Rozdział 30

Rzeczywistość wlewała się do jej głowy powoli, wypierając z niej absurdalne wizje i majaki. Pierwsza myśl, którą zarejestrowała z pełną tego świadomością, natychmiast wyrwała ją z odrętwienia. Ostatnie, co pamiętała, to Adam...

Adam! Nora odniosła wrażenie, że jej mózg zawył ze szczęścia. A więc od samego początku miała rację – chłopak żył. Teraz byli wszyscy razem, znów w komplecie. Wszyscy oprócz Leny, uświadomiła sobie w końcu. Doszła do wniosku, że blondyn nie mógł wiedzieć o śmierci przyjaciółki. Przecież opuścił ich zanim doszło do tragedii. Jak więc zareaguje na tę wiadomość?

A może już wie? Ile tak właściwie minęło czasu? Nora spróbowała odtworzyć w głowie przebieg ostatnich wydarzeń. Ślepa uliczka, żołnierze Galimatiasu i Adam, który uratował ją w ostatniej chwili. Studzienka, kanały, śluza... Czy to wszystko działo się naprawdę? Jak przez mgłę Nora zobaczyła samą siebie z paskudną raną postrzałową na udzie. Nie była pewna, czy tego także sobie nie wymyśliła.

Podniosła się do pozycji siedzącej. Zawirowało jej przed oczami i na chwilę pogrążyła się w ciemności, ale zawroty głowy szybko ustąpiły. Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w maleńkim pokoiku, w którym ledwo upchnięto wąskie łóżko, szafę i niewielki stolik. Roleta w oknie była opuszczona, przez co w pomieszczeniu panował półmrok. Drzwi także były zamknięte.

Nora leżała w łóżku przykryta cienką kołdrą. Strząsnęła ją z siebie jednym ruchem, ale z jakiegoś powodu sprawiło to jej niemałą trudność. Miała wrażenie, jakby zabetonowano jej ręce...

– Matko święta – wyrwało się jej na widok własnych dłoni.

Przypominały dwa kokony, z których niebawem wylęgną się paskudne larwy jakiegoś owada. Od nadgarstków aż po czubki palców okręcone były grubą warstwą bandaży. Dziewczyna nie mogła nimi poruszać, wywnioskowała więc, że pod spodem znajduje się niejeden gipsowy opatrunek. Wróciło wspomnienie tamtego popołudnia – właz do kanałów, nieznośny ból i trzask kości... Musiała zmienić własne palce w miazgę.

Nora przeniosła swój wzrok na nogę; ona także nie prezentowała się najlepiej. Prawe udo od kolana aż do pachwiny przykrywał bandaż, a pod nim znajdowała się warstwa opatrunków. Zarówno palce, jak i noga pulsowały tępym, promieniującym bólem. Dziewczyna stęknęła cicho i opadła na poduszkę.

Niemal w tym samym momencie drzwi do pokoju stanęły otworem, a w progu pojawiły się dwie wysokie postaci.

– Ocknęłaś się – ni to spytał, ni to zauważył Adam. Jego głos z pozoru mógł wydawać się obojętny, ale Nora wiedziała, że chłopak odetchnął z ulgą. – Jak się czujesz?

– Doktor się o ciebie martwi – wyznał Fred bez ogródek, ignorując karcące spojrzenie przyjaciela. – Powiedział, że w twoim stanie powinnaś przebywać pod stałą opieką lekarza. Postrzelili cię naprawdę paskudnie i samo to powinno nas martwić, ale przecież był jeszcze zatru...

– Zamknij się – syknął blondyn. – Dopiero co odzyskała przytomność. Możesz odrobinę poczekać z wszystkimi tymi dobrymi nowinami? Mamy wystarczająco dużo problemów.

Nora przyglądała się stojącym w progu chłopakom z wypisaną na twarzy konsternacją.

– Po pierwsze – zaczęła – byłabym wdzięczna, gdybyście przestali się kłócić. A po drugie, Adam, naprawdę doceniam, że się o mnie troszczysz, ale chciałabym poznać wszystkie szczegóły dotyczące mojego stanu zdrowia. Od tego może zależeć dalszy plan działania...

– Nie będzie żadnego dalszego planu działania – oznajmił chłopak i wszedł do pokoju zdecydowanym krokiem. – Zostajemy tu tak długo jak to tylko możliwe. Nie pozwolę, by którekolwiek z nas wpakowało się w jakieś bagno. A przynajmniej nie w większe, niż to, w którym tkwimy obecnie.

– Bagno? O czym ty mówisz? – jęknęła Nora. – Adam, zniknąłeś na Bóg wie ile czasu. Myśleliśmy, że nie żyjesz. Opłakiwaliśmy cię! A teraz, gdy w końcu jesteśmy razem, rzucasz jakimiś idiotycznymi i niezrozumiałymi gadkami. Czy możemy zacząć mówić sobie prawdę? Całą prawdę?

Teraz to chłopak westchnął.

– Przepraszam. Po prostu... martwię się, Nora.

– Wiem. Doceniam to, naprawdę.

– Co chciałabyś wiedzieć w pierwszej kolejności? – spytał.

– O jakim bagnie mówiłeś? I dlaczego cokolwiek miałoby nam grozić?

– „Niespodzianka była zasadzką" – zaczął blondyn półgłosem, zerkając nerwowo na milczącego Freda. – Chcieli poznać tożsamości ludzi działających w podziemiu. Tożsamości Jaśniejących Nadzieją. Wielu z nich nie żyje, a resztę uchwycił monitoring. Mają twarze, dane osobowe chyba też. Wszyscy są poszukiwani.

– I my...?

– Wy na pewno. – Adam skrzywił się. – Co do mnie... Cóż, to zależy od wielu czynników. Mam nadzieję, że udało mi się uniknąć identyfikacji. Ale kto ich tam wie...

– I co teraz? – spytała Nora drżącym głosem. – Gdzie my tak właściwie jesteśmy?

– W bezpiecznym miejscu. I pozostaniemy bezpieczni, jeśli nie będziemy się wychylać. Na dobrą sprawę możemy przeczekać tutaj całe to zamieszanie.

– Ale...

– On ma rację – wtrącił Fred. – Podjęcie jakichkolwiek działań byłoby zbyt ryzykowne. Nora, jesteśmy tylko dziećmi! Przestańmy bawić się w superbohaterów. Zostawmy walkę dorosłym, okej? Najlepiej będzie, jeśli pozostaniemy w ukryciu.

– Ale...

– Żadnych ale – warknął Adam. – Twój ojciec by zrozumiał. Jestem pewny, że twoje bezpieczeństwo jest... było dla niego najważniejsze. I żadne potyczki geologów metale szlachetne ani surowce mineralne nie są cenniejsze od twojego życia.

– Słucham? – Dziewczyna zamarła. – Adam, o czym ty do cholery mówisz? Jakie metale? Jacy geolodzy...?

Nie odpowiedział, tylko spuścił głowę i wbił wzrok w podłogę.

– Nieważne.

– Jak to nieważne? Czy ty siebie słyszysz?! Nie sądzisz, że powinnam wiedzieć? – wybuchła. – Fred, ty też wiesz coś na ten temat?!

– Ja... – zaciął się. – Nora, lepiej będzie, jeśli...

– To był mój ojciec...! – wykrztusiła w końcu dziewczyna. – Chciał, żebym coś dla niego zrobiła, ale ja nie potrafiłam odszyfrować wiadomości. Wiecie, że na niczym innym mi nie zależało. Potem jednak przerwałam poszukiwania. Dla ciebie, Adam. Bo chciałam cię odnaleźć. Wierzyłam, że żyjesz, ale musiałam zyskać pewność. Teraz już nic nie stanie mi na przeszkodzie. Zrobię to tak czy siak, z wami czy bez. To mój obowiązek, ale także własna wola. Po prostu sądziłam, że jesteśmy przyjaciółmi i jesteśmy ze sobą szczerzy, wiecie?

Zeszkliły jej się oczy. Adam przysiadł na brzegu łóżka i delikatnie ją objął.

– Wybacz. Nie chcę, żebyś się w to mieszała. I tyle. Nie chcę, żeby coś ci się stało.

– To moja decyzja. Proszę, uszanuj to.

– Boję się, że... – Zamilkł i spojrzał jej w oczy. – Przepraszam. Byłem pewny, że jak tylko poznasz prawdę, zechcesz coś zrobić. Nie powinienem cię zatrzymywać, ale mimo wszystko...

– Po prostu to powiedz, Adam. Powiedz mi prawdę – szepnęła przez łzy, chociaż tak naprawdę wcale nie miała pewności, czy chce ją znać.

– To tylko teoria – zaczął niepewnie blondyn – ale póki co wszystko się zgadza. Wpadłem na to tamtego poranka, którego się rozstaliśmy. Po prostu zobaczyłem napis Intercontinental Platinum i odpowiedź sama przyszła mi do głowy. To było zupełnie jakby... jakby wszystkie elementy układanki nagle wskoczyły na swoje miejsce. Twój tata był geologiem, prawda? Naukowcem. Zastanawialiśmy się, co może łączyć go z trzecią wojną światową i politycznymi intrygami. Jakim cudem przewidział cały ten konflikt? Tak naprawdę wcale nie trzeba było szukać daleko. Twój tata po prostu wykonywał swoją pracę. Musiał dokonać odkrycia, które rzuciło zupełnie nowe światło na współczesną naukę. To ta wiedza doprowadziła do jego śmierci. Może niewłaściwe osoby dowiedziały się o jego badaniach, a może po prostu wszedł komuś w paradę. Wydedukował jednak oczywisty dla niego fakt: odkrycie, którego dokonano, wstrząśnie ludzkością do tego stopnia, że poświęcone zostaną życia milionów. Bo z jakiegoś powodu to jest tego warte.

– Ale o co może chodzić? – spytała Nora z niedowierzaniem.

– Pomyśl. Twój tata był geologiem. Jego odkrycie musiało dotyczyć czegoś, co znajduje się w ziemi. Czegoś cholernie cennego. Dodaj do tego strzępki informacji, które obiły ci się o uszy w mieście. Galimatias, a tak na dobrą sprawę IP organizuje masowe przesiedlenia Europejczyków do Afryki i Ameryki.

– Och! – wyrwało się nagle dziewczynie. – Musi chodzić o jakieś surowce!

– Właśnie. Doszedłem do podobnego wniosku. Upozorowali trzecią wojnę światową, by pod pretekstem ratowania ludzi oczyścić sobie teren i móc wydobywać... to coś. I musi to być niewyobrażalnie cenne, skoro zdecydowali się na aż takie poświęcenie. Twój tata zdał sobie z tego sprawę, ale ktoś go nakrył. I usunął, żeby nie pokrzyżował planów ludziom z Intercontinental Platinum.

– Ale o jakie surowce może chodzić? Przecież w Europie nie ma nic, co mogłoby być aż tak atrakcyjne. Żadnej ropy naftowej... W głównej mierze węgiel, sól kamienna...

Adam pokręcił głową.

– Nie sądzę, by było to coś, o czym wiemy. Raczej dotychczas informacje te pozostawały tajne, a może po prostu nikt o tym nie wiedział... Poza tym moim zdaniem to nie są surowce mineralne. Raczej chodzi o złoża jakiegoś konkretnego metalu szlachetnego. Ogromne złoża. To znów tylko teoria, ale myślałem o platynie. No wiesz, Intercontinental...

– ...Platinum – dokończyła dziewczyna. – To ma sens!

– Nora – podsunął Fred nieśmiało. – Ci ludzie, o których twój tata wspominał w liście, ludzie, którzy są po naszej stronie... Czy teraz wiesz, o kogo mogło chodzić?

Zamyśliła się.

– To musi być ktoś, komu mój ojciec ufał. Ktoś, komu mógł się zwierzyć z absolutnie wszystkiego. Ba, może te osoby dokonały odkrycia razem z nim! To ograniczałoby poszukiwania do jego kolegów po fachu. Niestety miał ich sporo.

– Kazał ci ich odnaleźć. Moim zdaniem sugerował tym samym, że w razie czego są w stanie zapewnić ci bezpieczeństwo. A to znowu oznacza, że mają jakąś kryjówkę, może nawet bazę... W dobrym miejscu, z dala od oczu wścibskich ludzi. Z dala od oczu IP. Przychodzi ci do głowy takie miejsce? Może jakaś stacja pomiarów?

– Hmmm... Raczej nie. Przykro obawiam się, że nie. – Dziewczyna westchnęła, po czym nagle zamarła. – Poczekaj! Chyba że...

Uniosła zabandażowane dłonie i przyłożyła je do skroni. Zacisnęła powieki, usiłując uchwycić myśl, która przemknęła przez jej głowę.

– Tamten mężczyzna w terenówce, pamiętacie go? – powiedziała w końcu, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Byłam pewna, że skądś go znam! Już teraz wiem! To kolega ojca, tak mi się przynajmniej wydaje, geofizyk. Posiada dom pod miastem, w którym prowadzi swoje pomiary. Byłam tam ze dwa razy, bardzo dawno temu, ale sądzę, że trafiłabym tam. To jedyny trop, który przychodzi mi do głowy. I jedyna osoba. Może wcale nie pokazał się nam bez powodu!

– Dom pod miastem? – spytał z powątpiewaniem Fred. – Nie brzmi to jak wymarzone miejsca na bazę dowodzenia.

– To nie byle jaki dom. Wiem co mówię, zaufaj mi. Poza tym... sama nie wiem, mam przeczucie. Albo coś w ten deseń.

Adam rzucił Norze badawcze spojrzenie.

– Zapewne chcesz się tam udać. I to, znając ciebie, natychmiast.

Dziewczyna energicznie pokiwała głową. Natychmiast tego pożałowała – noga odezwała się przenikliwym bólem. Nora syknęła i opadła na poduszkę.

– Chciałaś, żebyśmy byli ze sobą szczerzy – powiedział Adam i spojrzał jej w oczy. – Proszę bardzo. Masz połamane sześć z dziesięciu palców, z czego niewiele brakowało i jeden by ci amputowano. Prawdopodobnie nigdy nie odzyskasz w nim pełnej władzy, może nawet czucia. Miną tygodnie, zanim będziesz w stanie swobodnie posługiwać się swoimi dłońmi. Ale to dopiero początek. Zostałaś postrzelona w udo pociskiem z substancją usypiającą – taką, jaką stosuje się podczas polowań na grubą zwierzynę. Gdybyś nie zginęła od samego strzału, prawdopodobnie w ciągu kilku godzin by cię to zabiło. Masz szczęście. Widzisz, najprawdopodobniej jesteś uczulona na któryś ze składników mieszanki. Silna reakcja alergiczna, która później nastąpiła, dała lekarzom do zrozumienia, że coś jest nie w porządku i na szczęście postawili cię na nogi. Gdyby nie szybka interwencja... Ale pocisk usunięto, podano ci antidotum i po niemal tygodniu bycia nieprzytomną cudem się wylizałaś. Teraz potrzebujesz tygodni rekonwalescencji i stałej opieki lekarza. Po prostu nie daruję sobie, jeśli przez własną głupotę zrobisz sobie krzywdę. Nie ma mowy o żadnych wyprawach, Nora, dopóki...

– Jaśniejący Nadzieją mówili, że IP w najbliższym czasie planuje „ewakuację" miasta. Jeżeli twoja teoria jest prawdziwa, Adam, musimy odnaleźć przyjaciół mojego ojca zanim do tego dojdzie. Nie mamy czasu. Zwłaszcza, jeśli jest tak jak mówisz i naprawdę przespałam tydzień!

– Pięć dni i sześć nocy – sprostował Fred i uśmiechnął się smutno. – Nora, on ma rację...

– Wiem, że ją ma. Ale mimo tego muszę to zrobić. Po prostu muszę.

Adam wzruszył ramionami.

– W takim razie idziemy z tobą. Samej prędzej się zabijesz.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top