Szaleństwo

Cześć wszystkim!

Z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę wszystkim zdrowia, szczęścia i radości, a pisarzom dużo weny i czasu do pisania! 

Zbliża się również Nowy Rok i mam nadzieję, że będzie dla Was jeszcze lepszy niż ten, pełen sukcesów tych mniejszych i większych, a także spełnienia wszystkich marzeń!

Miłego czytania!

Trwała zawzięta walka. Allen wraz z Lavim walczyli z całych sił, ignorując chęć spojrzenia na Raylę, która leżała bez żadnego znaku życia zamknięta w szklanym więzieniu oraz krzyki Lenalee. Nie mogli się dekoncentrować. Zależało im, aby wygrać jak najszybciej i pomóc jej w jakiś sposób. Starali się poświęcić całą uwagę przeciwnikowi, który mimo uśmieszku na twarzy powoli przegrywał. Nie mógł poradzić sobie z zawziętością obydwu chłopaków.

W tym samym momencie obydwoje odskoczyli od Tykiego, który wydawał się już lekko zmęczony natarczywością swoich wrogów.

- Próbujemy Allen? - zapytał rudzielec, a Walker skinął głową, ścierając krew z kącika ust. Próbował oddychać równomiernie. Starał się nie myśleć o tym nieprzyjemnym uczuciu, kiedy zostali zamknięci w próżni. Ta bezradność i przerażenie, które ogarnęło duszące się ciało. Do tej pory nie wiedział jak to się stało, że zostali uwolnieni. Prosił swoje Innocence o pomoc, a ono jej udzieliło. Złączyli się jeszcze bardziej, lecz miał wrażenie, że coś powstrzymuje jego lewą rękę przed pokazaniem swojego prawdziwego oblicza. W tamtym momencie jego szpony zaświeciły się jasnym blaskiem i rozszarpały na kawałki pułapkę bez udziału jego woli.

Jednooki natarł na przeciwnika, atakując z wyskoku, chcąc zgnieść mężczyznę ogromnym młotem. Tyki zasłonił się swoją białą tarczą i z lekkim wysiłkiem odrzucił chłopaka w górę. W tym momencie Walker ruszył na Noah i drasnąłby go, lecz ten odskoczył, prosto pod kolejny atak Laviego, który zdążył się obrócić w powietrzu. Zamachnął się, uderzając w górną cześć pleców swojego wroga.

Mężczyzna zatoczył się do przodu, gdzie czekał już białowłosy. Przeciął jego klatkę na całej długości swoimi szponami, które zdołały wbić się dosyć głęboko. Nie spodziewał się, że go zrani, lecz się udało! Następnie kopnął go z całej siły.

Ciemnowłosy widocznie zaskoczony nie zdołał zareagować, tylko zatoczył się, podstawiając się rudzielcowi, który wprowadził kolejny potężny, miażdżący wręcz cios. Zamachnął się i odrzucił Noah, który bezskutecznie próbował się jakoś zasłonić. Poleciał kilka metrów, po czy uderzył o jedną z kolumn, która cudem przetrwała. Widać było liczne pęknięcia, z których niewielkie białe odłamki opadły na jego włosy i ramiona.

Lavi i Allen zbliżyli się nieufnie do przeciwnika, trzymając swoje Innocence w gotowości, aby w razie czego móc obronić się przed niespodziewanym atakiem. Lecz Tyki ani drgnął. Opierał się o zniszczoną kolumnę z opuszczoną głową. Mieli pewność, że żyje tylko dzięki poruszającej się klatce piersiowej.

- Tyki! - rozległ się piskliwy, dziewczęcy głos pełen przejęcia. Tuż przed egzorcystami wylądowała Road. Rzuciła się w stronę nieprzytomnego i przytuliła jego głowę do swojej drobnej piersi. Za nią przyleciała różowa parasolka, która jęczała „Lero, Lero!" nieustannie, trzęsąc się panicznie, lecz nikt nie zwracał na nią uwagi - Co wy mu zrobiliście?! - wycedziła przez zęby. W jej oczach płonęła czysta furia, aż Lavi i Allen cofnęli się o krok - Masz jego krew na swoich rękach! - białowłosy drgnął lekko i spojrzał na swoją szponiastą dłoń. Lekko się wzdrygnął, widząc na nich niewielkie czerwone krople, po czym spojrzał na Noah, którego koszulka barwiła się szkarłatem w miejscu, gdzie go zranił - Z chęcią was zniszczę! - krzyknęła, a wokół nich pojawiły się palące się różowe świeczki w kształcie stożka. Ich końce błyszczały groźnie przypominając Walkerowi, jakie są ostre. Wzdrygnął się na samo wspomnienie - Twoje oko pamięta, prawda Allen? - zaśmiała się sadystycznie - Myślałam, że może nam się uda. Naprawdę lubię cię Allen, ale rodzina jest najważniejsza! Jak mogłeś! Ani kroku! Nie ważcie się drgnąć! Chcesz może śmierci tej dwójki co tam siedzi? Nie mogą zrobić niczego innego, jak patrzyć. Patrzyć jak walczycie w ich obronie - wskazała na przerażonych Lenalee i Chaoji'ego - Poczekajcie chwilę. Jeszcze tylko moment. Zaraz pozwolę wam zamienić kilka słów z Raylą. Już prawie skończyłam - wyszczerzyła podle zęby w ich stronę i przytuliła głowę Tykiego, gładząc czułym gestem jego włosy.

- Nie podoba mi się to, Allen - powiedział widocznie zmartwiony Lavi i zerknął w stronę Rayli, która w dalszym ciągu leżała bez życia. Nawet jej klatka piersiowa ledwo się poruszała. Walker skinął głową i również popatrzył w jej stronę. Błagał w myślach, aby obudziła się cała i zdrowa. Modlił się o wygraną dziewczyny, lecz z każdą chwilą tracił nadzieję, zwłaszcza jak słyszał chichot najstarszej Noah za sobą.

- Chyba wystarczy już - oznajmiła Road - Chodź do mnie, Raylo - nakazała i w tym samym momencie szklane więzienie dziewczyny opuściło ją na delikatnie dół, po czym rozpłynęło się w powietrzu. Białowłosa drgnęła lekko. Zaczęła się powoli podnosić i niepewnie usiadła. Niespiesznie otworzyła oczy, odwracając głowę w stronę dziewczynki.

- Rayla! - krzyknął zmartwiony Allen. W odpowiedzi obdarzyła go beznamiętnym spojrzeniem. Chłopak aż się wzdrygnął. To nie ona... To nie mogła być ona! Niby wygląda tak samo: białe włosy, blizna, ubiór, kolor oczu, lecz nie dało się znaleźć w nich ani krzty uczuć. Jakby ktoś je całkowicie usunął. Mimowolnie przypomniał sobie, kiedy patrzyła pełnym gniewu i nienawiści wzrokiem na Hrabiego. Wtedy też nie była do końca sobą, ale nie powinien tego nawet porównywać. Miał wrażenie, że jej pełne emocji tęczówki przygasły, co go zabolało.

- Wszystko w porządku, Rayla? - odezwała się Lenalee, lecz jej słowa zostały puszczone mimo uszu - Rayla! - krzyknęła i niebieskie oczy spojrzały na nią przelotnie. Nie wykazywały większego zainteresowania.

Rayla nie odzywając się, wstała powoli. Lekko chwiała się na boki. Widocznie nadal musiała mieć problem z nogami. Przywołała swoje Ogniste Buty i dosyć pewnym krokiem ruszyła w ich stronę. Kiedy minęła Laviego i Allena obdarzyła ich obojętnym, chłodnym spojrzeniem. Po plecach białowłosego przeszły nieprzyjemne ciarki. Nie ruszał się, nie chciał ryzykować życia Lenalee i Chaoji'ego. Czekał w gotowości do działania. Serce biło mu jak oszalałe, jakby miało nadzieję, że w ten sposób jakoś pomoże.

- Spójrz, Raylo - odezwała się dziewczynka i złapała białowłosą za dłoń - To nie są twoi przyjaciele. Popatrz co zrobili z Tykim! Skąd wiesz, że z nie skończysz jak on? - powiedziała przyjętym, wręcz płaczliwym tonem, tuląc do siebie jeszcze mocniej głowę mężczyzny.

Rayla przez chwilę patrzyła na nieprzytomnego, ale w jej oczach nie widać było żadnych emocji. Serce Allena ścisnęło się boleśnie. To nie mogła być ona!

- Zniszcz ich, Raylo. Zniszcz ich nim oni to zrobią! - zachęcała Road.

- Raylo, nie słuchaj jej! - krzyknął Lavi, chwytając mocniej swój młot. Dziewczyna zauważyła ten nieznaczny ruch i skrzywiła się. Popatrzyła na niego wrogo.

- Sam sobie przeczysz, Lavi - odezwała się, a imię chłopaka wypowiedziała z wyraźną pogardą. Za nią zaczęły pojawiać się potężne płomienie. Walker drgnął i ustawił się w bojowej pozycji, aby w razie czego odeprzeć jej atak, ale pod żadnym pozorem nie chciał jej zranić - Nawet ty, Allen? - syknęła, a chłopak miał wrażenie, że przez chwilę zauważył autentyczny ból w jej oczach. O co jej chodziło? Lecz widząc jej wrogie nastawienie stwierdził, że mu się przewidziało.

- Allen... Ciężko mi o tym mówić... Ale to już nie jest ta Rayla. Prawdopodobnie jej już... nie ma - odezwał się rudzielec z żalem. Widać było, że ciężko przechodziły mu te słowa przez gardło.

- Masz rację, młody Bookmanie! - wtrąciła się Road - Jej już praktycznie nie ma. Pozostało puste ciało pod moją kontrolą - zachichotała. Białowłosy zacisnął zęby. Nie zdążył się odezwać, kiedy Rayla posłała potężną ognistą falę w ich stronę. Nie chciał się zasłaniać Płaszczem Clowna, lecz jego Innocence zrobiło to za niego.

- Co jest...? - wyszeptał i odsunął za siebie poły płaszcza. O co chodziło? Przecież jej płomienie nie są gorą...

- Aaa! - krzyknął Lavi, zwracając na siebie uwagę Allena. Zobaczył, że czarna rękawiczka rudzielca zapaliła się - Parzy, parzy! - puścił pospiesznie młot, aby ją ściągnąć. Udało mu się to szybko, dzięki czemu uniknął poważniejszych oparzeń. Walker podbiegł do niego, sprawdzając czy wszystko w porządku. Widział zaczerwienioną dłoń chłopaka, ale nie wyglądało to poważnie - Nic mi nie jest - zapewnił przyjaciela i rączka jego broni wydłużyła się prosto w jego nietkniętą rękę.

W tym momencie rozległ się świst. Białowłosy zareagował błyskawicznie i zasłonił się swoim Innocence. Ognisty bicz owinął się wokół jego przedramienia. Starał się przyciągnąć go w swoją stronę, lecz Rayla była zbyt silna. Chciał spróbować go odwinąć, lecz został poparzony, jak tylko zbliżył swoje palce. Syknął zaskoczony z bólu. Przecież jej ogień jeszcze nigdy go nie oparzył! O co chodzi?! Siłował się z dziewczyną, w końcu popuścił na chwilę, aby w ułamku sekundy użyć całej swojej siły. Nie spodziewała się tego szarpnięcia, który pozbawił ją na chwilę równowagi, co wykorzystał Lavi. Zaatakował ją od góry, jakby chciał ją zgnieść. Schowała się za ognistą barierą. Musiała skupić całą swoją uwagę na obronie, gdyż bat zgasł i zniknął.

- Lavi! Nie krzywdź jej! - krzyknął Allen, biegnąc w ich stronę. Wyciągnął przed siebie Pas Clowna i owinął go wokół talii białowłosej. Wyglądała na zaskoczoną, kiedy nagle Walker przyciągnął ją gwałtownie w swoją stronę. Od nagłego szarpnięcia o mało się nie wywróciła. Cudem utrzymała się na nogach.

Kiedy jej ognista bariera zniknęła, jednooki uderzył w podłogę, wznosząc tumany niewielkich kamieni i kurzu wokół. Posadzka popękała, nie mając szans w zderzeniu z potężną bronią chłopaka.

- Co ty... - zaczęła zszokowana Rayla, lecz musiała zasłonić się przed drobnymi pyłkami i żwirem, aby nie wpadły jej do oczu. Allen wykorzystał jej nieuwagę, aby owinąć swoje pasy wokół jej ramion i docisnąć je do jej klatki - Hej! Puść mnie! - krzyknęła wściekła, próbując rozerwać więzy. Wokół niej pojawiły się płomienie, które wysłała w jego stronę. Ten zasłonił się płaszczem, dekoncentrując się na moment i lekko osłabiając chwyt. Dziewczyna wykorzystała to i skoczyła w powietrze, uwalniając tylko swoje ręce. Zrobiła obrót, aby z impetem uderzyć Ognistymi Butami trzymającego ją chłopaka. Ten w ostatnim momencie zasłonił się, lecz siła o mało nie wgniotła go w ziemię. Ledwo wytrzymał pod jej naporem. Ona wykorzystała jego opór, aby odbić się od niego. W powietrzu udało jej się odwiązać rozluźnione pasy, wykonując salto do tyłu. Wylądowała kilka metrów dalej.

Walker zauważył za nią Laviego, gotowego do ataku. Skinęli sobie głowami, będąc gotowymi do współpracy. Widział determinację w jego oczach. Zamachnął się, a Rayla zareagowała błyskawicznie, zasłaniając się jedną nogą. Białowłosy nie miał pojęcia jak ona to zrobiła, ale zdołała drugą wykopać młot rudowłosego na bok, przez chwilę unosząc się nad ziemią, po czym stanęła i zaatakowała kulą odsłoniętego chłopaka, który mimowolnie został pociągnięty przez swoją broń.

Allen ruszył biegiem, chcąc mu pomóc, lecz to było niemożliwe, gdyż znajdował się za daleko. Kula ognia posłała go kilka metrów dalej. Wylądował na ziemi z głośnym jękiem.

Dziewczyna jak na zawołanie odwróciła się do kolejnego przeciwnika. Chłopak znowu odniósł wrażenie, że widzi ból w jej oczach. Chciał sobie wmówić, że mu się wydaje, lecz nie potrafił. Coś mu nie pasowało. Udało mu się przypomnieć jej słowa, mimo że wcześniej nie zwrócił na nich większej uwagi. Przecież ona nie zaatakowała od razu, nawet nie stała się od razu wroga w stosunku do nich. Po słowach Road miała obojętny wyraz twarzy, nie ukazywała większych emocji. Nie sprawiała wrażenia chętniej do walki. Wydawała się bardziej dobitej czymś. Powiedziała: „Nawet ty, Allen?". Tylko o czym ona wtedy pomyślała?

Białowłosy zatrzymał się gwałtownie, patrząc na Raylę, która ruszyła w jego stronę, obdarzając go nienawistnym wzrokiem. A co jeśli ona myśli, że... To mogło mieć sens! Przecież Lavi niby krzyknął, aby nie słuchała Road, ale chwycił mocniej broń, dając tym samym sygnał, który białowłosa odebrała jako wrogość, udowadniając tym samym prawdziwość słów najstarszej Noah o ich fałszywości. W sumie on sam nie pokazał się z lepszej strony. Pokazał jej swoje nieprzyjazne nastawienie, poprzez ustawienie swojego ciała w bojowej pozycji. Jaki był głupi! Ale to mogło znaczyć, że ona gdzieś tam się znajduje!

Widział, jak dziewczyna biegnie w jego stronę i już podnosiła swoją nogę, aby zaatakować. Zignorował odruch obronny i wyciągnął w przyjaznym geście lewą rękę, uśmiechając się życzliwie. Jeśli się mylił, mogło się to dla niego tragicznie skończyć, gdyż prawdopodobnie Rayla trafi go w głowę. Nie dbał o to. Pomyślał o chwilach, które wspólnie spędzili. I dzięki temu jego uśmiech dosięgnął również oczu, które patrzyły na nią z sympatią. Widział, że zamierza go uderzyć, lecz zdążył zauważyć zaskoczenie i szok na jej twarzy.

Nie spuszczał z niej wzroku, nawet kiedy but minął go o milimetry, a wiatr stworzony tym ruchem rozwiał jego włosy do tyłu. Jej zamachnięcie zatrzymało się na jego wyciągniętym Innocence. Musiała znacznie zmniejszyć siłę, gdyż ledwo ją trąciła. Allen poczuł ciepło w miejscu zetknięcia i mimowolnie na chwilę spojrzał w tamtą stronę. Przez to nie zauważył uczuć, które przeszły w ułamku sekundy przez jej twarz. Zacisnęła zęby i wykorzystując nieuwagę przeciwnika, Rayla podcięła mu nogi, po czym pobiegła w stronę Laviego, który właśnie wstawał, opierając ciężar ciała na rączce młota. Wyglądał na zaskoczonego. Nie zdążył nawet zareagować, kiedy Rayla wykorzystała jego broń, aby skoczyć. Obróciła się tak, aby nogami odbić się od kolumny i wylądowała na sześcianie, gdzie znajdowali się Lenalee i Chaoji. Podpierała się rękami i jednym kolanem. Spojrzała beznamiętnie w dół.

- Rayla... - zaczęła niepewnie Lenalee.

- Zabij ich! Jeśli chcesz ich zranić, to zabij! - krzyknęła do niej Road, śmiejąc się.

- Nie rób tego! - krzyknął Allen przerażony. Przecież mógł ją zatrzymać skoro miał okazję! Walczyć z nią! Nie spodziewał się, że zaatakuje bezbronnych!

Białowłosa nie wyglądała, jakby zainteresowały ją kogokolwiek słowa. Cały czas patrzyła na dwójkę pod sobą z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a płomienie zaczęły powoli owijać się wokół całego jej ciała.

Wstała. Można było odnieść wrażenie, że spogląda na nich wręcz z wyższością. Chaoji zasłonił sobą dziewczynę, jakby był w stanie ochronić ją przed ogniem, który powoli zajmował przestrzeń wokół niewidzialnego więzienia.

Road zaczęła się śmiać, kiedy nagle zamilkła. Allen i Lavi spojrzeli przelotnie w jej stronę zaskoczeni. Zaczęła płonąć! Dziewczynka patrzyła, jak ogień zajmował coraz chciwiej jej ciało.

- Ty! Wygrałaś! - zaśmiała się jakby bezsilnie - Masz zbyt dobrą ochronę... - wyszeptała, wskazując na Raylę, po czym w kilka sekund zmieniła się w popiół. Lero latał wokół tego co z niej zostało, krzycząc w niebogłosy jej imię.

Obaj chłopcy spojrzeli na białowłosą. Teraz zauważyli, że to nie były płomienie, które miały atakować, lecz chronić przed świeczkami najstarszej Noah. Białowłosa popatrzyła na Walkera. Chciała się uśmiechnąć, lecz zemdlała, a przeźroczyste więzienie znikło spod stóp jej, Lenalee i Chaoji'ego.

Allen ruszył w ich stronę, aby złapać całą trójkę za pomocą swojego płaszcza.

***

Rayla leżała, charcząc i walcząc z ciężkimi powiekami. Krew wypływała z kącika jej ust po policzku. Dotarła aż do jej ucha. Czuła jak życie z niej uchodzi, ale uparcie patrzyła na zbliżający się kształt cały w ogniu. Przypominał jej trochę człowieka.

Machnął ręką i wszyscy wokół niego zrobili przejście.

- Może oddała ci władzę, ale sama nie jest - odezwał się głos. Był znacznie potężniejszy niż kiedy słyszała go w głowie. Stworzenie podobne do mężczyzny położyło dłoń na ramieniu dziewczynki, która popatrzyła na niego ze łzami w oczach. Przez chwilę patrzyła na umierającą siebie, to na ognisty byt, od którego biła niesamowita siła i moc.

- J-ja...! - zaczęła, lecz głos jej bardzo drżał.

- Nie mów nic. Poddałaś się woli Noah, ale teraz jest już dobrze - zapewniła istota.

- Ale...! Ale ona odejdzie! - krzyknęła załamana dziewczynka, a po jej policzki już całkowicie zmoczyły łzy - A ona tu nadal jest! We mnie również!

- Raylo... - ognisty byt pochylił się nad umierającą, która mogła tylko dostrzec świecące, zdeterminowane oczy, gdyż rysy twarzy ciężko było dostrzec przez bardzo jasne płomienie wokół - Spójrz, widziałaś Allena? Nadal widzisz co się dzieje na zewnątrz, prawda? Uśmiechnął się do ciebie, nie jest twoim wrogiem. Poczułaś tę energię, to ciepło? Wykorzystaj ją i przejmij kontrolę. To nie jest koniec. Nadal możesz walczyć! - zapewnił żarliwie, po czym wstał. Ruszył w stronę młodej Rayli i kucnął przed nią - Pokaż mi swój ogień - nakazał stanowczo, lecz w jego głosie słychać było troskę. Brunetka skinęła niepewnie, ścierając łzy z policzka nadgarstkiem. Wyciągnęła dłoń, tworząc nad nią czarny płomień. Pokazując go, wyglądała na zawstydzoną, jakby dzieliła się jakimś wielkim wstydliwym sekretem. Starała się nie patrzyć w stronę stworzenia, które dotknęło ciemnego ognia, a ten po dłuższym czasie zmienił swoją barwę. Wyglądał teraz jak najzwyklejszy płomyk - Jesteś już wolna, moja droga - istota poklepała dziecko po głowie pokrzepiająco i wstała. Rozejrzała się wokół na otaczające ich osoby, które odwzajemniały nieprzyjaźnie spojrzenie. W końcu jej wzrok spoczął na Allenie.

Ruszyła i stanęła przed chłopakiem i nie siląc się na jakiekolwiek wyjaśnienia, po prostu go podpaliła.

- Chciałaś się przede mną ukryć? - odpowiedziało jej tylko prychnięcie.

- Wygraliście, ale czy ona powróci do końca? - zapytał pogardliwie Walker. Nie wyglądał jakby pochłaniający go żar, powodował ból. Patrzył lekceważąco, po czym zniknął w ogniu, zamieniając się w popiół.

Istota tylko pokręciła głową i zobaczyła, że postacie wokół niej stają się przyjazne. Na ich twarzach pojawił się życzliwy uśmiech. Objęła jedną ręką dziewczynkę i razem patrzyli, jak prawdziwe widmo Allena wyciąga dłoń do leżącej dziewczyny. Ta ujęła ją, siadając niepewnie.

Ogniste stworzenie zdawało sobie sprawę, że będzie potrzebowała trochę odpoczynku, ale z pewnością wkrótce wróci do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top