieś, gdzie panuje bardzo niemiły zapach ~ Przeczytałam w myślach.
- Więc mamy kolejne rozwiązanie - Powiedziałam ze szczęśliwym westchnieniem czując, jak Cedric kładzie głowę na moim ramieniu.

Zaczął noskiem jeździć po szyi, którą natychmiast odchyliłam, zezwalając na przyjemne ruchy od strony chłopaka. Przymknęłam oczy.
- Ty zawsze jesteś taki spokojny? Nawet przy smokach nie wyglądałeś na przejętego tym ważnym i niebezpiecznym wydarzeniem.
- Sam, ja naprawdę próbuję być opanowany. Nie pokazuje tego po sobie, ale jest mi czasami ciężko. Denerwuję się jak każdy przy Turnieju, ale mając Ciebie przy sobie... Jest mi znacznie lepiej. Nie czuję się osamotniony w tym wszystkim. Fakt, mam mnóstwo przyjaciół, ale czym są przy tej jednej osobie, przy której każdy dzień jest jeszcze piękniejszy od poprzedniego? Wszystko staje się szczęśliwsze, nabiera sensu. Czujesz przy tej osobie, jakbyście istnieli tylko wy. I wiesz co? To właśnie my jesteśmy tymi osobami. Dopełniającymi się nawzajem. Oddającymi sobie miłość i dostając w zamian opiekę, troskę, poczucie bezpieczeństwa, szczęście.... - Powiedział rozpromieniony i musnął moją szyję.

Uśmiechnęłam się słuchając jego melodyjnego głosu i tak ważnych zdań wypływających z jego ust, spoglądając w dół, na nasze nogi. Odwróciłam się do Cedrica dalej będąc na jego kolanach. Znów złączyliśmy się wzrokiem. Ma rację. Przy nim wszystko staje się takie... piękne.

I po raz kolejny, nie musieliśmy używać słów. Wyrażaliśmy wszystko za pomocą naszych uśmiechów, gestykulacji ciała i patrzącym ku sobie oczom. Bardzo przyjemnie musnęłam jego dolną wargę, aby zaraz wpoić się w usta Puchona na długi czas. Uczucie płonące w naszych ciałach, doznania, jakie odczuwaliśmy w takich momentach, były czymś niesamowitym. Wachlarz zestawień uczuć, jakim darzyliśmy siebie nawzajem był olbrzymi. To nie były zwykłe pocałunki szczerej miłości. To było coś na rodzaj cielesnej sztuki, uniesień, coraz to bardziej subtelnych, wylewnych a z czasem coraz bardziej gorących. Przyjemna atmosfera ciepłych świateł wydobywających się z lamp naftowych oraz deszcz niepohamowanie bijący w okna, podsycał nasze rosnące pożądanie.

Po dobrych dziesięciu minutach pieszczot wspólnych warg i języków, oderwaliśmy się od siebie przez bardzo silny ból policzków. Moją uwagę przykuł lśniący, ładny żuczek, buszujący na jasnych włosach Cedrica. Zaśmiałam się i wzięłam go na dłoń przyglądając się mu.
- Ciekawe, skąd tu się wziąłeś malutki - Schowałam go do kieszeni uśmiechnięta - Powinniśmy przećwiczyć za - Cedric przysunął palca do moich ust i ucałował w czoło.
- Mamy jeszcze trochę czasu. Zajmiemy się tym jutro - Ścisnął mnie czule za dłoń i razem wybiegliśmy z biblioteki. Chwyciłam się za kieszeń... Żuk zwiał.

***

W przeddzień drugiego zadania, uciążliwie męczyłam Cedrica, aby wyćwiczył zaklęcie jak najlepiej. Siedząc na jego łóżku w dormitorium i zajadając się ciastkami, dalej czytałam o zaklęciu bąblogłowy.

Pokój wspólny Borsuków w tym jego osobny, jest naprawdę prześliczny. Jest tu bardzo ciepło, przeważa kolorystyka żółci oraz czerni, roi się od wszelakich roślin i kwiatów, a zapach łączący się z pyłkami zapachowymi, cynamonem i miodem jest wręcz niebiański. Do tego mają na tym samym korytarzu co wejście od dormitorium kuchnie, przez co już wiem, jak się do niej zakradać i podjadać w nocy różne rzeczy od skrzatów.
- Jeszcze raz - Powiedziałam wciskając w swoją buzię kolejne ciastko z kawałkami czekolady i wyciągając różdżkę. Słysząc jęk żalu Puchona parsknęłam śmiechem.
- Żeby Ci tylko to ciastko w gardle nie stanęło - Zaczął opryskliwie.
- Ty byś chciał, aby tak się stało.
- Przynajmniej byś mnie nie męczyła - Powiedział szykując się na odsiecz z mojej strony z rechotem na ustach, zwijając się lekko pod ścianę. Ja w sekundę cisnęłam w niego poduszką.

Po kilkunastu powtórzeniach, Cedric specjalnie zachwiał się na nogach i wylądował tyłem głowy na moje uda. Patrzył na mnie leżąc tak z szerokim uśmiechem na twarzy i od czasu do czasu dostawał pstryczka w nos.
- Dasz sobie radę. Jesteś zbyt uzdolnionym czarodziejem, żeby Ci się nie udało.
- Przestań słodzić, bo jeszcze się wzruszę - Udawał, że mu nie dobrze. Znów go walnęłam delikatnie z uśmiechem i usłyszałam, jak ktoś walnął twarzą w drzwi. Oboje natychmiast zwróciliśmy głowę ku nim i usłyszeliśmy ciche przekleństwa mówione pod nosem.

Rozległo się pukanie.
- Proszę - Powiedział donośnie Ced, dalej leżąc na moich nogach. Przez drzwi wszedł Zachariasz. Chociażby on skreśla stereotypy o Puchonach. Nie raz głośno awanturował się na przerwach, miałam niezłą zabawę widzieć takich uczniów w negatywnych emocjach.
- McGonagall Ciebie wzywa Scamander - Powiedział chłopak z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Mnie? Dlaczego?
- Nie wiem... Muszę odprowadzić Ciebie do niej.
Wstałam z łóżka i pochylając się dalej nad leżącym Cedric'em ucałowałam go w czoło.
- Zaraz wracam - Powiedziałam do Cedrica i mrugnęłam do Smitha, który na to ciężko przełknął ślinę i poprawił sobie krawat.

Pov Cedric.

Ale Samanta nie wracała przez godzinę, dwie, trzy, aż do następnego dnia. Strasznie się zamartwiałem, że mogło jej się coś stać, gdy szła do profesor, ale przecież był przy niej mój kumpel, który nic by jej nie zrobił... Natychmiast to zgłosiłem, ale zupełnie mnie olano i powiedziano, że z nią jest wszystko dobrze.


Wściekły i zdenerwowany wraz z innymi reprezentantami poszedłem po łagodnym zboczu do jeziora, gdzie trybuny wznosiły się nad przeciwległym brzegiem. Podniosłem twarz na nie. Nie było na nich już żadnego miejsca, panował niesłychany gwar, tak, jak przy pierwszym zadaniu. Stanąłem nad krawędzią wody wraz z Fleur i Krumem. Brakowało tylko Harry'ego, na co większej uwagi nie zwróciłem. Obracałem się co chwilę nerwowo, poszukując wzrokiem Sam... Ale nigdzie jej nie było. Wzdychając ciężko skierowałem buzię na dół i obserwowałem taflę wody, w której odbijał się mój obraz.


Stałem tak ubrany w czarne kąpielówki i czarno-żółtą koszulę. Wyobraziłem sobie rechot Sam na mój widok i jak wiadomo jej codzienne uszczypliwe komentarze, które tak bardzo kocham... Widzę, jak Harry biegnie do sędziów na całej prędkości. Nasz Potter w końcu się zjawił. Cudownie... Nagle poniósł się tubalny głos.
- Zatem nasi reprezentanci są już gotowi do drugiego zadania, które rozpocznie się na mój gwizdek. Mają dokładnie godzinę na odzyskanie tego, co utracili - C-co? Zanim zdążyłem cokolwiek pomyśleć, Bagman zagwizdał. Wskoczyłem natychmiast do wody, wyczarowując duży bąbel powietrza wokół głowy. Gdy zacząłem płynąć w lodowatej wodzie uzmysłowiłem sobie, że to, co "zostało mi zabarane", mogło być Sam.

Woda piekła nie miłosiernie w skórę, ciśnienie, gdy człowiek spływał coraz bardziej w dół było nie do wytrzymania. Czułem pulsującą tętnicę na mojej skroni, ale mając w głowie cały czas obraz mojej biednej Scamander w czymś takim, tylko napędzał mnie do działania.

~ Aby zgubę odzyskać, masz tylko godzinę, której nie przedłużymy choćby i o krztynę ~ Dzwoniło mi w uszach od tej myśli.

Zacząłem płynąć w głąb wielkiego, mrocznego rowu, w którym nawet nie widziałem dna. Czy to dobry pomysł aż tak głęboko spływać? Kierować się przeczuciem? Cisza stawała się coraz bardziej uciążliwa, zacząłem słyszeć nawet swoje bicie serca. Patrząc na boki zauważyłem coraz więcej różnych rzeczy wokół mnie. Większość była tylko mułem bądź czarnymi wodorostami, a srebrne rybki migiem przepływające przede mną wyglądały jak błystki. I niestety ani śladu po Sam. Płynąłem coraz głębiej.

Nareszcie zauważyłem przed sobą wielką skałę, pośród zielonkawej wody. Zacząłem ją oglądać, jakbym szukał wskazówki, ale prócz obrazu trytonów z włóczniami polujących na wielką kałamarnice nic nie dostrzegłem.

Z paniki zacząłem kręcić się w kółko, woda była tak rzadka i mętna, że nie widziałem, czy cokolwiek jeszcze zobaczę, czy może popłynąłem stanowczo za daleko, czy utknąłem w tym samym miejscu...

Wiedząc, że połowa czasu już dawno minęła, poczułem nie przyjemny ucisk w klatce piersiowej. Boję się, że nie poradzę sobie, nie odnajdę Sam.... Nie dość tego, moją kostkę opięło coś nieprzyjemnego. Druzgotek, demon wodny zacisnął się mocno i za nic nie chciał puścić. Wyciągnąłem różdżkę, krzycząc ledwo w jego stronę zaklęcie, a ten oszołomiony puścił. Płynąłem ile sił w nogach tam, gdzie słyszałem śpiew trytonów. Nagle ukazały mi się prymitywne, kamienne domostwa, całe porośnięte algami. Trytony wyglądały zupełnie inaczej, niż sobie to wyobrażałem i widziałem na obrazie w łazience prefektów, ale to nie na tym teraz się skupiałem, choć ich srebrne, potężne rybie ogony oraz dość odpychający wygląd przykuwały uwagę.

Podpłynąłem nieco dalej i w ten ku mojej niewiarygodnej ekscytacji i szczęścia dostrzegłem obraz mnóstwa trytonów wokół posągu olbrzymiego przedstawiciela ich gatunku. Do kamiennego ogona przywiązane były cztery... Osoby. Natychmiast wśród nich spostrzegłem Samantę oraz Harry'ego.
- Zabłądziłem! - Powiedziałem z przerażoną miną do Harry'ego - Fleur i Krum już tu płyną!
Wyciągnąłem z kieszeni ostry nóż i umiejętnie rozciąłem linę, do której przywiązana była Sam. Chwyciłem ją pewnie pod ramiona i zacząłem płynąć na samą górę z uczuciem odprężenia. Zerknąłem na bladą twarz dziewczyny.
~ Już zaraz będzie dobrze... ~ Pomyślałem.

Widząc powoli rozbłyski światła słonecznego zdałem sobie sprawę, że już za moment się wynurzę. Czułem, że bąbel z powietrzem powoli zaczyna się kończyć, a moje rysy szczęki wracają do normy. Ostatnimi siłami, gdy czułem, że moje mięśnie zaraz opadną i nie pozwolą na kolejne ruchy, wierzgnąłem nogami i... Wynurzyłem się z wody, wraz z kaszlącą Samantą w ramionach, przy ryku tłumu na trybunach. Patrząc, jak dziewczyna wypluwa z siebie porządny strumień wody, uśmiechnąłem się i pomogłem jej dopłynąć na brzeg.

Na nim natychmiast zostaliśmy otuleni ręcznikami i aby było nam jeszcze cieplej, mocno przytuliłem do siebie moją dziewczynę, głaszcząc ją po ramieniu. Wtedy dopiero zdałem sobie sprawę, że jako pierwszy dotarłem! Przyswajając do głowy tą myśl, wziąłem na ręce Samantę.
- Wiedziałam, że Ci się uda - Mocno objęła mnie w pasie i potarła dwa razy polikiem po moim torsie, wywołując w ten sposób nagły przypływ gorąca. Pani Pomfrey dalej przykrywała nas grubymi kocami i wlewała w nasze gardła porcję gorącego wywaru. Obserwowaliśmy ciasno przy sobie stojący, jak kolejno z tafli lodowatej wody wyłaniają się zawodnicy. Zaraz po nas wyłonił się Victor z Hermioną, a po czasie... Harry z Ronem i małą dziewczynką, najprawdopodobniej siostrą Fleur! Ta w histerii zaczęła się dziko wyrywać do swojej siostry. Jak widać, nie dała sobie rady z Druzgotkami i odpadła z gry. Ale na szczęście nic jej siostrze nie jest...

~ Kontynuacja Samanty ~

Uśmiechnęłam się promiennie do Cedrica i znów zauważyłam żuka, tym razem na głowie Hermiony. Pokazałam po kryjomu na nią palcem.
- Te zwierzęta mnie prześladują - Powiedziałam chichocząc wraz z Cedem.

Grupka Puchonów i Ślizgonów zwężyła się wokół nas i zaczęła zagadywać, gratulując Cedric'owi pierwszego przypłynięcia. Swoją drogą, zauważyłam, że te dwa, zupełnie odmienne domy z zupełnie innymi priorytetami w życiu zaczęły się... Dogadywać. Puchoni w końcu wcześniej nie przepadali za Ślizgonami, ale od początku naszego związku... naprawdę wiele się między nami zmienia. Domy coraz częściej rozmawiają ze sobą, poznają, Ślizgoni są wyjątkowo wobec Puchonów tolerancyjni i na odwrót... To niebywałe i wspaniałe. Cicho, bo jeszcze zaraz podmienię im szaty i od dnia dzisiejszego dom Salazara będzie preferował cieplejsze kolory...

Powstrzymując się od parsknięcia śmiechem, na wyobrażenie w swojej głowie takiego widoku, przypuśćmy Zabini'ego czy Malfoy'a z pasiastym, żółtym krawatem i uroczymi, pulchnymi policzkami, popatrzyłam na Albusa pogrążonego w żywej rozmowie z prawdopodobnie wodzem Trytonów, gdy nareszcie wyprostował się i odwrócił do reszty.
- Myślę, że przed przyznaniem punktów musimy odbyć naradę.
Spotkaliśmy się wzrokiem z Cedric'em.

No tak. Harry przecież wydobył dwóch zawodników, pomijając fakt, że po czasie. Powinien otrzymać jakieś dodatkowe punkty, było mu znacznie trudniej.

Zagrzmiał głos Ludona Bagmana tak ogłuszająco, że wszyscy podskoczyli. Czekałam zaciskając pięści pod kołdrą na wynik Diggory'ego. Szef Departamentu Magicznych Gier i Sportów ogłosił, iż Delacour zdobyła dwadzieścia pięć punktów. Następie przyszła na kolej Cedrica.
- [...] Pan Cedric Diggory, który również użył zaklęcia bąblogłowy, pierwszy powrócił ze swoją zakładniczką, choć przekroczył o minutę limit czasu - Ogłuszające brawa zarówno Puchonów jak i większej części Ślizgonów poniosły się na całe trybuny - Dlatego przyznajemy czterdzieści siedem punktów.

Natychmiast zawisnęłam na szyi chłopaka. Poczułam przypływ szczęścia. Cieszenie się z czyjegoś sukcesu jest bardzo ważne i cenne. Cieszmy się z sukcesów, radości bliskich, bo to część naszego życia. To dbanie o wspólne relacje, wzajemne dopingowanie i budowanie poczucia szczęścia w sobie.

Harry przez przypłynięcie z dwoma zawodnikami, otrzymał tylko dwa punkty mniej od Cedrica. Krum ku niezadowoleniu Igora zajął przedostatnie. Ogłoszono również, że trzecie i zarazem ostatnie zadanie odbędzie się dwudziestego czwartego czerwca o zmierzchu. To, co będzie ich czekać, dowiedzą się miesiąc wcześniej.

***

Po ubraniu się w suche ciuchy, zaczęłam mocno przytulać Cedrica, przy obrazie dużej gruszki, gdzie znajdować się miała kuchnia.
- Jesteś taki dzielny - Powiedziałam ze szczerym uśmiechem na ustach całując go pod szczęką.

Nagle usłyszeliśmy oboje buczenie Puchonów. Zaczerwieniłam się ze złości, podobnie jak Ced. Usłyszeliśmy ich cichy śmiech i zaczęli czochrać Cedrica po włosach.
- Powiesz pannie Scamander - Rickett ukłonił się w moją stronę entuzjastycznie - Czy my powiemy?
Cedric przewrócił oczami.
- Sam, chciałabyś pójść z okazji zajęcia przeze mnie pierwszego miejsca na imprezę u nas? Mogłabyś zaprosić również swoich kumpli, w końcu ich lubimy, prawda? - Podgłośnił swój głos, a Puchoni natychmiast pokiwali na tak.
- Z miłą chęcią - Odrzekłam cicho, delikatnie zakłopotana.

Cedric widząc to, zarzucił mnie na ramię i zaczął uciekać do swojego dormitorium. Ja piszcząc i śmiejąc się zaczęłam bić go delikatnie w plecy, aby puścił. Nasze wspólne szczęście wypełniło po brzegi korytarze Hogwartu...


💚💛💚💛💚💛
Osiągnęłam dzięki Wam już 219 odczytów oraz 38 głosów, za co bardzo dziękuję. Jutro rozpoczyna się dla mnie nowy rok szkolny i nie wiem, czy wstawię ostatnią część, ponieważ zastanawiam się nad napisaniem jeszcze jednej, aczkolwiek ze względu na naukę i natłoku różnych innych spraw, raczej z tego pomysłu zrezygnuję. Jednakże, doczekacie się trzynastej części już w krótce. Życzę wszystkim chodzących do szkół miłego rozpoczęcia ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top