Czemu ciągle walczysz?
Dziewczyna zgasiła właśnie jedyną świeczkę, jaką udało się jej zapalić. Próbowała aktywować swoje Ogniste Buty, lecz się jej nie udało i do tego kosztowało ją wiele energii. Zdenerwowana opuściła głowę i zadawała sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego jej ogień tak osłabł i nie chciał jej słuchać? Dlaczego znowu czuje, że wzrasta temperatura jej ciała? Dlaczego nie tak dawno temu kontrolowanie mocy przychodziło jej z taką łatwością, a teraz ledwo zapaliła jedną świeczkę?
Bak przygotował dla niej te ćwiczenia, by sprawdzić jak Rayla radzi sobie ze swoim Innocence. Lecz okazało się, że jest gorzej niż źle. Zaproponował nawet, by przełożyć trening, ale nie chciała tego. Bo co innego miała robić? Wzięła głęboki oddech by się uspokoić. Blondyna dzisiaj nie było, nadzorowali ją jacyś inni naukowcy. Możliwe, że dogląda Allena. Wymyślił, że skoro przesiadywanie z pyłem jego Innocence mu nie pomaga, to może uda się je odzyskać podczas walki. W sumie to nie było najgorszym rozwiązaniem. Przecież odkryła swoją moc, walcząc, czy raczej chcąc ochronić matkę.
Na samą myśl o niej pokręciła głową. Nie będzie teraz wspominała tego, co się stało na cmentarzu.
Rayla sama w sumie zaproponowała Bakowi, by i ona spróbowała. Ale on stanowczo się temu przeciwstawia. Twierdzi, że ona nie może tak przeciążać organizmu, mogłaby tego nie wytrzymać, że nic dobrego z tego by nie wynikło. Sprzeciwiła się temu, bo przecież Allen o mało nie umarł, a walczy z Fou. Lecz blondyn powiedział, że jego stan stale się poprawia w przeciwieństwie do niej. Nie mogła się z tym nie zgodzić, więc zamilkła.
Wróciła do swojego pokoju i dotknęła czoła. Gorące. Znowu.
Usiadła na łóżku zrezygnowana. Poczuła się nagle taka zmęczona, więc położyła się. Przykryła się kołdrą i nawet nie wiedząc kiedy, zasnęła.
***
Allen przeciągnął się. Walki z Fou nie należały do najłatwiejszych, ale dzięki nim miał nadzieję, że odzyska Innocence i szybko wróci do przyjaciół szukających jego egoistycznego mistrza. Na samo wspomnienie Mariana Crossa wzdrygnął się, ale nie miał wyjścia. Musiał się pośpieszyć, lecz ciągle nie udało mu się połączyć pyłu i odzyskać ręki. Starał się, ale udało mu się tylko raz osłonić się swoją bronią.
Po tym jak pomógł odprowadzić Raylę do pokoju, wrócił z powrotem do sali. Przesiedział tam dwa dni, ale nie odczuł tego za bardzo. Oczywiście próbował aktywować swoje ramie, lecz nie tylko to zajęło mu tyle czasu. Za bardzo pogrążył się w rozmyślaniach. Zastanowiły go słowa Baka: „... wygląda na to, że jej Innocence ją atakuje". Jak to możliwe? Co ona takiego zrobiła? Allen martwił się, że zamieni się w Upadłego. Ale to chyba nie to, bo przecież gdyby były jakieś sygnały... Poinformowaliby go o czymś takim, prawda? Pamiętał jej kojący głos, próbujący go pocieszyć. Pomogła mu, więc powinien się jej odwdzięczyć. Ale jak? Nie mógł w ogóle jej złapać. To miała jakieś treningi, innym razem zabierano ją na jakieś badania, a on sam godzinami walczył z Fou.
Zamyślony szedł w stronę swojego pokoju, kiedy nagle usłyszał jęk. Obrócił się w stronę źródła dźwięku. Wyglądało na to, że dochodzi z pokoju Rayli. Ruszył zaniepokojony w jego stronę. Otworzył powoli drzwi i zajrzał do środka.
Dziewczyna leżała na łóżku. Widocznie spała, ale ciągle niespokojnie przewracała się z jednego boku na drugi. Poszedł do niej. Wyglądała na zmęczoną, na jej czole pojawiły się krople potu. Cała dygotała, prawdopodobnie z zimna, więc zakrył ją szczelnie kołdrą.
Zmartwił się bardzo, zwłaszcza jak przypomniał sobie sytuację sprzed dwóch dni, kiedy przyszła go odwiedzić. Dotknął dłonią jej czoła. Gorące. Pod jego dotykiem uspokoiła się trochę i rozluźniła. Kiedy ostatnim razem przyniósł tu Raylę, również była rozpalona.
Bardzo chciał jej jakoś pomóc, ale nie wiedział, co mógłby zrobić. Postanowił, że poszuka pomocy. Wyszedł pospiesznie z pokoju. Ruszył korytarzem przed siebie. Tuż za zakrętem spotkał Baka i jego pomocnika Wonga, który niósł misę z wodą. Wyglądali na przejętych.
- Walker- zaczął zdziwiony blondyn, zauważając Allena- Co ty tu robisz? Nie jesteś teraz z Fou?
- Nie, właśnie skończyliśmy trening- wytłumaczył pośpiesznie chłopak- Musimy pomóc Rayli! Znowu jest rozpalona!- prawie krzyknął. Bak popatrzył na niego ponuro.
- Chodźmy do niej- powiedział stanowczo.
Po chwili znaleźli się w jej pokoju. Bak podszedł do białowłosej, która niespokojnie kręciła głową, pojękując. Położył dłoń po jej czole i westchnął zrezygnowany.
- Trzeba będzie użyć zimnego okładu. Nie będziemy dawać jej tabletek przeciwgorączkowych- poinformował Wonga blondyn.
- Dlaczego nie?- zapytał Allen, patrząc zdziwiony na mężczyznę przed sobą. Jeśli jest chora, to czy leki nie powinny jej pomóc?
- Ponieważ to nie ma sensu. Te leki w ogóle na nią nie działają. Próbowaliśmy ostatnio z bardzo silnymi lekami, co wywołało u niej tylko skutki uboczne, nie obniżając temperatury ciała- pokręcił głową. W tym czasie Wong położył zimny okład na czole Rayli. Allen popatrzył na nią. Widział, że już się trochę uspokoiła, oddychała w miarę spokojnie. To, że wyglądała trochę lepiej, wcale nie zmniejszyło jego niepokoju. Przypomniał sobie słowa Baka o tym, że jej Innocence ją atakuje. Nie rozumiał, czemu miałoby to robić.
- Mówiłeś, że jej Innocence ją atakuje, prawda?- zapytał Allen, myśląc na głos- Ale czy to nie znaczy, że zamienia się w Upadłego?- musiał się upewnić. Nie chciał po raz kolejny zobaczyć, jak Niewinność zabija swojego użytkownika. Chyba zaskoczył tym pytaniem Baka, który przyjrzał się przejętej twarzy chłopaka.
- Nie, to nie to- odpowiedział powoli mężczyzna- Nie widać żadnych objawów. Cały czas jest pod opieką medyczną, więc gdyby coś takiego miałoby mieć miejsce, wiedziałbym o tym. Tu chodzi o coś innego. Trochę rozmawiałem z nią i dowiedziałem się, że wszystko zaczęło się po tym jak ranna starała się znaleźć ciebie lub Lenalee. Po prostu została poparzona przez swój własny ogień i od tamtej pory zaczęły się te problemy. Staram się dowiedzieć, co może być przyczyną tego. Ale... nie wiem Walker, naprawdę- westchnął i pokręcił głową. Allen widział, że również martwił się o Raylę. Też chciałby jej jakoś pomóc.
Nagle do pokoju wszedł brunet. Był ubrany w fartuch, więc pewnie należał do działu naukowego.
- Panie Bak, dzwonią...- urwał. Spojrzał najpierw na blondyna, a później niepewnie na Allena- ...z-z pilną sprawą.
- O tej porze? Już idę- odpowiedział Bak, ruszając w stronę drzwi.
- Panie Bak, czy mam iść z panem?- zapytał Bak, przerywając na chwilę moczenie szmatki.
- Myślę, że nie ma takiej potrzeby. Ktoś musi jej pilnować.
- Ja mogę z nią zostać- zaoferował się Allen. Blondyn i jego współpracownik spojrzeli na niego badawczym wzrokiem.
- Jesteś pewien? Może jednak powinieneś odpocząć?- dopytywał się Bak, marszcząc brwi.
- Zostanę z nią i powiem wam jak będzie się coś działo- zapewnił Allen- Bardzo chce jej jakoś pomóc i może chociaż w ten sposób odwdzięczę się jej choć trochę- chłopak nie mógł przejść obojętnie obok Rayli. Wiedział, że nie jest w stanie za wiele zrobić, ale postara się ją wesprzeć.
Bak skinął głową i razem z Wongiem wyszli z pomieszczenia. Białowłosemu mogło się wydawać, ale chyba zauważył lekki uśmiech na wargach blondyna. Allen podszedł do misy z wodą, wycisnął wodę ze szmatki i położył ją na czole dziewczyny. Jego niepokój zmalał, kiedy widział, że oddycha równomiernie i przestała rzucać się na wszystkie strony.
***
Allen otworzył oczy i zobaczył puste łóżko. Ktoś przykrył go kocem. Szybko wstał z krzesła, ściągając z siebie okrycie i skrzywił się. Nawet nie wiedział, kiedy zasnął, siedząc przy dziewczynie. Po prostu oparł się rękami na materacu- co nie należało do wygodnych pozycji, usnął i teraz bolały go plecy. Rozejrzał się po pokoju, lecz nikogo w nim nie było.
Wystraszony wybiegł na korytarz. Nikt tędy nie szedł. Gdzie ona jest?, zastanawiał się gorączkowo. Miał tylko nadzieję, że nic się Rayli nie stało. Ruszył biegiem w prawą stronę. Rozglądał się po mijanych pokojach. Wypytywał ludzi, których spotykał po drodze, lecz żaden z nich nie widział ich. Aż w końcu spotkał Lou Fe (dobrze napisałam? dop. aut.), która powiedziała mu, że widziała jak składa zamówienie w stołówce. Chłopak podziękował jej z uśmiechem na twarzy i udał się we wskazane miejsce. Nie mógł zauważyć rumieńców na twarzy ciemnowłosej.
Po chwili Allen wszedł do pomieszczenia. W powietrzu unosił się przyjemny zapach różnych potraw. Przy stołach siedziało wielu ludzi i ciężko mu było wypatrzeć Raylę, ale w końcu udało mu się wypatrzyć jej charakterystyczne białe włosy. Siedziała sama w kącie. Ruszył w jej stronę. Usiadł naprzeciwko niej, lecz ta nawet nie podniosła głowy. Dłubała widelczykiem w cieście przed sobą, obok leżały puste już półmiski i talerz z kilkoma mitarashi dango. Chłopak poczuł, że robi się głodny.
- I jak się czujesz, Raylo?- zapytał z troską w głosie. Dziewczyna lekko się wzdrygnęła i spojrzała na siedzącego przed nią chłopaka. Allen widział zmęczenie na jej twarzy, które dodawało jej powagi i przez to nie wyglądała na swój młody wiek. Jej oczy nie błyszczały dobrocią i empatią, tak jak wtedy, kiedy ostatnio z nią rozmawiał. Widział w nich jedynie smutek i przygnębienie. Blizna, która przechodziła przez jej oko, była tak bardzo podobna do tej, którą sam miał. Był pewny, że za jej powstaniem kryła się bardzo smutna historia.
- Bywało gorzej- odpowiedziała ponuro- Chciałabym móc powalczyć na treningach tak jak ty, ale...
- Myślę, że za niedługo wszystko wróci do normy i będziemy mogli razem trenować- zapewnił Allen, posyłając pokrzepiający uśmiech. Chciał ją podnieść na duchu, nie mógł patrzeć, jak pogrąża się w smutku. Przecież nie mogła się tak po prostu poddać.
- Tak myślisz?- wzięła kawałek ciasta do ust- Też chciałabym mieć w sobie tyle optymizmu. A jak tobie idzie, Allen?
- Udaje mi się przywoływać na chwilę Innocence, lecz szybko z powrotem zamienia się w pył- powiedział chłopak, zaciskając lekko zęby. Tak bardzo chciał już podążyć za przyjaciółmi, dlatego nie mógł tu zostać.
- Więc dlaczego się starasz?- zapytała się go, patrząc na niego uważnie. Odłożyła widelczyk i oparła głowę na ręce. Zaskoczyła go tym pytaniem i przez chwilę się nie odzywał- Bo wiesz, widzę jak się starasz. Czasami obserwowałam cię, jak walczyłeś z Fou. Nie mogłam się nadziwić, ile w tobie jest determinacji, by odzyskać Innocence. Mimo iż wielokrotnie cię zawodzi, ty dalej się starasz. Dlaczego? Dlaczego Allen? Po co to wszystko? Nie lepiej się poddać?- zobaczył łzy w jej oczach, które szybko starła. Nie chciał dopuszczać do siebie tej myśli. Rayla chce się poddać, ale przecież nie mógł na to pozwolić!
- Ja po prostu chcę, jak najszybciej wrócić do swoich przyjaciół. Ryzykują swoim życiem, by znaleźć mojego głupiego mistrza w Japonii- zaczął białowłosy, kąciki ust Rayli uniosły się nieznacznie- Ale też kiedyś przyrzekłem komuś, że nie zatrzymam się i będę szedł przed sobie do końca życia. Staram się dotrzymać tej obietnicy- zobaczył, że Rayla zamyślona spojrzała w sufit, po czym opuściła głowę, jakby się czymś zawstydziła.
- Wiesz co?- zaczęła Rayla, powoli obracając głowę w jego stronę- Jesteś wspaniałą i zarazem zastanawiającą osobą. Nie chcesz zostawiać przyjaciół, by walczyli sami. Starasz się dotrzymywać słowa, mimo iż los ci kładzie kłody pod nogi. Przejmujesz się również tymi, których za dobrze nie znasz. Dziękuję, że porozmawiałeś ze mną- Allen chciał coś powiedzieć, lecz nie dała mu dojść do słowa- Wiesz, chyba czeka nas jeszcze długa droga, by wrócić do pełnej sprawności- białowłosa wstała i posłała słaby uśmiech do Walkera- Jeśli ci się uda odzyskać Innocence, czekaj na mnie. Ja cię dogonię, a nim się obejrzysz, będę przed tobą- poinformowała z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Allen zdziwił się tą nagłą zmianą, ale cieszył się, że zmieniła podejście.
- Dobrze, poczekam- zapewnił chłopak. Ucieszył się, widząc znów w jej oczach pewność siebie, która rozświetliła jej oczy i dodała sił.
- A właśnie. Już sobie pojadłam. Chcesz może?- zapytała, podkładając mu pod nos talerz z mitarashi dango. Chłopak poczuł jak ślinka mu cieknie na widok jego ulubionego dania.
- Oczywiście!- powiedział i od razu zaczął jeść nie zwracając przez chwilę uwagi na otoczenie. Tak dawno nie jadł tych wspaniałych ryżowych kulek- Raylo...- zaczął i przerwał od razu, nie widząc nigdzie Rayli. Zabrała talerze po sobie i poszła. Wstał i rozejrzał się po pomieszczeniu, lecz nigdzie nie widział długich, białych włosów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top