Ciemność
Cześć wszystkim!
Wiem, że długo mnie nie było, ale od tamtego czasu po prostu sporo się wydarzyło i nie umiałam jakoś zabrać się za Egzorcystkę. Ale wreszcie udało mi się ją dokończyć ;)
Miłego czytania!
Allen za pomocą Pasa Clowna złapał wszystkich i bezpiecznie opuścił na ziemię. Na szczęście ani Lenalee, ani Chaoji'emu nic się nie stało. Stali obok niego wraz z Lavim i przyglądali się nieprzytomnej Rayli w jego ramionach. Wyglądała bardzo spokojnie, jakby spała. Wtuliła się w niego, jakby szukając w nim oparcia. Chłopak patrzył na jej zamknięte oczy, zastanawiając się, czy wszystko z nią w porządku. Bał się, że znowu ujrzy jej beznamiętne i przygaszone spojrzenie. Na samą myśl przeszły go ciarki.
– Rayla – wyszeptał cicho, potrząsając nią delikatnie. Ona w odpowiedzi poruszyła się delikatnie i jęknęła pod nosem.
– Musimy iść, czas nam się kończy – pogonił ich Lavi, a białowłosy skinął głową, dając znak, że rozumie. Już miał wstawać z nią na rękach, nieprzytomna dziewczyna zaczęła się wybudzać. Rozglądała się na wszystkie strony nierozumiejącym wzrokiem. Wydawała się lekko wystraszona.
– Jak się czujesz, Raylo? Możesz wstać? – spytał Walker, a ona jedynie skinęła głową. Przez krótką chwilę zastanawiał czy w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, co powiedział. Wstał z nią i postawił ją na nogi, które lekko jej drżały. Trzymał rękę za nią, aby w razie czego ją złapać, a ona wykonała krok, a potem kolejny, już znacznie pewniejszy. Chwyciła mocno białowłosego za rękaw, jakby miał gdzieś uciec – Może cię poniosę? – zaproponował, przyglądając się jej bacznie.
– Dam radę – odpowiedziała cicho i powolnym ruchem ręki pozbyła się włosów z twarzy. Jej wzrok błądził po pomieszczeniu. Wydawała się bardzo zdziwiona zniszczeniami. Musiała przez cały czas być nieświadomą tego, co się działo. Może to i lepiej dla niej.
– Chaoji, chodź, sprawdzimy górę. Allen dasz radę zabrać je ze sobą? – spytał Lavi, a kiedy otrzymał potwierdzenie, wystrzelił siebie i mężczyznę w górę za pomocą swojego młota.
W tym czasie Walker stał i razem z Lenalee przyglądał się jej uważnie. Wyglądała na zagubioną i zdezorientowaną.
– Jak się czujesz? – spytał z troską. Ona spojrzała na niego lekko zamglonym spojrzeniem i patrzyła na niego, nie odpowiadając. Chłopakowi znowu przez myśl przeszło, że ona nadal niezbyt rozumiała, co do niej powiedział, albo ma tak opóźnione reakcje. Już miał coś dodać, kiedy rudzielec krzyknął do nich: „Czysto!". W odpowiedzi Lenalee objęła ramieniem otumanioną białowłosą i poprowadziła w stronę młota. Allen szedł za nimi, asekurując je. Ciemnowłosa chwyciła się mocno czarnej rączki, a widząc zbliżającą się w jej stronę dłoń Walkera, zapewniła, że da sobie radę. On skinął głową i chwycił mocniej Raylę drugą ręką. Obserwowała wszystko, co się dzieje, milcząc. Można było odnieść wrażenie, że jest już przytomniejsza niż jeszcze przed chwilą.
Lavi wciągnął ich na górę. Kiedy dotarli, wziął Raylę i postawił na ziemi, a Walker pomógł Lenalee. Pewni, że wszyscy są, zatrzymali się przed ogromnymi drzwiami, które kształtem przypominały serce. Ktoś namalował na nich stojące jeden obok drugiego czarne i czerwone romby. Wszyscy spojrzeli na nie z wyraźną ulgą, prócz białowłosej, która wpatrywała się w nie obojętnie. Patrzyła po kolei na towarzyszy, powoli poruszając głową.
– Chyba walka z Road bardzo nadwerężyła jej umysł – stwierdził Lavi, zatrzymując się przed nią. Pomachał jej przed twarzą dłonią. Ona przez chwilę nie reagowała, po czym zrobiła niespiesznie krok do tyłu i machnęła ociężale ręką, aby odtrącić natręta.
– To dlatego jest taka... ospała? – zapytał Allen – Kiedy to minie?
– Zapewne tak i nie wiem... – powiedział niepewnie i spojrzał na drzwi – Najpierw ucieknijmy stąd, potem będziemy się martwić resztą – wyciągnął klucz i odwrócił się w stronę drzwi.
Wszyscy zbliżyli się w jego stronę. Walker obejmował jedną ręką Raylę, aby nic się jej przypadkiem nie stało.
– Allen... – pociągnęła go za rękaw i szepnęła tak cicho, że chłopak myślał, że się przesłyszał – Lavi... On... – W tym momencie białowłosy poczuł dziwne zdenerwowanie. O co chodzi? Niepokój aż ukłuł go boleśnie w piersi, kiedy spojrzał na chłopaka. Po chwili odniósł wrażenie, że pod stopami trzęsie się podłoga. Zerknął na Raylę, która z przestrachem patrzyła na jednookiego przyjaciela. Coś mu groziło? Przecież zostali tu sami! Dziewczyna zrobiła krok w jego stronę i wyciągnęła dłoń, którą zaczął spowijać płomienie.
Allen nie będąc do końca świadomym, zostawił białowłosą i rzucił się w stronę przyjaciela, odpychając go od drzwi. Usłyszał huk i w jednym momencie wydarzyły się dwie rzeczy. Ledwo zdążył pojąć, że ogień go otoczył, kiedy coś silnego pociągnęło go w dół. Mimowolnie zamknął oczy. Zaczął kaszleć, kiedy pył wdarł się do płuc. Nim zdążył zareagować w jakikolwiek sposób, uderzył boleśnie w ziemię z głośnym jękiem. Przez chwilę się nie ruszał, po czym siłą woli zebrał resztki energii w sobie i podniósł się najszybciej, jak potrafił. Rozejrzał się wokół, ciągle kasłając. Nad sobą usłyszał, jak kamienie kruszą się i spadają na posadzkę oraz dziewczęcy krzyk. Spojrzał na górę i ku swojemu przerażeniu zobaczył Raylę, która z każdą sekundą zbliżała się do niego. Widział, jak wiła się w powietrzu, próbując się jakoś ułożyć. Po chwili zrozumiał, że ona chce upaść na Ogniste Buty.
Wtem rozległ się śmiech i Allen mimowolnie spojrzał w stronę jego źródła. Aż się cofnął mimowolnie o krok, widząc ciemną postać otoczoną czarnymi mackami, które jakby śmiały się razem z właścicielem. Nim zdążył zareagować, przed nim na nogach z hukiem wylądowała białowłosa. Nie zdołała ustać, kolana się pod nią ugięły. Chłopak podbiegł do niej.
– Wszystko w porządku? – krzyknął prawie, klękając obok. Ona pokręciła głową i wstała z trudem, podpierając się na chłopaku. Starła krew z kącika ust i spojrzała na niego strwożona. Potem jej wzrok przeniósł się na przeciwnika. Kilka metrów od nich stała istota, którą otaczały czarne macki, zakończone po bokach wyglądającymi szpikulcami niczym kolce u róży, ale o dziwo nie kłuły, jakby były jedynie elementami ozdoby, inaczej poharatałyby białowłosego. Jego ciemne włosy zdawały falować, mimo iż z żadnej strony nie powiewał nawet najlżejszy podmuch wiatru. Podobnie jego ubranie, które przytwierdzone do pasa poruszało się ledwo zauważalnie. Pod jego srebrną maską, która zakrywała pół twarzy, wraz z oczami, widniał szeroki i kpiący uśmiech.
– T-Tyki...? – zapytał sam siebie zszokowany Walker. W odpowiedzi postać zaśmiała się i rzuciła się do ataku. Allen odepchnął dziewczynę i zasłonił się odruchowo swoim Innocence, ale siła uderzenia ręki przeciwnika była na tyle duża, że musiał zrobić kilka kroków w tył w akompaniamencie drwiącego śmiechu. W tym momencie odwrócił się w stronę Rayli i uderzył ją macką w żebra. Nie miała nawet możliwości się obronić i z okrzykiem poleciała w stronę kolumny. Zdążyła wytworzyć niewielką osłonę, nim z ogromnym impetem uderzyła w filar plecami i głową, który nie był w stanie jej zatrzymać. Zniszczyła go, wylatując poza wieżę.
– Rayla! – krzyknął chłopak, lecz nie mógł nic zrobić, gdyż Tyki już zamachnął się mackami, aby go zaatakować. Odskoczył i pobiegł w stronę miejsca, gdzie poleciała. Już nigdzie jej nie widział. Zleciała i przepadła w nicości, która zewsząd ich otaczała.
***
Ból. Wszechogarniający, rozdzierający ból. Ogromne cierpienie było pierwszą rzeczą, jaką poczuła tuż po odzyskaniu świadomości. Ale dzięki temu wiedziała, że nadal żyje. Starała się skupić myśli na czymś innym, przypomnieć sobie, co się tak właściwie stało, ale udręczone ciało nieustannie przypominało o sobie. Nie potrafiła nawet dokładnie określić, co tak właściwie ją boli. Delikatnie podniosła rękę, lecz szybko tego pożałowała. Syknęła tylko, zaciskając zęby, kiedy kręgosłup na całej długości zaczął dodatkowo promieniować. Gdzieś głęboko coś ją zaniepokoiło, ale nie mogła określić, co było tego przyczyną.
Po chwili zaczęła się zastanawiać, na której części ciała leżała. Przecież nie czuła pod sobą niczego. Wzięła głęboki oddech, lecz nic nie stawiało oporu. Skrzywiła się jedynie. Wtem przypomniała sobie czerń, która otaczała wieżę... Czyżby faktycznie tutaj nic nie było?
Nakazała sobie skupić się na czymś innym, byle tylko ignorować tę męczarnie, jaką zafundował jej... No właśnie kto? Intensywnie myślała nad tym, próbując sobie przypomnieć. Po chwili pojawiły się przebłyski macek jakiegoś bliżej nieokreślonego stwora, które porwały Walkera i drzwi. Ona stała bardzo blisko i zawaliła się pod nią podłoga. Potem poczuła tylko uderzenie w żebra, a potem w plecy. Miała wrażenie, jakby ktoś ją połamał. Allen... Gdzie on się znajduje? A Lavi, Lenalee oraz Chaoji? Czy bezpiecznie uciekli?
Rozwarła powieki, lecz nadal nie widziała nic prócz ciemności. Zaskoczona zaczęła się zastanawiać, czy już nie panuje nad własnym skatowanym ciałem. Spychając ból na skraj świadomości, zamknęła więc mocno oczy, aby je poczuć, po czym gwałtownie otwarła. Nic się nie zmieniło; nadal zewsząd otaczała ją czerń. Czyli to naprawdę pustka... Próbowała coś usłyszeć, lecz jedynymi dźwiękami był jej oddech. Zaczął ją ogarniać strach. Serce tak biło jej w piersi, że zaczęła słyszeć jego uderzenia. Przyspieszało wraz z rosnącym przerażeniem. Starała się nad tym zapanować, lecz nie potrafiła myśleć o niczym innym.
Bała się. Nic nie widziała, nie słyszała żadnych zewnętrznych dźwięków, nawet nie czuła żadnego zapachu. Towarzyszył jej jedynie ból, pustka i samotność. Wiele uderzeń serca później jej oddech zaczął przyspieszać, ale miała wrażenie, że coraz mniej powietrza dociera do jej płuc. Walczyła ostatkiem sił z paniką, która coraz bardziej wlewała się do jej umysłu, powodując okropne mdłości i dodatkowy ból i uścisk w klatce piersiowej. Miała wrażenie, że cała drży. Błagała w myślach o pomoc, jakikolwiek ratunek.
Jakby w odpowiedzi rozległa się cicha, delikatna melodia, najprawdopodobniej wydawana przez fortepian. Zaraz po niej dołączył cichy chłopięcy śpiew, ledwie słyszalny, lecz znajomy. Dawał nadzieję i uspokajał. Rayla powoli odpływała, wszystko przestawało się liczyć. Jej się mięśnie rozluźniły, panika traciła na znaczeniu, podobnie jak ból i duszność.
Po chwili nie czuła już kompletnie nic.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top