Powrót do miasta

Cześć wszystkim!

Wiem, że przez chwilę mnie nie było, ale nie miałam za bardzo czasu, ani ochoty by pisać. Ale dzisiaj jakoś tak miałam sporo weny oraz czasu, więc wzięłam się za dokończenie rozdziału! :D Mam nadzieję, że się spodoba!

Miłego czytania!


Bak właśnie odłożył słuchawkę. Rozmawiał z Komuim na temat Rayli i Allena. Chłopak w ostatnich dniach nie poczynił zbyt wielkich postępów, wręcz powiedziałby, że się cofnął. Już praktycznie nie jest w stanie przywołać swojej broni. Zmartwiło to kierownika europejskiego oddziału. W tym czasie białowłosa nagle zaczęła sobie z Innocence radzić. W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin zaszła u niej znaczna poprawa umiejętności. Pokazała nawet działanie swoich Ognistych Butów, których wcześniej nie była nawet w stanie przywołać. Musiał przyznać, że bardzo pomagały jej w walce. Powiedziała mu, że wcześniej walczyła głównie z dystansu, ale problem pojawiał się wtedy, kiedy akumy zbliżyły się za bardzo, bo wtedy stawała się znacznie łatwiejszym celem.

Szef azjatyckiego oddziału był przekonany, że Rayla będzie jedną z potężniejszych egzorcystek. Miała niesamowity potencjał, jak i również ciekawą moc. Nie zdziwiłby się, jakby mogła praktycznie z wszystkiego zrobić broń. Przecież jej Ogniste Buty to nic innego, jak normalne obuwie, które wchłonęło jej ogień. Bak zastanowił się, jak wyglądałby mundur najlepszy dla niej. Z pewnością musiałaby mieć wysokie buty, to nie ulega wątpliwości.

Nagle rozległo się pukanie i do środka wszedł Wong, a za nim Rayla. Musiał przyznać, że wygląda coraz lepiej. Jakąś godzinę temu miała męczący trening, który tak naprawdę sama sobie zafundowała. Była tak szczęśliwa, że ma kontrolę, że chciała jak najwięcej z tego korzystać. Po treningu dysząc, stwierdziła, że jest prawie tak samo jak wcześniej, tylko trochę kondycja ją zawodzi. Zdziwiło to mężczyznę. Przez prawie godzinę skakała, strzelała swoimi płomieniami, nie zatrzymując się prawie w ogóle.

- Rayla bardzo nalegała, aby się z tobą zobaczyć, panie Bak- poinformował Wong, po czym wyszedł. Białowłosa stanęła przed biurkiem, wyglądała na trochę niepewną.

- Stało się coś?- zapytał Bak, zastanawiając się skąd ten niepokój.

- Chciałam się zapytać, czy puściłbyś mnie do tego miasta- powiedziała wprost. Blondyn przez chwilę przyglądał się jej uważnie. Zastanawiał się czemu jej tak na tym zależy.

- Aż tak ci tu źle, że już chcesz odejść?- oparł podbródek na dłoniach. Ostatnio zauważył, że stał się chyba trochę zbyt opiekuńczy. Ale to nie jego wina, że się martwi. Przecież te ataki Rayli są takie nieregularne. Może być tak, że się teraz poprawiło, ale za chwilę pogorszy się jej nagle.

- Co?!- krzyknęła zaskoczona- Nie, nie!- zaprzeczyła gwałtownie, machając przed sobą rękami- Po prostu... Jak by to...- podrapała się w tył głowy, lekko zakłopotana. Chyba nie spodziewała się takich wniosków- Przez ostanie dwa lata przyzwyczaiłam się do podróży i teraz dziwnie się czuję, będąc przez dłuższy czas w jednym miejscu- spuściła głowę. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.

- No dobrze niech ci będzie – wstał i podszedł do niej- Ale pójdziesz z kimś. Wyślę z tobą jednego z poszukiwaczy- Bak zobaczył jak rozpromienia się w kilka sekund. Nagle dziewczyna w przypływie wdzięczności, przytuliła go mocno. Blondyn nie spodziewał się, że ma ona w sobie tyle siły. Nagle poczuł silne pieczenie na twarzy. Wiedział co to oznacza. Pokrzywka. Powoli zaczęła ogarniać go panika, a żołądek ścisnęły silne mdłości. Szybko oderwał się od białowłosej i odwrócił się do niej plecami.

- Co się stało?- zapytała zaniepokojona Rayla i dotknęła jego ramienia.

- Nie nic!- pisnął Bak- T-to tylko pokrzywka!- krzyknął. Dziewczyna szybko stanęła przed nim i przeraziła się widząc jego twarz. Powiedziała, że idzie po pomoc, po czym wybiegła. Blondyn podszedł do biurka, czując, że z każdą chwilą słabnie. Oparł się o mebel i westchnął. Nie mógł darować sobie, że zobaczyła go w takim stanie! Przecież... Przecież...! Nie dokończył myśli, gdyż do środka wpadł Wong bez Rayli.

***

Rayla stała w miejscu, podczas gdy jakaś dziewczyna mierzyła ją. Potrzebne to było na mundur dla białowłosej. Musiała przyznać, że Wong zaskoczył ją, mówiąc, że ma się udać do swojego pokoju. Powiedział, że to ważne, a on w tym czasie zajmie się Bakiem. Ufała mężczyźnie i go posłuchała. Wiedziała, że blondyn jest teraz bezpieczny, ale mimo to trochę się martwiła. Poszłaby do niego tuż po przymiarce, lecz chyba nie będzie to najlepszym pomysłem.

-... wspaniały. A tak dzielnie walczy na treningach! Gdybyś widziała, jak Allen ostatnio ...- trajkotała szczęśliwa czarnowłosa, a żyłka na skroni Rayli coraz bardziej pulsowała. Może nie należała do wielkich gaduł, a mimo to lubiła rozmawiać z innymi ludźmi, prowadzić z nimi dialog, ale nie słuchać ckliwych monologów, na temat obiektu westchnień dziewczyny! Szlag by to trafił! Jeszcze nigdy nie nasłuchała o kimś tyle co dzisiaj. Nie wątpiła, że gdyby Allen usłyszał, co ona o nim mówi, to zakopałby się pod ziemię, albo unikał białowłosej jak tylko się da. Po prostu wstydziłby się jej na oczy pokazać! Daruje mu więc tą nieprzyjemność i nic nie powie.

- Ale gdybyś ty widziała te mięśnie...!- kontynuowała swój monolog, przyprawiając Raylę o mdłości. Czy ona zdaje sobie sprawę z tego co mówi?!

- Więc mówisz, że Allen jest taki wspaniały?- zapytała, uśmiechając się do niej nieszczerze.

- Tak! Dokładnie!- pisnęła, potwierdzając słowa białowłosej. Myślała, że uszy jej pękną!- Ty też tak uważasz?- krzyknęła czarnowłosa, patrząc na Raylę z nadzieją.

- No... powiedzmy...- odpowiedziała po chwili, miała już serdecznie dość tej dziewuchy- Ale skoro uważasz, że jest taki doskonały, to dlaczego mu o tym nie powiesz? Chyba, że... ja mam mu to powiedzieć?- uśmiechnęła się chytrze.

- Co...? Nie! Nie!- krzyczała i schowała czerwoną jak burak w obu dłoniach twarz, kręcąc przecząco głową- Proszę, nie!- błagała i chwyciła białowłosą za ramię.

- Dlaczego?- zapytała Rayla, udając zdziwienie- Myślałam, że...

- Ale nie zasługuję na niego! On jest taki doskonały! Miły, uprzejmy, pomaga...- piszczała czarnowłosa. A białowłosa westchnęła cierpiętniczo, gdyż szykowało się na kolejny wywód.

- Skończyłaś już może mnie mierzyć?- zapytała, przerywając monolog zakochanej. Chciała jak najszybciej pozbyć się tej gaduły z pokoju.

- T-tak...- odpowiedziała niepewnie dziewczyna.

- To możesz wyjść? Chcę się przygotować do podróży- poinformowała ją Rayla, otwierając szafę i wyciągając z niej buty. Popatrzyła znacząco na czarnowłosą.

- Naprawdę? A gdzie? Wrócisz tutaj?- zaczęła wypytywać białowłosą, wkurzając ją jeszcze bardziej.

- Po prostu chcę się przygotować! Pozwolisz mi na to?- warknęła, podnosząc trochę głos- Nie wyjeżdżam na długo, pewnie nie dłużej niż dwa, trzy dni- odpowiedziała poirytowanym tonem. Ruszyła w stronę szafy i udawała, że czegoś szuka. W tym czasie dziewczyna pożegnała się pod nosem i wyszła pospiesznie.

Rayla odetchnęła z ulgą i padła na łóżko. Tak naprawdę, to już się przygotowała. Oddychała głęboko, próbując pozbyć się nieprzyjemnego uścisku w klatce piersiowej, lecz nic to nie dało. Gniew nadal narastał, nie chcąc zniknąć. Zirytowała się jeszcze bardziej. Wstała gwałtownie i ruszyła w stronę wyjścia. Ruszyła w stronę sali, w której trenowała. Na szczęście nikt jej nie zamknął. Wzdłuż ściany stały metalowe szkielety, na których Bak niedawno pozwolił jej ćwiczyć.

Przyzwała swoje płomienie i stworzyła kilka długich ognistych węży. Kazała im koło siebie wirować, potem każdego po kolei wysłała w stronę marionetek, by krążyły wokół nich. Po chwili zniknęły, zostawiając po sobie lekko zwęglone ślady na manekinach i mnóstwo iskier unoszących się na całą szerokość sali. Przypominały trochę fajerwerki. Rayla usiadła i przyglądała się temu z zadowoleniem, gdyż nie spodziewała się, że wyjdzie jej to tak ładnie. Rozświetliła prawie całe pomieszczenie.

- Piękne- pochwalił znajomy głos. Odwróciła się i zobaczyła Allena, który uśmiechał się do niej szeroko- Mogę?- zapytał, wskazując na podłogę obok niej. Skinęła głową.

- Co tutaj robisz?- wyciągnęła rękę w stronę iskier, które wróciły do niej i zniknęły w zetknięciu z jej skórą. Spojrzała na Walkera siadającego obok niej- Nie masz treningu?

- Nie, właśnie z niego wracam. Fou musiała odpocząć- odpowiedział, a delikatny uśmiech nie znikał z jego twarzy- Widzę, że coraz lepiej sobie radzisz.

- Sama nie wiem jak to się stało- przyznała patrząc na swoje dłonie- Ale gdyby nie to, że już ze mną lepiej, Bak w życiu by mnie nie wypuścił stąd- pokręciła głową i uśmiechnęła się lekko.

- Wyjeżdżasz?!- zapytał zaskoczony chłopak- Kiedy? Dlaczego?

- Tak, wyjeżdżam dzisiaj- zaśmiała się w duchu, widząc jego zdumioną minę. A pożartuje sobie trochę z niego, może się nie obrazi- Mam dowieźć tu do kwatery Innocence. Niedawno wyszłam od Baka. Powiedział, że ktoś ma ze mną pojechać, a tak chciałam sama!- udawała zawiedzioną, spojrzała na Allena, który chyba nie wiedział co powiedzieć.

- Tak szybko wysłali cię na misję?- zapytał z niedowierzaniem Walker.

- Misja?- zaśmiała się Rayla i poklepała białowłosego po barku- Nie, to zbyt wyniosłe określenie. Ja bym raczej nazwała to wycieczką. Mam udać się do tego samego miasteczka, z którego chcieliście wypłynąć. I muszę odebrać to Innocence, bo ekipa Baka wzięła wszystkie moje rzeczy, prócz niego. W sumie nic dziwnego.

- Ale...? Ty miałaś ze sobą Innocence?- zapytał chłopak lekko zdezorientowany.

- Wiesz, kilka lat temu zdobyłam je, niszcząc akumę. Muszę przyznać, że dosyć mnie wtedy poturbowała, ale nawet ślad po tym nie został – złapała się za ramiona, pamiętała te rany, nic przyjemnego.

- Ale czemu nie oddałaś tego Innocence Hevlasce?- Walker przyjrzał się jej uważnie dziewczynie, jakby szukał jakiś blizn.

- Chciałam, uwierz mi, chciałam. Ale nie miałam pojęcia, gdzie to jest- zaśmiała się smutno- Miałam jedenaście lat, kiedy spotkałam generała kilka kilometrów od mojego miasta i praktycznie bez zastanowienia poszłam za nim.

- A twoja rodzina? Zgodziła się na to?- drążył białowłosy, nie wiedząc, że rozdrapał ledwo zabliźnione rany.

- Nie!- krzyknęła Rayla, po czym zacisnęła zęby. Nie powinna się na niego denerwować, skąd mógł wiedzieć?- Oni nie mieli nic do gadania!- odwróciła głowę i zacisnęła mocno powieki. Allen już wyciągał rękę w jej stronę, lecz ona wstała gwałtownie- Ale to chyba nie to chciałeś wiedzieć-skrzyżowała przed sobą ręce, stojąc plecami do chłopaka, by nie zobaczył łez w jej oczach- Zdarzył się pewien wypadek, który rozdzielił mnie z generałem i zostałam uznana za zmarłą przez wszystkich, Bak mi o tym powiedział. W tym czasie jakoś sobie radziłam i udało mi się zdobyć to Innocence. A teraz wybacz, ale za niedługo będę musiała jechać. Do zobaczenia za dwa dni- pożegnała się, nie odwracając się.

Gratulacje! Z pewnością cię teraz znienawidzi, brawo!, pogratulowała sobie Rayla w myślach, obejmując się rękami.

- Poczekaj!- krzyknął za nią białowłosy i chwycił ją za ramię, obracając ją w swoją stronę- Raylo... Ty... Czemu płaczesz?- zapytał zszokowany, a białowłosa pospiesznie starła zdradziecką łzę- Przepraszam, nie chciałem cię zranić.

- Nic się nie stało, skąd miałbyś wiedzieć? A teraz naprawdę muszę iść- skłamała, wyrywając się. Wybiegła z pomieszczenia wściekła. I po co chciała się z nim podroczyć? To teraz ma. Czemu? Czemu wspomnienie rodziny nadal tak boli?

Biegła do swojego pokoju. Wpadła na kilkoro ludzi, lecz nie zwracała uwagi na ich gniew. Dopiero w środku dała upust swoim emocjom, płacząc i chowając twarz w poduszkę. Po kilku minutach wyciszyła się i patrzyła na bliżej nieokreślony punkt w ścianie. Kiedy przyszedł po nią Wong, była już w miarę gotowa do drogi.

***

Rayla myślała, że zaraz wyskoczy jej serce z piersi ze szczęścia. Nie mogła uwierzyć własnym oczom! Przed nią stał nie kto inny jak Ricard! Wong przyprowadził ją do stajni, gdzie miał czekać na nią towarzysz. Kiedy tylko go rozpoznała, z okrzykiem radości skoczyła ku niemu i mocno przytuliła. Na jego nieszczęście objęła jego szyję.

- Raylo, udusisz mnie zaraz- wycharczał mężczyzna, a dziewczyna od razu go puściła i podrapała się w tył głowy zmieszana.

- Przepraszam.

- Nic się nie stało, przeżyję- uśmiechnął się do niej ciepło- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jednak nic ci się nie stało. Generał bardzo to przeżył, ale z pewnością wieść o tobie dotarła do niego- poklepał ją pokrzepiająco po plecach- To co? Jedziemy?

- Jasne! – pogłaskała swoją klacz po pysku, po czym dosiadła jej.

Ricard prowadził. Białowłosa musiała przyznać, że był świetnym przewodnikiem. Przejeżdżali przez lasy, a on opowiadał jej o różnych legendach i opowieściach związanych z danym terenem. Pokazał jej również z daleka kilka wiosek. Nawet nie zauważyła kiedy, ale dotarli do miasta. Ciągle w dobrych nastrojach zatrzymali się przed odpowiednim budynkiem. Mężczyzna oznajmił, że zajmie się końmi, a ona w tym czasie wynajmie dla nich pokoje na jedną noc. Nie będą przecież wracać nocą, to by było zbyt niebezpieczne.

Rayla weszła do gospody i od razu poczuła się jak u siebie. Naprzeciwko niej znajdował się kominek, a po prawej znajdowała się recepcja. Za nią stał znajomy wiekowy pan. Przywitała się z nim i poprosiła o dwa pokoje, jeden dla niej, a drugi dla jej towarzysza. Powiedziała, że zależałoby jej na tym, by to był ten sam pokój, co wynajęła prawie dwa tygodnie temu. Na szczęście nikt w nim aktualnie nie mieszkał. Zapłaciła i usiadła w holu, czekając na poszukiwacza, który po chwili przyszedł raźnym krokiem i przywitał się ze staruszkiem.

- To jest twój kluczyk- powiedziała dziewczyna, dając Ricardowi przedmiot. Mężczyzna skinął głową.

- A kiedy weźmiemy Innocence?- zapytał, nim udał się do swojego pokoju.

- Myślę, że jutro. Muszę odpocząć, dobranoc- pożegnała się Rayla, otwierając drzwi.

- Dobranoc- usłyszała odpowiedź, zamykając się w pomieszczeniu. Od razu poczuła się jak u siebie. Tak dobrze się tu czuła! Położyła się na łóżko i spojrzała przez chwilę sufit. Nagle zaczęła myśleć o swojej matce. Niby myślała nad tym by się z nią spotkać, ale... nie chciała. Nie czuła się chyba gotowa. Lecz dzięki Allenowi zdała sobie sprawę, że powinna wrócić. Chociażby po to, by odwiedzić grób ojca. Będzie musiała chłopaka przeprosić, nie powinna przekreślać go przez jego niewiedzę.

Uderzyła twarzą w poduszkę. Może mu powie o swojej rodzinie? Nie, lepiej nie. Przecież nie tylko ona ma problemy. Wszyscy je mają. Czemu miałaby mu dokładać jeszcze swój? Przecież w końcu upora się z tym! Na razie po prostu musi dać sobie jeszcze trochę czasu. Uda się i wreszcie odwiedzi swoje miasteczko!

Ale jakoś to słabo zabrzmiało w jej głowie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top