[9] Spór i zaproszenie
Czwartkowa lekcja dobiegła końca. Cedric miał jeszcze dość dużo czasu, aby rozwiązać zagadkę złotego jaja, które za każdym razem, gdy je otwierano, wydawało z siebie potworne, ogłuszające dźwięki.
Zbliżał się Bal Bożonarodzeniowy. Tradycyjna część Turnieju Trójmagicznego, mająca za zadanie zbliżyć zagranicznych gości jeszcze bardziej do siebie. Bal był tylko dla osób chodzących do czwartej klasy i wzwyż, ale istniała możliwość zaproszenia kogoś z młodszej klasy. Odbędzie się on w Wielkiej Sali o ósmej wieczorem w dzień jak wiadomo Bożego Narodzenia. Na zewnątrz nie okazywałam poruszenia, ale wewnątrz naprawdę nie mogłam się tego doczekać.
Jednakże nie okłamujmy się - Chłopcy boją się mnie. A to głównie przez historie, jak wykręcałam dłonie każdemu, kto do mnie zarywał... Uśmiechnęłam się ledwo na wspomnienie o tamtych jakże pięknych, szczeniackich latach... Nie wiem, kto mnie zaprosi. Takowych chętnych znajdzie się naprawdę wielu, ale tylko Ci albo najbardziej głupi, albo najbardziej odważni podejdą do mnie i się zapytają.
Bardzo dużo uczniów wpisało się na listę, że zostają na święta w Hogwarcie. Wszystkie, naprawdę wszystkie dziewczyny co chwila wybuchały śmiechem, chichotały, rozmawiały co włożą na siebie na Bal... Od tego wszystkiego szczerze robiło mi się nie dobrze. Wiem o tym doskonale, że jestem "inna" ale ciągłe nakręcanie się Balem wśród uczennic już strasznie męczy...
Idąc do dormitorium prawie zderzyłam się z Bletchley'em.
- Cześć Miles.
- Cześć Sam - Próbowaliśmy siebie ominąć ale ciągle wchodziliśmy sobie w drogę. Zaczęliśmy się nerwowo śmiać aż ten złapał mnie za ramiona ciężko dysząc i przysunął do ściany.
Szeroko otworzyłam oczy.
- W-wszystko dobrze? - Spytałam przestraszona.
- Samanta - Pisnął jak dziewczynka - Czy... Czy - Dławił to w sobie.
- Bądź mężczyzną! Mów! - Walnęłam go w ramię.
- Czy pójdziesz ze mną na bal?! - Ledwo powiedział patrząc na mnie. Szczerze, nie spodziewałam się tego.
- Oh... zapraszasz mnie?
- T-taaak...
- Cóż... - Odwróciłam twarz w stronę moich drzwi - Dam Ci znać jutro, dobrze? Wiem, że to głupio czekać, ale... - Ale co? No właśnie. Tłumię w sobie nadzieję, ale nie dopuszczam jej do myśli, że zaprosi mnie Cedric. Jestem pewna, że tego nie zrobi, w końcu cały Hogwart najchętniej by z nim poszedł.
Ostatnio chodziłam jak trup, każdy to zauważył. Nie byłam już tą samą Scamander jak ja początku roku, gdy znajomość z Diggory kwitła w najlepsze. A wszystko za sprawą jednego czynnika - Cedrica przy mnie było coraz rzadziej, aż do zdarzenia, przez które zupełnie ze sobą zerwaliśmy kontakt. Jak każdy wie, Puchoni wraz z Krukonami dogadują się świetnie, a Ced... Jak gdyby mnie nie znał. Ślizgoni mają podłą reputację, kilka dni temu miałam po raz kolejny styczność z tym stwierdzeniem...
[Trzy dni wcześniej]
°
Radosna zmierzałam przez korytarze w celu spotkania się z Cedric'em. Mieliśmy razem wyjść do Hogsmeade, do Miodowego Królestwa. Rezonowałam aż pozytywną energią, ale większość jej zachowywałam dla Diggory'ego, aby przy nim się rozluźnić i pawać optymizmem. Widząc kogoś obróconego tyłem, od razu poznałam po posturze, że to Ced. Ma szerokie ramiona i szczupłą sylwetkę, poznałabym go wszędzie nawet po najdrobniejszych detalach wyglądu. Cała szczerząca się położyłam rękę na jego ramieniu podskakując.
- Hej! To co, idzie... - Przed nim stała Chang, wraz z jej grupką Krukonek. Na mój widok zrobiły krok w tył.
- Sam, nie gniewaj się, ale możemy to przełożyć? Cho zależy pójść akurat dzisiaj ze mną i paroma innymi Puchonami... - Jego głos w głowie mi się urwał, gdy patrzyłam na dziewczyny. Poczułam po raz pierwszy tak uciążliwe, gorzkie uczucie, zsuwające mi się na serce.
- A nie mogłabym pójść z Wami? - Przerwałam mu wracając wzrokiem w stronę niespokojnego chłopaka. Na moje zdanie zupełnie nie wiedział co powiedzieć, ale wyręczyła go za to Azjatka.
- Nie. Nie możesz iść do swoich Ślizgońskich przyjaciół? W końcu, żeby nie powiedzieć brzydko, za tym domem nie przepadają inne, więc po co miałybyśmy zrobić dla Ciebie wyjątek? Bałabym się, że rzucisz na mnie urok, gdybym no nie wiem, rozlała na Ciebie sok czy coś... - Powiedziała szeptem uroczym głosikiem, trzymając z tyłu swoje ręce i uroczo kręcąc nogą w ziemi. Ja dalej nie wierząc w to, co wypłynęło z jej ust przy mnie, z całej siły wbiłam jej swoją różdżkę w szyję.
- Jeszcze słowo - Powiedziałam... Łamiącym się głosem. Oczy wypełniły mi się łzami. Gdy zostałam od niej odciągnięta, popatrzyłam z żalem w Cedrica i wyszłam z Hogwartu na ścieżkę prowadzącą do Hagrida. Gdy uświadomiłam sobie, że jestem już sama, rozpłakałam się bezgłośnie. Tak, Ślizgoni też płaczą. Jesteśmy skryci, ale do pewnego momentu, gdy natłok problemów zaczyna z nas wypływać i nie dajemy sobie z tym rady. Gdy w tym toniemy. Zaczęłam wycierać poliki dłońmi prawie ich nie czując, bo przez zimno stawały się sztywne. Chwilę spacerowałam krańcem Zakazanego lasu po śniegu, tworząc w nim łzami małe tunele. Tak było mi z tym cholernie źle. Nie chodziło o to, że mnie obraziła, z takimi słowami kilka razy się spotkałam. Bolało mnie najbardziej to, że Cedric nawet nie próbował mnie bronić. Nic z tym nie zrobił. Z całej siły wzięłam kulkę śniegu i rzuciłam ją daleko przed siebie, a zaraz po tym żałośnie usiadłam na grubej warstwie śniegu. Tak prawdziwi przyjaciele nie robią...
°
- Sam, Sam! - Obudził mnie z tego okropnego wspomnienia Bletchley,
wymachując mi przed twarzą ręką.
- Co, ja? A tak... Dam znać jutro jak już powiedziałam...
- Dobrze, nie ma sprawy, nie musisz się tłumaczyć! - Powiedział tak radośnie, jakbym się zgodziła - To pa!
- Pa... - Złapałam się za głowę pocierając jej tył i poszłam do siebie.
***
Siedziałam wraz z innymi Ślizgonkami w Wielkiej Sali. Piątek. Jadłam obfite śniadanie. Czułam na sobie wzork dochodzący ze stołu Puchonów.
- Sam, zobacz, jaki Pucey napuszony - Powiedziała Olivie ze złośliwym chichotem. Mruknęłam tylko coś pod nosem nie zważając na tą informację większej uwagi.
Widząc to, Black wzięła mnie za głowę i skierowała w stronę drzwi.
- AŁA! Odbiło Ci? - Spytałam widząc faktycznie napuszonego szukającego. Szedł. Prosto. W. Naszą. Stronę.
- Black powiedz mi proszę, że to do Ciebie - Powiedziałam już delikatnie oblana potem.
- Nie - Powiedziała ciężko dusząc w sobie śmiech - Ja już z kimś idę.
- Hej Scamander - Powiedział wysoki, ciemno włosy chłopak, podchodząc do mnie zawadiackim krokiem.
- Witaj Adrian.
- Masz może ochotę pójść... Ze mną? - Spytał uśmiechnięty wskazując na siebie.
- No... - Podniosłam twarz w górę, ponieważ moją, ale nie tylko spowił mrok. Zaczęło się bardzo chmurzyć, aż w końcu runął deszcz. W Wielkiej Sali. Wszyscy byli zaskoczeni w tym ze mną. Ktoś był okropnie smutny.
Zobaczyłam, jak speszony Cedric wychodzi z Sali. Dopiero wtedy się uspokoiło...
- Wiesz, zastanowię się, a teraz zejdź mi z oczu - Warknęłam do radosnego chłopaka a ten kiwnął energicznie na dobrze i prawie w podskokach odszedł.
- Ile dni będziesz ich spławiać? - Spytała się mnie młodsza przyjaciółka.
Prychnęłam.
- A Ty niby z kim idziesz?
- Z Draco...
Poruszyłam znacząco brwiami i wybuchając śmiechem dostałam od niej gazetą w tył głowy.
Wzięłam ją zaciekawiona, jakie idiotyzmy znów tam napisali i otworzyłam. Przestałam oddychać czując, jak tętno mi przyspiesza. "Prorok codzienny" z dopiskiem mnie oraz Hermiony na następnych stronach, podobno zaplątane w romanse z reprezentantami. Krew zaczęła we mnie się gotować, odczytując kawałek o mnie i o Cedricu, oglądając przez sekundę poruszające się zdjęcie, przy którym przytuliłam go, po pierwszym zadaniu.
Gdybym zobaczyła ten artykuł kilka dni wcześniej, albo gdyby Cedric stanął w mojej obronie podczas sporu z Cho, zaśmiałabym się tylko z tego, co napisała. Ale teraz nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Wzięłam głęboki wdech i kopnęłam z całej siły w stół. Stuknęłam w szklankę i wchodząc na ławę, popatrzyłam na uczniów w Wielkiej sali.
- Jeśli wierzycie tej kobiecie - Uniosłam gazetę w górę - to równie dobrze możecie nie odzywać się do mnie nigdy więcej. To zwykłe bujdy. Kto wierzy w te nędzne wypociny pokazuje, na jakim poziomie intelektualnym się znajduje. Nikt nie jest w stanie zdefiniować tego, co w danym momencie czuję do drugiej osoby. W tym przypadku naszego reprezentanta. Nikt nie powinien się w to wtrącać, bo zwyczajnie nie ma prawa. Robiąc coś takiego, Rita jeszcze bardziej poniża siebie, w tym jej karierę. Zapewniam Was, że jako prefekci, ja wraz z Diggorym dogaduję się, a raczej dogadywałam wspaniale, ale nikt ani nic nie narzuci mi, że go kocham, skoro nie wie, czy tak naprawdę jest. Nie dajcie się jej prowokować i uważajcie na to, co mówicie, bo wszystko może odwrócić się przeciwko Wam. Dziękuję za uwagę. - Spaliłam gazetę w dłoni i wyszłam z hukiem z Wielkiej Sali.
***
Tego dnia po zajęciach wybrałam się nad jezioro Hogwartu. Usiadłam przy brzegu i zamoczyłam dłoń w wodzie. Usłyszałam dźwięk jak przy zapalaniu różdżki. Momentalnie podpłynęły do mnie rybki. Uśmiechając się szybko przejechałam po ich bokach palcem, bo woda była lodowata.
Nagle zagotowała się tak samo, gdy statek Durmstrangu wyłaniał się ostatnimi czasy. Wstałam i zobaczyłam ogromną kałamarnicę. Uśmiechnęłam się szeroko i znów usiadłam.
- Dzień Dobry! - Powiedziałam głośno gdy ta wystawiła przede mnie mackę, którą zaczęłam spokojnie głaskać. Potwór wydał z siebie ryk i delikatnie pochlapał wodą. Zaczęłam chichotać i poczułam, jak ten oplata mnie mackami.
Uniósł mnie w górę i usłyszałam krzyk.
- SAMANTA! CO MAM ZROBIĆ?! - Spojrzałam w dół i zobaczyłam przerażonego Cedrica. Od razu uśmiech zszedł mi z twarzy, a potwór czując ode mnie niesamowicie silną, negatywną aurę, postawił mnie na ziemię z jękiem i odpłynął.
- Czemu tu przyszłeś? Cho o Tobie zapomniała i nie masz teraz do kogo iść? - Spytałam nie przywiązując do jego osoby większej uwagi i odwracając się do niego tyłem.
Podniosłam torbę mając głęboko gdzieś to, co teraz do mnie mówi i zaczęłam iść w stronę Hogwartu.
- Wiesz, nie mam teraz czasu, powinieneś się mnie bać, że może rzucę na siebie klątwę - Odwróciłam się i zaczęłam ruszać rękoma bucząc - Przecieeeeż pooo tym jaaaak mnieeee skrzywdziiiiłeś pooowinnam rzuuuucić na Ciebie jaaaakieś czaaarno magiiiiczne zaaaklęcieee!
Cedric patrzył na mnie z ponurą twarzą.
- Daruj sobie.
- Nie kochany, to Ty daruj sobie tego wszystkiego. Ta relacja poszła się... - Znów złamał mi się głos.
- Nie - Podniósł mnie w górę i wziął na ręce. W szoku zmarszczyłam czoło - Sam, ja tak bardzo Cię przepraszam... Ona jest fałszywa, wiem, dlaczego tak napastowała mnie, abym poszedł z nią gdziekolwiek, tylko żeby było pełno ludzi, ja to wszystko wiem - Zobaczyłam jego nagle szklące się oczy - Jeżeli nie będziesz chciała się dalej ze mną przyjaźnić, zrozumiem to. Zachowałem się nie tak, jak przystało i bardzo Cię przepraszam, bo wiem, że Cię skrzywdziłem - Postawił mnie po chwili na ziemię, a on sam się rozkleił... Jak dziecko.
Rozpłakał się jak dziecko.
Parsknęłam śmiechem z równie szklanymi oczami i popchnęłam go tak, aby siedział na ziemi, oparty plecami do drzewa.
Usiadłam lekko na nim i ucałowałam w czoło, wycierając mu łzy spływające po całej twarzy swoją szatą.
- W życiu bym nie skończyła zadawać się z Tobą głupku.
Ten pociągnął nosem.
- Naprawdę?
- Tak sierotko - Zachichotałam i wtuliłam się w niego, znów czując się tak, jak przedtem. Nie da się opisać mojego szczęścia w tamtym momencie, ale byłam szczęśliwa i znów spokojna. Puchon zaczął jeździć rękoma po moich plecach, raz zapuszczając się trochę za daleko, przez co podwinęłam mu dłonie wyżej i spojrzałam w niego.
- Jesteś niesamowicie odważna, Gryfoni mogą się przy Tobie chować... Chodzi mi o to, jak wytłumaczyłaś w Wielkiej Sali to, co pisze ta kobieta, powiedzieli mi. Dziękuję.
Posłałam do niego uśmieszek i znów pocałowałam go w czoło, masując jego głowę.
Wsłuchując się oboje przywarci do siebie jak rzepy w szum jeziora, zeszłam w końcu z niego i usiadłam obok, opierając łokieć na swoim kolanie.
- Jak myślisz, ten kolor włosów do mnie pasuje? - Chciałam zmienić temat na coś lżejszego i podrzuciłam dzisiaj fioletowe włosy.
- Tak, jak najbardziej, podkreśla Twoje oczy, ale osobiście wolę miodowy-blond - Zaśmiałam się i zamknęłam oczy myśląc nad nim intensywnie. Na taki się zrobiły.
- Idealnie - Rzekł patrząc na mnie z błyskiem - Ale w jakich byś nie była i tak jesteś... Niesamowicie ładną dziewczyną - Powiedział z dumą.
Znów śmiejąc się uroczo z jego słów, podziękowałam mu i położyłam głowę na jego ramieniu. Ten nieśmiało pogłaskał mnie po włosach. Po pewnym czasie wyprostowałam się. Przypomniałam sobie o jednej rzeczy. Muszę się zapytać, z kim idzie na bal. Nie chcę psuć teraz atmosfery, ale dobrze byłoby wiedzieć...
- Sam...
- Ced....
Spojrzeliśmy na siebie mówiąc w tym samym czasie imiona i znów zaczęliśmy się śmiać. Jakbyśmy złączyli się na moment myślami...
- Ty pierwsza.
- Dobrze... - Westchnęłam - Z kim idziesz na Bal? - Spytałam się po chwili.
- Ja... Sam... Chciałbym pójść z Tobą - Usłyszałam jego zasmucony głos. Dalej nie dotarło do mnie co powiedział. Zatkało mnie.
- Ale Ty już kimś idziesz, prawda? - Dodał po chwili.
- N-nie Cedric, ja Adrianowi powiedziałam, że się zastanowię a Ty wtedy wyszedłeś... Czy to przez - Nie dokończyłam bo ten mi przerwał, jakby nie chciał poruszać tematu ulewy na śniadaniu i wstał.
- W takim razie, czy Ty Panno Scamander zgadzasz się pójść na Bal z Cedric'em Diggory? - Zobaczyłam ten wspaniały i szczery uśmiech, gdy pokłonił się przede mną.
- Tak - Odpowiedziałam przejęta i równie szczęśliwa jak on...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top