Prawda

Poszłam szybko do mojego pokoju. Nie wierzę, on chce mnie wykorzystać. Ale się nie dam tak łatwo, będę walczyć. Nie zostawię chłopaków, a zwłaszcza... Tom'a...

Minął miesiąc, odkąd boję się Tord' a. Zachowuje się on normalnie, choć od jakiegoś czasu wygląda ma zdenerwowanego. Chodzi zaspany, mało je, prawie wcale się do nikogo nie odzywa. Dziwnie to zabrzmi, ale... Boję się o niego. Nie kocham go, ale nie chcę, by mu się stała jakakolwiek krzywda. Rozmawiałam z Edd'em na ten temat. Zaproponował mi, abym porozmawiała z rodzicami Tord'a. Ale zaraz, ja ich nawet nie znam. Co jeśli mnie wyśmieją? Ale dobra, żyje się raz.

Zielonek zaprowadził mnie do ich domu. Stanęłam przed drzwiami. Wahałam się, zapukać czy nie. Edd patrzył na mnie z lekkim zażenowaniem, ale po chwili to on zapukał. Zaczęłam panikować, jacy oni są? A może to seryjni mordercy? No nie no nie nie!!!!

Drzwi otworzył nam dość wysoki mężczyzna, który powitał nas promiennyn uśmiechem. Włosy miał brązowe sięgające mu do ramion
i zielone oczy (dop. aut. Tak jakoś mnie "natchnęło" na zieleń :>). Ubrany był w czerwony golf, czarne spodnie dresowe (dop
aut. chyba XD) i czerwone trampki.
-Witajcie! Co was tu sprowadza moi drodzy?- spytał facet.
-Dzień dobry panie Patryck-odpowiedział Edd-Chcieliśmy z panem porozmawiać o Tord'zie
-Co on znowu zrobił?- spytał zażenowany.
-J-ja wszystko powiem... -odezwałam się po jakimś czasie. Edd  i... Patryck? Chyba tak miał na imię... Wracając. Chłopcy spojrzeli się na mnie zdziwieni.
-Dobrze więc-odpowiedział po krótkiej ciszy-Wejdźcie-otworzył drzwi szerzej wpuszczając nas do środka. Weszliśmy do budynku
i usiedliśmy w kuchni czekając na Patrycka i jego żonę (dop. aut. Nieźle się zdziwisz).

Po chwili do pomieszczenia wszedł drugi mężczyzna. Był on niższy od Patryck'a o mniej więcej 20 cm. Jego włosy były koloru brązowego, bardzo rozczochrane, brwi gęste, króciutką brodę oraz podobne ubranie do Patryck'a.

Gdy wszyscy byliśmy przy stole zaczęłam opowiadać domownikom
o zachowaniu Tord'a. Po wyjaśnieniu wszystkiego byli nieco źli, ale próbowali to ukryć.

- Nie masz się o co martwić - rzekł po krótkiej ciszy Patryck - Tord taki jest.

- Mhm - burknął palacz.

Popatrzyłam z ciekawością na Paul'a. Wydaje mi się, że coś ukrywa przed nami. Poprosiłam go, by poszedł mnie "oprowadzić" po domu. Ten tylko skinął głową, wstał i poszedł ze mną do innego pokoju.

- Paul, o co chodzi z Tord'em?

- No cóż, po przez byciem liderem Tord stał się bardzo oschły. Tylko niektórym okazuje choć trochę uczuć, między innymi tobie. Ten telefon,
o którym wspomniałaś, był do mnie. Poprosił mnie o schron dla ciebie.

- A-ale on mówił, że się nadaję, że strzelam jak on i - w tym momencie Paul mi przerwał.

- Wiem co mówił, chodziło mu o twoje bezpieczeństwo. Za jakiś czas będzie wojna i poszukujemy nowych osób. Tord i ja na początku planowaliśmy wziąć ciebie na jedną z nas, ale on się o ciebie martwi i nie chce twojej zguby. Dlatego żyjcie teraz normalnie, bo za parę dni, trudno powiedzieć, one mogą się nie powtórzyć.

Po ostatnim zdanie moje oczy zalały się łzami. Nie chciałam stracić mojego rogacza, tyle chwil współnie spędzonych i to wszystko... Na nic? Nie, to tak nie może się skończyć...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top