By odzyskać to co utracone
Allen pewnym krokiem szedł przed siebie. Czekał go kilkugodzinny trening z Fou, ale cieszył się z tego. Był coraz bliżej celu. Jeszcze trochę i wróci do przyjaciół. Już się nie mógł doczekać! Nagle przystanął i w głowie pojawiła się natrętna myśl. Jeśli on odejdzie, to co będzie z Raylą? Czy dziewczyna na pewno da sobie radę ze swoim zdrowiem i Innocence? Z jednej strony chciał już udać się w stronę Japonii, ale z drugiej nie chciał jej zostawiać. Ale nie powinien się tak o nią martwić. Jest przecież pod dobrą opieką Baka, a mimo to dręczyły go wątpliwości. Słyszał cieniutki głosik w głowie, że mogą odebrać jej Innocence, więc pewnie stąd jego niepokój.
Nie! Nie zrobią tego! Próbował wyciszyć mroczne myśli. Zastanowił się, czy po odzyskaniu ręki, nie zostałby na chwilę, aby się upewnić, że zostawia Raylę w dobrym stanie nie tylko fizycznym, ale i psychicznym. Ale czym on się tak martwił? Przecież po jego powrocie będą mogli spotkać się ponownie, a Lenalee, Lavi i inni poznaliby ją.
Zresztą nie tylko z powodu białowłosej od jakiegoś czasy chodził zaniepokojony. Miewał dziwne sny, w których Lenalee zaciekle walczyła z potężną akumą. Sam do końca nie wiedział, czy wygrała tę walkę. Martwił się, że coś się stało jego przyjaciołom, a ten sen miał mu to uświadomić. Już sam nie wiedział, co chce. Bo przecież chciałby już ruszać, ale zarazem zostałby z Raylą. Ale teraz nie będzie się na tym skupiał, bo przed nim stała już gotowa do walki Fou.
Zmieniła swoje dłonie w długie, ostre ostrza i ustawiła się gotowa do walki. Teraz powinien się na niej skupić i na odzyskaniu ręki. Kiedy już będzie w stanie walczyć z akumami, podejmie decyzję.
- Gotowy, Walker?- zapytała rudowłosa, a Allen skinął głową.
***
Rayla zaczęła rozmasowywać skronie. Zaczęła ją boleć głowa. Chyba od nadmiaru koncentracji. Miała lekko przyspieszony oddech. Jej kondycja zostawia wiele do życzenia, a Bak wcale nie poprawia sytuacji. Nie pozwala jej na zbyt duży wysiłek. Westchnęła. Może po prostu zacznie od długich spacerów po kwaterze. Budynek był ogromny, ostrzegano ją nawet, że mogłaby się łatwo zgubić.
Wstała z łóżka i wzrok dziewczyny padł na szafę, do której nie patrzyła od czasu, kiedy ją tu przyniesiono. Nie czuła potrzeby zaglądania do niej. Wszystkie potrzebne ubrania zapewnili jej pracujący tu ludzie. W środku znajdowały się w rzeczy, które zabrano z nadmorskiego miasta, w którym mieszkała przez jakiś czas. Podeszła do mebla i ostrożnie otworzyła drzwiczki. Na dole stały jej wysokie buty. Wyciągnęła je. Wyglądało na to, że ktoś porządnie wziął się za nie i wyczyścił. Przejrzała swoje ciuchy. Nie było ich wiele. Dwie pary spodni, parę koszulek, a także kilka skromnych sukienek, które nosiła najrzadziej.
Przyjrzała się uważniej i zmarszczyła brwi. Zajrzała do szuflad w poszukiwaniu świecącej kostki, ale nie znalazła jej. Czyli jednak zapomnieli o jednej rzeczy. Zapomnieli o Innocence. Chyba, że zabrali je, ale nie powiedzieli o tym. Rayla jednak powątpiewała w to. Bardzo dobrze zostało przez nią schowane. Kilkakrotnie o mało złodzieje jej tego małego sześcianu nie ukradli, myśląc, że to coś cennego. Może to prawda, ale dla nich nie powinno mieć żadnej wartości. Więc po prostu schowała tak dobrze, że prawdopodobnie tylko ona mogła to wyjąć z kryjówki. Tylko ogień nie może jej zawieźć.
Wypyta Baka o Innocence, akurat idzie na trening i powinna go spotkać. I nie myliła się. Stał przed drzwiami do sali, w której ćwiczyła.
-Witaj, Bak- przywitała się z mężczyzną.
- Myślałem już, że nie przyjdziesz- popatrzył na nią oceniającym wzrokiem. Musiał szukać u niej wszelkich znaków, że dzieje się coś złego- Zaczynamy? – zapytał, odwracając się do niej plecami.
- Tak, ale... - zaczęła niepewnie. Blondyn spojrzał w jej stronę, nie odzywając się- Mam pytanie. Czy ludzie, którzy poszli po moje rzeczy znaleźli coś poza moimi ubraniami?
- Nie, nic mi na ten temat nie wiadomo – odwrócił się w jej stronę, przyglądając się jej intensywnie- Zostało tam coś dla ciebie cennego? Czemu wcześniej o tym nie wspomniałaś?
- Cóż...- Rayla podrapała się w tył głowy lekko zakłopotana- Po prostu nie przeglądałam tych rzeczy, aż do dzisiaj. Jakoś... no po prostu nie czułam takiej potrzeby. W tamtym pokoju zostało coś ważnego nie tyle dla mnie, ale dla Zakonu- powiedziała. Widziała, że zaintrygowała Baka swoimi słowami.
- A co to takiego?
- Innocence – odpowiedziała. Zdziwiła tą informacją blondyna. Zaskoczony przez chwilę się nie odzywał.
- Ale skąd ty je masz?!
- Dwa lata temu odebrałam je akumie. O mało nie udało się jej mnie pokonać, ale ostatecznie wygrałam dzięki Ognistym Butom, które wtedy po raz pierwszy aktywowałam. Pasowałoby po nie pójść- mężczyzna skinął głową, zgadzając się z nią.
- Wyślę z powrotem ludzi...- zaczął, lecz Rayla mu przerwała.
- To będzie zbędny wysiłek i marnotrawienie czasu. Nie znajdą tego Innocence. Schowałam je tak, że tylko ja mogę je wyciągnąć. No chyba, że zniszczyliby ceglany komin, ale nie wydaje mi się, by właściciel był z tego powodu zadowolony- Bak patrzył na nią podejrzliwie.
- I chcesz po to Innocence pojechać, prawda?- Dziewczyna chciała od razu przytaknąć, lecz powstrzymała ją dziwna nutka w jego głosie.
- No tak... Beze mnie i tak nie znaleźliby go- powiedziała niepewna do czego zmierza mężczyzna.
- Nie ma mowy!- oznajmił stanowczo Bak- Nie puszczę cię.
- Ale dlaczego? Przecież nic mi się nie stanie!- Rayla popatrzyła buntowniczo.
- Jesteś pewna?- mężczyzna wyglądał na zdenerwowanego, ale starał się mówić w miarę spokojnie- Nie do końca panujesz nad mocą. A kiedy myśleliśmy, że już się w miarę uspokoiły ataki, zemdlałaś. Naprawdę myślisz, że będę ryzykował, abyś wyruszyła poza mury kwatery?- wyglądał na poirytowanego. Rayla natomiast milczała. Bo co mogła odpowiedzieć na to? Wiedziała, że ma rację, ale chciała choć na chwilę wyjść.
Powinniśmy po niego iść, odezwał się głos w jej głowie. Wybacz, to chyba trochę nie na miejscu na jakiekolwiek prośby z mojej strony. Więc zacznę od przeprosin. Przepraszam za te oparzenia, gorączki i osłabienia. Ale dopiero teraz wszystko się stabilizuje i wraca powoli do normy. Odzyskujesz już kontrolę, ale jeszcze trochę cierpliwości. Kiedyś wyjaśnię ci to wszystko, ale to jeszcze nie czas.
Rayla słysząc ostatnie zdanie zirytowała się. Po tym co wytrzymała, mówi jej, że to nie czas! I zostawia bez wyjaśnień! Nagadałaby temu głosowi, co o tym myśli, ale irracjonalnie zaufała mu. Jeszcze nigdy nie została przez niego okłamana.
- A jeśli udowodnię ci, że mam kontrolę?- zwróciła się do Baka, który zdążył ochłonąć i chyba nie zauważył, że przez chwilę oderwała się od rzeczywistości- Czy wtedy mnie puścisz?- mężczyzna popatrzył na nią widocznie zaskoczony postawą dziewczyny. Nie mógł przecież wiedzieć, że zależało jej, by choć na chwilę wyjść stąd, czuła się trochę jak w klatce. Ale nie potrafiła winić blondyna, gdyż dała mu zbyt wiele powodów do zmartwień, a była pod jego opieką.
- Wtedy się zastanowię- oznajmił i ruszył w stronę sali- Chodźmy.
Bak usiadł i patrzył na ekran, na którym widać było całą salę z Raylą. Obraz z boku pokazywał walkę Allena z Fou, lecz nie skupiał się tak na nich. Mężczyźnie, mimo iż potrzebował chwili, aby się uspokoić podczas rozmowy, zauważył, że na chwilę odpłynęła. Nie trwało to może dłużej niż pięć sekund, ale jednak. I wtedy zmieniła trochę nastawienie. Czyżby spojrzała na zaistniałą sytuację z jego perspektywy? Możliwe.
Zdziwiła go propozycja Rayli, myślał, że albo całkowicie zamilknie, albo zacznie się wykłócać z nim. Oparł głowę na złączonych dłoniach i patrzył, jak dziewczyna bawi się płomykiem w dłoni. Nigdy tak nie robiła, zwykle czekała na jego polecenia, stojąc w miejscu. Wyglądała na dosyć zdeterminowaną. Zastanawiał się o czym rozmawiał z nią Allen, że zaczęła się znów starać.
- No to zaczynamy- powiedział do mikrofonu, a jego głos rozległ się w sali, w której znajdowała się dziewczyna. Skinęła głową- Może w pierwszej kolejności zapal wszystkie- poinstruował. Rayla skinęła głową i wykonała polecenie. Bakowi nie uszło uwadze, że płomyki na knotach są znacznie mocniejsze niż ostatnim razem. Przyjrzał się białowłosej. W jej oczach widział skupienie i determinację, ale i radość. Bawiła się małym płomieniem, który okrążał po kolei wszystkie jej palce- Bardzo dobrze, a teraz zgaś trzy z tyłu- polecił, a dziewczyna wyciągnęła dłoń i zacisnęła trzy palce. Wskazane świece zgasły. Mówił jej co ma robić, dając jej coraz bardziej skomplikowane kombinacje.
Musiał przyznać, że bardzo dobrze sobie radzi. Może wymagało to od niej dużej koncentracji, ale dawała sobie radę. Po godzinie ćwiczeń zauważył, że jej skuteczność zmalała. Na jej czole pojawiły się kropelki potu, lekko dyszała. Ale mimo wszystko wyglądała na zadowoloną. Poszedł do niej, był bardzo zadowolony z rezultatów.
- Czyli się nie mylił- usłyszał jej szept, kiedy patrzyła na dłonie. Zamyśliła się i nie zauważyła nawet, że blondyn zbliża się w jej stronę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top