Rozdział 10

Domek był doszczętnie spalony.

Przed nimi czerniły się zgliszcza – sterta popiołu i bezkształtne pozostałości po tym, czego nie zdołał strawić ogień. Pomarańczowe płomienie tańczyły gdzieniegdzie, skacząc po dogasających deskach niczym złociste języki. W powietrzu unosił się duszący zapach dymu, który drapał ich w gardła, powodował kaszel oraz łzawienie oczu. Całą tę scenę obserwowali zza woalu czerni, wiszącego nad lasem jak złowróżbny całun pogrzebowy.

Żadne z nich nie było w stanie wydusić z siebie ani słowa. Domek, ich domek, spłonął. Ostoja, która dawała im poczucie bezpieczeństwa, przestała istnieć. Dotychczas egzystowali w oku cyklonu i dopiero teraz mieli poznać jego prawdziwe oblicze. Cała czwórka w milczeniu obserwowała sytuację, której znaczenie dopiero zaczynało do nich docierać.

– Jak...? – szepnął Fred, kręcąc głową z niedowierzaniem.

– Boże, dziadek nas zabije – jęknęła Lena, zbyt oszołomiona, by zdać sobie sprawę z tego, co mówi.

– Ale jak do tego doszło? – spytała Nora, rozglądając się bezradnie dookoła.

– Tak – odparł Adam szorstkim, wypranym z emocji głosem, podnosząc z ziemi jakiś przedmiot. Leżał na tyle daleko, że nie ucierpiał w pożarze.

– Czy to jest... – zaczął Fred, ale nie dokończył. Nie musiał.

Nikt nie miał wątpliwości, że patrzą na kanister po benzynie.

– Nie rozumiem, nic nie rozumiem... – Lena była przerażona. – Kto? Dlaczego?

Nora przełknęła ślinę – może odrobinę za głośno. Szumiało jej w głowie, nie mogła powstrzymać natłoku myśli, które kłębiły się jak chmury burzowe przed uderzeniem pioruna.

W pierwszej kolejności pomyślała o paszporcie. Odetchnęła z ulgą, gdy zdała sobie sprawę, że wraz z listem spoczywa w jej plecaku. Nie chciała myśleć, co by się stało, gdyby zostawiła go w domku. Nagle dziewczyna przypomniała sobie tajemniczy sen. Czy mógł być ostrzeżeniem? O co w tym wszystkim chodziło i dlaczego nikt nie mógł jej nic powiedzieć? Czy tak trudno było zrozumieć, jak bardzo zagubiona się czuła?

Mimo to Nora mogła być pewna jednego – wszystko to miało bezpośredni związek z nią. Jej przyjaciele cierpieli z jej winy. Ściągnęła na nich niebezpieczeństwo, któremu teraz musieli stawić czoło razem. Nie wiedzieli nawet, z której strony mają spodziewać się ataku.

Najbardziej przerażający był fakt, że komuś udało się tutaj trafić. Oznaczało to, że już na samym początku dziewczyna była śledzona. A może... wcale nie? Może zwrócili na siebie czyjąś uwagę podczas dzisiejszego wyjścia do sklepu? Nie, zdecydowanie nie wchodziło to w grę. Skoro budynek zdążył do ich powrotu doszczętnie spłonąć, oznacza to, że został podpalony zaraz po wyjściu. Wtem Nora przypomniała sobie o jeszcze jednej eskapadzie. Jak mogła wcześniej o niej zapomnieć? Przecież całą grupą poszli do jej domu – idealna okazja, żeby zwabić kogoś do celu. Czy gdyby zachowali większą ostrożność, nie doszłoby do tragedii?

Przez głowę dziewczyny przemknęła przerażająca myśl. Czy to możliwe, że za podpalenie domku i śmierć jej rodziców odpowiedzialne są jedne i te same osoby? Czyżby ktoś aż tak pragnął jej śmierci? Ale w takim razie po co czekał, aż pójdą do sklepu? Może chciał ich ostrzec albo... Nora miała mętlik w głowie. Tak wiele pytań i praktycznie żadnych odpowiedzi, tylko domysły i kolejne wątpliwości.

Poczuła, że kręci się jej w głowie. Może od natłoku myśli, a może od unoszącego się w powietrzu dymu. W ostatniej chwili spróbowała usiąść, ale straciła równowagę i upadła na trawę. Zaczęło ją mdlić; musiała zamknąć oczy. Dlaczego oddychanie przychodziło jej z takim trudem?

– Nora! – krzyknął Fred i zaczął biec w jej kierunku. Ktoś go wyprzedził i wziął ją na ręce.

– To dym. – Głos blondyna dochodził z bardzo bliska, sprawiając, że powietrze nad jej uchem zaczęło wibrować. – Musimy zabrać ją na świeże powietrze.

Pozwoliła swojemu ciału opaść bezwładnie w objęcia blondyna. Krtań ścisnął jej duszący kaszel, coś szczypało w przełyku i płucach. Rozpaczliwie usiłowała nabrać choć odrobinę powietrza. Po chwili poczuła, że znów leży na ziemi. Ktoś odchylił jej głowę w tył. Przestała kaszleć i zdała sobie sprawę, że znów może swobodnie oddychać. Ale zawroty głowy ani nudności nie ustały.

Słyszała, że rozmawiają, ale nie docierał do niej sens wypowiadanych słów. Pozwoliła się kołysać ciemności, by w końcu opaść w jej otchłań z wyraźną ulgą.

Ocknęła się jakiś czas później. Lena, Fred i Adam siedzieli nieco dalej, przygotowując posiłek. Wszyscy byli ponurzy i milczący, skupieni na – jakże wtedy interesujących – waflach ryżowych. Dopiero po chwili zdali sobie sprawę, że dziewczyna ich obserwuje.

– Jak dobrze, że nic ci nie jest – powiedział Fred i posłał jej nieśmiały uśmiech. Odpowiedziała mu tym samym. Szybko jednak przypomnieli sobie o przykrym wydarzeniu sprzed kilkudziesięciu minut i spoważnieli.

Nikt nic nie mówił – nikt nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Mimo to w powietrzu wisiało jakieś niewypowiedziane pytanie, które ciążyło im wszystkim. Nora z uporem przyglądała się wędrującym po liściu mrówkom. Nie potrafiła skupić się na niczym konkretnym, zbyt pochłonięta przez obawy i wyrzuty sumienia. W końcu nie wytrzymała.

– Jestem wam winna wyjaśnienia.

Odpowiedź, którą otrzymała, jeszcze bardziej ją zszokowała.

– Od dłuższego czasu – odrzekł Adam i spojrzał na nią wyczekująco. – Kiedy wreszcie przestaniesz ukrywać przed nami prawdę?

Dziewczyna zamarła. Trwało to zaledwie ułamek sekundy – spotkała na swojej drodze mur, którego nie potrafiła obejść. Barierę chroniącą jej sekrety. Ta jednak szybko zniknęła i Nora zaczęła mówić.

– Tamtego dnia... Po prostu nagle przyjechali. Pojawili się znikąd i wyważyli drzwi. Tata kazał mi uciekać. Mieliśmy w domu... kryjówkę, do której pobiegłam. Słyszałam strzały. Słyszałam, jak umierali. A potem wszystko ucichło i dotarło do mnie, że byłam świadkiem czegoś ważnego. Znalazłam list, który zostawił mi ojciec i... – Urwała nagle. W ostatniej chwili postanowiła przemilczeć ten jeden, jedyny szczegół. – I go przeczytałam – wybrnęła. – Mówił o konflikcie, który mój tata przewidział. Nie rozumiem jak, był geologiem, więc trochę mnie to zdziwiło. Napisał, że mam spakować najpotrzebniejsze rzeczy i uciekać. Kazał mi odnaleźć ludzi, "którzy są po naszej stronie" oraz uważać, komu ufam. W gruncie rzeczy nie zawarł w tej wiadomości żadnej konkretnej informacji. Chociaż nie wiedziałam prawie nic, nie byłam głupia. Zdołałam się domyślić, że grozi mi niebezpieczeństwo, więc zastosowałam się do wskazówek i uciekłam. A później spotkałam was i... To tyle.

– Jakie niebezpieczeństwo? – spytał Fred.

– Gdybym tylko wiedziała! Ten list... Mam go w plecaku, jeżeli chcesz rzucić okiem – powiedziała niepewnie. – Boję się, że za spaleniem domku mogą stać ci sami ludzie, którzy...

– To sprawka Galimatiasu? – szepnęła Lena, rozglądając się niepewnie.

– Jedno jest pewne – oświadczył Adam stanowczo. – Teraz i nam grozi to, co tobie. Musimy uciekać, nie jesteśmy tutaj bezpieczni.

– Jak szczuci psami – jęknęła Nora. – Ciągle tylko ucieczka i ucieczka, bierne przyglądanie się krzywdzie, jaka wyrządzana jest innym ludziom! Czuję się paskudnie. Tata wyraźnie napisał, że mam odszukać ludzi, którzy są po naszej stronie, a tymczasem jak chowam w się w lesie i udaję, że wszystko jest okej.

– Spójrz na mnie. – Blondyn zwrócił się do niej zdecydowanie, ale z wyczuwalną łagodnością. – Teraz siedzimy w tym wszyscy i decyzje, które podejmujemy, mają wpływ na całą czwórkę. Jeżeli jest to dla ciebie ważne, możemy spróbować ich odszukać, ale musisz liczyć się z konsekwencjami, Noro. Sama zauważyłaś, że nie wiemy zupełnie nic. Może powinniśmy poczekać, aż znajdziemy jakieś wskazówki, coś się wyjaśni... Nawet ty nie wiesz, czego masz szukać, więc wyruszenie gdziekolwiek byłoby samobójstwem. Uważam, że powinniśmy się ukryć i pozostać w kryjówce, dopóki nie opracujemy lepszego planu.

Pozostali pokiwali głową. Pomysł Adama zdawał się być wyjątkowo racjonalny i trafiony.

– Gdybyście chcieli zobaczyć list... – zaczęła dziewczyna i wyjęła kopertę z plecaka. Zdążyła się pomiąć, ale oprócz tego była w dobrym stanie.

Podłużny, biały przedmiot zaczął krążyć z rąk do rąk.

– Salamandra? – spytała Lena ze zdziwieniem.

– Ach, tak. – Nora westchnęła. – Zupełnie o niej zapomniałam.

– Zaraz, czy to nie był ten gad, który w razie zagrożenia udaje trupa? – Fred uśmiechnął się, zadowolony, że udało mu się popisać ciekawostką.

– Płaz – sprostował Adam. – Salamandra to płaz.

Brunet spuścił wzrok.

– Możliwe, całkiem możliwe... Tak, chyba masz rację – wymruczał pod nosem.

– Ten list jest zupełnie niejasny – powiedziała Lena. – Strasznie zagmatwany, a i tak nic z niego nie wynika.

– Tu są jakieś liczby... – Adam zdawał się być zaabsorbowany numerami zapisanymi po wewnętrznej stronie koperty. – Pięć, piętnaście, dziewiętnaście, trzydzieści, trzydzieści siedem...

– Nie patrz na to – odpowiedziała Nora zdawkowo. – Mój tata często bazgrał na tym, co miał pod ręką.

Blondyn spojrzał na nią podejrzliwie, jakby nie był w stanie się z nią w pełni zgodzić. Odniosła wrażenie, że jej odpowiedź go zdziwiła.

– Twój tata nie napisał tu, jaka organizacja grozi ludzkości – zauważył Fred. – Myślisz, że sam nie wiedział?

– Nie mam pojęcia – odrzekła zgodnie z prawdą dziewczyna. – Może sam nie wiedział, może nie udało mu się ustalić nazwy albo po prostu bał się, że...

– ...że list wpadnie w niepowołane ręce – skończył Adam. Ton jego głosu wskazywał, że myśli na głos. – Ale wtedy... Sama się nad tym głębiej zastanów. W tym liście nie została zawarta żadna istotna informacja, a jedynie wskazówki, jak powinnaś postąpić w razie niebezpieczeństwa. Co sugeruje, że twój tata zakładał, że uda ci się uratować i to ty dostaniesz list, nie ktoś inny. Zwłaszcza, jeśli razem z listem miałby ci dać... Coś innego.

Tylko ona zrozumiała aluzję – nagle przypomniała sobie, że blondyn domyślił się prawdy o paszporcie. Lena i Fred zapewne potraktowali uwagę Adama jako rozważania, ale Nora zadrżała. Komentarz chłopaka był wyjątkowo trafny.

– A więc dalej. Twój tata zakłada, że przydarzy mu się coś złego i list trafi do ciebie, więc zawiera w nim instrukcję, jak masz postąpić. Do tego postanawia naszkicować ci sytuację i wyjaśnić pewne aspekty. I tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt: dlaczego robi to tak niejasno? Skutek tego jest taki, że wciąż nic nie wiesz, a przynajmniej nie więcej, niż dowiedziałaś się z wiadomości w radiu kilka dni później. Jeśli twój ojciec rzeczywiście bałby się, że list trafi w niepowołane ręce, mógłby równie dobrze nie pisać nic. Wyszłoby na jedno i to samo.

– Tak, chyba rozumiem... – powiedziała Nora, przyglądając się Adamowi ze zdziwieniem. – Do czego zmierzasz?

– Wykluczyliśmy więc opcję, że twój tata udziela ci oszczędnych wyjaśnień tylko dlatego, że boi się wycieku informacji, tak? Czyli jeszcze raz, żeby każdy zrozumiał. Skoro zarówno ty, jak i postronny czytelnik nie dowie się z listu nic konkretnego, to po co go pisać? Czy odpowiedź nie nasuwa się sama? Twój ojciec musiał zawrzeć tutaj jakąś wskazówkę, bo inaczej mógłby po prostu darować sobie pisanie!

Fred prychnął.

– Ale przecież sam widzisz, że nie ma tu żadnych istotnych informacji.

Adam spiorunował go wzrokiem.

– Jesteś idiotą, wiesz? Oczywiście, że nie ma, i to z pewnego konkretnego powodu. A właściwie mogło ich być kilka. Pierwszy: tata Nory rzeczywiście chciał ukryć pewne informacje przed niepowołanymi oczami. Jego celem było, żeby dotarły do jednej konkretnej osoby. Ciebie – zwrócił się do dziewczyny. – Ale nie muszę mieć racji. Mogło być odwrotnie. Chciał, żebyś myślała, że to zwykły list. Miałaś go do kogoś dostarczyć.

– Kogoś, kto umiałby go poprawnie zinterpretować. – Nora pokiwała głową. – Ale tutaj zaczyna się błędne koło. Ludzie, którzy są po naszej stronie niewiele mi mówi. Tata nie mógł oczekiwać, że będę wiedzieć, o kogo chodzi.

– Może sądził, że się domyślisz.

Pokręciła głową.

– Nie. Jestem tego pewna.

– Jest jeszcze trzecia opcja – wtrącił Adam. – Wiadomość zostawiona córce była tylko przykrywką, gdybyś to ty lub ktokolwiek inny został znalazcą listu, a tymczasem przeznaczony był dla jeszcze innej osoby.

Nora zastanowiła się nad tą opcją dłużej. Chociaż brzmiała logicznie, wykluczał ją jeden fakt – obecność metalowej skrzynki, którą tata kazał jej znaleźć oraz paszportu. Przemawiało to przeciwko tej teorii, więc i tym razem dziewczyna zaprzeczyła.

– Ten list był przeznaczony dla mnie. Nie mam co do tego wątpliwości.

– W takim razie jedyną słuszną opcją jest opcja pierwsza – powiedział blondyn. – Chyba że ktoś ma jeszcze jakieś pomysły.

Odpowiedziała mu cisza.

– A więc – kontynuował – zakładamy, że list od samego początku adresowany był do Nory. Oprócz instrukcji, które mówiły, jak ma postępować, jej ojciec zawarł tam także istotne informacje, z jakiegoś powodu przeznaczone tylko i wyłącznie dla córki. Oczekiwał, że Norze uda się je odczytać.

– Ale przecież nie doszukałam się tam żadnej ukrytej wiadomości! Skoro była przeznaczona dla mnie, chyba powinnam ją zauważyć.

– Mimo wszystko ją przeoczyłaś. – Blondyn uśmiechnął się chytrze. – Bo nie spodziewałaś się, że będzie zaszyfrowana.

Podekscytowani?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top