9

- Gdzie żeś ty była?! – kiedy Lysa dotarła do siebie, od progu przywitała ją wściekła Gaya. – Prawie nie zmrużyłam oka zastanawiając się, gdzie ty jesteś!

- Spokojnie, spokojnie – podniosła ręce w geście poddania się.

- Dawno się o ciebie tak nie bałam!

- To samo mówiłaś w szpitalu po mojej operacji...

- Co, jeśli ktoś zrobiłby ci krzywdę?!

- Potrafię się bronić.

- O, Lysa – do środka, bez pukania wszedł Gabriell. – Razem z Gayą martwiliśmy się o ciebie.

- Nic się nie stało. Spędziłam całkiem przyjemnie noc...

- Z kim?! – chłopak przerwał jej momentalnie. W tej chwili wcielił się w rolę ojca Mossbell, gotowy urwać jaja każdemu, kto tylko ją tknął.

- Na imprezowaniu, oczywiście. Co ty myślałeś?

- Nasz przyjaciel ostatnio nie myśli – zironizowała Gaya układając świeżo wyprasowane ciuchy w szafie. Spiorunował ją wzrokiem, ale nic nie powiedział.

- Wracając do ciebie – blondynka przeniosła wzrok na Lysę – więcej tak mi nie rób.

- Dobrze, mamo.

Gaya przewróciła oczami.

- Ty sobie z tego żartujesz, a ktoś naprawdę mógłby zrobić ci krzywdę.

- Daj spokój, nic się nie stało – Gabriell stanął w obronie przyjaciółki.

- Nieodpowiedzialni – skwitowała ich jednym słowem.

Lysa nie mówiąc już nic, skończyła potyczkę słowną  z Gayą. Sięgnęła do szuflady i wyciągnęła z niej listek tabletek.

- Ty znowu ćpasz to ludzkie gówno?

- To tylko proszki na ból głowy...

- Łyknij sobie – blondynka podsunęła przyjaciółce flakonik wypełniony różowawą i cuchnącą cieczą. Lysa niechętnie wypiła zawartość fiolki.

Zgarnęła pierwsze lepsze ciuchy i udała się do łazienki. Kiedy zmywała już trochę rozmazany makijaż, usłyszała fragment rozmowy Gayi i Gabriella.

- Błagam cię, zapomnij o tym, co ci wczoraj mówiłem. Upiłem się i gadałem bez sensu...

- Ludzie na procentach są szczerzy.

- Chociaż nie oceniaj mnie po tym...

- Już cię oceniłam – parsknęła śmiechem. – Jesteś idiotą. Całkiem sympatycznym, ale nadal idiotą.

- Musisz?

- Na całe szczęście, to ty jeden poniesiesz konsekwencje tego, co zrobiłeś.

Kiedy Lysa uruchomiła prysznic, dźwięk spływającej wody doszczętnie zagłuszył rozmowę jej przyjaciół. Nie było jej żal – miała dostatecznie dużo rzeczy do przemyślenia. Działo się zbyt wiele. Wyszło na jaw, że właściwie to nie znała swojego przyjaciela, ba! nawet własnej siostry. Nie była to miła świadomość. A przecież obiecywały sobie brak tajemnic... Do tego Madd już nie było. Nie mogła się wytłumaczyć ze złamanego słowa. „Przynajmniej wyszłam już z jej cienia" – Lysa momentalnie skarciła się za tę myśl. Znów czuła, że w ten sposób bezcześci śmierć siostry. Wybuchła płaczem. Słone, gorące łzy pomieszały się z chłodną wodą. Dziewczyna długo nie mogła się pozbierać.

- Wszystko dobrze? – w drzwi łazienki zapukała Gaya. – Usłyszałam łkanie...

- Wszystko jest bardzo daleko od dobrze – osunęła się po ścianie prysznica w akcie bezsilności. – Mam dość.

- Wyjdź szybko, porozmawiajmy...

- Nie chce rozmowy. Tu będzie potrzebny porządny trening.

- Jak wolisz.

Lysa wyjątkowo szybko opuściła łazienkę. Wprowadziła tym w szok przyjaciółkę, która nigdy wcześniej nie widziała u niej takiej chęci do ćwiczeń.

- Co cię tak naszło?

- Widzisz... - Mossbell nie wiedziała nawet jak zacząć. – Rozmawiałam wczoraj z Alexą. Okazuje się, że miałam rację, śmierć Madd to nie był nieszczęśliwy wypadek.

- Kto jej pomógł z wycieczką na tamten świat? I dlaczego?

- Nie wiem, ale bardzo bym chciała wiedzieć. Jest coś ważniejszego: ludzie szykują się do wojny. Nie umiem powiedzieć z kim, ale jeżeli rada królewska zwróciła na to uwagę, to nie może to być zwykły konflikt terytorialny.

Gaya pokiwała powoli głową.

- I trening szermierczy cię od tej wojny uratuje?

- Madd czytała kiedyś taką książkę, nie pamiętam tytułu, ale autor dowodził w niej, dlaczego ludzkie formy broni nie działają poprawnie w miastach elfickich. Chodziło chyba o jakieś stężenie magii w powietrzu, albo bariery ochronne. Także podejrzewam, że jeśli faktycznie szykują się na atak, to o tym wiedzą.

- Logiczne.

Weszły na arenę. Mimo tego, że była to sobota, to panował tu spory tłok. Ciężko było o kawałek wolnej przestrzeni między już walczącymi Ognistymi. W końcu jednak dziewczyny odnalazły skrawek terenu, na którym zdołały rozpocząć ćwiczenia.

Lysie szło bardzo opornie. Gaya musiała jej tłumaczyć absolutne podstawy, które poznawało się już na pierwszych zajęciach z obsługi broni. Odpowiednia postawa, chwyt, najprostsze formy ochrony. Mimo jęków przyjaciółki rzucającej co chwila: „jak ty możesz tego nie wiedzieć?", Mossbell starała się wyciągnąć z treningu jak najwięcej. Chociaż kosztowało to ją dużo potu, potwornego zmęczenia i znoszenia docinków postronnych gapiów, to po zakończonych ćwiczeniach Lysa mogła powiedzieć, że w końcu potrafi się bronić przed cięciami z dołu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top