Nam Nie Wolno


- Hahah! O jejku, ale dobrze, że zostałam. - śmiałam się do oficera, który właśnie dopijał resztki szkockiej.

Kurt lał mi dzisiaj bardzo dużo alkoholu, ale sobie oszczędzał. Patrzył na mnie z uśmiechem i rozmawiał na różne tematy.

- Nie mam dzisiaj materaca dla Ciebie... - uniósł jeden kącik ust w górę.

- Powinniśmy jakoś sobie poradzić oficerze - zaśmiałam się i uniosłam kieliszek z wódka w górę zaraz wypijając przejrzysty płyn.

Kurt on... Dzisiejszego wieczoru patrzyłam na niego inaczej. Ja... Wiem, że jeżeli zaczęłabym mu coś sugerować to... to byłby udany wieczór.

Piękny uśmiech nie schodził mu z twarzy, a mundur dodawał tej męskości. Co się ze mną dzieje... Pragnę miłości i atencji, ale dlaczego mam oczekiwać tego akurat od niego. Od Niemca.

- Krause jest idiotą... - pokrecił głową, prześwietlając mnie swoimi niebieskimi tęczówkami.

Spojrzałam pytająco na mężczyznę.

- Jeszcze nie skorzystał, z... Tak cudownej służącej - rozmarzony schlebiał mi co chwila.

Napewno się zarumieniłam, choć i tak byłam już czerwona od alkoholu. Zaśmiałam się lekko i wstałam od stołu. Posłałam Kurtowi uśmiech i uciekłam do jego sypialni. Stanęłam przy oknie i obserwowałam jak ludzie zaczynają zbierać się wraz z zachodzącym słońcem.

Usłyszałam jak ktoś powoli zmierza w moją stronę, nie obracałam się. Czekałam na następny ruch oficera SD.

- Irytuje mnie to... Że jesteś tak blisko, - przerwał na chwilę - a zarazem tak daleko... - stanął obok mnie.

Obróciłam się, obraz mi się czasem zamazywał, ale nie było tak źle... Ten Niemiec jest podły, upił mnie, ale sam się powstrzymywał, pewnie żeby wszystko dobrze pamiętać.

- A co jak dzisiaj będę blisko... Bardzo blisko... - spuściłam wzrok w dół i zaraz znów spojrzałam w jego błyszczące oczy.

- Nie narzekałbym. - stwierdził.

Przybliżyłam się do Kurta i złapałam go za włosy, przybliżając nasze twarze do siebie. Pod wpływem tej całej dzisiejszej aury zaczęłam go namiętnie całować i czochrać dłonią jego ciemne, brązowe włosy. On nie czekał ani sekundy dłużej łapiąc mnie za biodra odwzajemnił pocałunek. Chciałabym tak cały wieczór, ale... Nie, co ja wyprawiam. Odepchnęłam go od siebie, patrząc bezwstydnie w jego oczy.

Niemiec stał lekko zdezorientowany z roztrzepanymi włosami i wodził po mnie wzrokiem.

To okropne uczucie, w sumie chcę a zarazem nie chcę...

Kurt czekał cierpliwie stojąc w bezruchu. Przęknęłam ślinę i wzdychając znów rzuciłam się w objęcia Niemca, chyba moje niezdecydowanie mu się podobało. Parę razy miałam okazję się całować, ale nikt do tej pory nie przebił Kurta, chociaż odnosiłam wrażenie, że da się lepiej, nie mam pojęcia skąd...

Tamte to były niewinne, ciche pocałunki, a to było czymś... Kompletnie innym. Powtórnie coś mnie tknęło i tym razem odsunełam się od niego gwałtownie.

- Nie rozumiem... - podniósł jeden kącik ust do góry.

Uśmiechnęłam się tylko uwodzicielsko.

Tym razem on podszedł do mnie, złapał mnie za rękę i poglądził policzek.

- Ubieraj się. - powiedział z entuzjazmem.

Kiedy stałam już w wejściu, pociągnął mnie za sobą i wybiegliśmy z kamienicy. Podeszliśmy kawałek i mężczyzna kazał mi usiąść na motor. Nie mam pojęcia jakie miał zamiary, ale zasiadł za kierownicę i odpalił silnik.

***

Kurt Heck

Jadę w miejsce, które napewno się jej spodoba. Już od dawna czekałem na moment, aby pobyć sam na sam ze słodką służąca Huga. Jeżeli się dowie, to mnie zabije, wpierw katując, ale ja już zadbam o to, aby o tym nie usłyszał. Ona sama nie będzie chciała mu nic powiedzieć.
Niedaleko miasta, obok wioski na skraju lasu znajdował się niewielki staw. Miejsce wyglądało pięknie, ponieważ oddzielał ogromne pola od pobliskiej puszczy. Słońce do końca nie zaszło, więc urok tego miejsca stał się jeszcze mocniejszy.

Odstawiłem maszynę obok i wziąłem Jadwigę na ręce. Zacząłem biec na pomost zaczynając się śmiać.

- Nie Kurt! - zdążyła krzyknąć zanim zanurzyła się w lodowatej wodzie.

Zdjąłem płaszcz, rozpiąłem guziki od munduru i zrzuciłem go z siebie. Zerknąłem na taflę wody i... Jadzia się topiła?
Kurwa co ja zrobiłem! To ona nie potrafi pływać?! A zaraz... nie spytałem się jej.
Czym prędzej wskoczyłem do wody i popłynąłem w stronę dławiącej się wodą, próbującej utrzymać na powierzchni dziewczyny przeklinającą moje imię. Złapałem ją i teraz miałem problem, bo trzeba było wydostać się z nią na brzeg...

Kiedy już mi się udało położyłem nieprzytomną Jadzię na dopiero co wzrastające trawie. Cholera!
Ale ja jestem ułomny!

- Jadziu! - poklepałem ją w policzek.

Dobra nie można tracić czasu, zacząłem reanimować kobietę, tylko tak żeby sprawniej szło to trzeba będzie rozpiąć jej trochę dekolt, tak, to pomoże.

Jednak nic nie działało... W stresie głowiłem się co jeszcze mam robić i do mojego pustego łba wpadł idiotyczny pomysł. Odetkam ją niczym wino!

Zacząłem robić coś na wzór "usta usta". Nachyliłem się nad jej twarzą, bacznie obserwując. Nagle poczułem wodę w oczach i odskoczyłem. Słysząc jej kaszel odetchnąłem z ulgą. Znów nachyliłem się nad nią, całując szybko jej szyję.

- Żyjesz! - rzuciłem pomiędzy pocałunkami.

- Ty jesteś poważny!? Prawie się przez Ciebie utopiłam ty durniu. Poza tym jest jakieś pięć stopni, chcesz żebym się przeziębiła? Dostanę zapalenia płuc i umrę, zobaczysz! - dostałem porządnie w lewy policzek. Powiem... że siłę to jednak ona ma.

To co ona nigdy nie pływała w taką pogodę?

Zmierzyłem ją, udając, że jestem zły. Na to zaczęła się odsuwać.

- Ał! - przeciągnąłem i zrywając się podniosłem całą mokrą Jadwigę.

Już wiem jak jej to wynagrodzę...

***

Gdy ona siedziała w salonie wtulona w kocyk, ja nalewałem do wanny gorącej wody. Dodałem jakiegoś specyfiku, aby się trochę pieniło i zapaliłem nawet świeczki. Ja to jestem jednak romantyczny!

Wyszedłem i zajrzałem do niej przez drzwi.

- Idź do łazienki. - uśmiechnąłem się w jej stronę, po czym udałem się do kuchni. Muszę skombinować sporą lampkę i wygrzebać jak najlepsze wino...

Wraz z naczyniem i butelką udałem się do pomieszczenia. Otworzyłem drzwi, w wannie leżała Jadwiga z zamkniętymi oczami. Nogą przesunąłem jej przemoczone ubrania i stanąłem przy wannie. Właśnie miałem powiedzieć  " Oto wino, madam", ale zapatrzyłem się na piękny widok. I tak patrzyłem, przez chwilę, dwie, może trzy, przechylając głowę na boki i uśmiechając się sam do siebie. Dobra stop, bo zaraz w ekspresowym tempie będziesz musiał opuścić to pomieszczenie Kurt!

- Wino... - kobieta wystraszona zmierzyła mnie, ale nie zasłaniała się. Jawohl..!

Ja mówię każdemu i mówić będę, że alkohol z ludźmi cuda czyni!

- Dziękuję... - uśmiechnęła się zabierając naczynie z trunkiem.

Przysiadłem na toalecie trzymając butelkę wina i zerkałem na dziewczynę.

- Dużą masz wannę. - zwróciła uwagę z uwodzicielskim uśmiechem.

- Wiem... - potwierdziłem.
Tak Jadziu, ja bym się tam jeszcze zmieścił.

Obserwowałem ją, kiedy wypiła wszystko podszedłem do niej i usiadłem na krawędzi dolewając jej trunku. Co chwila podsuwała naczynie bardziej do siebie, więc musiałem się nachylać. Wino się nalewało, a ja drugą ręką oparłem się o ścianę wyłożoną kafelkami i nachyliłem nad głową Jadwigi. Ona nie czekając zaczęła mnie całować. Kiedy zorientowałem się, że wino zaczęło się przelewać, po omacku odstawiłem butelkę i wróciłem do rozkoszowania się chwilą.

Kobieta nagle spojrzała mi w oczy i pociągnęła mnie za kołnierz w dół. Znalazłem się w wodzie, w mundurze! Proszę nosz kuźwa jego Mać, wszystko tylko nie mundur! Uspokiłem się jednak kiedy podniosłem głowę. Byłem idealnie na wysokości jej brzuszka. Uśmiechnąłem się do niej.

- To za te twoje jeziorko... - zaśmiała się i zaczęła chlapać w moją stronę.

- Ej! - krzyknąłem przez śmiech, przecierając włosy. I tak już przez te wpadnięcie do wanny, pół łazienki jest w wodzie.

Przestała i dalej śmiała się pod nosem.

- Widzisz jaki jestem grzeczny... - przejechałem dłonią po jej policzku. Starałem nie stracić równowagi, ponieważ podtrzymywałem się ręką o dno wanny.

- Doceniam - stwierdziła z uśmiechem.

- Ależ nie musisz. - już chciałem ją znów pocałować, kiedy zaczęła nerwowo.

- Nie, Boże, co my robimy! Przecież ty masz żonę - zasłoniła się rękoma i podkuliła pode mną.

- Heh... Żartujesz? Przecież, co Greta ma do powiedzenia. Może nie był bym taki żeby nie była z niej taka oschła suka. Nie martw się nią, ona jest w Berlinie. - Nie, moja hm... Kochana żona nie zepsuje mi tej nocy..

- I zajmuje się dwójką twoich dzieci! - krzyknęła - Proszę, wyjdź... - ściszyła ton.

- Nie, no Jadwiga, ty teraz sobie żartujesz - zaśmiałem się nerwowo.

Sheiße!

- Chcę się ubrać, proszę wyjdź. - poprosiła, odwracając wzrok.

Wstałem i zacząłem z grubsza wyciskać mundur. Wyszedłem z wanny, jeszcze raz spojrzałem na służącą mojego przyjaciela.

- Zaraz Ci coś przyniosę. - rzuciłem i wyszedłem.

Musiała sobie przypomnieć?! Cały wieczór poszedł się walić! Otworzyłem szafę o mało nie wyłamując drzwi i wziąłem jedną z moich koszul.

Wróciłem do pomieszczenia. Jadwiga stała okryta ręcznikiem i widać było, że wzięły ją wyrzuty sumienia.

Położyłem odzież na szafkę i wyszedłem. Zacząłem zdejmować górę munduru i udałem się do kuchni. Wyciskałem materiał nad zlewem, to samo zrobiłem z koszulą. Wróciłem do swojego pokoju. Dziewczyna siedziała na łóżku i patrzyła w podłogę. Wziąłem z szafy ubrania i poszedłem się przebrać.

Wróciłem i usiadłem przy niej.

- Może to chodzi o Krausego? - spytałem, zerkając na nią.

- Tu chodzi o twoją żonę. - wycedziła.

- Nigdy jej nie kochałem i nigdy nie chciałem się z nią żenić. - starałem się być opanowany.

- To trzeba było uważać. - posłała mi sztuczny uśmiech.

- Miałem kurwa osiemnaście lat! - uświadomiłem.

- I to Cię usprawiedliwa? - spytała.

Fuknąłem i wstałem.

- Nie, nie usprawiedliwia. - stwierdziłem.

- Dobrze, że przynajmniej to rozumiesz. - zmierzyła mnie. Zaczynała powoli przesadać.

Wyjąłem z szafy drugą poduszkę i rzuciłem na łóżko.

- Bitte. - prychnąłem.

Położyłem się i spojrzałem na plecy dziewczyny.

- Przestań w końcu myśleć o tej Grecie i chodź tu. - dalej brnąłem w zaparte.

Dalej leżała plecami w moją stronę, nie odpowiedziała. Przysunąłem się do niej i przytulając zacząłem składać pocałunki na jej ramieniu.

- Nie Kurt. Przestań. - zabroniła.

Gdybym był inny, kontynuowałbym swoje, ale rozumiem co znaczy nie... Przestałem i opuściłem głowę na poduszkę. Eh, no dobra najlepsze zostanie Hugonowi...

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top