Rozdział 37

Mężczyzna w tweedowej marynarce dał znać ręką, że spotkanie dobiegło końca.

Nora była zbyt oszołomiona, by móc racjonalnie myśleć. Jedyne, co w tamtej chwili zaprzątało jej umysł, to świadomość, że Adam jest w tarapatach. Świat wirował; szum, który wypełniał jej głowę, przypominał huk ogromnego wodospadu. Zagrożenie życia – tak właśnie powiedziała kobieta w mundurze. On mógł umrzeć. Po raz kolejny.

Dziewczyna miała wrażenie, że jej myśli toczą ze sobą zawziętą wewnętrzną batalię. Emocje, które kotłowały się pod jej skórą, tworzyły mieszankę wybuchową o zabójczej sile rażenia. Straciła Adama, gdy zdała sobie sprawę, że jej na nim zależy. Lub też, jak kto woli, zrozumiała to, gdy go straciła. Zdążyła pogodzić się z jego śmiercią, by następnie dowiedzieć się, że blondyn żyje. A potem chłopak ponownie sprawił jej ból – tym razem zostawiając ją w bazie, dobrowolnie i na przekór logice zaciągając się do wojska.

Świadomość, że zrobił to z polecenia Góry, w jakiś sposób uspokajała Norę. Choć było to skrajnie irracjonalne, dziewczyna czuła ulgę i dumę; Adam otrzymał misję, pracował jako szpieg i zbierał tajne informacje... Z drugiej strony fakt ten był dla niej niezwykle frustrujący. Podczas gdy ona gniła w podziemnych korytarzach, niemal popadając w szaleństwo spowodowane monotonią i bezsilnością, Adam robił coś – cokolwiek. Dostał zadanie, choć przecież to nie on miał się tu stawić. Czy to nie dla niej przeznaczony był cały ten cyrk?

Poczucie niesprawiedliwości uderzyło w Norę falą negatywnych emocji. To nie fair, pomyślała. Dlaczego on został wtajemniczony, podczas gdy ona wciąż poruszała się po omacku? Dlaczego to Adama obdarzono zaufaniem, choć przecież znalazł się tu tylko i wyłącznie dzięki niej?

Stop, zganiła się dziewczyna. Dopiero po chwili dotarł do niej sens jej własnych myśli. Adam umierał. Był w tarapatach i w tamtej chwili tylko to się liczyło. Musiała zrobić wszystko co w jej mocy, by mu pomóc.

– Noro.

Z zamyślenia wyrwał ją głos mężczyzny w marynarce. Dotarło do niej, że ten powtarza jej imię już od pewnego czasu.

– Tak?

– Zostań, proszę. Chciałbym zamienić z tobą kilka słów. Na osobności.

Skinęła głową.

Potok ludzi w mundurach i garniturach wylał się przez dwuskrzydłowe drzwi. Sala konferencyjna opróżniła się; już po chwili byli zupełnie sami.

Nora spojrzała na stojącego przed nią człowieka z zainteresowaniem. Mógł mieć pięćdziesiąt lat, i mimo że na pierwszy rzut oka wydawał się być dość surowy, rysy jego twarzy były łagodne. Pozornie niechlujna marynarka była w rzeczywistości zadbana, czysta, bez ani jednej zmarszczki – sprawiała wrażenie zupełnie nowej. Na nadgarstku mężczyzny połyskiwał zegarek na skórzanym pasku, a proste pantofle były perfekcyjnie wypastowane i wypolerowane.

Nieznajomy prezentował się skromnie, ale dziewczyna odniosła wrażenie, że jest tutaj kimś ważnym. Bardzo ważnym.

– To, co właśnie robię, może nie spodobać się wielu osobom – oświadczył, patrząc jej w oczy. – Góra wyraziła się jasno: żadnych zbędnych szczegółów. Musisz jednak wiedzieć, że twój ojciec był moim serdecznym przyjacielem. Pewnie mnie nie pamiętasz, ale bywałem u was w domu wiele razy... Byłaś wtedy małą dziewczynką.

– Och... – wyszeptała.

– Wyobrażam sobie, co czujesz. Musi być ci niezwykle ciężko. Rozumiem to. Naprawdę. To wszystko jest dla ciebie nowe i niejasne, a my odmawiamy ci wyjaśnień i prawdy, na którą zasługujesz. Nawet nie wiesz, ile już dla nas zrobiłaś. I ile jeszcze możesz zrobić. Takie traktowanie... To nie jest sprawiedliwa zapłata za twoje zasługi. Gdybym tylko mógł jakoś ci pomóc.

– Dziękuję – zaczęła Nora i odchrząknęła. – Dziękuję, jest okej.

Zobaczył w jej oczach, że kłamie – nie miała co do tego żadnych wątpliwości.

– Obiecuję, że już niebawem wszystko ci wyjaśnię. Gdy tylko sytuacja się nieco ustabilizuje, przysięgam, że zaproszę cię do swojego gabinetu i opowiem wszystko, co wiem o twoim tacie, a także wiele więcej. Już niedługo wszystko się... skończy.

– ...dobrze skończy?

– Wszystko się dobrze skończy – poprawił mężczyzna i uśmiechnął się smutno. – Sama zobaczysz, wszystko się dobrze skończy.

Teraz to on nie mówił jej prawdy. A przynajmniej nie był tego pewny.

– Wyraźnie zabroniono nam opowiadać ci o twoim ojcu, a także ujawniać szczegóły TEGO PLANU, ale jest coś, o czym nikt nie wspomniał – kontynuował.

– Tak...?

– Twój chłopak. Wydawało nam się, że zatajenie przed tobą prawdy będzie najlepszym rozwiązaniem. Chcieliśmy cię chronić, ale nie mieliśmy racji. Powinnaś była wiedzieć. I dowiesz się. Teraz.

– Ja... nie wiem co powiedzieć. – Postanowiła przemilczeć fakt, że Adam wcale nie był jej chłopakiem. – Dziękuję.

– A więc... – zaczął mężczyzna i podrapał się po skroni, porządkując myśli. – Może od samego początku. Śledziliśmy wasze poczynania na długo przed tym, jak wreszcie dotarliście do bazy. Zrobiliście na nas wrażenie, nie ma co. Prawdopodobnie już wtedy na Górze zrodził się plan, który miał koncentrować się wokół młodego chłopaka, który dopiero co osiągnął wiek poborowy...

– Adama.

– Dokładnie. Wielokrotnie udowodnił swoje męstwo i oddanie. Spodobał się Górze. Postanowili to wykorzystać. Ułożyli następujący scenariusz: wkraczający w dorosłość, pełen entuzjazmu nastolatek zaciąga się do wojska. Zostaje wysłany do niepozornej, skromnej bazy na południu Białorusi, która – o czym nie wie prawie nikt – jest w rzeczywistości epicentrum całego konfliktu, tam bowiem rozpoczęto badania feralnych złóż polimetalicznych. Wymagało to użycia wielu kontaktów i sięgnięcia po dość radykalne środki, ale udało się. Agent znalazł się u celu i rozpoczął pracę nad powierzonym mu zadaniem. Widzisz, nie mogę powiedzieć ci wszystkiego, bo to niestety podchodzi pod szczegóły TEGO PLANU, ale w dużym skrócie chodziło o wykradnięcie istotnych danych, kilku kodów i haseł i tym podobnych...

– I udało się – skończyła Nora. – Dopóki coś nie nawaliło.

– Właśnie tak. Adam bardzo chciał ci wszystko wyjaśnić. Czuł się bardzo źle z faktem, że nie poznasz prawdy. Ale kategorycznie zabroniliśmy mu z tobą rozmawiać. To skromne pożegnanie, na które sobie pozwolił... Wiedz jedynie, że bardzo ciężko było mi to zaaranżować tak, by pozostało tajemnicą.

– Pan.

– Ja.

– Naprawdę nie wiem, jak mogę się odwdzięczyć.

– Nawet o tym nie myśl, dziecko – mruknął mężczyzna. – Powiedzmy, że spłacam dług wobec twojego ojca. Wiele osób go zaciągnęło. I wiele z nich zechce ci to jakoś wynagrodzić.

– Słucham...?

– Innym razem. I tak powiedziałem już za dużo. – Spuścił wzrok. – Powinnaś już iść.

– Ostatnie pytanie. Proszę.

Mężczyzna kiwnął głową.

– Uratujecie go...? Błagam, zróbcie coś... Błagam.

Nieznajomy zawahał się. Nora dostrzegła w jego oczach szczere współczucie.

– Moja władza nie sięga na tyle daleko, by o tym decydować. Nawet nie wiesz, jak chciałbym móc ci pomóc.

– Ale... On...

– Pozostaje nam czekać na decyzję z Góry. Uważam, że ze względu na informacje, które udało mu się zdobyć, istnieje duża szansa. Nie traćmy nadziei.

– A jeśli nie...? Jeśli się pan myli?

– Nie traćmy nadziei – powtórzył mężczyzna.

A potem zwrócił się do niej imieniem, które zdążyła zapomnieć; imieniem, które zabrzmiało tak obco, że aż przeszły ją ciarki – ale nawet mimo to wywołało lawinę wspomnień i sprawiło, że oczy dziewczyny zalśniły od łez.

***

– Chce się widzieć z rewirowym Fasolą – oświadczyła Nora, splatając ręce na piersi.

Drobny, ciemnowłosy chłopak obrzucił ją nieufnym spojrzeniem, by następnie przenieść wzrok na stojących za nią ludzi – dwóch umundurowanych drabów z bronią z ręku.

– Nie wiem, czy...

– Och, nie mam czasu na pogadanki – westchnęła dziewczyna. – Wyraziłam się jasno. Oczekuję, że zaprowadzisz mnie do rewirowego Fasoli, który, o ile się orientuję, jest twoim przełożonym.

Jaśniejący Nadzieją przełknął ślinę i pokiwał głową.

– Mhm. T–tędy...

Ruszyli za chłopakiem. Prowadził ich labiryntem ulic,  uliczek i zaułków. Meandrował, skręcał i przemykał przez bramy ze sprawnością wiewiórki. Oczywistym było, że usiłował ich zmylić. Nie mógł wiedzieć, że jego próby były zupełnie daremne. Towarzyszący Norze żołnierze wyposażeni byli w nadajniki GPS, które bez przerwy wysyłały sygnały do bazy.

– Rewirowy Fasola przebywa obecnie w siedzibie dowództwa – mruknął ciemnowłosy. – Nie wiem, czy znajdzie dla was czas. Ostatnio dużo się dzieje, cięgle zwoływane są zebrania i posiedzenia...

– Wiem o tym – ucięła Nora. W ostatniej chwili powstrzymała się od dodania, że właśnie dlatego tu jest.

– Jesteśmy – powiedział w końcu Jaśniejący, zatrzymując się przed starą kamienicą z czerwonej cegły. – Jeśli masz ku temu wystarczający powód, z pewnością uda ci się z nim zobaczyć. Obawiam się jednak, że ustne zapewnienie może nie wystarczyć.

– O to się nie martw – odparła dziewczyna, odruchowo kładąc rękę na kieszeni kurtki. – A to za fatygę – szepnęła, wsuwając w dłoń bruneta zrolowany banknot. – I na przyszłość radziłabym ci więcej ostrożności. Gdyby nie fakt, że jesteśmy przyjaciółmi, mógłbyś przysporzyć Jaśniejącym Nadzieją wielu problemów.

Chłopak spuścił wzrok. Jego twarz oblał burczany rumieniec.

– Zmykaj już – powiedziała Nora, zerkając na towarzyszących jej żołnierzy. – I nigdy się nie spotkaliśmy. Jasne?

– Dziękuję – powiedział i puścił się biegiem, by już po chwili zniknąć za rogiem budynku.

– Dość łatwo się ugiął – podsumował jeden z umundurowanych mężczyzn.

Nora spojrzała na niego lekko zdziwiona. Dotychczas w ogóle nie słyszała, żeby którykolwiek z nich odezwał się choć słowem.

– Uczestniczyłam z tym chłopcem w Niespodziance, choć on najwyraźniej mnie nie pamięta. Celowo znalazłam najpierw jego. To dobry harcerz, ale brakuje mu silnej woli.

Kamienica, przed którą stali, prezentowała się dość niepozornie. Była wysoka, ale bardzo wąska; przypominała chwast, który wcisnął się między kwiaty i usiłuje przegonić je w ich wędrówce ku słońcu. Okna na parterze zabite były zmurszałymi deskami, ale drzwi wyglądały porządnie. Nora zastukała w nie pięścią.

Początkowo odpowiedziała jej cisza. Dopiero po chwili rozległ się głuchy szczęk zamków i ciche skrzypnięcie zawiasów. Oczom dziewczyny ukazał się stojący w progu chłopak. Był bardzo wysoki i potężnie zbudowany. Pod ubraniem musiała kryć się pokaźna muskulatura. Z paska u spodni zwisała kabura z bronią.

To właśnie zrobiła z dziećmi wojna, przemknęło jej przez myśl.

– Chcę się widzieć z waszym dowództwem – oświadczyła Nora najbardziej zdecydowanym tonem, na jaki było ją stać.

Chłopak tylko prychnął i chwycił klamkę, by zatrzasnąć jej przed nosem drzwi, gdy wtem zauważył stojących za nią żołnierzy.

– A w jakim celu, jeśli można spytać? – zagadnął, kładąc dłoń na pistolecie. 

Towarzyszący Norze mężczyźni jakby od niechcenia przeładowali karabiny. Metaliczny szczęk zadźwięczał jej w uszach mrożącym krew w żyłach echem.

– Najwyższej wagi państwowej – odparła i nie było w tym ani śladu ironii. – Obawiam się, że nie posiadasz wystarczających kompetencji, by mieć dostęp do tych informacji.

– Ja... – zaczął, ale nie skończył, bo Nora wcisnęła mu do ręki plik papierów i dokumentów.

Chłopak zaczął je przeglądać. Z każdą chwilą wyraz twarzy Jaśniejącego się zmieniał, a jego mina zdradzała na przemian zdziwienie, przerażenie i niedowierzanie.

– Mogłaś powiedzieć, że jesteś emisariuszką z ramienia Wojska Polskiego – szepnął i oddał jej dokumenty.

– A uwierzyłbyś?

– Dalej jest mi ciężko. Nikt nie uprzedził mnie, że tym razem będą mieli gości, ale to wszystko zmienia... Ależ tak. Zapraszam za mną.

Nora przestąpiła próg. Żołnierze podążyli za nią.

– Panowie... – zaczął chłopak, ale wystarczyło jedno groźne spojrzenie, by zaniechał dalszych próśb.

Ruszyli wąskim, ciemnym korytarzem, a następnie wspięli się po stromych, skrzypiących schodach. Drewniane stopnie były wyślizgane i powykrzywiane, a stara poręcz nie zachęcała do skorzystania, dlatego podczas mozolnej wspinaczki Nora zdążyła potknąć się trzy razy.

Chłopak zaprowadził ich na trzecie piętro – z tego, co zaobserwowała dziewczyna, wynikało, że było to piętro przedostatnie. Stanęli przed dwuskrzydłowymi drzwiami z drewna. Były zamknięte.

– Poczekajcie tutaj – mruknął Jaśniejący. – Zamienię z nimi kilka słów. I jeśli mógłbym prosić te dokumenty... Wszyscy z chęcią rzucą na nie okiem.

Nora w milczeniu podała mu plik kartek. Była spokojna; jeden z towarzyszących jej żołnierzy wyposażony był w identyczny komplet. Rosły chłopak skinął głową i sięgnął po pokaźnych rozmiarów pęk kluczy. Po chwili drzwi ustąpiły, a on rozpłynął się w mroku po drugiej stronie.

Dziewczyna nie obawiała się porażki. Co jak co, ale rozkaz opatrzony nagłówkiem „Naczelne Dowództwo Wojsk Polskich (Sztab Generalny)", a także podpisem samego Szefa Sztabu nie mógł zawieść.


Jesteście w stanie uwierzyć, że do końca zostało już tylko kilka rozdziałów?!






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top