Kwatera Główna w Azji
Rayla obudziła się i z jękiem usiadła. W dalszym ciągu żebra ją bolały przy każdym oddechu. Czuła, że z każdym uderzeniem serca piekły ją żyły i tętnice. Poza tym było jej zimno! Po raz pierwszy od wielu lat! Podobnie miała z gorącem. Już praktycznie zapomniała jakie to uczucia. Podejrzewała, że ogień w niej pilnował tego, by zawsze było jej ciepło. Ale teraz ten sam ogień ją poparzył...?
Po chwili na całą jej skórę pokryła gęsia skórka. Co jest?! Jaki zimny poranek!
Podparta na prawej ręce nieprzytomnie patrzyła na las wokół niej. Była gęsta mgła, przez którą gdzieniegdzie przebijały się poranne promienie słoneczne. Ile czasu minęło? Nie chcąc marnować więcej czasu, spróbowała wstać. Nie było takie to proste. Plecy nieustannie dawały o sobie znać, podobnie jak żebra. Poza tym czuła się taka słaba!Miała również problemy z oddychaniem.
Przyłożyła zimną dłoń do czoła. Było gorące! Wręcz parzyło! Czyżby znowu problemy z gorączką? Przecież już nad tym zapanowała. Chociaż może się jej tylko tak wydawało. Musiała szybko coś zrobić, nim całkowicie ją osłabi. Ale najpierw musiała znaleźć za Allena.
Chwiejąc się, ruszyła przed siebie. Zaczęła odnosić wrażenie, że z każdym krokiem mgła robi się coraz gęstsza. Nagle usłyszała kobiecy jęk i trzask gałęzi.
- Aj! Mój biedny nos...!- syknęła nieznajoma- C-co to...? Chłopak? Co on tu robi?- zastanawiała się właścicielka głosu- On ledwo się trzyma- stwierdziła. Po chwili Rayla zobaczyła ją.
Przed nią stała dziewczyna niższa od białowłosej. Przez chwilę myślała, że gorączka mąci w jej głowie, ale ona naprawdę miała na sobie fioletowe bikini! Na głowie miała czapkę, czy raczej beret w tym samym kolorze. Jej rude włosy okalały jej jasną twarz.
Rayla podeszła do niej i nieznajoma ją zauważyła. Chciała się odezwać, lecz zachwiała się i oparła o najbliższy bambus.
- Ej, co ci się stało?- rudowłosa zmartwiona podeszła i wyciągnęła w jej stronę ręce. Wtedy zobaczyła, że jej dłonie ją jakby spłaszczone, przypominają raczej łopaty. Białowłosa przestraszyła się i bez zastanowienia aktywowała buty- Spokojnie, chcę tylko wam pomóc- powiedziała spokojnie.
- Wam?- zapytała Rayla. Teraz stanęła trochę pewniej na Ognistych Butach. Miała wrażenie, że trochę się lepiej czuje po aktywowaniu ich.
- Tobie i temu chłopakowi- nieznajoma wskazała na coś za sobą. Białowłosa przeszła parę kroków i zobaczyła leżącego Allena. Krzyknęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. Chłopak patrzył przed siebie martwym wzrokiem, nie było w nich nic, tylko pustka. Cała jego twarz była poraniona i poplamiona krwią. Na mundurze widać było czerwone plamy i ziemię. Wokół niego rozsypano karty. Po chwili zobaczyła, że nie ma lewej ręki. Innocence. Zniszczono jego Innocence!
Zawiodła go! Nie pomogła mu! Zajęła się swoim zdrowiem, nie myśląc, że on cierpi. Czuła się okropnie. Gdyby się pośpieszyła... To skończyłabyś tak jak on! Wydarł się na nią głos z jej głowy, ale wydawał się jakiś słaby i odległy. Nie zwracała na niego uwagi. Niech sobie krzyczy, nie obchodzi ją to.
Upadła bezsilnie na kolana, nagle straciła wszelkie siły. Dotknęła policzka Allena i... poczuła ciepło! Wtedy zauważyła, że oddycha, ale bardzo płytko. Poczuła ulgę, ale była zbyt słaba, by pokazać swoją radość.
- Musimy mu pomóc- powiedziała słabo, nie miała już siły i nadal było jej zimno. Może nie tak jak wcześniej, ale nadal to przeszkadzało.
- Zabiorę was do kwatery, tam wam pomogą. Dasz radę sama iść?- zapytała nieznajoma.
- Tak- pokiwała białowłosa i powoli wstała, patrząc na leżącego Allena. Zamknęła jeszcze jego powieki, dzięki temu wyglądał, jakby spał. Nagle zauważyła, że jakiś pyłek przyczepia się do jej skóry- Co jest?- powiedziała, próbując go strzepnąć, lecz on od razu wracał.
- Mgła. Przyciągasz tę mgłę- zdziwiła się rudowłosa. Rayla miała wrażenie, jakby było jej cieplej, kiedy została otoczona. Sama była zaskoczona.
To coś oddziałuje na ogień wewnątrz mnie, stwierdziła. Po czym znowu spojrzała na rannego i poturbowanego Allena.
- Musimy go zabrać stąd- powiedziała białowłosa, starając się ignorować żyły, które znowu zaczęły palić. Nieznajoma skinęła głową i delikatnie podniosła nieruchome ciało chłopaka. Ruszyła pewnie przed siebie. Rayla szła za nią. W pewnym momencie miała już dość. Oparła się o nieznajomą.
- Idź z nim, ja nie dam już rady- dyszała ciężko. Oddychanie przychodziło jej z coraz większym trudem, całe ciało ją paliło, a mgła ciągle na niej siadała. Czasami nawet do oczu wchodziła!
- Już niedaleko. Chodźmy- powiedziała rudowłosa, ale Rayla pokręciła głową. Odsunęła się od dziewczyny i usiadła pod drzewem. Nawet nie zauważyła, kiedy bambusowy las stał się liściastym. W oddali słychać było szum wodospadu.
- Nie. Idź- powiedziała, zamykając oczy i opierając głowę o pień. Wsłuchała się w huk wody. Przez chwilę nie słyszała nic innego, ale po kilku sekundach usłyszała pospiesznie oddalające się kroki rudowłosej. Starała się oddychać spokojnie, nie zwracając uwagi na plecy. Czuła, że z każdą minutą słabnie. Było jej coraz zimniej.
W końcu usłyszała kroki i otworzyła powoli oczy. Praktycznie nic nie widziała. Mgła wokół niej była coraz gęstsza. Co z tą mgłą jest nie tak? Zamknęła ponownie oczy i nie wiedząc kiedy, zasnęła.
***
Rayla otworzyła oczy. Poczuła, że ktoś kładzie jej coś zimnego na czole. Było to takie przyjemne. Ktoś zakrył ją grubą kołdrą, więc myślała, że się ugotuje.
- Obudziłaś się wreszcie- usłyszała męski głos i zobaczyła potężnie zbudowanego mężczyznę z białymi włosami i brodą- Nazywam się Wong, a ty?- wyglądał na dosyć zmartwionego jej stanem.
Dziewczyna przez chwilę próbowała zrozumieć, co właśnie do niej powiedział. Po prostu patrzyła na niego nierozumiejącym wzrokiem. Jej mózg działał bardzo powoli. Czuła się osłabiona. Nie miała pojęcia gdzie jest i jak to się stało, że leży teraz w łóżku.
- R-Rayla Wings...- zaczęła i nagle przypomniał jej się Allen oraz dziwna nieznajoma- Gdzie on jest?!- powiedziała, wstając gwałtownie- Ał- syknęła, dotykając bolących żeber.
- Spokojnie, masz połamane dwa żebra. Nie możesz tak gwałtownie się ruszać- powiedział Wong.
- Co to za miejsce? Gdzie jest Allen?- powiedziała dysząc ciężko, starając się ignorować ból. Wtem zauważyła, że ma na sobie inne ubranie. Spod czarnej bluzki z krótkim rękawem wyłaniały się bandaże. Czyżby ta rudowłosa ją tu przyprowadziła?
- Jesteś w kwaterze głównej w Azji, podobnie jak Allen Walker. Jesteś tu pod dobrą opieką- zapewnił, wkładając do jej ust termometr, po chwili go wyjął i spojrzał niezadowolony na wynik. Podał jej jakąś tabletkę i szklankę z wodą- To leki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe. Powinny ci pomóc- białowłosa połknęła tabletkę i dotknęła swojego czoła, ciągle parzyło- Odpoczywaj, ja muszę teraz pójść zmienić opatrunek Allenowi- kiwnęła głową, udając, że rozumie. Teraz jej myśli zaprzątało to, że Allen jest tutaj, bezpieczny. Wreszcie dotarła do kwatery, ale jakoś nie cieszyła się z tego powodu.
Wong przy wyjściu stanął przed niższym od niego mężczyzną. Lecz Rayla nie zwróciła na nich większej uwagi.
Popatrzyła na misę, która leżała na stoliku obok łóżka. Wzięła mokrą szmatkę i namoczyła ją w lodowatej wodzie, po czym przyłożyła ją do czoła. Poczuła chwilową ulgę, nawet nie zwróciła uwagi na to, że woda strumieniami płynęła po jej policzkach, żuchwie, szyi i zmoczyła jej koszulkę i bandaże. Niestety szybko zagrzała mokry materiał. Westchnęła.
Wstała powoli i podeszła do misy. Opłukała twarz w lodowatej wodzie. Teraz zauważyła pływające kostki lodu. Wzięła kilka z nich i położyła na szmatce. Zwinęła ją i przyłożyła do karku. Aż się wzdrygnęła. Ale musiała się ochłodzić. Tamten mężczyzna może chciał dobrze, kładąc na jej czole zimny opatrunek, ale wiedziała, że on jej nie pomoże, że to za mało. Kiedyś pewien lekarz kazał jej wejść do wanny z wodą i kostkami lodu. Zrobiła to, mimo sprzeciwu rodziców, którzy uważali to za zły pomysł. Ale prawdopodobnie dzięki temu, że go posłuchała, przeżyła. Miała już na tyle wysoką gorączkę, która w ogóle nie reagowała na leczenie.
Teraz było podobnie. Wtedy nie potrafiła panować nad ogniem w pobliżu akum i tak się to kończyło. Ale teraz? Skąd się u niej wzięła ta wysoka temperatura?
Nie miała zamiaru na razie odpoczywać. Chciała pójść i zobaczyć co z Allenem, jego puste szare oczy prześladowały ją. Lecz kiedy chciała wyjść z szarego i ponurego pomieszczenia, zatrzymał ją poważny męski głos.
- Co ty robisz?- powoli odwróciła się i spojrzała w prosto ciemne oczy. Przed nią stał mężczyzna niewiele od niej wyższy. Blond grzywka opadała na jego twarz, a na głowie nosił czarny beret. Ubrany był w większości na czarno. Miał na sobie również białą krótką kurtkę z symbolem Zakonu.
- Ja...- zaczęła niepewnie Rayla, patrząc na blondyna przed sobą- Chciałam znaleźć Allena- powiedziała, rozglądając się- Wong nie powiedział mi nic o jego stanie, a martwię się o niego. Co z nim?
- Mówisz o Walkerze? Jeszcze się nie obudził, ale jest w dobrym stanie. A ty? Jak się czujesz?- zapytał, kiedy Rayla przyłożyła sobie do czoła materiał z lodem- Masz bardzo wysoką gorączkę. Prawie czterdzieści jeden stopni! Dziwię się, że w ogóle mogłaś wstać.
- Ale...- zaczęła i zamilkła. Cały czas trzymała szmatkę z lodem na czole- Po prostu jestem... dosyć odporna...- powiedziała. Mężczyzna skinął głową- A czy mogłabym się spotkać z Allenem?- zapytała. Bardzo chciała zobaczyć go, przekonać się na własne oczy, że żyje. Bo co jeśli ją okłamywali?
- Dobrze, ale dopiero jak spadnie ci ta gorączka. Ledwo się na nogach trzymasz- stwierdził stanowczo blondyn.
- A-ale... Obiecujesz?- nieznajomy skinął głową. Rayla wiedziała, że mówi prawdę, ale starała się ignorować osłabienie i ból- A kim ty tak właściwie jesteś?- zapytała nagle zainteresowana.
- Jestem Bak Chang, szef azjatyckiego oddziału- przedstawił się i lekko uśmiechnął.
- Rayla Wings...- Chciała również odpowiedzieć uśmiechem, ale zaczęło się jej w głowie kręcić, po czym podparła się ściany. Myślała, że się wywróci! Nie spodziewała się, że jest aż tak zmęczona. Miała problem z oddychaniem. Zrobiło jej się zimno. Upuściła mokry materiał.
- Ej...- zaniepokojony Bak szybko podszedł do niej i pomógł jej wejść do pokoju. Położyła się na łóżku i zakrył ją szczelnie kocem- Aleś ty gorąca, te leki ci nie pomogły?
- I nie pomogą- powiedziała z trudem, oczy praktycznie same jej się zamykały- Żadne leki mi nie pomogą...- skrzywiła się. Całe ciało ją bolało. To było takie uczucie, jakby ktoś przyłożył coś bardzo ciepłego do rany po oparzeniu.
- Ale przecież...- nie usłyszała dalszej wypowiedzi Baka, gdyż pochłonęła ją ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top