§°\|\~1~/|/°§
~Nagumo ty ciole!~
Suzuno i Nagumo przyjaźnią się już rok. Ale na drodze do ich przyjaźni staneła wojna. Wojna pomiędzy Płominnymi Rysiami i Zimowymi Lisamy. Granice były pilnie strzeżone, armię w gotowości. Jednak dla naszych bohaterów była tylko jedna szansa...
~Suzuno wraz z Nagumo zmierzali właśnie do wioski. Nagumo miał go podprowadzić na bezpieczeną odległość, i wrócić do domu, ale nakrył ich lisi orszak. Ku zdziwieniu i przerażeniu Suzuno, pośród orszaku był Król Zimowych Lisów, a zarazem ojciec srebrnowłosego.
- Fuusuke, co ma znaczyć ten ryś na terenie Arctivi? - zapytał surowo.
- O-ojcze...t-to jest Nagumo Haruya. I... On mi uratował życie! Gdyby nie on to pewnie bym zamarzł na Mroźnych Pustkowiach! - bronił go. Król spojrzał na złotookiego i uśmiechnął się.
- A więc dziękuję Ci Nagumo Haruya. I przepraszam za uprzedzenia wobec ciebie.
- Nie ma sprawy. - czerwonowłosy wyszczerzył kły w uśmiechu.
- Wiedz, że zawsze będziesz tu mile widziany.
- Dziękuję wasza Wysokość.~
Gdyby nie to spotkanie, nasza dwójka nie mogłaby się spotykać. Ale dzięki temu, Nagumo codziennie wymykał się do Suzuno. Nie inaczej było dzisiaj. Ale tym razem, Haruya przyszedł z czymś, co miało położyć kres wojnie.
- Fuusuke! Szybko! Mam coś bardzo ważnego! - krzyknął biegnąc ze starą księgą na plecach, do swojego przyjaciela który rozmawiał ze swoim ojcem.
- Czy coś się stało, drogi Nagumo? - zapytał król.
- Wiem jak położyć kres wojnie! - ogłosił.
- Znalazłem to w bibliotece miesiąc temu. - orzekł podając księgę otworzoną na pewną stronę.
- To jest księga o Berle Flamecorva, pierwszego władcy Flamecorv. To właśnie po jego nazwisku nazwano tą krainę. - orzekł król.
- To właśnie o to toczy się walka. Rysie uważają, że to właśnie Lisy ukradły to berło. Dlatego wywołał wojnę. - powiedział złotooki.
- Jest sposób na przywołanie Berła, ale to zaklęcie jest bardzo trudne. Potrzeba dużo rzeczy...
- Jakich? - zapytał srebrnowłosy.
- Piach z Pustynnych Głębi, Nasiona Kwiatu Sehilisay, Płomień z Piekielnych Czeluści Zahilo, Kieł Wilka... - czytał król.
- A więc, szykujmy się. Trzeba to wszystko znaleźć. - orzekł srebrnowłosy.
- Na pewno chcecie to zrobić?
- Na pewno. - odpowiedzieli zgodnie.
Pół godziny później, wędrował po lesie, w poszukiwaniu pierwszego składnika.
- Dobra Haru, czego my teraz szukamy?
- Emmm.... Eee... - złotooki z zawstydzeniem przękręcał zwój na wszystkie strony, ale za nic nie umiał przeczytać.
- Co ty czytać nie umiesz? - zapytał niebieskooki wyrywając mu zwój z łap.
- A żebyś wiedział, że nie umiem czytać. Ty nie chcesz wiedzieć mojego pisma.
- Dobra, dobra, zamknij się już... - burknął.
- Nasiona Sehilisay... I Żywica z Drzewa... Hiyolisia... - przeczytał niezdarnie.
- A więc... To będzie długi dzień...
- No to w drogę... - westchnął cicho złotooki. Ruszyli jeszcze bardziej las, który stawał się wbrew pozorom robił się coraz rzadszy.
Węsrowali tak dobre półtorej godziny nadal bez skutku. Nagle usłyszeli jakiś rozpaczliwy krzyk.
- POMOCY!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top