Ostatnia wola
...czyli od autorki słów kilka. I ciężko mi powiedzieć, czy to początek, czy może raczej koniec... no właśnie – czego właściwie?
Prolog „Ognistych serc" opublikowałam na Wattpadzie ponad pół roku temu. Uściślając, od tamtego czasu minęło mniej więcej siedem miesięcy; siedem niesamowicie długich, a jednocześnie krótkich jak mgnienie oka miesięcy, które przyniosły mi naprawdę mnóstwo doświadczeń, zarówno tych dobrych, jak i złych.
Od tamtego czasu wiele się u mnie pozmieniało. Sądzę, że ta książka – czy może raczej trudna tematyka, jaką zdecydowałam się wybrać – sprawiły, że dziś jestem kimś zupełnie innym. Bo czy nie jest tak, że każde doświadczenie odciska swoje piętno na naszej osobowości?
Gdy zdecydowałam się napisać o wojnie, chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, jak ciężki jest to temat – i nie mówię o zagadnieniach emocjonalnych, chociaż z pewnością one też się w tym wszystkim zawierają, ale przede wszystkim chodzi mi o całokształt. Czytając literaturę dotyczącą drugiej wojny światowej mamy o temacie pewne pojęcie: przecież nie bez powodu już od podstawówki bombarduje się nas faktami historycznymi. Mamy w głowach pewne wyobrażenie sprawy niezwykle skomplikowanej, istniejącej na ogromną skalę, tak brutalnej i delikatnej jednocześnie.
Stworzenie wojny to coś bardzo trudnego – i przede wszystkim wymagającego zrozumienia tematu, czy może raczej miliona tematów, które składają się na szeroko pojętą całość.
Ja, przyznaję się bez bicia, nie rozumiałam ich zbyt dobrze i nieco poległam na tym polu.
Pisałam trochę na żywioł, rysując sobie w głowię zaledwie oględny rozwój przyszłych wydarzeń. Skupiłam się na tym, na czym chciałam, co wydawało mi się ważne, istotne, warte opisywania, w czym przy okazji czułam się dość swobodnie – na bohaterach, a także ich emocjach, psychice, myślach, na zmianach, które się w nich dokonały... Chciałam oddać tragizm realiów, których, o zgrozo, nie pozwoliłam Wam wystarczająco poznać. I dziś wiem, że w pewnych miejscach trochę dałam ciała.
Ale gdyby nie to, nigdy nie wyciągnęłabym wniosków, które naprawdę wiele mnie nauczyły i zapewne oszczędzą dużo mojego czasu w przyszłości. Sprowadzają się one do: planuj, planuj i jeszcze raz planuj! W mojej głowie kłębiło się tak wiele pomysłów, że – otumaniona ich ilością – zaniedbałam etap filtrowania, który powinien się odbyć na samym początku procesu wymyślania. Wychodziłam z założenia (błędnego), że dzięki temu będę mogła sobie wybierać, co się teraz stanie, żeby finalnie doprowadzić akcję do jakiegoś mniej lub bardziej określonego momentu.
No i między innymi przez chaos, który sama wprowadziłam do mojego pisania, często byłam „Ognistymi sercami" zmęczona – nie tyle fabułą, co właśnie tym bałaganem, który odbierał mi radość pisania, bo musiałam improwizować, zmyślać i podciągać pewne rzeczy na siłę.
Nie mówię, że było tak cały czas, ale dziś wiem, że NIE POWINNO TAK BYĆ W OGÓLE i że już nigdy nie powtórzę tego samego błędu. Plus dla mnie!
Ale rozpisuję się o moich małych porażkach, a gdzie sukcesy? (Zacznijmy od tego, że każda porażka jest swojego rodzaju sukcesem, nie sądzicie?) Ale ponadto „Ogniste serca" dały mi możliwość spojrzenia na nasz świat z zupełnie innej perspektywy. Dzięki nim dzisiaj podchodzę do pewnych wartości zupełnie inaczej, zaczęłam także doceniać rzeczy, o których kiedyś nawet nie myślałam!
Chociaż nie mogę pozbyć się uczucia, że to tak trudnego i delikatnego tematu podeszłam zbyt błaho i płytko, jednocześnie mam świadomość, że akurat w kwestii osobowości i psychiki bohaterów zrobiłam co tylko w mojej mocy. Dzięki Waszym komentarzom i reakcjom wiem natomiast, że odniosłam choć częściowy sukces... Przynajmniej na tyle, na ile nastolatka wychowana w przykrych i trudnych, bo wymagających ogromnej mądrości i roztropności, a także ograniczonego poziomu zaufania realiach XXI wieku mogła odnieść sukces w pisaniu na temat, który jest jej po prostu obcy.
Uważam, że „Ogniste serca" były dla mnie cenną lekcją, która pozwoliła mi nauczyć się wiele o trudnej sztuce pisania, o świecie, w którym żyjemy, ale także o... sobie. Jestem niezwykle wdzięczna, że miałam okazję przez ostatnie siedem miesięcy tworzyć tę historię, która, choć nieidealna, z pewnością zostanie w mej pamięci na długi, długi czas.
Więc teraz nasuwa się pytanie: co dalej? Wierzę, że część z Was czekała na tę część mojego apelu z niecierpliwością. Oto więc odpowiedź, być może nie do końca satysfakcjonująca, ale przynajmniej szczera:
Nie jestem pewna.
Stoję teraz w miejscu, w którym tak naprawdę ważą się losy mojego życia. Dokonuję wyborów, które w przyszłości mogą okazać się kluczowe i robię rzeczy, które, mimo że dziś błahe, za kilka lat mogą zaważyć o wielu innych sprawach. I, przyznaję, mam mętlik w głowie.
Ten rok będzie dla mnie bardzo ciężki. Dużo się dzieje (egzaminy zewnętrze, certyfikat i wiele i innych cegiełek, przy pomocy których chciałabym zbudować sobie pewną przyszłość) – nawet nie wspomnę, że codziennie kończę lekcje o szesnastej/siedemnastej). Postanowiłam najbliższe miesiące, może nawet lata poświęcić na naukę i na pierwszym miejscu postawić wykształcenie.
No dobrze, a co z pisaniem?
Uspokoję Was: na pewno nie zamierzam z niego zrezygnować; ani w ogóle, ani w najbliższym czasie. Ba, o niczym innym nie marzę, niż żeby powiązać moją przyszłość z literaturą. Chciałabym – jak niczego innego na świecie! – ujrzeć kiedyś moją książkę na księgarnianej półce i móc powąchać ostry zapach farby drukarskiej, za pomocą której uwieczniono moje własne słowa. I będę do tego za wszelką cenę dążyć.
Co jednak stanie się z moją twórczością w Internecie?
Bóg raczy wiedzieć. Już raz mówiłam, że stanowczo kończę z Wattpadem, a jakiś czas później ukazał się prolog „Ognistych serc". Nie chcę nic obiecywać ani mówić na pewno, wiem jednak, że przez najbliższy czas nie planuję nic publikować – i póki co nie myślę o tym także w dalszej przyszłości.
Ale co ja mogę wiedzieć o dniach, które dopiero mają nadejść? Jeśli cokolwiek miałoby ulec zmianie, będę informować Was na mojej tablicy.
I mam nadzieję, że kiedyś będzie mogli zobaczyć efekty mojego wysiłku wydrukowane na papierze. Jeśli jest coś, do czego chciałabym dążyć, to właśnie wydanie własnej książki. Dlatego mam nadzieję, że jeszcze kiedyś spotkamy się w tej czy innej historii, i będziemy wtedy mogli przywitać się jak starzy znajomi.
Dziękuję, że byliście ze mną. Mam nadzieję, że miło spędziliście czas czytając moje skromne dzieło, a towarzyszące temu emocje były równie silne co moje. Będę szczęśliwa, jeśli bohaterowie – nie do końca idealni, ale któż z nas jest bez skazy? – choć przez chwilę zagrzeją miejsce w Waszych sercach.
Pamiętajcie, że w nich także płonie ogień – i tylko od Was zależy, ile ciepła daje!
Hania
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top