Dziwy Innocence


Hej!!

Na szczęście dzisiaj internet jest łaskawszy i mogłam w spokoju wstawić rozdział. Mam nadzieję, że się podoba, bo cały czas odnoszę wrażenie, że całkowicie zawaliłam końcówkę ;/ No ale może kiedyś ją poprawię.

Byłabym też wdzięczna, gdyby ktoś podzielił się swoją opinią na temat tego, jak mi wychodzi odtwarzanie charakterów bohaterów. Cały czas nie jestem z nich zadowolona. A tak to mogłabym się poprawić na przyszłość. To na razie tyle chciałam ;)

Miłego czytania!



- Jak się czujesz?- spytał Bak, przyglądając się dziewczynie przed sobą. Wyglądała na zrezygnowaną i zmęczoną, mimo snu. Rozmawiał z Wongiem o stanie jej zdrowia. Jak na razie bardziej martwił się o nią niż o jeszcze śpiącego Walkera, mimo iż ten o mało nie umarł. Jego stan poprawiał się, a w jej przypadku cały czas się wahał. Już nie wiedział, czego się spodziewać. Obudziła się jakąś godzinę temu i chciała się z nim spotkać. Białowłosa pod opieką jego współpracownika ćwiczyła mimo oporów oddech. Jest to dosyć przydatne podczas leczenia złamanych żeber. Dostała również podczas snu bardzo silne leki obniżające gorączkę, lecz pomogły dopiero po kilku godzinach. A przed chwilą wzięła jeszcze przeciwbólowe i zjadła porządne śniadanie( czy raczej kolację, ale to nie jest teraz takie ważne).

- Już nawet dobrze. Ćwiczenia oddechowe pomogły i trochę lepiej mi się oddycha- odpowiedziała Rayla.

- Ale nadal masz za wysoką temperaturę, prawie trzydzieści osiem stopni- stwierdził Bak. To już i tak lepiej, ale blondyn uważał, że nadal przemęcza organizm wysoką temperaturą. Dziwił się, że wytrzymała tak długo, mając czterdzieści stopni i do tego była w stanie tu przyjść.

- To u mnie normalne- wzruszyła ramionami, a mężczyzna popatrzył na nią zdziwiony- A co z Allenem? Obudził się?- zapytała, zmieniając temat.

- Jeszcze się nie obudził. Cały czas ktoś przy nim jest i go pilnuje- zapewnił Chang.- Ale nie o tym chciałbym z tobą porozmawiać. Zbadaliśmy twoją krew i odkryliśmy, że połowa jej objętości to Innocence. Jeszcze nie spotkałem się z typem pasożytniczym wewnątrz kogoś.

- Typem pasożytniczym?- powtórzyła za blondynem Rayla.

- Występuje dosyć rzadko, jest często bardziej zsynchronizowane z użytkownikiem od typu wyposażeniowego. Człowiek się z nią rodzi i Innocence jest częścią jego ciała. W twoim przypadku to krew, u Allena ręka- na te słowa Rayla spuściła głowę. Wyglądała jakby ze sobą walczyła. Bak nie rozumiał jej zainteresowania Walkerem. Może była mu coś winna? A może to przez to, że widziała jak o mało nie umarł? Nie miał pojęcia przecież, co się działo w lesie. Wiedział tylko, akumy i Upadły wywołali wielkie zamieszanie.

Wzięła głęboki oddech, uspokajając się trochę.

- Czy Allen stracił Innocence na zawsze? Nie będzie mógł dalej walczyć jako egzorcysta?- zapytała, patrząc Bakowi w oczy. Ten przez chwile milczał, zastanawiając się nad odpowiedzią. Ta dziewczyna pojawiła się praktycznie znikąd. Z tego co powiedziała jego Lenalee, nagle znalazła się na statku i pomogła im. Kiedy rozmawiał z Komui'm, ten był przekonany, że to ta zmarła uczennica generała Froi'a. No, ale nie mogła umrzeć, skoro właśnie stała tu przed nim i wypytywała się o Walkera, którego ledwo znała. Nie wątpił, że stan, w którym go zobaczyła, zostawił jakiś ślad w jej psychice.

- Teraz ciężko mi cokolwiek powiedzieć, jeśli jednak Innocence zostanie zniszczone nie da się tego cofnąć- zaczął Bak, przyglądając się białowłosej. Wyglądała na zdruzgotaną- Jednak tym razem stało się coś dziwnego. Ta mgła co cię otaczała, to był pył z Innocence Walkera. Normalnie w takiej postaci znika, ale tu stało się inaczej. A do tego się przyciągałaś ją. Nadal nie wiemy dlaczego- Rayla wyglądała na zaskoczoną. Blondyn zaczął się zastanawiać, czy nie najlepiej by było ją wysłać do kwatery głównej w Europie, aby Hevlaska zbadała jej Innocence? Ostatnio coraz bardziej zaczęło zadziwiać.

- Kiedy ten pył mnie dotykał, było mi cieplej. Aż w końcu ogień wewnątrz mnie znowu zaczął mnie parzyć od środka. Nie rozumiem tego!-krzyknęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. Bak już się miał odezwać, lecz ona mu nie pozwoliła- A teraz jeszcze ta gorączka. Przypomina mi się dzieciństwo, kiedy chodziłam od lekarza do lekarza, by w końcu obniżyć skutecznie moją temperaturę. Gdyby nie pomoc pana generała, pewnie do tej pory miałabym z tym problem. A teraz... Dlaczego?- objęła się ramionami i opadła bez sił na kolana. Blondyn pospiesznie podniósł się, okrążył biurko i kucnął obok niej. Dotknął delikatnie jej ramienia.

- Pomożemy ci. Wysłałbym cię do Europy...- zaczął kojącym tonem mężczyzna.

- Nie- szepnęła- Nie chce stąd odchodzić- poprosiła. Bak skinął tylko głową, czego nie mogła zobaczyć.

- Dobrze Raylo, spróbujemy ci pomóc. Ale teraz powinnaś odpocząć- stwierdził blondyn i pomógł jej wstać. Nadal się martwił, bo ciągle miała za wysoką temperaturę, która ją osłabiała. Przez te kilka godzin jak spała, często rzucała się z jednej strony na drugą i pojękiwała. Kilkakrotnie sprawdzali i przez prawie czas utrzymywała się przy czterdziestu. Tuż przed tym jak się obudziła, opadła o niecałe dwa stopnie.

***

Rayla udawała, że śpi, by mieć spokój. Zakryła się szczelnie kocem i zamknęła oczy, starając się oddychać równomiernie. Była wykończona. Przez te kilka godzin snu walczyła ze samą sobą, by wreszcie uspokoić Innocence. Udało się jej to, ale nadwyrężyło to jej już i tak wątłe siły. Nie rozumiała, dlaczego tak się dzieje, przecież wszystko było już w porządku! Nie chciała więcej czegoś takiego powtarzać. Żałowała też trochę wybuchu w gabinecie, ale po prostu ma dość tego, że nikt nic nie wie. Od dzieciństwa tak było. A głos w głowie uparcie milczał, nie tłumacząc nic.

Westchnęła i obróciła się na drugi bok.

Bak widocznie zainteresował się jej Innocence. Nim się położyła, zaproponował, by ją przebadać. Zaintrygowało go, jak działa jej ciało, mając taką krew. Czy nie funkcjonuje w inaczej od normalnego. Jak wszystkie potrzebne składniki są transportowane. Dziewczyna z jednej strony chciała to wiedzieć, a z drugiej nie. Lecz ciekawość wygrała z obawami i zgodziła się na propozycję blondyna. Oby tego nie pożałowała.

***

Rayla wracała ze stołówki, kiedy zobaczyła jakieś zamieszanie, lecz nie była w stanie zrozumieć o co chodzi. Lecz nie przejęła się tym za bardzo, teraz miała ochotę odpocząć. Dzisiaj używała swoich płomieni, niby tylko po to, by sprawdzić swoją koncentrację, ale i tak okazało się to wymagające. Jej zadaniem było zapalenie pięciu świeczek w różnych kombinacjach. Przedtem zrobiłaby to z zamkniętymi oczami, ale teraz miała niemałe problemy...

Po chwili znalazła się w swoim pokoju. Po drodze widziała biegnących w przeciwną stronę ludzi. Coś tam między sobą pospiesznie szeptali. Uznała, że powinni sobie poradzić sami, jeśli będą potrzebować jej pomocy, to przecież powiedzieliby o tym. Położyła się na łóżku, wzdychając. Nie mogła uwierzyć, że nie mogła już tak dobrze kontrolować swojej mocy. Tyle się starała i w jedną noc straciła to wszystko! I do tego nie miała pojęcia z jakiego powodu.

Myślała intensywnie, ale po chwili przysnęła. Po jakimś czasie ktoś wszedł do środka, budząc ją z drzemki. Zaspana odwróciła się w stronę przybysza i zobaczyła Wonga.

- I jak się teraz czujesz?- zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Zawsze mogło być lepiej- odpowiedziała, siadając. Przetarła dłońmi czoło. Po chwilowym odpoczynku poczuła się lepiej.

- Pan Bak kazał mi przekazać, że Allen się obudził. Czy nie chciałbyś się z nim zobaczyć?- zapytał, a dziewczyna popatrzyła na niego zaszokowana.

- Kiedy? Co z nim? Jak się czuje?- zapytała pospiesznie, wstając i patrząc wyczekująco na białowłosego. Nie widać było po niej, że przed chwilą spała.

- Niedawno. Wywołał niemałe zamieszanie swoją ucieczką, ale na szczęście pan Bak szybko go znalazł- dziewczyna zauważyła, że mężczyzna darzy blondyna wielkim szacunkiem. W sumie to nie dziwiła mu się. Pewnie nie zgodziłaby się na żadne badania, gdyby szefowi azjatyckiego oddziału nie zaufała. Zaczęła się również zastanawiać, co musiało Allenem kierować, że uciekł. Z pewnością było mu ciężko, przecież prawie umarł w tym lesie. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, co doprowadziło go do takiego stanu. Te puste oczy... Mimowolnie się wzdrygnęła, ale chyba tego nie zauważył- Jest teraz w sali ze swoim Innocence. Pan Bak powiedział, bym cię zaprowadził jeśli chcesz.

- Tak- odpowiedziała pewnie, lecz kiedy szła za mężczyzną dopadły ją wątpliwości. Może to jednak nie był najlepszy pomysł? Ale przecież nie wypadało się już wycofywać.

- To tutaj- poinformował Wong, wskazując na duże ciemne drzwi przed sobą. Podziękowała i niepewnie chwyciła klamkę. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka.

Rayla ledwo była w stanie zauważyć, że to okrągła sala. Ledwo widziała jej drugi koniec przez mgłę, która znowu zaczęła się jej uczepiać. Pisnęła, odsuwając się. Nie miała zamiaru z powrotem się poparzyć! Kiedy próbowała zrzucić ją z siebie, kątem oka zobaczyła zbliżającą się do niej postać.

- Wszystko w porządku?- zapytał troskliwie chłopięcy głos. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała w szare oczy. Tak bardzo różniły się od tych pustych i martwych z jej wspomnień.

- Tak, tak- odsunęła się trochę i przyjrzała się białowłosemu. Całą jego prawą rękę i klatkę piersiową owinięto bandażem. Jego koszulka odsłaniała umięśniony brzuch. I wtedy zauważyła kikut po lewej ręce. Odwróciła głowę i udała, że jest bardzo skupiona na odganianiu pyłów Innocence z ręki.- Tylko... przestraszyłam się, jak zaczęło się tak do mnie przylepiać- zaśmiała się nerwowo. Jak tu z nim ma rozmawiać, skoro nie potrafi spojrzeć mu w oczy. Czuła, że to przez nią stracił rękę. Bo przecież mogła mu pomóc!

- Ale dlaczego...?- zapytał.

- Niestety nie wiem- popatrzyła na niego i zaczęła ignorować pyłki, które ciągle się do niej uczepiały- Bak i naukowcy też się nad tym zastanawiają. Ale jak na razie odkrywają coraz więcej zmian w moim ciele, które wywołało moje Innocence- nagle osłabiło ją i zatoczyła się do tyłu. Oparła się o ścianę, a białowłosy ruszył w jej stronę. Rayla zatrzymała go rękę- Spokojnie dam sobie radę. Może usiądziemy i pogadamy?

- Ale...!- zaczął, kiedy dziewczyna usiadła, opierając plecy o ścianę. Klepnęła miejsce obok siebie.

- No usiądź. Nie mam za bardzo siły na zbyt długie stanie- białowłosy z ociąganiem usiadł, uważnie przyglądając się Rayli, jakby zaraz miała zemdleć- Nie przedstawiłam się jeszcze. Jestem Rayla Wings- uśmiechnęła się w jego stronę, by choć trochę go uspokoić.

- A-Allen Walker. Powiedz mi, jak przeżyłaś upadek?- zapytał nagle po chwili ciszy, patrząc na nią- Kiedy się obudziłem byłem przekonany, że nie żyjesz. Bak nie chciał mi za wiele powiedzieć. Dowiedziałem się tylko, że odpoczywasz.

- Tak naprawdę to nie zniszczyłam tej akumy tylko i wyłącznie ze względu na ciebie. Mnie ten upadek nie był w stanie zabić. Powiedzmy, że mam buty podobne do tej dziewczyny. Kazałam jej uratować ciebie, a by mnie zostawiła-wytłumaczyła.

- Mówisz o Lenalee...?

- Ładne imię- szepnęła do siebie przywołując wspomnienie tańczącej na wietrze- Więc Lenalee ruszyła za tobą. Ja natomiast spadłam na wysoką gałąź. Ale miałam pecha. Niestety złamała się pode mną i upadłam na plecy. Na szczęście skończyło się na złamaniu dwóch żeber i drobnych ranach. Potem starałam się iść w stronę tego dziwnego białego stwora. Nie wiesz co to było?- zapadła chwila ciszy. Rayla przez chwilę przestraszyła się, że go czymś uraziła, kiedy zobaczyła, że zacisnął zęby.

- To był Suman- odezwał się wreszcie Allen- Przemienił się w Upadłego po tym, jak...- zamknął na chwilę oczy, ale dziewczyna zdołała zauważyć w nich łzy- zdradził zakon. Widziałem jego wspomnienia. Chciał po prostu przeżyć dla rodziny... Nie byłem w stanie mu pomóc- zakrył zabandażowaną ręką twarz. Rayla zastanawiała się jak może go pocieszyć. Nie była w stanie sobie wyobrazić, co ten chłopak przeżył. Po tym jak potwór... Znaczy się Suman zniknął, wtedy zapewne został zaatakowany. W głowie usłyszała jego krzyk i o mało się nie wzdrygnęła. Chyba będzie lepiej, jak nie będzie o tym wspominał, więc musi jakoś odwrócić jego uwagę. Zignorowała ogarniające ją gorąco i przysunęła się do niego. Delikatnie odsunęła jego rękę od twarzy. Po jego policzkach płynęły łzy.

- Allen- zaczęła delikatnie i uśmiechnęła się do niego delikatnie. Załamany białowłosy spojrzał na nią- A nie pomyślałeś, że Suman jest ci wdzięczny za to, że chciałeś mu pomóc?- zapytała, ujmując jego zabandażowaną dłoń. Czuła, że zaczyna się jej kręcić w głowie od gorąca- Jeste teraz w lepszym miejscu i mówi wszystkim jakim wspaniałym człowiekiem jesteś. Może nawet spotkał mojego ojca...- szepnęła do siebie tak, by nie usłyszał. Zaczęła się czuć coraz gorzej. Wstała z trudem, podpierając się ręką ściany. Musiała wyjść z tego pokoju.

- Raylo, co się dzieje?- zapytał zmartwiony Allen. Szybko wstał i stanął obok niej, podtrzymując ją prawą ręką. W tym momencie do środka wszedł Bak. Wyglądał na radosnego, dopóki nie zobaczył stanu białowłosej.

- Raylo, co się stało?- podbiegł do niej. Dziewczyna już powoli przestała kontaktować. Ten pył źle na nią działał, ale nie spodziewała się, że będzie aż tak źle. Zobaczyła, że w jej stronę zbliża się dłoń- Znowu masz gorączkę-powiedział zabierając dłoń czoła dziewczyny i strząsnął z niej trochę pyłu.

- Co się dzieje?- zapytał zmartwiony Allen.

- Właśnie próbujemy ustalić przyczynę takich skoków temperatury, ale wygląda na to, że jej Innocence ją atakuje- Bak spojrzał w rozszerzone z przerażenia i zdziwienia oczy Walkera. Gdyby chłopak nie trzymał Rayli to prawdopodobnie upadłaby- Chodź pomożesz mi ją stąd zabrać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top