Arka Noego

Cześć wszystkim!

To znowu ja! Wiem, że zrobiłam sobie długą przerwę, ale po prostu nie byłam w stanie napisać tego rozdziału. To nie miałam weny, to mi się zdrowie pogarszało, to nadrabiałam zaległości w szkole i tak się to ciągnęło. Dobrze chociaż, że przed szpitalem napisałam prawie połowę rozdziału, za co jestem sobie wielce wdzięczna.

Pewnie chcecie wiedzieć, która wersja wygrała. Jeśli ktoś popatrzył, to chyba wie, że praktycznie jednomyślnie wybraliście pierwszą wersję. Cóż myślałam, że więcej osób będzie za drugą wersją i za przyspieszeniem akcji, ale chyba jednak wolicie więcej rozdziałów, prawda?

To chyba tyle. Miłego czytania!

PS. Tak właściwie to myślałam, że ktoś się przejmie moim zdrowiem. Ale nieczuli jesteście! *wzdycha teatralnie*



Rayla pożegnała się z Allenem i pobiegła w stronę swojego pokoju. Powinna się przygotować... Ale jak?! Nie miała przecież uniformu! Miała się ubrać w jakieś swoje ciuchy? Czy powinna coś zabrać? Mogła przecież zostać i zapytać Baka...

Westchnęła ciężko, kiedy nagle zobaczyła, idącą znad przeciwka dziewczynę, która ostatnio ją mierzyła. W rękach trzymała zwinięte w równą kostkę ubrania. Zdziwiona białowłosa patrzyła na nią.

- Och! Tu jesteś! - krzyknęła czarnowłosa i podbiegła do Rayli – Przyniosłam ci strój! Został zaprojektowany specjalnie dla ciebie! Nawet trochę pomagałam przy tworzeniu go! – pochwaliła się, piszcząc ze szczęścia – Chodź go przymierzyć! – oznajmiła i cudem otworzyła drzwi od pokoju białowłosej. Ta przez chwilę stała i zastanawiając się, za jakie grzechu znowu musi znosić obecność tej dziewuchy – Idziesz? – rozległ się głos z pomieszczenia.

- Nie!- jęknęła cierpiętniczo do siebie niedoszła egzorcystka, ale weszła do środka.

- Przebierz się! Jestem ciekawa jak będzie na tobie leżał!- krzyknęła rozemocjonowana dziewczyna- No już, już! – poganiała Raylę, która skrzywiła się i wzięła ubrania do ręki.

- Wyjdziesz? Chce się przebrać – zapytała, chwytając za koszulkę, chcąc ją ściągnąć.

- Czemu? Wstydzisz się? – zapytała widocznie zdziwiona czarnowłosa – Napra... - urwała, widząc, że rozmówczyni kiwa głową – Ojej! Zapomniałam o jednej rzeczy! To ty się przebieraj, a ja zaraz przyjdę!- krzyknęła i zniknęła po chwili za drzwiami.

Rayla pokręciła głową i szybko zmieniła zwykły szary podkoszulek na białą dosyć dopasowaną koszulkę, która miała w sobie wszyty biustonosz.

Ciekawie zrobione, przyznała z uznaniem. Wzięła się za czarne spodnie. Zastanawiała się, z jakiego materiału zostały zrobione. Nie dość, że były wygodne i przylegały na całej długości do jej nóg, to jeszcze sprawiały wrażenie wytrzymałych.

Wtem do pokoju wpadła czarnowłosa.

- Już jestem! Zapomniałam o twoich butach! – poinformowała i pokazała dwie pary długich butów – Nie byłam pewna, czy dobrze zniesiesz koturny, więc poprosiłam, by zrobić dwie różne pary. Jedne z nimi, a drugie bez. Możesz wybrać – posłała jej szczery uśmiech i podała kozaki białowłosej. Ta patrzyła na nią, zaskoczona, że pomyślała o jej wygodzie. Poczuła wręcz wyrzuty sumienia, że źle ją ostatnio potraktowała.

- Dziękuję – powiedziała cicho, ale na tyle głośno, by dziewczyna usłyszała. Poczuła się mile połechtana na myśl, że pomyśleli o jej wygodzie. Wzięła te na koturnie i ubrała. Sięgały trochę powyżej kolan, z tyłu miały rozcięcie, a by można było swobodnie zginać kolano. By sprawdzić ich wygodę poskakała w miejscu i przeszła się trochę po pokoju- Jakie wygodne! W ogóle nie czuję tego, że są na koturnie! – popatrzyła z zaskoczeniem na czarnowłosą – Zawsze te kilka centymetrów może się przydać, więc wezmę te.

- Naprawdę ci pasują! – pochwaliła dziewczyna – No szybko ubierz resztę! Chcę zobaczyć jak będzie na tobie wyglądać! – pogoniła białowłosą, która właśnie zapięła ciemny szeroki pas wokół bioder z kilkoma doszytymi kieszonkami- Wiesz, widziałam walkę twoją i Allena. Byłaś niesamowita! Ale nie spodziewałam się, że go pokonasz. Przecież Allen jest taki wspaniały podczas walki! Widziałam, jak walczył z tą akumą! To było niezwykłe! Jeszcze to jak odzyskał swoje Innocence...!- mówiła rozmarzonym tonem.

Cofam to. Już nie czuję żadnych wyrzutów sumienia... Czy ona nie ma innych tematów?!

Lekko zirytowana Rayla przestała jej słuchać i ubrała krótką czarną kurtkę, gdzieniegdzie przyozdobioną białymi pasami i wyszytym białym symbolem na piersi. Rękawy ledwo sięgały do łokcia. Zaczęła się zastanawiać, czy nie brakło im przypadkiem materiału. No bo jaki sens jest, by nie miała chociaż długich rękawów.

- Ale wiesz co?- mówiła dalej rozmarzonym tonem – Kiedy go minęłam, idąc tu z ubraniami dla ciebie, odezwał się do mnie! Jaki ma wspaniały głos! – piszczała, łapiąc się za zaczerwienione policzki. Białowłosa odwróciła się do niej i spojrzała na nią rozszerzonymi oczami. Zastanawiała się, co zrobić. Uciec stąd, czy może jakoś opanować podekscytowanie czarnowłosej...

- Skoro...- zaczęła, lecz nie pozwolono dojść jej do słowa.

- Ubrałaś się wreszcie!- krzyknęła dziewczyna – Jeszcze rękawiczki! – chwyciła leżące na łóżku dwa kawałki materiału, na które wcześniej Rayla nie zwróciła uwagi. Wzięła je i założyła. Sięgały do łokcia.

- Ale dlaczego akurat rękawiczki? – zapytała zaskoczona.

- Pan Bak uznał, że mogą się przydać. Rękawy tej kurtki specjalnie są takie krótkie. Chodziło o to, by nie zakrywać rękawiczek- zaczęła tłumaczyć, a z jej twarzy powoli znikał rumieniec. Zamiast niego pojawiła się powaga – Uznał, że skoro możesz normalne buty zamienić w broń, to czemu nie mogłabyś zrobić tego samego z nimi – czarnowłosa chwyciła dłonie Rayli – Wiesz, mam prośbę. Wiem, że każda misja niesie za sobą niebezpieczeństwo. Ale... Wróćcie proszę cali i zdrowi – poprosiła po chwili i zamknęła zaskoczoną białowłosą w żelaznym uścisku – Pilnuj proszę Allena.

***

W nowym ubraniu czuła się bardzo dobrze. Był idealnie dopasowany i uważała, że pasuje do niej ten styl. Rayla zastanawiała się przez chwilę nad słowami czarnowłosej o ubraniu. To mogłoby mieć sens. Spojrzała na czarny materiał rękawiczek. Spróbuje wykorzystać w walce. Z pewnością będzie znacznie wygodniej i bezpieczniej walczyć. Zawsze może zasłonić się rękami. Jak wrócą, będzie chyba musiała trochę potrenować walkę wręcz, nie ma wątpliwości, że się jej to przyda.

Stanęła przed wejściem do gabinetu Baka. Wzięła głęboki oddech. Nie mogła się przecież teraz wycofać! Niepewnie otworzyła drzwi i weszła do środka.

Za biurkiem siedział blondyn i coś mówił do Allena, a obok stał Wong, rozglądając się po pomieszczeniu.

- Jesteś wreszcie – przywitał ją Bak delikatnym uśmiechem, który wydawał się dziewczynie bardzo smutny – Czekaliśmy na ciebie.

- Wybaczcie, coś mnie zatrzymało... - podrapała się w tył głowy. Przypomniało jej jak czarnowłosa cały czas błagała ją, aby pilnowała białowłosego. Zawiesiła się na Rayli i trzymała mocno, dopóki ta nie obiecała, że jeszcze ich odwiedzi z Walkerem.

Bak skinął głową i skupił swoją uwagę na dziewczynie.

- I jak uniform? Pasuje?

- Tak, jest idealny- uśmiechnęła się i przyjrzała się Wongowi, który ruszył w jej stronę. Podał jej długiego złotego kolczyka w kształcie prostokąta- Po co mi kolczyk?- zapytała niepewnie. Od ponad roku żadnego nie nosiła. Niby je lubiła, ale nie uważała, aby nadawały się do walki.

- Załóż to- nakazał mężczyzna- Pozwoli wam kontaktować się z kwaterą główną w razie potrzeby- poinformował białowłosy. Dziewczyna wzięła i założyła niechętnie kolczyka. Cudem udało się jej znaleźć dziurę w uchu. Skrzywiła się, zapinając urządzenie. Poczuła lekkie ukłucie, które przypomniało jej o matce, kiedy przebijała jej uszy. Usłyszała również jej obelgi. Ognisty potwór. Dziwadło.

Zacisnęła szczęki. Niby taka drobnostka, a potrafi tyle wspomnień przywołać. Jej matka... Sama już nie wiedziała, co do niej czuje. Powinna wreszcie się z nią spotkać, inaczej nigdy nie zazna spokoju. Chciała się dowiedzieć, co o niej myśli po tylu latach. Czy w ogóle tęskni za jedyną córką? A może ułożyła sobie życie, całkowicie o niej zapominając? Przecież wyrzekła się własnego dziecka. A grób jej ojca...

- Wszystko w porządku?- rozległ się głos Allena, wyrywając białowłosą z zamyślenia. Spojrzała na niego, jego szare oczy wydawały się zatroskane. Nie dziwiła się za bardzo, widział jak płakała. Nie zdradziła mu powodu, ale on mimo to nie naciskał, co nie oznacza, że się nie martwi.

- Tak, tak. Zamyśliłam się po prostu – odpowiedziała pospiesznie. Przyjrzała mu się uważnie i zauważyła, że ma taki sam kolczyk jak ona. Wydawało się jej dziwne, by chłopak nosił biżuterię, ale z drugiej strony do twarzy mu.

- Miło mi cię wreszcie poznać, Raylo – rozległ się nieznany męski głos. Białowłosa o mało nie podskoczyła ze strachu- Jestem Komui Lee, kierownik europejskiego oddziału. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak się cieszę, że mogę z tobą porozmawiać! Wszyscy byliśmy załamani myśląc, że nie żyjesz. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale kiedy Bak nam o tobie opowiedział... Szybko poinformowaliśmy o twoim obecnym stanie generała Froi'a Tiedolla... Zdradzisz mi jak udało ci się przeżyć? - zszokowana Rayla zakryła usta w przerażeniu, nie spodziewała się czegoś takiego. Jak przeżyła upadek? Sama tego nie wiedziała. Zresztą nie miała ochoty tłumaczyć się z czegokolwiek obcej osobie. Nie słuchała dalej mężczyzny. Skupiła się na kimś innym. Pan generał... Całkiem o nim zapomniała! Poczuła z tego powodu narastające wyrzuty sumienia.

Zaskoczony Allen spojrzał na zdruzgotaną dziewczynę. Nie mógł uwierzyć, że Zakon tak się pomylił! Kątem oka zobaczył, że zirytowany Bak przeciera dłonią twarz.

- Komui, nie miałeś może opowiedzieć Rayli, jak będzie wyglądać ich misja? – wtrącił wyraźnie zdenerwowany, choć z pewnością próbował zapanować nad głosem – Może więc ja jej opowiem?- blondyn zmarszczył brwi, patrząc zabójczym wzrokiem na mini urządzenie na uchu dziewczyny.

- Poradzę sobie – powiedział pospiesznie męski głos- Wybacz mi. Miałem cię poinformować o celu misji, ale po prostu byłem bardzo ciekawy. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz...

Walker wiedział skąd się wzięła irytacja Baka. Tuż przed przyjściem białowłosej poprosił Komui'ego, aby nie wspominał o jej przeszłości, która do kolorowych nie należała. Ciężko było przewidzieć, jak mogłaby zareagować. Nie powiedział mu niczego więcej. Lecz Allen widząc jej bliznę, wiedział z własnego doświadczenia, że nie wiąże się ona z niczym przyjemnym. Ale nie spodziewał się, że uważano ją za zmarłą! Czyli coś musiało się stać, po tym jak znalazł ją Froi Tiedoll. Tylko co?

- Nie, nie. Nic się nie stało. Chciałbym się spotkać z panem generałem. Czy... będzie to możliwe? -dodała po chwili niepewnie. Allen przyjrzał się jej twarzy. Nadzieja. To właśnie widział, zwłaszcza w jej niebieskich oczach.

- Ależ oczywiście! Postaram się go sprowadzić do kwatery, kiedy wrócicie!- zapewnił Komui piskliwym wręcz głosem- Teraz opowiem ci na czym polega wasza misja. Musicie w Japonii znaleźć Mariana Crossa, mistrza Allena-chłopak poczuł chwilowe spojrzenie białowłosej- Wysłani tam zostali również inni egzorcyści, ale to kraj zamknięty na innych, więc ciężko nam nawet powiedzieć, jak wiele akum się tam znajduje. Wiadomo nam tylko, że to bardzo niebezpieczne miejsce. Jeśli uda wam się go znaleźć, sprowadźcie go -urwał na chwilę, jakby się zastanawiał nad czymś- Allen powiedz mi jeszcze, czy jesteś pewny, że podróż Arką to dobry pomysł? Mieliśmy za mało czasu, aby dobrze ją zbadać. Nie wiemy czego się po niej spodziewać. Co jeśli to pułapka?- Rayla spojrzała pytająco to na Baka, to na Walkera. No tak, skąd mogła wiedzieć o Arce? Było zbyt wielkie zamieszanie po ataku akumy i nikt nawet nie pomyślał, aby jej o niej powiedzieć.

- Uważam, że to najlepsze wyjście. Może to być pułapka, ale myślę, że razem damy sobie radę – zaskoczona dziewczyna odwróciła się w jego stronę, a on uśmiechnął się do niej szeroko. Przecież wierzy w nią i bardzo.

***

Po drodze Bak wytłumaczył Rayli, co potrafi zrobić Arka. Powiedział, że pozwoli ona na szybką podróż do Edo, gdzie prawdopodobnie znajduje się Cross. Allen szedł za nimi i spoglądał na białowłosą. Jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Czemu uznano ją za zmarłą? Cóż takiego musiało się stać. Nie wątpił, że była uczennicą generała, ale co takiego ich rozdzieliło? Lenalee kiedyś opowiedziała mu historię dziewczyny, która zginęła spadając z klifu na skały, a jej ciała -mimo długich poszukiwań- nie znaleziono, co źle wpłynęło na generała. Czyżby to była właśnie Rayla? W takim razie jak przeżyła upadek i gdzie się znajdowała przez te wszystkie lata? Mimo że jego mistrz jest wielkim egoistą i zawsze musiał spłacać jego długi, to przynajmniej miał kogoś. Bo o dziwo Cross potrafił go czegoś nauczyć i czasami nawet się nim przejmował. Co nie zmienia faktu, że nie znosi tego człowieka.

Wreszcie dotarli do zniszczonego pomieszczenia, w którym Allen walczył z akumą trzeciego poziomu. Ta walka należała do wyjątkowo nieprzyjemnych. Kiedy sobie przypomniał, jak mu noga rozwaliła się na milion kawałków... Mimowolnie się wzdrygnął.

Przed nimi stała Arka. Allen nie wiedział nawet jak ją opisać. Wyglądała, jakby ktoś starał się z odłamków ciemnego, fioletowego szkła ułożyć siódemkę. Tyle że największy z kawałków był dwa razy od niego wyższy oraz ustawiono przy nim metalowe schodki. Na jednym z nich widniała wielka czerwona liczba pięćdziesiąt siedem.

Ciekawe co oznacza. Czyżby było więcej takich bram?

- To tutaj –odezwał się Bak – Jak przejdziecie przez tą bramę, zacznie się wasza misja. Ja mogę wam już tylko życzyć powodzenia – uśmiechnął się do dwójki egzorcystów.

- Dziękuję za wszystko –powiedziała Rayla, pochylając lekko głowę w stronę blondyna w geście wdzięczności. Stała już z Allenem na podwyższeniu, tuż przed Arką. Chłopak czuł bijącą i pulsującą moc od niej, a to tylko wejście.

- Nie musisz dziękować. Wracajcie jak najszybciej – Bak spoglądał wręcz z dumą na stojących przed sobą młodych ludzi. Fou, Wong i kilku naukowców również tutaj przyszło, aby ich pożegnać.

- Do zobaczenia! – Rayla i Allen krzyknęli w tym samym momencie. Spojrzeli sobie w oczy. Uśmiechnęli się zdeterminowani i skinęli głowami, ruszając w stronę bramy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top