Upadasz, wstajesz i znów upadasz... Po co więc wstawać?

Cześć wszystkim!!

Wreszcie wzięłam się do pracy i dokończyłam ten rozdział. Mam nadzieję, że Was nim do końca nie zniechęcę, bo ileż można opisywać problemy Rayli?  ;/ Ale od następnego powinno się to trochę zmienić ;D

Mam jeszcze do Was małe pytanko, dosyć dla mnie ważne. Czy zauważyliście jakieś zależności, przez które Rayla ma takie problemy z Innocence? Chcę po prostu wiedzieć, jak to wygląda z Waszej perspektywy. Czy macie jakieś domysły, a może gdzieś przypadkiem już to zdradziłam... No nic, to chyba tyle.

Do następnego!! ;D



Rayla powolnym krokiem ruszyła w stronę pokoju. Na razie i tak nie miała niczego do roboty, więc równie dobrze mogła w spokoju posiedzieć i pomyśleć. Tuż po tym jak wstała, zdziwiła się bardzo widząc śpiącego Allena. Nie chciała go budzić, więc po cichu wzięła koc i przykryła chłopaka, po czym udała się na stołówkę. Nie minęła zbyt wielu ludzi, pewnie większość poszło, aby coś zjeść. Po drodze spotkała Baka, który bardzo chciał z nią porozmawiać.

Poinformował ją, że jeśli jej stan nie zacznie się poprawiać, to wyśle ją do kwatery głównej w Europie, aby spotkała się z Hevlaską. Wyjaśnił, że jest ona w stanie poznać każde Innocence i może uda jej się dowiedzieć, skąd się biorą problemy Rayli. Ale ostrzegł też, że jeśli moc dziewczyny będzie zagrażać jej życiu, to będzie w stanie nawet wyciągnąć z niej ten płomień.

Pierwszą reakcją białowłosej było niedowierzanie i gniew. Nie chciała stracić swojego Innocence! Lecz po chwilowej rozmowie z blondynem, jej pewność została zachwiana, więc odeszła w milczeniu na stołówkę. I potem pojawił się Allen.

Rayla weszła do pokoju i rzuciła się na łóżko. Miała nadzieję, że nikt tu nie wejdzie i będzie miała spokój. Spojrzała na kamienny sufit. Wyobraziła sobie, że patrzy na zagwieżdżone niebo, które nadal tak dobrze pamiętała. Usłyszała nawet cichy i kojący głos ojca.

- Pamiętaj, aby korzystać z życia i cieszyć się z niego. Czasami będziesz musiała zawalczyć o swoje marzenia i szczęście, ale wiedz, że jeśli wygrasz, uznasz, że warto było się nie poddawać - powiedział jej kiedyś. Po rozmowie z Allenem przypomniała sobie jego słowa. Tamtego dnia zadeklarowała przy ojcu, że będzie goniła za marzeniami. I robiła to. Zwiedzała świat, a teraz w końcu miała realną szansę zostać egzorcystą. No właśnie... Przecież jeśli nie uda się jej zapanować nad Innocence, nic z tego nie wyjdzie. Przegra.

Ale przecież jeśli się podda to tak, jakby przegrała od razu. Powiedziała Allenowi, że kiedyś go dogoni i miała nadzieję, że będzie potrafiła być tak zdeterminowana, jak on. Wiedziała, że jeśli będzie mogła z kimś konkurować, będzie jej łatwiej się przełamać. Zdawała sobie sprawę, że dzięki tej małej obietnicy, znajdzie w sobie więcej siły, chcąc wygrać.

Usiadła na łóżku i spojrzała na pięć świeczek. Poprosiła niedawno, aby ktoś je tutaj przyniósł. Na razie nie próbowała ich zapalić. Przypomniała sobie, że Bak kazał jej stawić się w skrzydle szpitalnym. Mieli prześwietlić jej żebra. Rayla uznała to za zbytecznie. Już w ogóle ich nie czuła, ale postanowiła posłuchać blondyna. Przecież tyle dla niej robił.

***

Bak przyglądał się zdjęciu przed sobą. Starał się znaleźć te pęknięcia, które były tu niecały tydzień temu, ale one po prostu zniknęły. Zregenerowała się.

- Niesamowite- szepnął do siebie, a naukowcy wokół niego również przyglądali się zdjęciu. To wydawało się niebywałe. W prawie dwa dni wyleczyła swoje rany na plecach, a teraz to. Złamania należały do dosyć poważnych. Jej krew ma niesamowite właściwości. Odkryli, że przenosi znacznie więcej tlenu i innych potrzebnych składników niż u normalnego człowieka, bardzo szybko zasklepiała rany, co w dużej mierze było możliwe dzięki Innocence. Podczas badań wokół niej pojawiały się płomienie, jakby chciały chronić komórki.

Rozmawiał z Komui'm na temat białowłosej, który bardzo chciał osobiście ją poznać, ale rozumiał, że przenoszenie jej na siłę nie będzie miało najmniejszego sensu. Przecież istniała możliwość, że coś się stanie jej podczas podróży lub ucieknie, gdyż Rayla w ogóle nie chce się stąd ruszać.

Bak spojrzał na dziewczynę, która chwyciła się za pierś i zaczęła miąć koszulkę. Zmartwiło go to, więc poszedł w jej stronę, marszcząc brwi.

Białowłosa poczuła nagły uścisk w klatce, kiedy wstała z urządzenia służącego do prześwietlenia. A niech go!, usłyszała w swojej głowie zmęczony głos. Przecież było tak blisko! Mógłby wreszcie sobie odpuścić. Zaczyna nam już sił brakować, by udźwignąć jego wygórowane wymagania. Ale w sumie nic dziwnego... Wytrwajmy... Jeszcze trochę...

Usłyszała słabnący głos i z każdym słowem również traciła siły. Kątem oka ujrzała idącego w jej stronę Baka.

- Rayla?- krzyknął... a może powiedział?- Oj, Rayla!- upadła w czyjeś ramiona, które mocno ją chwyciły. Nie miała siły i zamknęła oczy, głucha na krzyki blondyna.

***

Ból. Ale to nie nim się tak przejmował. Szok. Niedowierzanie. Zaskoczenie. A nawet radość. I nadzieja. W jego głowie powstawało wiele sprzecznych emocji i pytań, lecz miał tak mało odpowiedzi. Właśnie udało mu się przywołać swoją broń i czuł ją! Może i Fou przecięła widmową rękę bez większego problemu, ale był w stanie poczuć ją! Zabolał go ten cios, jednak Allenowi dało to nadzieję, że jest coraz bliżej. Za niedługo wróci do przyjaciół i będzie mógł im pomóc! Wcześniej odnosił wrażenie, że ramię nie należy do niego, ale nie dzisiaj.

Szedł korytarzem, trzymając się za kikut. Sam nie wiedział dlaczego to robił. Może miał nadzieje, że ponownie ją poczuje. Nagle zza zakrętu wyłonił się Bak. Wyglądał na zamyślonego i smutnego.

- Coś się stało?- zapytał Allen, przyglądając się mężczyźnie. Ten drgnął i zatrzymał się.

- Wracam właśnie z Rayli pokoju. Znowu miała atak i zemdlała- westchnął.

- Ale dlaczego? Wszystko z nią w porządku?- dopytywał się chłopak.

- Na razie nie wygląda to najgorzej, ale zobaczymy. Jeśli tak dalej pójdzie, to będę musiał wysłać ją do Hevlaski, jeśli będzie trzeba to wyciągnie z Rayli Innocence...

- Co?!- krzyknął zszokowany Allen. Nie mógł uwierzyć w to co słyszy- Czemu? Przecież zaczynało się jej poprawiać...- zacisnął mocno pięści, wbijając paznokcie w skórę.

- Możliwe, że nam się zdawało. Dzisiaj proponowałem jej, aby posłać ją do Hevlaski, aby sprawdziła jej Innocence. Tylko jeśli będzie to konieczne, to wyciągnie je z Rayli. Co może się źle dla niej skończyć ze względu na to, że jej krew składa się w dużej mierze z komórek Innocence- Allen był wściekły, ale starał się opanować gniew. Nie mógł winić Baka, że chce coś takiego zrobić, z pewnością zależy mu na zdrowiu Rayli. Wyglądał na zmęczonego już tą sytuacją. Ale przecież ona się nie podda, nie mogła.

- Myślisz, że będzie to konieczne?- zapytał białowłosy, spuszczając wzrok. Nie chciał czegoś takiego dla dziewczyny. Sposępniał.

- Ale tylko w ostateczności. Ciągle nie mamy pojęcia skąd te problemy, ale jeśli się z nimi nie upora...- zamilkł i popatrzył na chłopaka uważnie- Może nawet umrzeć z wycieńczenia- dokończył po chwili.

Allen patrzył na niego, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Nie był w stanie sobie tego wyobrazić. Przecież jej stan już się zaczął poprawiać! Spochmurniał jeszcze bardziej. Przez dłuższą chwilę rozmawiali o jej Innocence i nawet nie wiedzieli kiedy, przeszli do tematu ćwiczeń Walkera. Bak przyznał, że ostatnimi czasy za bardzo nie pilnował jego treningu. I tak rozmawiali przez jakiś czas o postępach białowłosego.

***

Rayla otworzyła oczy, ale nic nie widziała, prócz zupełnej ciemności. Zaniepokojona rozejrzała się, lecz wszechobecna czerń tego miejsca dobijała ją. Próbowała odnaleźć wzrokiem ściany, czegokolwiek na czym można by zawiesić wzrok, lecz niczego takiego nie dostrzegła. Nagle w oddali zobaczyła coś białego. Zaczęła się zastanawiać co to może być.

Ruszyła biegiem w stronę jasnego punktu. Czuła że z każdym krokiem jej skóra płonie coraz bardziej. Ale w najmniejszym stopniu jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Zaczęło towarzyszyć jej wiele uczuć jak euforia, szczęście, poczucie wolności.

Zbliżyła się do białego kształtu na tyle, by dostrzec, co to jest. Przed nią plecami do niej stał człowiek w obszernym białym płaszczu i z założonym kapturem. Zatrzymała się kilka metrów od postaci. Sama zatrzymała się cała w swoim ogniu, ale nie skupiała się na nim, ale na osobie przed sobą. Nagle zaczął odwracać się w stronę Rayli. Dziewczyna zobaczyła przed sobą żylastego mężczyznę, wyższego od niej. Nie mogła zobaczyć jego całej twarzy, gdyż miał małą srebrno-złotą maskę, a kaptur obszyty futerkiem na całej długości, zakrywał włosy. Białowłosa stwierdziła, że może być niewiele od niej starszy.

Nieznajomy patrzył na nią ciemnymi oczami z uśmiechem na ustach. Niespodziewanie wyciągnął dłoń w stronę Rayli, którą ujęła, nie zastanawiając się za bardzo.

- Czy odpowiednie osoby wreszcie się narodziły, jak sądzisz?- zapytał ponurym głosem, który nie pasował do jego uśmiechniętej twarzy. Po chwili zdała sobie sprawę, że nawet nie otworzył ust.

- To jest bardzo prawdopodobne...- rozległ się głos, podobny do tego, który odzywa się w jej głowie. Chłopak przed nią uścisnął mocno dłoń Rayli, po czym wizja zniknęła.

Dziewczyna otworzyła gwałtownie oczy. Przez dłuższy czas patrzyła się w kamienny sufit i zastanawiała się, co to był za sen. Może nie powinna się nim w ogóle przejmować? Zresztą z każdą minutą coraz więcej szczegółów zanikało, jak to się zwykle dzieje, kiedy coś się jej śni. W końcu usiadła i rozejrzała się. Znajdowała się w swoim pokoju. Pewnie musieli ja tu przenieść, po tym jak straciła przytomność.

Westchnęła i chwyciła koszulkę na wysokości serca.

Spojrzała na świeczki stojące przed nią. Ich widok z niezrozumiałych przyczyn zirytował ją i to bardzo. Wytworzyła w swojej dłoni kulę ognia i rzuciła w stronę świec. Ogień o dziwo nie spalił ich, lecz zapaliły się wątłym płomieniem knoty wszystkich pięciu. Spojrzała podejrzliwie na swoją dłoń, a potem na słabe płomyki.

- Jest taki słaby...- szepnęła Rayla i zaczęła kombinować. Raz gasiła je wszystkie, by potem zapalać w jakiejś kolejności. Nie zawsze wychodziło tak, jak to sobie umyślała, ale i tak w dużym stopniu panowała nad tym. Potrzebowała znacznie więcej koncentracji i wysiłku niż przedtem, ale mimo to uśmiechnęła się mimowolnie. Wreszcie czuła, że odzyskuje kontrolę!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top