Rozdział 3
Ludzi bliskich odbieramy sobie my sami.
- Tworzysz jeszcze? - zagadnął go starszy między łykami swojej herbaty.
Kamil dodawał właśnie łyżeczką miodu do swojego kubka, kiedy usłyszał to niespodziewane pytanie. Zacisnął tylko zęby i zamieszał posłodzony napój. Pytanie starszego zawisło w ciszy przerywanej odgłosami łyżeczki skrobiącej ściany kubka. Dopiero kiedy Kamil odłożył sztuciec na talerzyk, w pokoju zapadła czysta cisza. Nastolatek chwycił kubek w zdrętwiałe palce i pociągnął łyk.
- Nie, nie tworzę - odpowiedział w końcu i dalej grzał swoje dłonie o gorący kubek, lekko prostując i zginając palce.
- Od dawna? - Pan Flornicki nie pokazywał swojego rozczarowania.
Kamil przyłożył całe dłonie do kubka i cieszył się, czując lekkie szczypanie we wnętrzach dłoni, im dłużej trzymał naczynie. Wziął głęboki wdech nosem, zaciągając się rozgrzewającą zimową herbatką.
Był to obowiązkowy punkt ich spotkań, kiedy tylko zimno bardziej dawało starszemu w kość.
- Dlaczego przestałeś komponować? - dopytywał się gospodarz, wciąż nie uzyskawszy odpowiedzi. Coraz trudniej ukrywał żal w swoim głosie.
Napój parował, a gorące powietrze niosło ze sobą równie przyjemny zapach goździków i czereśni z miodem przez niego dodanym. Zaciągnął się przyjemnym zapachem, podstawiając naczynie pod nos i opierając rozgrzaną ściankę kubka o swoją brodę.
Cieszył się, że nie nosi już okularów. Ich zaparowane szkiełka były koszmarem.
- Słuchasz mnie w ogóle?
Kamil pociągnął długi łyk i poczekał chwilę nim przełknął. Początkowo parzyło go w język i podniebienie, lecz z czasem jedyne co odczuwał to rozchodzące się po nim całym ciepło.
Lubił wieczory, kiedy siedział przy małej lampce w słuchawkach i z kubkiem herbaty. Wtedy świerzbiły go palce, a umysł wręcz wyprzedzał słyszane dźwięki.
- Kamil - głos staruszka zdradzał coraz większe zirytowanie. - Myślałem, że lepiej cię wychowano, dziecko.
Ciecz spłynęła do gardła, a dziwne uczucie wraz z nim trafiło aż do jego klatki piersiowej i rozgrzało jego serce, powoli przyspieszając jego biegu.
Było mu tak przyjemnie na ciele i duszy. Tak lekko jak wtedy, kiedy wylewał z siebie wszystkie wątpliwości i sprawy rzeczywistego świata na pięciolinie i odrzucał w niebyt wszystko inne.
- Gdybym w twoim wieku miał tak mało szacunku do starszych, już dawno zebrałbym burę od pobliskiej milicji...
Po chwili, kiedy całe jego ciało rozluźniło się pod wpływem ciepła, uśmiechnął się i otworzył wreszcie oczy na starca. Zdążył zapanować nad prawdą.
- Przepraszam, ale ta herbata odbiera zmysły - przyznał Kamil, uśmiechając się, a pan Flornicki tylko spojrzał na niego groźnie.
- Widzę jasno i wyraźnie - burknął. - Właśnie tak teraz młodzież traktuje starszych...
- Naprawdę przepraszam. - Wciąż nie porzucał lekkiego uśmiechu. - Czy mógłby pan powtórzyć?
Mężczyzna podrapał się po pełnej przebarwień i blizn skórze głowy. Zamyślił się nad czymś poważnie. Kamil tylko grzecznie czekał, wiedząc, że po swojej ignorancji, zasłużył na lekką karę. Choćby nawet w tak dziecinnej formie, jak zmuszenie do czekania.
Naprawdę próbował nie być dla tego podstarzałego muzycznego wygi kolejnym nastolatkiem, któremu hormony poprzewracały w głowie. To, że właśnie taki był, nie pomagało mu w tym zadaniu.
- Ah! Już zapomniałem - odparł po dłuższej chwili pan Flornicki, uśmiechając się. - Chcesz jeszcze herbaty?
W rzeczywistości pamięć pana Flornickiego dorównywała tylko jego wiedzy i jedyne po czym można było to poznać, to stosy rozwiązanych krzyżówek na małym kawowym stoliczku na środku salonu.
~~~
Był już początek grudnia. Mrozy były coraz dotkliwsze, a świąteczne ozdoby coraz droższe. Kiedy wrócił kolejnego monotonnego dnia ze szkoły, jego siostra już się w nim krzątała. Poodsłaniała rolety w oknach, przez które było teraz widać tylko mocny, biały wiatr. Wszystkie pokoje były pootwierane, by szybciej wyschły po myciu mopem. W całym domu dzwoniła pierwsza-lepsza tandetna świąteczna playlista, a sama sprawczyni tych wszystkich rzecz stała na małym taborecie i próbowała dosięgnął szmatką rogów wielkich okien wyglądających na mały ogród.
- Jak dobrze, że już jesteś, Kamil, pomożesz! - zawołała go, wciąż będąc do niego tyłem. Ostatni raz podskoczyła na chybotliwym stołku i wydała zadowolony okrzyk zwycięstwa, kiedy w końcu doczyściła to wielkie okno.
Kamil po rozebraniu się, już szybko maszerował w stronę schodów, by znaleźć się poza jej polem rażenia optymizmem. Niższa od niego brunetka o turkusowych oczach nie pozwoliła mu na to. Pochwyciła go w swoje mokre od wody i płynu ręce i zaciągnęła do salonu.
- An, zostaw mnieee - jęczał, kiedy ta kazała mu się zamknąć i udzielić się trochę w tym domu. - Ale ja mam lekcje do zrobienia. - Przystanął w środku przejścia, wyglądając jakby właśnie na to wpadł. - Chyba że mam ich nie robić, bo porządek jest ważniejszy? - Uśmiechnął się do niej wymownie.
- Jakbym ci wierzyła, że i tak je zrobisz - mruknęła brunetka pod nosem, po czym schyliła się po szmatę na podłodze. - Nie ma wymówek! Wytrzyj podłogę tam, w rogu, przy kominku. Tam będzie choinka.
- Nie za wcześnie na choinkę? Dopiero co było Wszystkich Świętych. - Kamil na przekór swojemu zmarnowanemu i marudnemu samopoczuciu podszedł do wskazanego przez siostrę miejsca.
Przystanął przed pięknie doczyszczoną szybą i chwilę patrzył, jak wiatr gwałtownymi podmuchami podnosi śnieg i wiruje nim w powietrzu. Pierwszy śnieg tej zimy.
- Oczywiście, że nie jest za wcześnie! - oznajmiła z entuzjazmem Anastazja, wchodząc na górne piętro po ozdoby ze strychu. Musiała mocno się wydzierać, by przekrzyczeć reklamę, która włączyła się między piosenkami. - Przecież święta już za niecałe trzy tygodnie! Już śnieg leży, piosenki świąteczne lecą w radiu, a gorąca czekolada staje się coraz droższa. Nie czujesz tej Magii Bożego Narodzenia? - mówiła do niego, schodząc na dół, prawie nie widząc schodków, przez wielkie pudła, które niosła.
- Nawet nie mamy choinki, by ją przyozdobić. Zawsze kupowaliśmy żywe - zauważył, gdy ozdoby znalazły się już pod jego nogami, rozsiewając kurz po całym salonie, gdy tylko karton zetknął się z podłogą. Spojrzał sceptycznie na pudło wypełnione wszystkimi kolorami łańcuchów i bombek, jakie tylko można było znaleźć w sklepie.
An już chciała mu wyjaśnić, jak dostaną choinkę, gdy nagle się powstrzymała i trochę zrzedła jej mina. Nie podjęła tego tematu i zaczęła już przygotowywać stojak.
- Ej, Kamil, miałeś tu przetrzeć. - Chłopak tylko wzruszył ramionami, a ścierka w jednej chwili została mu brutalnie wyrwana. - Naprawdę, nie można ci niczego powierzyć.
- Nigdy nie mówiłem, że to zrobię.
An tylko prychnęła i sama zabrała się za robotę. Chwilę milczeli, słuchając kolejnych świątecznych piosenek z telefonu, aż brunetka nie odezwała się do młodszego niechętnie.
- Tata po pracy przywiezie ze sobą choinkę.
Odpowiedź od młodszego przyszła natychmiastowo i kąśliwie.
- To sobie jeszcze poczekamy, może do następnego Bożego Narodzenia zdąży?
Skąd ona wiedziała, że tak to się skończy?
- Zaraz powinien wyjeżdżać i będzie tu już niedługo - broniła mężczyznę, nie patrząc na nastolatka. Mimo to doskonałe wiedziała, że wywraca teraz oczami i nawet słyszała jego myśli. Na ich wypowiedzenie nie musiała też długo czekać.
- Nigdy nigdzie nie był na czas - mruknął pod nosem, by dokończyć ze słyszalną złością. - Czemu wciąż myślisz, że coś się zmieni? Jakbyś nie umiała ocenić rzeczywistości.
- Jestem głębokiej wiary - odparowała mu już mniej radośnie, mocno trąc podłogę pod choinkę.
- Wiara powinna mieć choć mierne podstawy - burknął szatyn. Zmarszczył brwi, wykrzywiając pogardliwie wargi. - A od niego nigdy nie można było oczekiwać niczego. - Odwrócił się do okna, krzyżując ręce na piersi. Na zewnątrz od śniegu odbijały się promienie słońca, rozświetlając cały ogródek i salon.
- Jesteś niesprawiedliwy!
Mokra ścierka z chlustem uderzyła w salonowe kafelki. Turkusowe oczy nagle podniosły się spod czarnych rzęs.
- Nie mów o nim takich rzeczy! - podniosła głos, patrząc na niego z wyrzutem. Po chwili wyrzuty przyćmił smutek i nostalgia - Było mu trudno,a my powinniśmy go wspierać. Nie pamiętasz, jak było zanim--
- Gówno mnie obchodzi jaki był, gdy już nigdy się takim nie stanie! - Zacisnął mocno szczękę i pieści. Prychnął zza ściśniętych warg i ciężkim krokiem skierował się na górę, do pokoju. Zostawiając siostrę na podłodze w salonie, tylko krzyknął do niej z półpiętra. - To ty przestań widzieć go jako człowieka sprzed dziesięciu lat i pogódź się, że to już nie jest nasz tata!
Mocno trzasnął drzwiami, aż szyba w nich się zatrzęsła, i z hukiem się o nie oparł. Krzyknął krótko w eter, wyładowując frustrację, złość, irytacje jak i żal, jaki przez tę chwilę tak mocno się w nim skumulował. Zbyt wiele razy już słyszał, że temu mężczyźnie było ciężko i cierpiał.
Nie tylko on jedyny w tym domu to przechodził! Kamil przecież stracił matkę zanim zdążył ją porządnie poznać! Tęsknił za nią, nie znając jej prawie wcale. Nie spędził z nią tyle czasu co Mateusz, Filemon czy nawet An. Ale to nie sprawiało, że cierpiał mniej. Przez tę niewiedzę czuł się wręcz jeszcze gorzej niż mogło się przypuszczać. Nawet nie pamiętał, jak brzmiał jej głos czy jakie było jej ulubione danie! On chciał choć znać swoją matkę. Chciał mieć z nią jak najwięcej wspomnień, chciał z nią spędzić piękne chwilę, których nie mógłby powtórzyć z nikim innym. Zamiast tego płakał, nie mogąc powiedzieć za czym dokładnie tęsknił.
Boże, przecież mógł. Tęsknił za swoją mamą, kimkolwiek by nie była!
A jego ojciec? Spędził z nią tyle czasu, miał z nią tyle pięknych wspomnień, do których mógł wrócić i zachować w sercu, a załamał się, mając trójkę dzieci na utrzymaniu. Kompletnie zapominając o ich uczuciach, odciął się od nich, bo tak mu było wygodniej. Przez niego i jego zachowanie Fil wyjechał. Odszedł jak najdalej od nich. To przez niego w najmłodszych latach życia męczyły Kamila okropne koszmary, które przepędzała tylko Anastazja. Przez niego teraz jego kochana siostra cierpiała, bo nie umiała się pogodzić z niepodważalnym.
Od jego 6 roku życia Mateusz Frycz nie zrobił dla nich kompletnie niczego.
Tak naprawdę wraz ze śmiercią matki utracili i ojca.
~~~
Anastazja z pięścią przy drewnie stała przed pokojem jej młodszego, kłopotliwego brata. Z zastygłą dłonią przy drzwiach, słuchała jego cichego, niewyraźnego mamrotu, który wydobywał się zza cienkich drzwi. Słuchała go, jego prawdziwych myśli, których nigdy od niego nie usłyszała prosto w twarz, a teraz ma je jak na dłoni.
W jej oczach powoli zaczynały świecić się wielkie, gorzkie krople, które powoli spłynęły po jej policzkach. Lecz nie odważyła się wejść do pokoju, gdzie słyszała takie same łkanie, jakie sama wydawała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top