Rozdział 5

Twoja miłość jest nic nie warta, gdy sam siebie uważasz za bezwartościowego.

- Więc czemu, Kamil, tak się irytujesz? - zapytała go prosto dziewczyna o powiewajacych na wietrze blond włosach.

Kamil po tym pytaniu odczuł nieprzyjemne ciepło w środku. Jego uczucia to tylko jego interes, więc o co Lauren chodzi?

Mimika dziewczyny zmieniała się ze szczerze ciekawej na bardziej zdeterminowaną z każdą sekundą ciszy.

- Powiedz mi, szczerze jak tylko umiesz. Chcesz ze mną być? Dlaczego tu jesteś, chcę usłyszeć.

Teraz już w jej spojrzeniu Kamil mógł odczuć naciskającą na niego presję. To już nie była czysta ciekawość, a zaczynało przypominać przesłuchanie. A przynajmniej serce nastolatka trzęsło się jak na jednym z takowych. Momentalnie jego odmarznięte ręce pokryły się potem w kieszeniach kurtki, a jego mózg zaczął powoli zwracać uwagę i łączyć fakty razem.

- No powiedz coś w końcu! Porozmawiaj ze mną. Patrzysz na mnie, krzywisz się, a nic nie powiesz... To ty jesteś irytujący, wiesz? Skąd ja mam wiedzieć, co myślisz, gdy nic do mnie nie mówisz? Możesz wciąż milczeć i w myślach mnie wyklinać, lecz nie jesteś ode mnie lepszy. Jesli ci coś przeszkadza, to mów!

Lauren wypowiadała w końcu słowa swojej wieloletniej frustracji. Naciskała na Kamila, wzbudzała emocje, by w końcu zobaczyć jak wychodzą na wierzch. By w końcu zobaczyć czy istnieją, myślała desperacko.

- Jeśli nie chcesz mnie widzieć, po prostu mi to powiedz, a jeśli nasza relacja jest tylko jednostronna, to ja po niej płakać nie będę! - Sama nie wierzyła w swoje słowa, ale sprzeczała się wewnetrznie wystarczająco długo przez ostatnie miesiące, by właśnie teraz wszystkie jej emocje wyleciały na wierzch bez wyrzutów sumienia. Tego było po prostu za wiele dla biednej siedemnastoletniej dziewczyny.

Mniej więcej w połowie jej wybuchu Kamil zwiesił głowę, w której - znowu - kłębiły się myśli. Myśli których nigdy nie planował nikomu mówić. Jednak jeśli nie chciał spektakularnie i doszczętnie stracić tej relacji musiał coś powiedzieć. Teraz.

- Czemu miałoby cię obchodzić, co ja myślę? - Kamil nawet usłyszał dźwięk łamania się po wypowiedzeniu tych słów.

Lauren zatkało i sama nie wiedziała czy chciała bardziej krzyczeć czy płakać. Jedyne co ją powstrzymywało od histerii, to fakt, że Kamil w końcu zaczął z nią rozmawiać. Jej ton złagodniał odrobinę.

- Bo martwię się o ciebie, wiesz? Przejmuję się, zamartwiam, przeżywam, troszczę, znasz w ogóle takie słowa?

- Oj przepraszam - powiedział Kamil przesadnie ironicznie - zapomniałem ich znaczenia dobre lata temu.

- I dlaczego? - głos Lauren zaczął się łamać. - Dlaczego mówisz tak, jakby każdy cie opuścił? Nie widzisz, że mi na tobie zależy cały czas tak samo?

Kamil patrzył w załatwione oczy swojej dziewczyny, przyjaciółki z podstawówki, swojego wiecznego sojusznika i towarzysza, osoby, którą nie pamiętał, by kiedykolwiek stracił. I osoby której nigdy za to nie podziękował.

Kamil nie widział jak w jego oczach odbijają się niezliczone emocje, lecz Lauren miała już dość tego, że musi ich tam szukać. Sięgnęła, by pochwycić rękę Kamila w swoją, lodowatą.

- Hej... - mówiła ciszej, lecz paradoksalnie bardziej wbijała się w umysł nastolatka. - Zawsze starałam się być z tobą szczera, wiesz? Starałam się mówić za nas dwóch, gdy wiedziałam, że ty nie masz ochoty. Jednak relacje to coś innego.

Usta Kamila zaczynały drgać, jakby pragnął właśnie coś powiedzieć. Blondynka od dawna nie widziała takiej ekspresji i naciągała dalej struny jego wytrzymałości, spokojnym, nawet kojącym tonem.

- Chciałabym dzielić się z tobą wszystkim, co myślę! Chcę z tobą dzielić nieskończone rozmowy i wydarzenia. Jednak przede wszystkim... Chcę słyszeć to samo od ciebie. Chciałabym choć raz nie zgadywać twoich myśli po nielicznych wykrzywieniach twarzy. Mów do mnie, Kamil. Ja zawsze słucham, zawsze będę, by posłuchać.

Do tego momentu Kamil zdążył trzy razy przewertować całe swoje życie, poszukując momentu, gdy ostatni raz byli tak blisko. Nie tak blisko, gdy stali prawie obejmując się przez zimno wokół nich, a blisko jeśli chodzi o uczucia. Bo pierwszy raz od bardzo dawna, Kamil na chwilę, krótką rozmowę, pozwolił im znowu w nim zaiskrzyć.

Z pustką w głowie, sercem w gardle i duszą na ramieniu, nie zorientował się, kiedy zaczął mówić, patrząc jej głęboko w oczy.

- Proszę, chcesz wiedzieć co naprawdę o tobie myślę? Męczysz mnie. Jestem zmęczony, gdy jesteśmy razem. Cały czas mówisz, bo ja milczę? Może dlatego że ja nie potrzebuje rozmowy. Może dlatego że wolę pomilczeć z osobą na której mi zależy, bo wiem, że gdy się zacznę odzywać, to ją zranię. Mówienie przy tobie mnie męczy. Męczy mnie to, że chcę być miłym, gdy nie potrafię. Męczy mnie ten głupi strach, gdy mówisz o odejściu, ale jednocześnie nie mogę się na nic innego zdobyć. To doprowadza mnie do szału. Gdy sam nawet nie wiem, co myśleć, ty wymagasz ode mnie, bym mówił o swoich uczuciach. Emocje. Doprowadzają. Mnie. Do. Szału.

... Nie tego Lauren spodziewała się po szczerej rozmowie. Tak bardzo bezczelnej wypowiedzi nawet nie mogła sobie wyobrazić.

Oczy dziewczyny łzawiły i tliły się jednocześnie, gdy w jej wnętrzu rozgrzewał się ognik niepochamowanej i skrzętnie pielęgnowanej ostatnimi czasy nienawiści. W tym momencie nienawidziła Kamila najbardziej w całym swoim życiu. Czuła się jednocześnie zdradzona, zaniedbana, zagubiona i oburzona. Do tego stopnia zalały ją emocje wszelkiej maści, że sama nie wiedziała już, co myśli. Czuła się jakby po jej emocjach przejechał pług wygrzebujący wszystkie uczucia na wierzch. Te cichutkie emocje współczucia i wyrozumiałości postanowiła zakopać głęboko w ziemi. Tym razem nie było na nie miejsca.

- Ohh - głos dziewczyny był zimny i ostry jak stal - właśnie widzę, że tak jest. Nieczuły, niezrozumiany, niedostępny - po wcześniejszej życzliwości nie było nawet śladu. Dziewczyna cedziła słowa przez łzy, a gardło jej się zaciskało. - Czy ty wogole siebie słyszysz?! Brzmisz jak szaleniec pełen sprzeczności. Skoro tak cię męczę, to czemu nie powiesz mi prostu w twarz, żebym cię zostawiła? Mam sobie pójść? Teraz? Czy ta rozmowa jest zbyt uciążliwa?

- Tak, jest uciążliwa! I nawet nie wiem czemu jej chciałaś! Czy nie było ci dobrze mówić o dawnych czasach? Wtedy było miło, tak? Mówić to ty potrafisz. A co zrobiłaś, by wrócić do tamtego stanu rzeczy? Nic.

- A czy ty się starałeś choć trochę bardziej? Jesteś hipokrytą, który sam nie wie czego chce! Ja chciałam jedynie wsparcia i stałości! Żeby choć raz coś w moim życiu nie było ulotne jak wylewająca się woda.

- Przepraszam, że nie jestem w stanie być odpowiedni dla ciebie. - Głos Kamila zmienił się. Przeszedł w jego ironiczny, standardowo wyprany z emocji głos. Jego teraz cicha wypowiedź bardzo kontrastowała z jeszcze niedawnymi krzykami. Lauren kłuło to w uszy. - Przepraszam, że nie umiem sobie poradzić z samym sobą i śmiem zakłócać twoje idealne życie. Przepraszam, że potrzebuję wsparcia nie takiego, jakie ty mi dajesz. Przepraszam, że w ogóle musiałaś się męczyć dla mnie. Niepotrzebnie. - Cała jego wypowiedź niosła ze sobą gorzki posmak, którego blondynka nie potrafiła całego przełknąć. Może nawet nie chciała.

- Może przerosisz też za wszystkie chwile, które z tobą zmarnowałam. - Dziewczyna teraz cicho płakała. Spoglądała prostu w ziemię i patrzyła, jak krople z jej policzków i brody spadają w dół, odbijając poranne światło słońca. Chciała płakać coraz bardziej, a jednak łez leciało coraz mniej. - Może to ja cię przepraszam. Przepraszam, że chciałam od ciebie czegoś, czego, widać, nie jesteś w stanie dać nikomu. Nawet sobie.

- Co masz teraz na myśli?

- Chciałam tylko mieć cię blisko, być przy tobie i byś ty był dla mnie, zrozumiał mnie trochę. Ale gdy nie przykładasz wysiłku, by zrozumieć samego siebie, nie mam czego od ciebie oczekiwać.

Atmosfera zrobiła się cieńsza, wręcz pusta. Powstała między nimi  przepaść, która pochłonęła ciężkie emocje i jakiekolwiek porozumienie między nimi zawiązane. Lauren była zbyt świadoma swojego głośnego dla niej oddechu. Kamil ledwo ruszał nogami, gdy wznowili chód, bo każdy krok w śniegu wydawał mu się za głośny.

- Zastanawiałam się - zaczęła blondynka, a jej słowa porywał zimowy wiatr - czy naprawdę męczą cię te wszystkie rzeczy? Czy tylko zawsze tak odpowiadasz, gdy nie możesz zrozumieć, co czujesz? Gdy nie chcesz zrozumieć? Wierzę, że dałbyś sobie z tym radę. Wiem, że mógłbyś. Dlaczego więc nie chcesz?

Chłopak o miedzianych włosach skrytych pod kapturem tylko zwiesił wzrok. Nie myślał już, jak wyprowadzić Lauren z błędu, tylko zaczął myśleć czy sam nie był w jednym. Choć nie przyznałby tego przed sobą, zaczął podważać swój punkt widzenia bardziej niż dziewczyny. Jednak jego świadomość pozostawała ślepa na ten fakt.

Promienie mocno odbijały się od czystego śniegu. Blondynka zacisnęła mocno powieki. On znowu tylko milczy. Otwierając je, nie była pewna swoich decyzji. Wiedziała jednak, że musi coś zmienić.

- Odpuśćmy sobie - przyznała cicho i cierpko. Zastanawiała się nad każdym wypowiedzianym słowem, by nie powiedzieć myśli, których nie była pewna całą sobą. - Tej rozmowy nie możemy przemilczeć, ale wychodzi na to, że przepracować jej też nie możemy. Dlatego dajmy sobie nawzajem spokój. Po prostu aktualnie nie chcę na ciebie patrzeć - powiedziała, w zgodzie ze swoimi myślami, nie patrząc na młodszego.

Gdy dotarli już w okolice swojego rodzinnego miasta bez słów rozstali się, by jedno poszło okrężną droga do swojego domu. Wszystko, by już nie być razem w tej przeklętej, pustej i dołującej ciszy.

Tak ci się powinno podobać, myślała Lauren, odchodząc energicznym krokiem. Teraz możesz być prawdziwie samotny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top