~Wakacje~
Standardowo w pierwszym tygodniu wakacji spędziłam w domu. Było fajnie codziennie grałam z braćmi. Pewnego dnia wstałam o 12. Wstałam i zobaczyłam mojego brata.
-Siostra, czy ty przypadkiem nie chciała być na moim meczu?-zapytał
-Chciałam-odpowiedziałam
Brat wyciągnął za swoich pleców bilety na mecz, w którym brał udział.
Podniosłam się i przytuliłam go. Wziełam bilety i położyłam na komode obok mojego łóżka.
-No młoda przewidziałem, że zechcesz zabrać przyjaciół i ich rodzinę wiec wziąłem więcej-powiedział
-Czytasz mi w myślach-odpowiedziałam
-Mecz za miesiąc, dzisiaj wyjeżdżam wieczorem.-dodał i wyszedł.
Bez ociągania poszłam się zebrać i zeszłam na śniadanie.
-Pomału, bo się zaksztusisz-powiedziała mama.
Nie odpowiedziałam. Zjadłam tak szybko jak tylko mogłam i pobiegłam ja górę do swojego pokoju.
Napisałam do Rona o tym, że mam bilety, dopisałam żeby powiedział Hermionie, ale Harremu nie.
Wysłałam list i czekałam na odpowiedź. Po przeczekaniu godziny usnełam na krześle przy oknie.
Po w miarę długim czasie obudziło mnie pukanie w szybę, otworzyłam oczy i spokrzałam na okno, była to sowa, którą wysłałam do Rona. Wpuściłam ją, a ona zrzuciła mi list na głowę, ale ten spadł.
-Dzięki, jakbyś nie mógł mi na ziemie rzucić-powiedziałam do ptaka.
Otworzyłam list i dowiedziałam się, że bardzo chętnie pojawią się na finale i że będę musiała przyjechać do domu Rona.
Szybko zbiegłam na dół do rodziców
-Mogę jechać do Rona, Freda, Georga, Ginny, Percego dzisiaj???-zapytałam niecierpliwie
-Jest szesnasta nie wiem czy to dobry pomysł.-odpowiedziała mama
-Zawieźmy ją, niech spędzi czas z przyjaciółmi-powiedział tata z entuzjazmem.
-Ehhh...no dobrze-zgodziła się mama.
Podbiegłam do rodziców i ich przytuliłam.
-Zawieź ją a potem przywieziesz jej rzeczy-powiedziała mama do taty.
-Już się robi-odpowiedział.
Poszliśmy do auta i jechaliśmy do Weasleyów.
Po chyba 2 godzinach byliśmy przed domem. Na podwórku zobaczyłam Georga i Freda, którzy nad czymś się głowili stojąc przy krzaku. Bez zastanowienia wysiadłam z samochodu i podbiegłam do chłopaków.
-Nad czym się tak zastanawiacie?-zapytałam stojąc za nimi
-Zastanawiamy się czy chcemy się tego krzaka pozbyć-odpowiedzieli razem
-No to macie problem-starałam się nie zaśmiać, ale po kilku sekundach mi nie wyszło.
Obejrzałam się potem za siebie, nie było tam ani taty, ani samochodu. Za to po chwili przyszła Ginny.
-Hej-przywitała się z uśmiechem
Uśmiechnełam się do niej
-Zostawmy ich, niech pomyślą czy chcą tego krzaka się pozbyć-powiedziała do mnie.
Weszłyśmy do domu bardzo cicho, żeby pani Wealsey nie spostrzegła się, że dzisiaj przyjechałam. Szłyśmy cicho po schodach, jednak noga mi się ześlizgneła i zrobiłam chuk.
-Ginny dziecko wszytko dobrze?-krzykneła z kuchni kobieta
-Tak, spokojnie-odkrzykneła jej dziewczyna.
Weszłyśmy na piętro, ona poszła powiedzieć Ronowi, że przyjechałam, sama zaś kazała mi wejść do pokoju. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam dwóch rudych, starszych chłopaków siedzących na jej łóżku. Trochę niepewnie ale weszłam do pokoju.
-Oooo witam-przywitał się jeden z nich wesoło.
-Cześć-przywitał się drugi
-Hej-przywitałam się niepewnie
-Jestem Bill, a to mój młodszy brat Charlie-przedstawił sie i drugiego chłopaka
-Ciri-powidziałam szybko jak mam na imię.
Po chwili zaczęliśmy rozmawiać, a Ginny przyszła po chwili z Ronem.
-Widzę, że się poznaliście-powiedziała dziewczyna usmiechając sie
-Dobra, chodź Ciri-powiedział do mnie Ron
-Już ide-powiedziałam i podeszłam do Rona.
Wyszliśmy z pokoju i chcieliśmy zejść po schodach tak żeby jego mam nie słyszała. Zeszliśmy, ale Fred i George weszli i nas nie zauważyli.
-Mamo?-zapytał Fred
-Tak?-sama zapytała kobieta
-Gdzie Ciri-zapytał drugi bliźniak
-Nie było jej-odpowiedziała.
Ja i Ron weszliśmy do kuchni.
-A miała być to niespodzianka-powiedziałam.
Pani Wealsey przywitała mnie i wypytywała o wszystko.
Miesiąc później (finał mistrzostw)
Harry przyjechał dzień przed wydarzeniem. Była 3 rano, z ja wstałam. Poszłam do kuchni i zobaczyłam Hermione. Prawie na zawał zeszłam przez nią.
-Jezu! Hermiona, na zawał można zejść-prawie krzyknęłam z przerażenia
-Ale nie zeszłas, wiec dobrze-odpowiedziała mi z uśmiechem.
Pogadałyśmi chwile po czym pani Wealsey poprosiła nas abyśmy obudziły bliźniaków, Rona i Harrego.
-Ty idziesz budzić Harrego i Rona, a ja bliźniaków-powiedziałam
-Okej- odpowiedziała
Weszłyśmy po schodach i się rozdzieliłyśmy. Otworzyłam drzwi do pokoju Freda i Georga. Podeszłam do łóżka Freda.
-Fred, wstawaj-szturchnełam go.
Chłopak się przekręcił, miał mnie gdzieś. Wiec podeszłam do Georga.
-Panie, wstawaj-jego również szturchnełam.
-Zaraz, mamo-powiedział do mnie przez sen
-Ja chyba twoją mamą nie jestem-powiedziałam z uśmiechem.
Chłopak obudził się i popatrzył na mnie.
-Maluchu?-zapytał mnie
-Taaak?-zapytałam
-Czemu nie dasz mi spać?-zapytał i zrobił mi miejsce żebym usiadła na jego łóżku.
Usiadlam na łóżku.
-Ponieważ dzisiaj są mistrzostwa-odpowiedziałam.
-To dziś?!-krzyknął
-Chopie nie krzycz-powiedział zaspany
-Maluchu co tu...-zaczął prawdopodobnie pytać
-Robię? Dzisiaj są mistrzostwa-dokończyłam i odpowiedziałam
Chłopaki zaczęli szybko wstawać i się zbierać, a ja poszłam do Hermiony zobaczyć czy udało jej się obudzić chłopaków. Skierowałam się do pokoju Rona, były otwarte drzwi wiec weszłam po prostu. Zobaczyłam jak Harry juz stoi zabrany a Ron się zbiera.
-No widzę, że szybciej ich obudziłaś-powiedziałam z podziwem
-U ciebie dopiero teraz się zebrają?-zapytała
-Tak-odpowiedziałam.
Kiedy Ron się zebrał poszliśmy na dół.
Po jakimś czasie wszyscy byliśmy w kuchni na śniadaniu.
-Dobra dzieciaki idziemy!-powiedział żwawo pan Wealsey kiedy skończyliśmy śniadanie.
Wyszliśmy z domu i poszliśmy w stronę lasu.
-Gdzie idziemy?-zapytał się Harry Rona
-Zobaczysz-odpowiedział z uśmiechem
Po jakimś czasie spotkaliśmy jakiegoś faceta
-Witaj Arturze!-krzyknął miło ten facet
-Witaj Amosie-przywitał się tata Rona.
Przeszłam na przód do pana Wealseya, po czym przede mną z drzewa spadł jakiś chłopak. Uśmiechnął się do mnie, a ja do niego.
-Cedric-przedstawił się i podał mi dłoń.
-Ciri- przedstawiałam sie z uśmiechem i uścisnełam jego dłoń
-Cześć Ced-przywitali się bliźniacy z chłopakiem.
Załapałam dość szybko z nim kontakt i całą drogę do świstoklika z nim przegadałam.
-Co to jest?-zapytał Ron
-Czemu stoimy przy starym bucie?-zapytał Harry
-Głąby do świstoklik-odpowiedziałam.
Wszyscy oprócz Harrego chwycili ,,but"
-Harry złap się!-krzyknęła Hermiona.
Harry chwycił świstoklika i byliśmy w ,,wirze".
-Puszczamy-krzyknął ojciec Cedriac.
-Co?-zapytała Hermiona.
Wszyscy puścilismy i spadaliśmy, ja jeszcze wpadłam na Ceda. Kiedy już spadliśmy to leżałam na Cedricu, ale szybko się ogarnełam i wstałam.
-Ha, poprzewracali sie-powiedzieli ojcowie
-Bardzo śmieszne-odpowiedziałam.
Cedric pomógł wstać Harremu a ja ,,pomogłam" bliźniakom, jednak ta ,,pomoc" nie wyszła i się przewróciłam. Bliźniacy chcieli po pomóc, ale się opierałam. W końcu Fred mnie wziął za nogi, a George po walce ze mną moje ręce.
-Dobra, ide już!-krzyknęłam na nich.
Puścili mnie i szłam pomiędzy nimi.
Przechodziliśmy przez duuuużo namiotów.
-Tu się rozdzielamy-powiedział Amos
-Do widzenia panu-pożegnał się Cedric z panem Wealseyem.
Po kilku minutach doszliśmy do naszego namiotu.
-Zapraszam do salonu-powiedział radośnie i otworzył ,,drzwi" do namiotu.
Weszłam jako pierwsza i usiadłam przy stole. Potem weszła reszta.
Po dwóch godzinach poszliśmy na mecz. Już prawie wewzliśmy.
-O łał tato jak tu wysoko-powiedział Ron z zachwytem
-Jesteś tak wysoko, że zmokniesz pierwszy jak zacznie padać deszcz-odezwał się ktoś niżej.
Popatrzyłam w dół i zobaczyłam Draco.
-Dostaliśmy wejściówki od samego ministra Knota w loży honorowej-przechwalał się Draco
Jego ojciec go uderzył
-O nie Draco-powiedział bez życia-nie warto przed takimi ludźmi-dodał i popatrzył na nas.
Już mieliśmy iść, ale złapał Harrego i coś do niego powiedział. Weszliśmy na samą górę po czym mecz się zaczął.
Irlandia pierwsza pokazała co potrafi i zatrzymali się na jednej połówce stadionu. Bługarzy zaraz po tym się zjawili i również pokazali co potrafią i zajęli drugą połowę stadionu, na której się znajdowaliśmy. Przede mną stała miotła mojego brata. Uderzyłam go w ramie
-Nie musiałaś mnie bić-powiedział do mnie
-Ale chciałam-odpowiedziałam- Brat to są moi przyjaciele, przyjaciele to mój brat-przedstawiłam ich sobie
-Możemy autografy?-zapytał Ron
Brat mi coś podał.
-Rozdaj im-powiedział do mnie i dał mi torbę po czym mecz się rozpoczął.
Zobaczyłam co to było, były to autografy. Rozdałam przyjaciołom i ojcom chłopaków.
Magia czasu (po meczu)
Bułgaria przegrała, siedzieliśmy w naszym namiocie. Bliźniaki sobie śpiewali. A Ron zachwycał się Krumem. Bliźniaki od razu zmienili temat o czym śpiewali, ja również zaczęłam z nimi śpiewać.
-Krum ja cie kocham-śpiewał Fred
-Do ciebie szlocham-śpiewał George
-Wciąż o tobie śnie, całe noce i dnie-śpiewał cały namiot.
-Ty się chyba w nim zakochałeś-stwierdziła Ginny.
Standardowo zaczęliśmy się wygłupiać, a pan Weasley nam przeszkodził (no jak mógł!)
-Dzieciaki! Koniec zabawy!-powiedział poważnie.
Zaprowadził nas do wyjścia z namiotu. Gdy tylko wyszliśmy zauważyliśmy, że jakieś ziomki podpalają namioty.
-Fred, George jesteście odpowiedzialni za Ginny!-oznajmił bliźniakom poważne-Za mną!-powiedział z śmiertelną poważnością.
Biegliśmy, ale mnie zaciekawili ci ludzie zatrzymałam się na chwile.
-Ciri!-krzyknęła do mnie Hermiona.
Odwróciłam się ale jej nie ujrzałam, przede mną spłonoł namiot, zaczełam uciekać (brawo 👏). Jednak po jakimś czasie się wywróciłam i uderzyłam w coś.
Kolejna magia czasu bo ją uwielbiacie i bo czemu nie (po jakimś czasie)
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Przyłożyłam rękę to łuku brwiowego, popatrzyłam na rękę, była we krwi
-Cholera-powiedziałam szeptem do siebie.-No zaraz do psychiatry będę musiała iść-powidziałam znowu do siebie.
W oddali zauważyłam kogoś, wstałam i podeszchodziłam do tej osoby. Zauważyłam, że był to mężczyzna
-,,No, ale ja bystra"-pomyślałam
Nadepnełam na gałązkę, facet sie obejrzał i rzucił we mnie zaklęciem. Upadłam z bólu i się nie podnosiłam. Znowu rzucił jakieś zaklęcie, ale na niebo. Na tym jakże pięknym szarym niebie pojawiła się czaszka. Mężczyzna się oglądną za siebie po czym uciekł.
Podniosłam się z trudem, zobaczyłam znowu kogoś, jednak po chwili rozpoznałam, że to Harry. Starałam się podbiec, ale sprawiało mi to ból. Jednak udało mi się do niego przyjść. Hermiona i Ron również po jakimś czasie podbiegli.
-Boże żyjecie-powiedziała Hermiona i nas przytuliła
-A mieliśmy zginąć?-zapytałam.
Usłyszeliśmy w tym momencie zaklęcie, schylilismy się w pore i omineliśmy zaklęcia.
-Tam jest mój syn!-krzyknął ktoś
Potem jakieś ziomki nas pytały o dziwne rzeczy, a potem pan Wealsley nas zabrał ze sobą gdzieś.
Ahhh...jeszcze jedna magia czasu :3 tak wiem uwielbiacie mnie za to (w domu Weasleyów)
-Nic wam nie jest?-zapytała nas zmartwiona, wkurzona mama Rona
-Jeszcze żyjemy-odpowiedziałam z uśmiechem.
W nocy graliśmy w butelkę i w sumie tak resztę wakacji spędzilismy.
________________________________________
Ilość słów: 1700
Bonus:
Tak było! Nie ściemniam
~Wiewicia
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top