Spotkanie
Cześć wszystkim!
Wiem, że poprzedni rozdział był trochę nudny, ale teraz postaram się to nadrobić! Byłby pewnie szybciej gdyby nie końcowe sprawdziany i jakieś wydarzenia, na które nikt praktycznie nie ma siły, a i tak są organizowane.
Chciałam również podziękować za to, że to w ogóle czytacie! Nie spodziewałam się, że dobiję do ponad dwóch tysięcy wyświetleń! ^^
Postanowiłam zmienić okładkę, mam nadzieję, że Wam również się spodoba. Została zrobiona przez Hinacia.
Tak poza tym to jestem ciekawa, kto wie w jakie miejsce trafili nasi bohaterowie w bramie nr 20? Macie jakieś przypuszczenia?
I jak zwykle życzę miłego czytania! ;)
Tuż przed przejściem Rayla mocno zacisnęła powieki. Po prostu tak przejście było łatwiejsze.
- Możesz już otworzyć oczy – usłyszała radosny głos Allena. Posłuchała go. Spojrzała w jego pogodne i zarazem zdeterminowane oczy, po czym rozejrzała się wokół. Zdziwiła się wielce, widząc miasto. Wszystkie domki znajdujące się tu były białe i jedno piętrowe. Nie posiadały drzwi ani okien, tylko ciemne dziury. Tuż przed nimi rosły małe zielone tuje, a także niewielkie krzaczki, których nazw nie znała. Drogę wyłożono jasnymi kostkami brukowymi. Nad sobą widzieli lazurowe niebo.
Muszę przyznać, że ładne miejsce.
- To gdzie teraz? – zapytała Rayla, rozglądając się nadal wokół.
- Z tego co powiedziała akuma, to musimy znaleźć drzwi z numerem dwadzieścia... A może dwanaście...? – zaczął zastanawiać się Allen. Dziewczyna spojrzała na niego zdumiona.
- Nie pamiętasz?!
- Eee... Tyle się działo i jakoś tak...- zaśmiał się nerwowo.
- Dobra, po prostu spróbujmy z jednymi i drugimi – westchnęła i wyparła do przodu, chcąc je jak najszybciej znaleźć. W końcu znalazła proste, drewniane drzwi, a nad nimi niewielką tabliczkę z numerem „20" – Allen! Zna...- chciała krzyknąć, lecz zauważyła, że chłopak szedł kilkadziesiąt metrów za nią i rozmawiał, zapewne z Komui'm. Zaczęła więc machać ręką, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Wtedy spojrzał na nią. Wydawało się jej, że jest w znacznie lepszym humorze. Pobiegł w jej stronę.
- A co z tobą Raylo? – niespodziewanie rozległ się znajomy męski głos.
- Ale co ja?
- Co będziesz chciała zrobić, kiedy przybędziesz po misji do kwatery?- zapytał Komui. W tym czasie Walker dobiegł do niej i spojrzał na nią wyczekująco. Widocznie sam się zastanawiał, co odpowie.
- Ja sama nie wiem... - zaczęła dziewczyna. Nawet się nad czymś takim nie zastanawiała. Na razie nie chciała niczego konkretnego.
- To co? Wchodzimy? – białowłosy zwrócił się do dziewczyny. Ta tylko skinęła głową i popchnęła drzwi.
Przed nimi stał mały dworek w stylu renesansowym. Jasne barwy budynku kontrastowały z granatowym, pełnym gwiazd niebem. Wszędzie wokół rosła pszenica. Złote rośliny falowały przy najmniejszym podmuchu wiatru. Na środku złocistego morza rosło drzewo. Z tej odległości ciężko było stwierdzić, co to za gatunek. Miało ono charakterystyczne rozgałęzienie, jakby ktoś za młodu przepołowił go na pół i teraz każda z grubych gałęzi rosła osobno.
- Co to za miejsce? Chyba nie Japonia, prawda? – spytała Rayla dokładnie się rozglądając. To nie pszenica była charakterystyczna dla Azji, tylko ryż, czyż nie?
- Nie, na pewno nie. Ale chyba skądś znam to miejsce... - urwał i zmarszczył brwi, myśląc intensywnie. Jakieś odległe wspomnienie uciekało mu ciągle i nie mógł go złapać – Szukajmy dalej, to na pewno nie to.
Jeszcze przez jakiś czas chodzili, szukając kolejnego przejścia, aż wreszcie znaleźli odpowiednie drzwi i bez chwili wahania przeszli przez nie.
Znaleźli się na jakimś pustym polu. Ciężko było w ogóle stwierdzić, czy jest tu coś prócz nich, gdyż gęsta mgła skutecznie zmniejszała widoczność. Rayla spojrzała na podłogę, miała wrażenie, że chodzi po idealnie wypolerowanym kamieniu. Zdziwiła się bardzo. Co tu się stało?
Nie zdążyła się nawet odezwać, gdyż rozległ się przerażony kobiecy krzyk. Nim zdołała wykonać jakikolwiek ruch, Allen ruszył w stronę źródła tego głosu. Tuż za nim białowłosa ruszyła białowłosa, lecz o mało go nie zgubiła w tej mgle. W biegu przywołała swoje buty i wokół niej unosiły się płomienie. Wtedy ich zobaczyła.
- Same z tobą problemy, chłopcze! – stwierdził znajomy głos. Sprawił, że stanęła przez chwilę jak wryta. Przed nią stał Hrabia! W jednej sekundzie poczuła wiele sprzecznych ze sobą uczuć, nie potrafiła nawet wszystkich nazwać. Wyróżniła wśród nich lęk, rozpacz, ale i determinację oraz gniew. Chęć zemsty! Chciała go zabić, zniszczyć, aby już nigdy nikogo nie zranił! Kiedy zobaczyła, że Milenijny podniósł rękę na tańczącą na wietrze, a Allen ją osłonił, czuła tylko wściekłość.
Ruszyła biegiem w ich stronę. Nikt jej nie zauważył, więc mogła zaatakować z zaskoczenia. W tym właśnie momencie Earl chciał odskoczyć, lecz Rayla z podskoku kopnęła go w twarz. Zatoczył się do tyłu.
- Co...? A to ty! Dawno się nie widzieliśmy! – powiedział wręcz uradowany kapelusznik – Nie spodziewałem się ciebie tutaj. Myślałem, że zostałaś z matką!
- Ale jestem tutaj!- Odpowiedziała białowłosa. Nie miała zamiaru go słuchać. Kątem oka zauważyła Allena, który ruszył biegiem na przeciwnika. Aby trochę go zdezorientować rzuciła w niego ogniste kule. Zakrył się ręką przed nimi, nie uszkadzając go w ogóle. Zdziwiło to trochę dziewczynę.
Skup się na walce, zganił ją głos w głowie. Skinęła głową i posyłała swoje pociski, aby ułatwić chłopakowi walkę. Musiała przyznać, że świetnie walczy wręcz. Zaciekle wymieniali się ciosami, lecz żaden nie zdobywał przewagi.
- Ty nawet nie zdajesz sobie sprawę z jak wielką bohaterką masz do czynienia, Allenie Walkerze! Założę się, że nie chwaliła się ile poświęciła dla swojego ojca! Nawet została potworem! – mówił unikając ataków, jakby opowiadał jakąś wspaniałą historię. Ostatnie zdanie trochę zaskoczyło białowłosego, który przez ułamek sekundy się zawahał.
- O czym... - zaczął, dekoncentrując się. Hrabia wykorzystał to i chwycił go za płaszcz, rzucając jak najdalej od siebie.
Rayla widziała jak wylądował kilkanaście metrów dalej i musiał podeprzeć się ręką, aby nie stracić równowagi. Wbił szpony w podłoże, aby zahamować. Zostawił za sobą ponad metrowy ślad.
W tym czasie Milenijny ruszył pędem w stronę bezbronnej dziewczyny. Leżała na ziemi, nie ruszając się w ogóle.
- Nie tak prędko! – krzyknęła białowłosa, posyłając ogromny pocisk w jego stronę. Nie dała przeciwnikowi dojść do siebie, tylko od razu go zaatakowała. Udało jej się odsunąć Earla od nieprzytomnej potężnym kopniakiem.
- I jak się czułaś, kiedy matka się ciebie wyrzekła? Jakie to uczucie, Raylo Wings?- zapytał, unikając kolejnych jej ataków bez większego problemu. Nie zdążyła nawet zareagować, kiedy chwycił ją za kostkę i zaczął się obracać. Po chwili puścił ją. Poleciała kilkanaście metrów od Hrabi. Upadłaby boleśnie na plecy, gdyby jakimś cudem nie wykonała salta do tyłu w powietrzu. Wylądowała na nogach, ale zatoczyła się trochę do tyłu, aby się nie przewrócić – Ajaj! Boli! – spojrzała na Milenijnego, który zawzięcie machał dłońmi, z których unosił się dym – Oparzyłaś... - zaczął, lecz Allen mu przerwał, atakując go szponiastą ręką.
- Zostaw ją! Już wystarczająco ludzi skrzywdziłeś! Nie pozwolę, abyś więził jeszcze więcej dusz! – wrzasnął białowłosy, wymieniając się ciosami z przeciwnikiem.
- Ale to nie ja je zamykam, lecz wy ludzie – oznajmił wrednie Earl, który wytworzył w dłoni czarną kulę i rzucił nią. Chłopak widząc ją, odskoczył, po czym schował się za swoim płaszczem. Zatrzymał się kilkanaście metrów dalej – Powinnaś wiedzieć to najlepiej, Raylo Wings. Widziałaś to przecież na własne oczy! Ja przecież nie przyzywam dusz z powrotem – powiedział niewinnym wręcz tonem – Mogłem zabić cię te kilka lat temu, ale zbyt dobrze się bawiłem, ognisty potworze – zaśmiał się.
Właśnie resztki samokontroli dziewczyny zostały brutalnie strzaskane. Ogarnął ją wszechobecny gniew. Furia odebrała jej resztki spokoju i zacisnęła się na jej sercu, wzbudzając nieznaną wcześniej dziewczynie emocję. Nienawiść. Przez całe swoje życie białowłosa czuła obrzydzenie, czy niechęć do ludzi, ale nigdy nikogo nie nienawidziła.
Kątem oka zobaczyła Allena, który już miał pędzić w stronę przeciwnika, lecz powstrzymała go machnięciem ręki.
- Allen, pomóż przyjaciółce. Ja się nim zajmę – syknęła, nie spoglądając na niego. Patrzyła z nienawiścią na stojącego przed nią kapelusznika. Teraz dopiero zauważyła, że trzyma w ręce czarny miecz z białym krzyżem. Wiedziała, że nie da rady wygrać przy pomocy samych butów. Posłała więc ogień do swoich rękawiczek. Czas to wreszcie wypróbować.
Wiesz, uważam, że walka wręcz nie będzie najlepszym pomysłem. Może się skończyć jak poprzednio, o ile nie gorzej. Co powiesz na to?, tak dobrze znany jej głos odezwał się zaczepnie. Spojrzała na swoją prawą dłoń. Zaczęła z niech wychodzić lina, cała z płomieni. W ciągu sekundy osiągnęła długość ponad dwóch metrów. To jeden z pomysłów twojego poprzednika na wykorzystanie mnie. Masz moc, którą ogranicza praktycznie tylko twoja wyobraźnia!, zbeształ ją głos.
Skinęła tylko i skupiła całą uwagę na Hrabi, który najwyraźniej czekał na jej ruch. Nie przeciągając, ruszyła pędem, lewą ręką posyłając falę ognia. Potem skoczyła i zamachnęła się ognistym biczem. Niestety zatrzymał się na mieczu.
Teraz Rayla zaczęła walczyć na całego. Z większej odległości zajadle atakowała batem i swoimi kulami, a jeśli Hrabia się zbliżył, uderzała ze swoich Ognistych Butów. Milenijny nie przestawał wyśmiewać jej rodziny. W końcu białowłosa przestała kontaktować z otoczeniem. Gniew i żal przejęły nad nią kontrolę.
W tym czasie Allen przytulił nieprzytomną Lenalee. Zdziwił się, widząc, że nie ma swoich pięknych długich kucyków. Tak jakoś nie pasowały jej krótkie włosy. Przez chwilę przyglądał się jej, po czym jego uwagę przykuła Rayla. Zwinnie unikała miecza Hrabii, a on skutecznie bronił się przed jej atakami. Kule i Ogniste Buty nie robiły na nim większego wrażenia. Ale widać było, że jej bicz mu nie był na rękę. Przez chwilę zastanawiał się od kiedy go ma. Zresztą czy to teraz takie ważne?
Po dłuższej chwili spostrzegł coś, co mu się nie spodobało, ale nie potrafił dokładnie określić co to było. Rayla walczyła jakoś dziwnie, zbyt nierozważnie, jakby kompletnie nie zastanawiała się nad tym co robi. Przez ułamek sekundy zdołał zobaczyć jej twarz wykrzywioną w dziwnym grymasie i oczy płonące negatywnymi emocjami. Przede wszystkim gniewem, furią... Jej niebieskie oczy... Odniósł wrażenie, że należą do jakiejś obcej osoby. Przeraził się. Z początku nie zwracał zbytniej uwagi na słowa Hrabii i to był błąd. Kierował je w stronę dziewczyny, prowokując ją. Musiał spodziewać się, że tak gwałtownie zareaguje! A to drań!
Jak się to wszystko skończy i wrócą z kwatery, porozmawia z nią w cztery oczy. Będzie próbował, dopóki się nie uda. Patrzenie na nią w tym stanie było dla Allena niesamowicie bolesne. Tak samo jak widział jej płacz.
- Rayla! – krzyknął, chcąc ją obudzić, lecz ona nie reagowała. Widział, że zatraca się coraz bardziej. Jeszcze trochę to opadnie z sił i będzie łatwą ofiarą dla Milenijnego. Położył delikatnie Lenalee i ruszył biegiem w stronę białowłosej – Rayla! Uspokój się! – wydarł się i wreszcie udało mu się dotrzeć do dziewczyny. Drgnęła i spojrzała w jego stronę. Wreszcie jej spojrzenie wróciło do normy – Zajmij się nią! – wskazał ruchem głowy na leżącą. Ku zaskoczeniu Walkera skinęła głową. Skoczyła w powietrze, po raz ostatni posłała potężną falę ognia i zrobiła salto w tył. Wylądowała tuż przy nieprzytomnej, a bicz zgasł.
Allen natarł na Hrabiego, a Rayla przyglądała się tylko. Upewniła się, czy tańcząca na wietrze żyje, po czym przyglądała się chłopakowi. Zrobiło się jej wstyd. Poniosło ją! Gdyby na nią nie krzyknął i nie wybudził z amoku... Wolała nawet nie myśleć, co mogłoby się stać. Nie myślała co robi, po prostu chciała wygrać. Nie obchodziło ją, że może jej się coś stać, byleby odnieść zwycięstwo.
Zobaczyła, że odsunęli się od siebie na znaczną odległość. Po chwili ujrzała lecącą w jej kierunku czarną kulę. Jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Odruchowo przycisnęła do siebie nieprzytomną, chcąc ją osłonić. Zacisnęła powieki. Wokół nich starała się wytworzyć tarczę, lecz nim jej się udało, coś miękkiego je zakryło. Ktoś przytulił ją do siebie mocno. Usłyszała głośny wybuch, aż chciała zasłonić uszy, aby je chronić. Lecz nie potrafiła puścić nieprzytomnej/ Zagryzła wargi, aby nie wrzasnąć.
Rozległ się stłumiony jęk. Białowłosa otworzyła oczy i zobaczyła, że białą osłonę, która powoli znikała. Osoba rozluźniła uścisk, po czym odsunęła się, ciężko dysząc.
- Było blisko – szepnął Allen, próbując uspokoić oddech. Odwróciła się do niego. Prawą rękę trzymał na wysokości serca, a drugą podpierał się.
- Dziękuję Ci, dziękuję – powiedziała cicho. Miała nadzieję, że zrozumiał, że to nie tylko za to, że je osłonił. Spojrzał na nią swoimi szarymi oczami i uśmiechnął się słabo.
Skinął głową. Domyślił się.
- Znajdźmy resztę – zaproponował, wstając. Podszedł do Lenalee i wziął ją na ręce.
- To idź, ja cię dogonię. Popatrzę za Hrabią. Nie wiadomo, czy nie ukrył się gdzieś w tej mgle – widziała, że białowłosy przez chwilę bił się z myślami, lecz koniec końców skinął głową.
Rayla skoczyła wysoko i rozejrzała się wokół. Mgła z każdą chwilą rzedła. Zirytowało ją, że nigdzie nie widziała Earla. Obróciła głowę i zauważyła grupkę ludzi, po strojach mogła stwierdzić, że egzorcystów. Allen trzymając ciemnowłosą, rozmawiał z rudowłosym chłopakiem. Obok z nich stał inny mężczyzna, którego nie kojarzyła.
Wylądowała i niespiesznie ruszyła w stronę grupy. Z jednej strony chciała podejść, lecz z drugiej lekko się bała. Bez problemów mogła ich zobaczyć, gdyż mgła praktycznie całkowicie zniknęła. Nieznajomy mężczyzna z białą grzywką doglądał nieprzytomnej. Tymczasem Walker rozmawiał z rudzielcem, kiedy nagle jakiś długowłosy mężczyzna zaatakował długim cienkim mieczem Allena. W ostatniej sekundzie zasłonił się swoją lewą ręką. Rayla zatrzymała się i zszokowana spojrzała na scenę przed sobą.
- K-Kanda?! – krzyknął zaskoczony chłopak, lecz ciemnowłosy spojrzał tylko na jednookiego. Zapytał o coś, lecz nie dosłyszała.
Chłopak nazwany Kandą, słysząc odpowiedź, znów zwrócił uwagę na białowłosego. Mierzyli się wrogimi spojrzeniami i zaczęli coś do siebie mówić. Ruszyła szybkim krokiem i zaczęła ich słyszeć. Tematem ich rozmowy, czy raczej sprzeczki były... włosy!
- A czemu by nie ściąć twoich włosów? Myślę, że jakiś dziadek ucieszyłby się – powiedział długowłosy.
- Czy oni naprawdę kłócą się o włosy? – upewniła się Rayla, stając zszokowana obok rudowłosego. Ten spojrzał na nią. Przetarł oko, jakby nie dowierzał. Nim zdążył się odezwać, białowłosa ruszyła w stronę kłócących się. Próbował ją chwycić, lecz odsunęła się. Musiała zakończyć tę żenującą kłótnię. To że ten ciemnowłosy zachowywał się tak dziecinnie, nie znaczyło, że Allen musi się również tak zachowywać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top