Rozdział 11

Nora patrzyła na chłopaka z wymalowanym na twarzy zdziwieniem.

Spodziewała się wszystkiego, ale nie szyfru. Po chwili zdała sobie sprawę, że przecież to było w stylu jej ojca, ale z drugiej strony... Czy Adam mógł mieć rację?

– Spójrz na te cyfry – powiedział blondyn, pokazując dziewczynie kopertę. – To prawda, wyglądają jak zwykłe bazgroły, przez co nie rzucają się w oczy. Ale w rzeczywistości to jeden z prostszych sposobów na ukrycie wiadomości. Najpierw jest pięć. Piąta litera w liście to i w słowie jeśli. Dalej piętnaście, n w słowie ten. Dziewiętnaście – t w list i trzydzieści – e w że. Jeśli sprawdzisz tak każdą z liczb, wyjdzie ci...

– Intercontinental Platinum... – szepnęła Nora i zastygła w bezruchu. – Co to może oznaczać?

Tym razem do rozmowy włączył się Fred.

– Może chodzi o ludzi, którzy są po naszej stronie? Twój tata mógł mieć na myśli zwolenników IP.

– Pomyśl, to się nie klei – zaprzeczył Adam. – Zbyt oczywiste. Powszechnie uważa się, że IP jest dobre, wszyscy są ich zwolennikami. Ciężko byłoby znaleźć kogoś szczególnego.

– Moim zdaniem powinniśmy skupić się na tym, czego w liście nie ma – powiedziała Lena nieśmiało. Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni. Dotychczas siedziała cicho i nie udzielała się w rozmowie.

– Nie jestem pewna, czy rozumiem. Co masz na myśli?

– Tu jest napisane: "Ludzkość jest w poważnym niebezpieczeństwie. Organizacja, która za tym stoi, pozbawiona jest wszelkich skrupułów." Zupełnie jakby mowa była o konkretnej instytucji, a jednak nie wspomniano jej nazwy. Wy też macie takie wrażenie?

Adam powoli pokiwał głową.

– Tak, dokładnie. Zdążyliśmy to dzisiaj przeanalizować, pamiętacie? Zdaje się, że to ty, Fred, zadałeś to pytanie: dlaczego ojciec Nory nie podał nazwy organizacji? Padły, o ile dobrze pamiętam, trzy odpowiedzi. Pierwsza, w ogóle nie był pewien, co to za instytucja. Druga, nie udało mu się ustalić nazwy. I w końcu trzecia, z jakiegoś powodu chciał tę nazwę ukryć.

– To by pasowało! – zawołał brunet. – Intercontinental Platinum, to jest ta organizacja!

– Ale... Przecież to nieprawda. Nic się nie zgadza – powiedziała zbita z tropu Lena.

– A właśnie, że się zgadza. – Nora spojrzała na przyjaciół wyczekująco. W jej oczach lśniły iskierki podniecenia. – Nie rozumiecie? Ukryta informacja miała zdemaskować prawdę. To jest podstęp. Mój tata musiał poznać zamiary IP, ale ktoś się o tym dowiedział i... postanowił go uciszyć. Oznacza to, że jesteśmy okłamywani, a Intercontinental Platinum ma zupełnie inne intencje. Niekoniecznie dobre. Wystarczającym dowodem na to jest fakt, że mój tata znał nazwę tej całej "organizacji", chociaż przecież powstała cztery dni po jego śmierci.

– Z jednej strony brzmi logicznie – zaczął Fred. – Ale po co? I... dalej nie rozumiem tak wielu rzeczy.

– No przecież! – Adam spojrzał na Norę z uznaniem. – Ten cały Galimatias od początku wydawał się być podejrzany. Teraz wszystko jest jasne! To jedna wielka ściema! Nie było żadnego Galimatiasu, wszystko to miało służyć jako pretekst, żeby IP mogło przejąć władzę nad światem, jak głupio by to nie brzmiało. Zastanawia mnie tylko, czy mają w tym jakiś konkretny cel. Skoro zrobili to tak dużym kosztem i upozorowali wybuch wojny...

– Upozorowali?

– Może nie do końca. Wojna rzeczywiście trwa, ale skoro nie istnieje żaden Galimatias, to z kim walczymy?

– Ludzie, którzy są po naszej stronie... – wymamrotała pod nosem Nora. To sformułowanie nie dawało jej spokoju. Nie potrafiła w żaden sposób połączyć go z resztą informacji. – Skoro Intercontinental Platinum jest złe, a ich domniemana opozycja w rzeczywistości nie istnieje, to w takim razie kto jest po naszej stronie?

– To muszą być osoby z otoczenia twojego ojca, mam rację? – spytał Fred. – Ktoś, kto posiadał tę samą wiedzę co on. Ktoś, kto znał prawdę albo... dopiero miał ją poznać.

– No jasne! Twój tata mógł oczekiwać, że dostarczysz informację!

Nora bezradnie pokręciła głową.

– Ale niby komu? Nic mi to nie mówi!

– Twój ojciec był geologiem, tak...? – spytał Adam.

Potwierdziła.

– Jakoś niezbyt pasuje do całości. – Blondyn westchnął ciężko. – Gdyby był politykiem albo... No, sam nie wiem, kimkolwiek innym! Co ma badanie skał do wybuchu trzeciej wojny światowej...?

Wszyscy zamilkli. Znów utknęli w martwym punkcie.

– Udało się nam zdemaskować prawdę i odczytać ukrytą wiadomość – zaczęła wyliczać Nora. – Co z resztą uważam za ogromny sukces. Jednak wciąż nie wiemy, do kogo powinniśmy się zwrócić. Pozostaje też kwestia salamandry.

– Może w liście ukryte jest coś jeszcze? – zasugerował Fred.

– Wątpię – mruknął Adam. – Chociaż z drugiej strony... Sam nie wiem. Może twój tata sądził, że sama domyślisz się prawdy albo nie zdążył zawrzeć jakiejś istotnej wskazówki.

– Może coś przeoczyliśmy? Och, ta myśl po prostu nie daje mi spokoju!

List znów zaczął krążyć z rąk do rąk. Wszyscy analizowali jego treść w milczeniu.

– Istnieje szansa, że odpowiedź przyjdzie z czasem. Kto wie, czy któreś z nas nie wpadnie na właściwe rozwiązanie – powiedział Adam, ale w jego głosie dosłyszeć się dało zwątpienie. – Jedno jest pewne. Coś nam grozi i uważam, że musimy stąd uciekać, jak najszybciej. I znaleźć jakieś bezpieczne miejsce.

– Bezpieczne miejsce...? – jęknęła Nora, jakby samo to stwierdzenie było wystarczająco absurdalne. – Mój dom odpada.

– Jeżeli rzeczywiście to ciebie ten ktoś szuka, odpada wszystko, co ma z tobą jakiś związek: rodzina, letnie rezydencje i tym podobne.

– Nasi rodzice też odpadają – odparł Fred. – Kazali nam zostać w domku i się nie wychylać. Jeśli dowiedzą się prawdy, zaczną zamartwiać się na śmierć i nigdzie nas nie puszczą. Potrzebujemy kryjówki, a nie więzienia.

– Mój tata się nie nadaje. – Adam był skonsternowany. – Z resztą istnieje prawdopodobieństwo, że nasze rodziny także są... obserwowane.

– Musimy wymyślić coś nieoczywistego – powiedziała Lena. – Miejsce, którego nikt się nie spodziewa, nikt nie pilnuje, w którym będziemy bezpieczni. Nie rodzina i nie jej własność.

– Ludzie, którzy są po naszej stronie... – szepnęła Nora. – Mój tata wyraźnie sugeruje, że oni byliby w stanie zapewnić nam azyl.

– Znajdziemy ich – oświadczył zdecydowanym tonem Adam. – Zwłaszcza, jeżeli ma to mieć wpływ na losy tego całego konfliktu. Ale najpierw musimy gdzieś przeczekać, przemyśleć dalsze kroki... Tylko gdzie?

– Fred? – Lena spojrzała na brata z uśmiechem. – A może Olaf?

– Olaf! No przecież, stary, dobry Oli! – zawołał brunet. – Jak mogliśmy o nim zapomnieć?

– O kim wy mówicie?

– Oli to nasz przyjaciel, a właściwie syn przyjaciela mojego ojca – sprostował brunet. – Jest, o ile dobrze pamiętam, trzy lub cztery lata starszy ode mnie. To dobry chłopak. Ma mieszkanie na obrzeżach miasta.

– Gdy Olaf był młodszy – kontynuowała Lena – często uciekał z domu. W tamtym czasie przyjaźnił się z Fredem, więc gdy pokłócił się z rodzicami, przychodził spać do nas.

– Jego rodzice doskonale o tym wiedzieli. – Brunet uśmiechnął się. – Ale Oli był święcie przekonany, że ci nie mają pojęcia, gdzie ten spędza noce. Nasi rodzice i jego rodzice zawiązali sojusz: gdy Olaf wdał się z nimi w sprzeczkę, przychodził spać do nas. Mógł wtedy odreagować, a oni mieli pewność, że chłopak jest bezpieczny. Z czasem z tego wyrósł, ale wciąż nie powiedzieli mu prawdy! Oli uważa, że pozwalałem mu u siebie spać w tajemnicy przed wszystkimi. Powiedział mi kiedyś, że jest moim dłużnikiem. Więc teraz może się nam odpłacić swoją gościnnością.

– I sądzisz... – zaczęła Nora niepewnie. – Uważasz, że ten cały Olaf pozwoli nam u siebie zamieszkać?

– Nie będzie miał wyjścia.

Zaczęli przygotowywać się do wymarszu. Spakowali jedzenie do plecaków, a Adam i Fred udali się, by odkopać pieniądze, które im zostały. Przyjaciele byli wdzięczni opatrzności, że nie wszystko spłonęło – bez gotówki znów stąpaliby po kruchym lodzie. Gdy przygotowania dobiegły końca, wyruszyli w drogę.

– Jeśli będziemy iść lasem, powinniśmy być na miejscu za góra dwa dni – powiedział Fred. – To drugi koniec miasta.

Szli w milczeniu, nękani przez najczarniejsze myśli. Przyszłość wydawała się być niepewna i pełna niebezpieczeństw. Odkrycie, które poczynili, rzucało na zaistniały konflikt zupełnie nowe światło. Uważaj, komu ufasz – tak ojciec Nory napisał w swoim liście. Zdanie to okazało się wyjątkowo trafne, zwłaszcza gdy człowiek sam nie był pewny, kto jest dobry, a kto zły.

To wszystko było jedną wielką paranoją. Intercontinental Platinum powoływało armie z całego świata. Przecież oddziały, które identyfikowano z Galimatiasem, mordowały tysiące ludzi. Czy to wszystko mogło być tylko na pokaz? Czy mogło być pretekstem, by osiągnąć swój cel? Wciąż nie wiedzieli, dlaczego IP zdecydowało się na takie, a nie inne kroki. O co mogło im chodzić?

Niejasna pozostawała kolejna kwestia. Kto stał za zniszczeniem domku? Znaleziony przez Adama kanister benzyny mówił sam za siebie: podpalenie. Celowe wzniecenie ognia. Czy mogła to być sprawka tych, którzy zabili jej rodziców? Oznaczałoby to, że pragną także jej śmierci. Ale w takim razie dlaczego poczekali, aż cała czwórka pójdzie na zakupy? Może miało to mieć formę ostrzeżenia... Ale czy nie łatwiej byłoby po prostu ich zabić? Coś tutaj się nie zgadzało.

Nora nie mogła przestać zaprzątać sobie tym głowy. Wielogodzinny marsz zmienił się w bitwę z własnymi myślami.

Lena przysiadła na skraju kałuży. Powoli zapadał zmrok; cienie rzucane przez smukłe sylwetki drzew z każdą minutą stawały się coraz dłuższe, a ciepłe promienie zachodzącego słońca coraz bardziej przypominały szkarłat krwi. Przyjaciele zatrzymali się na nocleg w brzozowym zagajniku – pozostała trójka właśnie kończyła sprzątać po skromnej kolacji. Brunetka potrzebowała chwili samotności, wytchnienia i odpoczynku. Musiała odbyć poważną rozmowę z własnym sumieniem, które nie dawało jej spokoju.

Od pewnego czasu marzyła o chwili, która przyniosłaby ulgę, pozwoliłaby zapomnieć, przestać użerać się z poczuciem winy. Lena chciała tylko jednego. Spokoju. Zrozumiała, że z jakiegoś powodu znalazła się na dnie. Staczała się coraz niżej już od pewnego czasu, jeszcze zanim to wszystko się zaczęło. Kolejne drobne sytuacje były jak cegły w ścianie rozpaczy. Ale wydarzenia ostatnich tygodni przeciążyły szalę – dziewczyna nie była w stanie poradzić sobie z ciężarem, który spoczął na jej barkach.

Usiłowała się uśmiechać, śmiać, skrywać ból pod warstwą słodyczy. Gorycz, która tkwiła w środku, tylko przybrała na sile. Teraz Lena nie poznawała samej siebie: pustej skorupy przepełnionej żalem i nienawiścią. Nie potrafiła doszukać się żadnej konkretnej przyczyny. Winni byli wszyscy, tylko nie ona. Ta myśl podnosiła ją na duchu.

Adam podobał się jej od zawsze. Odkąd go znała, patrzyła na niego z nieskrywanym podziwem. A on uparcie ją ignorował, zbywał, odtrącał. Była od niego młodsza – tak to sobie tłumaczyła. Wiedziała jednak, że chodzi o coś innego. Może to właśnie odrzucenie stanowiło fundament rozpadu jej serca na miliony kawałeczków?

Wojna nadszarpnęła jej psychikę, wykorzystała wrażliwość. Przyniosła lęk, a potem dała fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Przyniosła rozłąkę, a później dała fałszywą nadzieję. Przyniosła cierpienie, a potem przypieczętowała je śmiercią. Wszystko runęło, przygniatając ją gruzami dawnego życia. Nie mogła tego dłużej znosić.

Lubiła Norę, ale gdy zobaczyła, jak Adam na nią patrzy, coś w dziewczynie pękło. Nienawiść stłamsiła przyjaźń. Śmierć Kęsa ją dobiła, popchnęła do realizacji swojego planu. Właśnie to miała na celu: poprzez wyjawienie prawdy ugodzić w sam środek, w najczulszy punkt. Użyć swojego żalu jako broni przeciwko Norze. Jeśli Adam nie mógł pokochać jej, nie mógł pokochać nikogo – a przynajmniej tak sobie wmawiała.

Lena zrobiła wszystko zgodnie z planem. Reakcja Nory była prosta do przewidzenia, ale brunetka nie czuła satysfakcji. Przynajmniej nie takiej, jakiej oczekiwała. W jej sercu pozostał dziwny rodzaj pustki. Spowodowała lawinę – co dalej? Czego mogła się spodziewać?

Widziała ból, jaki zadała innym ludziom. Czy Nora nie przeszła już wystarczająco wiele? Ale Lena potrafiła myśleć tylko o sobie, o swoich egoistycznych potrzebach i niewypowiedzianych urazach. Doprowadziła plan do końca. Zadała cios. Teraz musiała oglądać efekty swojego dzieła.

Nie była pewna, co o tym myśleć. Z jednej strony nie mogła pogodzić się z tym, że Nora miałaby odebrać jej Adama. Ale przecież blondyn nigdy do niej nie należał. Czy miała prawo stawać na drodze do ich wspólnego szczęścia?

Dziewczynę ciekawiła jeszcze jedna kwestia: co tak właściwie motywowało ją do działania? Czy rzeczywiście kochała chłopaka, czy może była to kwestia dawnych urazów i dających o sobie znać blizn? Nienawiść była jak epidemia, niemal niemożliwa do powstrzymania. Tragiczna w skutkach.

Tej nocy Lena zastanawiała się, jak to by było umrzeć.

Gdyby ktoś miał wątpliwości – w liście naprawdę zakodowana jest wiadomość, możecie to sprawdzić! Nie lubię fuszerki, więc jak już się za coś zabieram, to chcę, żeby zrobione zostało porządnie. A tymczasem mam nadzieję, że rozdział chociaż w pewnym stopniu zaspokoił Waszą ciekawość!





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top