~Bal

Był ranek i siedzieliśmy wszyscy w wielkiej sali, za tydzień miał być bal, ale no miałam to gdzieś i odrzucałam propozycje.
-Ciri, wiesz przecież, że musisz być na tym balu-powiedział do mnie Marcus.
Dałam rece na stól i oparlam o nie brode
-Wiem-westchnełam
-No to z kim bedziesz szła?-zapytał Draco
-Na pewno nie z żadnym z was-odpowiedziałam
-Tylko?-zapytali
-Zobaczycie-odpowiedziałam
-Mam nadzieje, że nie z gryfonem jakimś-powidział jeden
-Wiesz, to by było dziwne-powiedział drugi
-To moje życie i pójde z kim chce-odpowiedziałam troche zła
-To wiemy, ale jesteś ślizgonką i to było by dziwne jakbyś poszła z gryfonem-powiedzieli
-Tylko dlatego?!-zapytałam zła
-Gryfoni to nasi wrogowie-powiedział do mnie Malfoy
-Może wasi! Ja mam tam przyjaciół i nie zamierzam tego zmienic!-oznajmiłam im .
Wstałam z miejsca i wyszłam z sali. Po drodze po raz kolejny na kogoś wpadłam
-Jezu, ja mam dar do wpadania na kogoś-powiedziałam do siebie
-Najwyraźniej-odpowiedział ten ktoś, miał niski głos, wiec obstawiłam na kogoś kto jest na ostatnim roku i jest chlopakiem.
Podniosłam sie i otrzepałam, potem spojrzałam w strone jego. Przed moimi oczami pojawil sie jeden z bliźniaków Weasley.
-Fred czy George?-zapytałam go
-George-odpowiedział i sie zaśmiał-Idziesz gdziesz?-zapytał
-Nie, tak po prostu tu poszłam-odpowiedziałam
-Pójdziemy sie przejść skoro nie ma lekcji?-zapytał
-Pewnie-odpowiedziałam z radością.
I tak zaczeliśmy chodzić bez sensu po całym Hogwarcie, co jakiś czas widziałam ślizgonów, którzy patrzylu na mnie z niedowierzaniem i ze złością.
-George?-zapytałam po chwili
-Tak maluchu?-odpowiedział na moje pytanie pytaniem
-Dlaczego gryfoni, aż tak bardzo nie lubią sie ze ślizgonami?-zapytałam
-Eeeee...nie wiem, tak było zawsze..chyba-odpowiedział-A czemu pytasz?-zapytał
-Tak jakoś mnie to ciekawiło-odpowiedziałam.
Troche żeśmy pochodzili i pogadali, ale potem Fred coś od niego chciał i poszedł. Potem sama poszłam na błonia, zauważyłam Hermione i podeszłam do niej.
-Hej Miona-przywitałam sie z radością
-O hej Ciri-przywitala sie i mnie przytuliła
-Słuchaj..bo ty jesteś mądra-zaczełam
-No tak-odpowiedziała
-Wiesz może dlaczego gryfoni nie lubią sie z ślizgonami?-zapytałam
-Salazar Slytherin, nie tolerował najbardziej Godryka Gryffindora i nauczył swoich podopiecznych, że z gryfonami nie warto sie zadawać. Teraz to krąży od pokolenia, na pokolenie-wytłumaczyła mi
-Dzięki-powiedziałam
-A coś sie stało, że oto pytasz?-zapytała
-Nie no coś ty, byłam ciekawa po prostu-okłamałam ją
-A to okej-powiedziała-Ja musze iść umówiłam sie z chłopakami-powiedziała
-Jasne idź-powiedziałam.
Pożegnałyśmy sie i ona poszła, a ja dalej stałam jak lampa. W końcu otrząsnełam sie i poszłam do biblioteki.
Usiadłam przy jednym ze stołów i zaczełam sie nudzić. Potem ktoś do mnie podszedł. Popatrzyłam na tą osobe, była to Pansy.
-Gdzie jest ten twój zdrajca krwi?-zapytała myśląc, że sie wkurze
-Nie wiem, brat go porwał-odpowiedziałam spokojnie
-To idź go szukaj, zdrajca pasuje do zdrajcy-powiedziała
-Nie chce mi sie za bardzo-odpowiedziałam.
Ona sama sie wkurzyła i poszła. Potem dalej sie nudziłam, a jeszcze później podszedł do mnie George.
-Co tak siedzisz sama maluchu?-zapytał i siadł na przeciwko mnie
-Teraz nie siedze sama-poprawiłam go i sie uśmiechnełam
-Masz rację-powiedział i sie zaśmiał
-Masz już kogoś z kim idziesz na bal?-zapytałam
-Jeszcze nie, a ty?-odpowidział i zapytał
-Też nie-odpowiedziałam
-A zechcesz pójść ze mną?-zapytał cicho
-Czemu nie-odpowiedziałam i uśmiechnełam sie.

Magia czasuuu (tydzień później:bal)
Siedziałam w dormitorium jeszcze, do balu zostały 4 godziny, a moje przekochane współlokatorki łaziły po całym dormie. Ja sobie leżałam na swoim łóżku i miałam gdzieś czy zdąże na ten bal, czy nie.
W końcu po 2 godzinach były gotowe.
-No brawo, zajeło wam to 10 godzin-pogratulowałam im.
Te tylko prychneły.
Poszłam sie zebrać chodź bardzo nie chciałam. Założyłam jakąś krótką zieloną sukienke, a włosy zostawiłam rozpuszczone, malować też sie nie malowałam, buty wziełam jakieś na niskim obcasie.
-W co ja sie kuźwa wpakowałam-powiedziałam do siebie.
No to w każdyk mąć razie zebrałam sie w około 45 minut i poszłam pod wielką sale. Schodząc po schodach do sali było tam w ciul dużo osób, w śród tych ludzi cudem zauważyłam Georga. Podeszłam do niego i tak oto ty sposobem rozpoczął sie bal

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top