Prolog

Patrzyliśmy sobie w oczy. Jego szare tęczówki były takie piękne. Nie zwykle urzekające. Nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Żadne z nas nie chciało się ruszyć. Wiedziałam że kiedy go pocałuję to będzie koniec. Koniec wszystkiego co znam. On też się nie poruszył. Patrzył w moje oczy jak zastygły kamień. Pragnął pewnie tego samego. Pocałować mnie, ale nie mógł. Wojna zbierała zbyt dużo ofiar a ja byłam ognistą.
- Draco?- szepnęłam chcąc coś piwiedzieć ale noe wiedziałam co. Bo co niby miałam mu powiedzieć? Stalismy praktycznie na progu wojny. Nie było szansy na uczucia. Na jakiekolwiek uczucia. Jednak ogień szalejący we mnie, mówił wszystko.
- Draco żyjesz?- spytałam próbując rozładować napięcie ale nie nadeszła żadna odpowiedź. Tego się spodziewałam. On walczył tak samo jak ja.

Draco

Pragnąłem ją pocałować bardziej, niż cokolwiek innego na tym świecie. Ogień szalejący w moim wnętrzu mówił wszysko. Moje serce krzyczało tylko jej imię a płuca walczyły o oddech. Patrzyłem jej głęboko w oczy. Były piękne. Jak nie z tego świata. Złote ogniste refleksy tańczyły w jej tęczówkach. A w jej pięknych jasnych włosach odbijało się światło. Pragnąłem ją objąć, pocałować bardziej niż powietrza ale nie mogłem. Ponieważ wiedziałem że ona należy do niego. Nigdy nie będzie moja. Nie ważne jak bardzo tego pragnę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top