Żegnaj... Pani Major | Kurt Heck

Rok 1942, wrzesień, Argentyna

Dziś miała przyjechać do Argentyny Pani Wilhelmina, aby odwiedzić Huga. Oficjalnie przybyła "wypocząć", lecz zrobiła to, aby zobaczyć się z synem. Nie wiedziała o dokładnym powodzie jego ucieczki. Chcieliśmy jak najszybciej wziąć ślub, przede wszystkim poinformować o tym jego matkę. Jedyną osobą, którą mogłam zaprosić i powiedzieć o naszych planach był Kurt. Nie mam pojęcia, czy będzie mógł przyjechać tu i wypić z nami po kieliszku, za nasze zdrowie, ale to zawsze można nadrobić kiedy indziej. Oboje pragniemy tylko błogosławieństwa matki Hugona. Nie będzie hucznej biesiady, bo kogo byśmy zaprosili... Czekałam więc na przypłynięcie Friedricha - brata Hansa. O ile mi wiadomo, nasz zapalony nazista siedział teraz w partyzantce. Czyli możliwe, że nawiązał jakoś kontakt Hansem, no bo w końcu od niego mam te listy.

Zamyślona siedziałam w fotelu, obserwując widok za oknem. W końcu ktoś zapukał do drzwi. Hugon wybiegł z kuchni, od razu otwierając drzwi.

- Mój kochany synku! - usłyszałam głos starszej kobiety.

- Witaj matko. - głos mojego narzeczonego przybrał dawnej barwy. Oficjalnej, poważnej i twardej, jaką miał zazwyczaj, gdy byliśmy w towarzystwie innych.

- Hugo, tłumacz mi. Co się stało, czemu ty musiałeś uciekać?

- To bardzo długa historia, zaraz wszystko Ci opowiem. - wprowadził ją do jadalni, gdzie już czekałam. - Mamo pamiętasz Jadwigę, moją wcześniejszą... służąca? - mówił niepewnie - Wpierw chciałem oznajmić, że to moja narzeczona.

Zarumieniłam się i uśmiechnęłam do starszej kobiety, która uradowana złapała się za serce.

- Dziecko drogie! Ja wiedziałam, że ty od tak nie miał byś służącej, ja podejrzewałam, że coś się święci. No chodź tu Jadziu, niech no Cię ucałuję, córko moja! - wystawiła do mnie ręce, drepcząc szybciutko.

Poczułam jak wewnątrz mnie rozpływa się radość i spokój. Dla tej kobiety nie liczyła się moja narodowość, zawsze była bardzo miła. Słysząc jej słowa, zrobiło mi się ciepło na sercu, te słowa wiele dla mnie znaczyły. Z tego wszystkiego aż załzawiły mi się oczy. Z uśmiechem przytuliłam kobietę, patrząc tylko na Huga, który ze spokojem patrzył na to wszystko.

- Bardzo się cieszę z Pani słów... - powiedziałam spoglądając na rozanieloną kobietę.

- Jaka Pani, Jadwiniu! Teraz mów mi mamo. - pogładziła mój policzek i usiadła do stołu. - No, chodź moje dziecko, tu, koło mnie. - skinęła głową, wskazując na krzesło.

Posłusznie usiadłam, zerkając na Hugona, który z lekkim uśmiechem spoglądał na nas.

- Nigdy nie widziałam go takiego szczęśliwego, a to wszystko twoja zasługa kochana. - stwierdziła, zwracając się do mnie. - Dobrze, opowiadajcie, jak to wszystko się stało...

Hugo nabrał powietrza, zaczynając.

- Postanowiłem uciec, kiedy dowiedziałem się o tym, że mam być rozstrzelany za pomoc Polakowi. Z początku chciałem ponieść karę, której byłem świadom, ale pod wpływem nacisku Jadzi...

                               ***

Miesiąc później

Z Hugonem oficjalnie byliśmy już małżeństwem, przez cały ten miesiąc mieszkała z nami Pani Wilhelmine, którą pokochałam jak własną matkę. Przy niej nie czułam aż takiego braku rodziców, traktowała mnie wspaniale, pokochałam ją jak własną rodzicielkę. Niestety dziś musiała wrócić do Berlina. Martwiłam się, że powie Kathrin, gdzie się znajdujemy, a ta zaraz doniesie o tym Niemcom. Całe szczęście staruszka jest bardzo chytra  i będzie zatajać to wszystko.
Dziś przyjdzie nam się na jakiś czas pożegnać, ale szczerze nie mogę się doczekać następnego spotkania.

                                ***

Kurt Heck

Od śmierci Marysi minęło pół roku. Zginęła na jednej z akcji, wszystkim nam było smutno, ale Zuzanna od tamtej pory popadła w alkoholizm. Nawet ja nie piję tyle, co ona teraz. Wciąż nie może się pogodzić, że Niemcy odebrali jej jedyne co miała, czyli siostrę, którą chciała chronić za wszelką cenę. Czasem przychodzi do mnie chwijącym krokiem i krzyczy, że to moja wina, bo w połowie jestem Niemiec, że ten naród to plugawe świnie, które nie powinny istnieć, żeby wszyscy zniknęli, krzyczy coś o pierdolonych nazistach i Hitlerze. Zawsze kończy się płaczem i odnoszeniem pani Major do jej pokoju. Dziś jednak nigdzie jej nie było, stałem oparty o płot przed dworkiem, paląc papierosa.

- Kurt, daj! - podszedł do mnie Eustachy wraz z Bronisławem.

Podałem chłopakom papierosa, oboje przekazali sobie szluga po czym znów oddali go mi.

- Pójdziesz poszukać Warty? Znów zniknęła. - spytał rudy Bronek.

- Teraz powinna mieć chyba inny pseudonim... - podeśmiał się drugi.

- Przestańcie, straciła jedyną osobę, która została w jej życiu. - skarciłem faceta za takie gadanie - Już idę, dajcie tylko coś. - rzuciłem peta, czekając na broń.

Za chwilę Eustachy wyciągnął z kieszeni pistolet i wręczył mi go, ruszyłem więc w ciemny las, ponieważ była noc...

                                ***

Chodziłem po ścieżce i rozgladałem się w poszukiwaniu dziewczyny. Wędruje już od dwóch godzin, a jej dalej nie widać. Od razu sięusłyszałem rozmowy. Przysłuchiwałem się chwilę.

- Przestań, to boli! - stwierdził jeden.

- Zamknij się! Zuziu... - rzucił żywo drugi po niemiecku.

- Przestań... - stłumiony głos Pani Major dotarł do moich uszu.

Przedarłem się przez krzaki. Co chwila było słychać tylko " Nie, zostaw mnie, pierdolony Frycu". Dotarłem na miejsce, schowany obserwowałem sytuację. Trójka żołnierzy, niemieckich żołnierzy. Jeden grubszy, w hełmie, drugi chudy, stali i przyglądali się jak tamten dobierał się do otumanionej Zuzanny. Musiałem coś zrobić. Jest ich zbyt dużo, abym otworzył ogień. Rozejrzałem się pod nogami, brałem wszystko co wpadnie mi w rękę. Zacząłem miotać kamyczkami jak najdalej wzdłuż ścieżki.

- Słyszałeś to? - zwrócił się chudy do grubego, rozglądając się na boki.

- To przejdź się po drodze. - wzruszył ramionami. Ten poszedł sprawdzić, co wydało taki odgłos. Gdy odszedł, wyjąłem nóż i po cichu podszedłem do Niemca. Zakryłem mu buzię i poderżnąłem gardło, od razu zaciągając go w krzaki.

Teraz mogłem zająć się tym, który najbardziej mnie wkurwił. Widok jak ten skurwesyn posuwał moją niedoszłą kochankę budził we mnie to samo, co czułem na przesłuchaniach.

- Kurwa Mać, ty pierdolony Gestapowcu! - kopnąłem go w gołe dupsko.

Facet wystraszył się i po chwili odskoczył od biednej Zuzanny. Rzuciłem się na niego z nożem, ale mężczyzna wytrącił mi go z ręki, więc teraz zamachąłem się ręką i trafiłem pięścią w jego parszywą mordę. Oboje upadliśmy na ziemię, zacząłem odkładać go pięściami. Przez chwilę próbował się bronić, lecz gdy za trzecim razem dostał w skroń, przestał. Stracił przytomność. W amoku dalej lałem nieprzytomnego żołnierza. Chwilę potem ocknąłem się, schodząc z ciała faceta. Doskoczyłem do dziewczyny, która przez płacz naciągała spodnie.

- Zuzia... Co oni Ci zrobili... - objąłem ją mocno, kładąc głowę na jej.

Zuzanna zacisnęła w garści koszulę, płacząc w moją pierś.

- To byli oni... Ci oficerowie z Gestapo... Kiedyś u nich siedziałam! - wybuchnęła płaczem. - To okropni sadyści...

Zrobiło mi się przykro. Tak bardzo nie chciałem patrzeć, jak brunetka płacze.

- Musimy uciekać. - wziąłem ją za rękę, zaczynając biec.

Dziewczyna nie nadążała, była  ranna.

- Ja nie dam rady... - zatrzymała się, krzywiąc. W tym samym momencie zza zakrętu zaczął strzelać do nas ten jeden, którego nie zabiłem.

Niemiec strzelał dalej, czym prędzej wziąłem ją na ręce. Podbiegłam parę metrów dalej, lecz odezwała się moja noga, która poważnie skręciłem rok temu. Czasem bóle powracały. Postawiłem dziewczynę i wziąłem ją pod ramię. Razem zaczęliśmy w powolnym tempie biec do obozu. Nagle dziewczyna upadła, wydając z siebie jęk.

- Moja noga... Kurt... - złapała się za udo, w którym znajdowała się rana postrzałowa.

Oboje staliśmy u bram nieba, chociaż ja do niego raczej nie trafię. Nie mogłem jednak tak po prostu usiąść i dać się zabić, dać ją zabić... Krew wypływała w bardzo szybkim tempie, nie zwiastowało to nic dobrego.

- Trzymaj się, wszystko będzie dobrze. - próbowałem zmusić ją do wstania.

- Idź. Będę cię spowalniać. - wyrwała się, przeszywając wzrokiem.

- Nie, nie zostawię cię, ja cię kocham. - szarpnąłem ją za koszulę.

- Spierdalaj stąd! Już! - wrzasnęła wraz z kolejnymi wystrzałami.

- Powiedziałem, że Cię nie zostawię! - odwróciłem się, chwyciłem ją za koszulę na ramionach i zdesperowany zacząłem ciągnąć po piachu.

- Weź broń... - podałem jej szybko pistolet. Przeładowała i zaczęła wymianę ognia z Niemcem. Po paru sekundach Gestapowiec był jednak szybszy, dzieliły nas metry.

- On mnie nie zabije, będą mnie torturować... Ja nie chcę tam wrócić. Kurt, jeżeli mnie kochasz, zabij mnie! - obróciła głowę w moją stronę. - Zabij mnie, nie chce znów tego przeżywać.

- Idiotka... - powiedziałem z niepewnym uśmiechem, nie słuchając jej słów - Spróbuj w niego trafić. Wszystko będzie dobrze.

Nie chciałem w to wierzyć, ale musiałem. Teraz obróciłem się tyłem do niej, wciąż ciągnąć za brudną koszulę.

- Weź ten pistolet i mnie zabij. - krzyknęła ponownie.

- Kocham cię! Nie jestem w stanie cię zabić. Uratuje nas! Zobaczysz, będzie dobrze! - wciąż w zaparte ciągnąłem Zuzię.

- To rozkaz. - powiedziała, jęcząc cicho z bólu.

- Nie. - warknąłem.

- Głupie Szwaby... Trzymaj się Frycu... - pomiędzy innymi usłyszałem ten jeden strzał, nagle ciężej było ciągnąć mi Panią Major.
Obróciłem się i zobaczyłem jak bezwładne ciało brunetki leżało z raną w skroni. W tym momencie i Szkop zaprzestał strzelania, wpatrując się w nas. Opadłem na ziemię, spoglądając w otwarte oczy kobiety. Na jej twarzy gościł nieśmiały uśmiech.

- Zuzia... Nic ci nie będzie, zaraz zabiorę cię do reszty - pochyliłem się i ruszyłem jej ramię. Nie doszło do mnie, co się stało.

Za chwilę nad nami stanął Gestapowiec, który chował właśnie pistolet.

- I tak widzę, że straciłeś już sens życia. Ty nie spełniłeś jej prośby, ja nie spełnie również twojej, a domyślam się jaka ona jest. - kucnął nad dziewczyną, wyciągając z jej ręki pistolet i odrzucając daleko. Wstał, trącił jeszcze jej ciało nogą i odwrócił się na pięcie.

Poderwałem się, doskakując do Niemca. Chwyciłem go za głowę i gwałtownie przekręciłem, skręcając mu kark. Mężczyzna opadł na ziemię. Zostawiłem go i wróciłem do Zuzanny. Dalej nie doszło do mnie co się stało.

- Zaraz cię opatrzymy, wykurujesz się. - wziąłem jej bezwładne ciało na ręce, ruszając ze łzami w oczach do bazy.

Zerknąłem na kobietę. Jej puste oczy przewiercały mnie na wylot. Spogladałem w brązowe tęczówki, które na nic nie reagowały.

                                ***

- Kurt! - słychać było wołanie z daleka.

Zachipnotyzowany dalej podążałem leśną ścieżka, nie orientując się, kiedy brygada znalazła się przy mnie.

- Pani Major... - Stefan zdjął swoją czapkę i ścisnął ją w rękach.

- Trzeba ją opatrzeć. - wpatrzony w dziewczynę, stwierdziłem bez uczuć.

- Kurt, Zuzanna... Ona już nie...

- Zamknij się! Nic jej nie będzie. - zerknąłem na ciało dziewczyny. Na dłoniach czułem już, że jej ciało robi się zimne. Nie mogłem w to uwierzyć... Niech to okaże się koszmarem, z którego za chwilę się wybudzę.

- Podaj mi ją, idź odpocząć... - podszedł do mnie Kamil i zabrał kobietę.

- Zostanę przy niej... - spogladałem na sztywne ciało dziewczyny.

- Tomek, Henryk... - skinął do nich facet. Dwójka od razu zaczęła mnie odciągnąć.

- Chodź Kurt. - trącili mnie w ramię.

- Nie, muszę z nią zostać! - upierałem się. Wtem Henryk położył ręce na moich barkach.

- Ona nie żyje! Słyszysz chłopie, nasza Major odeszła. Nie ma jej już z nami. - potrząsnął mną.

Wróciłem do rzeczywistości. Jej już nie było, nigdy nie będzie. Nigdy nie spojrzę już w piękne, brązowe tęczówki, nigdy nie dotknę długich, gęstych włosów, nigdy nie usłyszę jej głosu... Do myśli doszły łzy. Chłopacy usadzili mnie przy ognisku. W takiej pozycji przesiedziałem do rana, nie zmrużyłem oka, nie miałem ochoty na nic.

- Zjedź. - usłyszałem głos Stefana, który podał mi kromkę chleba.

- Nie jestem w stanie jeść. - rzuciłem.

- To wypij. - rozkazał.

- Nie.

Mężczyzna przyglądał mi się jeszcze chwile po czym odszedł zawiedziony, mówiąc coś reszcie. - List do Ciebie przyszedł. Przyniósł ten twój Szwabek, jak mu tam, no... Hans

- Potem... - mruknąłem, wstając i idąc w pole pełne zboża. Pierwszy raz chyba byłem tak załamany... Już  wolałbym, żeby Greta się przekręciła!
Usiądę przy którymś z drzew... I będę siedział... Po prostu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top