Ogród~

Powiedziała: "Chodź, pobawimy się w ogrodzie."
Ucieszyłam się. Nawet bardzo. Nikt poza Nią nie wiedział jak bardzo lubię bawić się w ogrodzie. Ale tylko z Nią. I Ją rozśmieszać,
i patrzeć się jak się śmieje. To zdecydowanie najpiękniejszy widok w moim życiu.

Poszłyśmy.
W ogrodzie jak to w ogrodzie. Nic się nie zmieniło od naszego ostatniego pobytu. Drzewa rosły, kwiaty kwitły, motyle latały, a nad nami rozpościerało się to samo ciemne, nieskończone niebo.
Byłam szczęśliwa. Za każdym razem gdy patrzę na ten sam ogród dostaję ciarek na plecach.
Niby zawsze to samo, zero alternatyw. Ale ja nie potrzebuję alternatyw. Dopóki jestem z Nią.  Tylko my dwie. Ja i Ona. I nikt inny.
Zeszłyśmy po schodach i zatrzymałyśmy się na małym skwerku. Tym samym co zwykle, w tym samym ogrodzie co zwykle, a jednak za każdym razem gdy tu przychodziłyśmy wydawało mi się, że widzę to miejsce pierwszy raz i ponownie chcę odkrywać jego tajemnice, zakamarki, cudowne miejsca do zabawy.
Odwróciłam się. Nie było Jej, ale nie martwiło mnie to. To była część naszej zabawy.
Ona się specjalnie schowała, a ja miałam jej szukać. Zawsze tak robiłyśmy.
Tylko zazwyczaj wołała: „Spinel! Szukaj mnie!" po czym zaczynała się śmiać. Nikt nie śmieje się tak pięknie jak Ona.
Ale teraz nie wołała. Jednak wiedziałam co robić. I gdzie iść. Zawsze chowała się w tym samym miejscu. Pobiegłam tam.
Myśląc, że Ją zobaczę za drzewem uśmiechnęłam się szerzej i zaśmiałam się.
Ale Jej tam nie było. Zdziwiłam się, ale nie straciłam zapału. Przecież mogłam pomylić te drzewa.
Ona zawsze mi mówiła: „Ach, Spinel! Jakaś ty głupiutka!" i zaczynała się śmiać. Pięknie śmiać. Najpiękniej.
Poszłam za kolejne. Tym razem się nie pomyliłam! Była tam! Zaczęłam się śmiać i skakać z radości. Tak się cieszyłam, że Ona tam była. Przecież by mnie nie zostawiła. Nie Ona.
Patrzyłam na Nią cały czas sie śmiejąc, czekając aż Ona zacznie się śmiać. Ale się nie śmiała. Nie wiem czemu, bo zwykle śmiała się głośniej ode mnie. I to mi się podobało. Tylko my dwie. Ja i Ona. W ogrodzie. Tym pięknym ogrodzie.
„Teraz moja kolej!" zawołałam, po czym pobiegłam przed siebie nadal chichocząc.
Schowałam się za najbliższym drzewem. Ona zawsze potrafiła mnie znaleźć. Zawsze. I to w szybkim tempie. Zwykle nie musiałam na Nią długo czekać. Zaraz przyjdzie i powie: „Mam cię Spinel! Znowu cię złapałam!" i zawsze się śmiała. Cieszyła się z wygranej, a ja razem z Nią. Uwielbiałam patrzeć jak się śmieje. Jej uśmiech zawsze był taki szczery, serdeczny. A w Jej oczach zawsze widziałam małe ogniki, jak gdyby miliony gwiazd znalazło sobie w nich dom i nigdy nie chciały go opuścić. Zawsze cieszyłam się z Jej wygranej. Bo to miałam robić - rozśmieszać Ją. Sprawiać, by każdy dzień z którym musiała się uporać był weselszy i pełen życia. A ja to uwielbiałam.
Czekałam aż przyjdzie. Ale Jej nie było. Wychyliłam się lekko zza drzewa. Była. Ale mnie nie szukała. Szła w stronę schodów. „Czyżby chciała odejść? Tak szybko? Beze mnie? Może zrobiło Jej się smutno? Może coś ją boli?" Myśli kłębiły mi się w głowie, więc jedyne co mogłam w tamtej chwili zrobić, to po prostu za Nią iść i ponownie Ją rozśmieszyć.
Szłam za Nią, a Ona z każdym krokiem odwracała i kazała mi stać. Ale ja nie chciałam. Wolałam iść za Nią. Złapałam Jej dłoń. Tak gładką i delikatną, jak płatki róż. Ona tak kochała róże. I ich zapach. Ja też go uwielbiałam. Bo kojarzył mi się z Nią. Tylko z Nią. I z ogrodem, tym pięknym ogrodem.
Stanęła i popatrzyła na mnie. Już nie miała iskierek w oczach. Jej oczy zrobiły się takie...zwyczajne. Zwykłe.
Patrzyłam na Nią, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
W końcu powiedziała: „Zagrajmy w grę. Tutaj, w ogrodzie." swoim aksamitnym głosem. Ten głos był jak poezja. Chciałam go słuchać godzinami.
„Powiem ci jak się w to gra." powiedziała. Ona wymyśliła nową zabawę! Teraz w moich oczach pojawiły się iskierki. Czułam to. Byłam taka szczęśliwa. Wiedziałam, że będziemy się bawić jak nigdy dotąd!
„Tu w ogrodzie, stój bardzo skupiona."
„Ale będzie zabawa!" pisnęłam.
A wtedy się uśmiechnęła. Tak pięknie jak zawsze.
Odwróciła się i poszła przed siebie. A ja czekałam. Bo Ona mi kazała. Weszła po schodach i chwilę, dosłownie chwileczkę później Jej nie było.
„Ciekawe co szykuje!" myślałam podekscytowana. Było fajnie. Ja stałam, a ogród żył własnym życiem. Latały motyle, kwiaty kwitły, nawet te piękne róże, a Jej nie było. Ale pewnie zaraz wróci. Bo musi wrócić, prawda?

Z czasem ogród zaczął się zmieniać. Motyli już nie było, a te piękne róże nie kwitły jak wcześniej. Niektóre z nich zgniły, a inne wyschły i zostały porwane z wiatrem. Dokąd, nie wiem. Może do Niej? Może Ona je wzywa, by pomogły Jej w przygotowywaniu niespodzianki? Ale dla kogo? I po co? Jakiej niespodzianki? Może dla mnie? Nie wiem, ale wiem, że stoję tu już długo. Bardzo długo. Wszystko się tu zmieniło. Drzewa, kwiaty, schody, ten skwerek, niegdyś piękny i błyszczący, pamiętam, że zanim poszła mogłam zobaczyć w nim swoje odbicie i robić do niego te głupie miny, które ją bawiły.
A teraz? Teraz go nie ma. Jest tylko trawa, sucha i szara.
Niedawno zauważyłam, że wokół moich nóg zaczęły rosnąć jakieś dziwne pnącza. Może chcą bym tu została? Może wiedzą, że Ona wróci i pragną bym tu z nimi została? Może ogród tak chce? Ten piękny, ale już trochę mniej, ogród?
Nie wiem.
Nagle za mną się coś poruszyło. Obróciłam się. Zobaczyłam postać. Ale to nie była Ona. To ktoś inny, ale mówi o Niej!
Mówi, że już Jej nie ma, że ma syna i grono nowych...przyjaciół. Nowi przyjaciele.
Jedna z nich to Ametyst...
Druga to Granat...
A trzecia...to perła. Jej Perła. Miała własną Perłę. A mnie nie było.
Nie przyszła. I nie przyjdzie, bo już Jej nie ma. Jest tylko On i jego przyjaciele. I ta Perła. Może bym ją polubiła, gdybym jej tak nienawidziła?
Tak, nienawidzę jej. Nienawidzę jej tak bardzo, że mam ochotę ją zniszczyć. Ale czemu?
Nigdy nic takiego nie czułam. Co to za uczucie? I czemu Ona mnie zostawiła?! Nie mogła zapomnieć! Nie Ona!
Poczułam coś dziwnego. W oczach. Jakby się pociły. Nigdy tak nie było. A nie, było. Już raz tak miałam. Kiedy była jeszcze Ona. Ale wtedy byłyśmy wesołe. I się śmiałyśmy. Śmiałyśmy się tak bardzo. Do rozpuku. I to tu, w tym ogrodzie. Którego już nienawidzę. I nienawidzę „Jej syna" i nienawidzę „Jej nowych przyjaciół" i...i nienawidzę Jej!
Coś we mnie pękło. Jakby moja delikatna dusza się rozpadła i nie dałoby się jej posklejać na nowo. Mój klejnot. Zwykle to było śliczne serduszko. Teraz też jest, ale już nie takie śliczne. Jest ciemniejsze. I do góry nogami. Nienawidzę go.
A moje koczki? Były jak serduszka, Jej zawsze się tak podobały, ale teraz są inne. To już nie serduszka. Teraz mam dwa kołtuny, kudły. Nienawidzę ich.
Weszłam na schody. Ja im pokażę! To ja jeste-
to ja byłam Jej przyjaciółką! Tylko ja! I nikt więcej!
Jeszcze raz popatrzyłam na ogród. Ten sam co przed laty, tylko brzydki, stary i zapuszczony. Nienawidzę go. I tych róż na wietrze. I ich zapachu, bo kojarzy mi się z Nią. Tak, jak ten ogród.

Wow, mój pierwszy one shot.
Jestem z niego naprawdę dumna.
Strasznie ciężko mi się go pisało, chociaż zajęło mi to dwa dni, aczkolwiek wczoraj, gdy był prawie gotowy, to mi się usunął. Prawie cały. Jedyne co zostało to tylko 200 słów...a miałam ich koło 600...
Ech, ale nie ma tego złego, myślę, że jest dobrze. Gdy poznałam historię Spinel, to coś mnie zakuło. Ona tam siedziała 6000 lat, sama, z nadzieją, że PD jeszcze powróci :<
Strasznie mi jej żal było i to chyba dlatego wpadłam na pomysł na tego one shota.
Mam nadzieję, że się podobało<3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top