Zła Wiadomość
Parę dni po wypadku
Siedziałam przy stole, obserwując jak Hugo robi coś w papierach. Z sumiennego pisania wyrwał go odgłos pukania do drzwi.
- Otworzę - wstałam od stołu.
Otworzyłam drzwi i ujrzałam przed sobą mężczyzn w niemieckich mundurach. To było Gestapo...
- Ty no patrz, to ta. - powiedział mężczyzna znajdujący się z tyłu. Razem było ich trzech.
- Jadwiga Jabłońska? - spytali.
- T-t-ak - zaczęłam się jąkać.
- Jest może Oficer Hugo Heinrich Krause? - zapytał stojący na czele.
Zza moich pleców usłyszałam odpowiedź.
- Jest. Panowie coś chcą? Jestem zajęty. - w jego głosie można było usłyszeć pełne opanowanie i... władczość?
Osłupiałam, ja wiem po co oni tu przyszli.
- Herr Hauptmann! Musimy zabrać Pana służąca na przesłuchanie, być może wplątana jest w wypadek, który dotyczy Obersturmführera Kurta Hecka. - zameldował salutując.
- Nie zgadzam się. Jest potrzebna tu. Poza tym zwrócicie mi ją w opłakanym stanie, a co mi z takiej służącej? - zmierzył każdego po kolei.
- Ale to nasze obowiązki, Herr... - byli zmuszeni umilknąć, ponieważ Hugo im przerwał.
- Nie będę się powtarzał. - Krause odsunął mnie lekko za siebie, patrząc na towarzystwo.
- Herr Hauptmann, my musimy wykonać swoje obowiązki. - odezwał się jeden z nich.
- Musimy ją przesłuchać.
- Napewno jej do siebie nie zabierzecie, proszę bardzo. Zapraszam do salonu i w mojej obecności możecie zadawać jej pytania. - oznajmił im.
- Ale powinniśmy ją zabrać. - Niemiec znajdujący się na tyłach wciąż brnął w zaparte.
- W takim razie, poproszę wasze nazwiska. - przeleciał każdego wzrokiem - Jadwigo, przynieś kartkę i pióro.
- Ale Herr Hauptmann... - przecinągnął jeden.
- Nazwiska! - Hugon uniósł ton.
- Ernst Fisher.
- Karl Zimmermann.
- Oskar Engel.
- To co niedługo wszyscy na front? Zapisz ich dane. - zwrócił się do mnie, a ja z chęcią zaczęłam spisywac imiona tych Niemców.
- Nie, dobrze... W takim razie przesłuchamy ją tutaj. Dla nas to żadna różnica, ale...
- Zapraszam do salonu, shnell! Nie mam tu całego dnia na goszczenie Gestapo - rzekł lekko zdenerwowany i wpuścił żołnierzy.
Trzymałam się blisko Huga, okropnie się ich bałam. Patrzyłam na nich zza jego pleców. Weszli do salonu zasiadając na sofach, Krause obrócił się do mnie i złapał za ramiona.
- Nie możesz się bać, mów swobodnie. Słyszysz Jadwiga? Tylko to nas uratuje. - szepnął i wprowadził mnie do pokoju.
- To przesłuchanie, więc nawet nie proponuje napicia się czegoś. - Hugo usiadł obok mnie opierając się o kanapę. - Proszę, zaczynajcie.
Gastapowcy byli speszeni jego zachowaniem, ale nie odważyli się czegokolwiek skomentować.
- Ym. Więc jesteś służącą oficera? - wskazał na Hugona.
- Tak - odpowiedziałam żywo.
- W dniu w którym zraniony został Obersturmführer Kurt Heck. Proszę wszystko opowiedzieć, co robiłaś, co się wydarzyło. - rzekł jeden z nich.
Odetchnęłam i spokojnie zaczęłam.
- Oficer Kurt jest przyjacielem Pana Hugona, miał iść po materiał na nowy mundur. Hugo powiedział, abym poszła razem z Oficerem Kurtem, więc tak zrobiłam. Wyszliśmy poza miasto, Pan Oficer zaproponował, że pójdziemy przez las. I w trakcie napadli nas jacyś... Chyba szpiedzy, byli przebrani za niemieckich żołnierzy - nie wiedziałam co mówić dalej, pomyślałam, że zacznę płakać. - I oni... Jeden rzucił się na niego, a drugi na mnie, kiedy rozprawił się z tamtym zaczął odciągnąć ode mnie bandytę. Już chcieliśmy się zawrócić i uciekać do miasta, kiedy tamten dźgnięty nożem, on... resztkami sił strzelił do oficera! - dalej udawałam płacz, nie byłam pewna czy Kurt powiedział im to samo.
- Wiecie już wszystko, widzicie, że to było dla dziewczyny traumatyczne przeżycie. Starczy już. - poinformował ich Hugo wstając.
- Jeszcze jedno pytanie. - zmierzył go wzrokiem jeden z Gestapowców. - Ty zabiłaś tego szpiega czy oficer Kurt?
- Karl, przecież oficer już...
- Zamknij ryj Ernst! - krzyknął na kompana. - A więc? - zerknął na mnie.
Zaczęłam szybciej oddychać. Układałam odpowiedź w głowie.
- Oficer nie mógł się wtedy poruszać, bandyta dalej chciał zrobić nam krzywdę więc... Wyjęłam z jego brzucha nóż, który tam utkwił i zaczęłam go dźgać. Potem zepchnęłam ich na bok drogi i przyniosłam oficera do miasta.
- Mhm. - przytaknął. - Kto zawiózł go do szpitala?
- To miał być koniec. - upomniał ich Krause.
- Herr Hauptmann, musimy zadać jej wszystkie pytania, na które chcemy mieć odpowiedź. Proszę o cierpliwość. - uspokoił go chyba Oskar.
- Hans, Hans Kästner. - przetarłam mokre policzki.
Główny z nich czyli Karl wstał, za nim od razu podniosła się dwójka.
- Eh... Wersję się zgadzają - stwierdził jakby zawiedziony. Ty z chęcią byś się na mnie powyżywał, sadysto. - Nie będziemy już przeszkadzać. Heil Hitler! - wyprężył się i zasalutował Hugonowi wraz z resztą.
- Heil Hitler! - odpowiedział i odprowadził ich do drzwi.
Ja przestałam płakać i odetchnęłam z ulgą. Zaraz wrócił do mnie Hugo.
- Udało się. - przymknął drzwi i stanął obok stołu.
- Udało się... Naprawdę się udało. Nie zabrali mnie Krause, nie wzięli mnie ze sobą! - poderwałam się z sofy i rzuciłam w objęcia Huga. Byłam taka szczęśliwa!
Zaraz co ja wyprawiam! Oderwałam swoją głowę od jego klatki piersiowej i odsunęłam się lekko od sparaliżowanego Niemca.
- Przepraszam! - krzyknęłam dalej uśmiechając się do niego szczerze.
Odchrząkną i chyba lekko się uśmiechnął!? Nie wiem, za bardzo się cieszyłam, aby to zobaczyć.
***
Połowa czerwca, 1940r.
Hugo Heinrich Krause
Siedziałem z przyjacielem w moim mieszkaniu. Niedawno wypuścili go ze szpitala. Rana wciąż się goi, ale pozwolili mu wyjść, ale ma się oszczędźać. Jadwiga była gdzieś na mieście.
- No wyjmij coś, błagam Cię, Hugo! - prosił mnie spragniony alkoholu Kurt. No tak w szpitalu nie dawali mu przecież koniaku.
- Przestań, nie wolno Tobie. - tłumaczyłem jak małemu dziecku.
- No weź, boli mnie, muszę wziąć coś na znieczulenie. Schnapsa, albo koniak. Hugoo! - zrobił słodką minkę.
On naprawdę myśli, że takie coś na mnie zadziała. Ja nie jestem jedną z tych jego panienek.
- Kurt... - zerknąłem na niego spod brwi.
- No weź no ze mną się nie napijesz? Mogę zaraz skądś skombinować alkohol, jeżeli Tobie żal, to nie problem! - chciał podeprzeć się rękoma o stół i wstać, ale zrezygnował, czyli jednak dalej boli go rana.
- To nie chodzi o alkohol... - próbowałem uświadomić temu jełopowi.
- No to weź już kurwa nie bądź taki! - zmarszczył brwi i podparł brodę ręką.
Wyglądał jak mała, obrażona dziewczynka. Każdy by się zaśmiał, ale ja jak zawsze siedziałem z powagą wymalowaną na twarzy.
- Dobrze. - westchnąłem i wstałem po alkohol.
Postawiłem na stole trunek i zaczął się dobry wieczór...
***
- No, a wiesz co ta... Gott, jak jej było... Yh... O Brunhilda potrafi?! - Kurt prawie leżał na stole ze szklanką trzymaną w górze.
Też nie byłem do końca trzeźwy, ale jako tako się trzymałem.
- Chyba nie chcę wiedzieć... - przeciągnąłem.
Wzdrygnęliśmy się kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Ja pójdę - oznajmiłem i powoli wstałem z krzesła.
Pukanie rozległo się ponownie.
- Chwila! - krzyknąłem zmierzając w stronę drzwi.
Otworzyłem, stał w nich Hans z kawałkiem jakiejś kartki... Chyba.
- Hans? - spytałem. Wolałem się upewnić czy to on, bo aktualnie trochę słabo widzę.
- Tak, Kurt u Ciebie? Przekaż mu to. - podał mi przedmiot, który okazał się listem.
- Czekaj, wejdź, napijesz się z nami! - zaproponowałem.
- Nie, dziękuję. Brigitte przyjechała. - oznajmił z uśmiechem.
- A to zrozumiałe... Yy, Heil litra! - zasalutowałem... Nie, zaraz. - Heil Hitler! - poprawiłem się.
- Heil Hitler! - zaśmiał się i udał schodami w dół.
Zamknąłem drzwi i wróciłem do swojego kompana.
- Kurt... Poczta przyszła - podałem mu list.
- Kto to może być? - zerknął na mnie zdziwiony.
- Przeczytaj to się dowiesz. A skąd to?
- Z... Be.. Beflinka. - zapultał się.
- Wie? (Jak?) - zmarszczyłem brwi.
- Y, tfu! Z Berlina. - przytaknął sobie głową.
- Mm... Pewnie Greta, albo jakaś stęskniona kochanka. No, czytaj! - czekałem aż przyjaciel skończy odszyfrowywać wiadomość.
- O kurwa... - złapał się za głowę.
- Was? (Co?) - spytałem zaciekawiony.
- Hugo, kochany. Wiesz, że ja Ciebie stary uwielbiam, nie? - w jednej sekundzie wytrzeźwiał i spojrzał na mnie przerażony.
- Gadaj... - sam się przeraziłem.
- Kurwa... Bo ja, Mein Gott... Kathrin jest w ciąży. Twierdzi, że ze mną... - skulił się przymykając oczy i spoglądając na mnie.
- Żartujesz sobie teraz? - dopytałem. Nie, ja wiedziałem, że to się nie skończy dobrze. Świetnie, dwa dzieciaki z Gretą i kolejne z moją kuzynką?
- Czy ty kurwiu nie potrafisz pilnować fiuta? - walnął em w stół po chwili ściskając pęk swoich ciemnych blond włosów. Ona nie może mieć już z nim kontaktu, musimy coś z tym zrobić. Ona nie powinna mieć dziecka!
- No przepraszam stary! - poderwał się. - Myślałem, że... No... Ogarnę.- ściszył ton.
- Świetnie ogarnąłeś! A raczej nie zdążyłeś ogarnąć! - krzyknąłem.
- Nie mogę mieć kolejnego dziecka! - walnął w stół.
- Ogarnij się, musimy coś wymyśleć, może to nie twoje dziecko, ona nigdy nie była... Wierna jednemu, tak to nazwijmy.
- Mh... Ona nie wie o Grecie i dzieciakach?! - zapytał pełen zapału.
- No nie... Co masz na myśli.
- Jestem bezpłodny!
- Napiszesz jej to czy powiesz jak będziemy w Berlinie? - spytałem.
Czy tylko mi się zdawało, że ten pomysł jest idiotyczny?
- Chyba powiem... - spojrzał na mnie pytająco.
- Chyba powiedz. - dodałem. - Ale ty jesteś idiotą...
- Wiem! - krzyknął.
Uniosłem brwi i zmierzyłem go wzrokiem. Co się do cholery jasnej stało...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top