Gest

Obudziłam się dość wcześnie, wszyscy jeszcze spali. Przetarłam oczy i rozejrzałam się po ciemnym pokoju. Na sofie leżał Hugo... Musiałam się czegoś napić więc poprawiłam się do siadu i rozejrzałam po pokoju. Na stoliku do kawy stała do połowy pełna szklanka z jakąś cieczą. Wstałam po cichu i podeszłam do naczynia, które było moim zbawieniem. Wypiłam wszystko. Ciecz okazała się być wodą, moje szczęście. Nagle Hugo zaczął się ruszać, wystraszona doskoczyłam do kanapy, rzucając się w pościel i nie ruszając się. Po chwili znów usunęłam...

***

Kiedy powtórnie się obudziłam nikogo nie było w pokoju. Słyszałam tylko kszątanie się po kuchni. Przetarłam moje zmęczone oczy wstając i kiedy się ubrałam chciałam zobaczyć kto znajduje się w kuchni. Dyskretnie zmierzałam w stronę pomieszczenia. Przy blacie stał Hugo co chwilę popijający wodę.
Również zdjęłam z szafki szklankę i stając przy oficerze wlałam sobie napoju.

- Zrobimy śniadanie. - poinformował.

Nie ma sprawy, sama mogłabym zrobić. Zdziwiło mnie słowo "zrobimy".

Ponakrywałam do stołu i zaczęłam nosić przygotowane wcześniej jedzenie przez oficera. Powiem, że nie wyglądało źle. Gdy skończyliśmy Niemiec stał patrząc się w okno, a ja oparta o blat spoglądając w białe kafelki. Ciekawe co on sobie właśnie teraz myśli...

- Wszystko? - dopytał odwracając się do mnie.

- Tak. - odpowiedziałam posłusznie, unikając zimnego spojrzenia mężczyzny.

Zmierzył mnie chłodnym wzrokiem od góry do dołu.

- Jako moja pokojówka musisz wyglądać bardziej elegancko... - zerknął z góry - pokaż mi w czym chodzisz na dwór.

Jakoże było zimno, a mi został tylko podziurawiony płaszcz z domu, było mi wstyd, ale posłusznie poszłam po ubranie.
Przyniosłam i podałam oficerowi potargane okrycie.

- Potem coś wymyślę... - oddał rzecz z powrotem i oderwał się od blatu, gdy do kuchni weszła Greta rzucając mi władcze spojrzenie co od razu zobaczył Hugo.

- Coś trzeba? - dopytał jak zawsze poważny.

- Wody, ale nie ma po co się fatygować. Obsłużę się sama. - odfuknęła do oficera co mu się nie spodobało. Ktoś tu chyba wstał lewą nogą...

- Dobrze... - odszedł i skinął do mnie głową, abym poszła za nim.

Usiedliśmy już do stołu i czekaliśmy na resztę, po chwili doszła do nas Niemka.
Zaczęła nakładać sobie jedzenie nie czekając na resztę.

- Może wypadałoby zaczekać na twojego męża? - powiedział Hugo patrząc z powagą przed siebie.

- Nie mam najmniejszej ochoty czekać, aż książę wstanie. -  powiedziała z pełnymi ustami.

Oficer pokiwał tylko głową i wrócił do wpatrywania się w krzesło stojące naprzeciwko niego.

Obserwowałam cichutko wszystko ze swojego miejsca. Wpierw miałam myśli, że może Kurt gada tak na swoją żonę, wyolbryzmiając niektóre zachowania. Teraz wiem, że mówił prawdę...

- Dzień Dobry. - o wilku mowa. Do stołu zasiadł również przyjaciel Huga.

Kiwnęłam nieśmiało w geście przywitania i spojrzałam na oficer Abwehry, który co chwila mierzył srogim wzrokiem kobietę jedzącą śniadanie.

- Smacznego wszystkim. - powiedział zaczynając nakładać sobie porcję.

- Dzieci jeszcze śpią? - Niemka spytała się swego męża, który właśnie rozpoczął posiłek.

- Tak. - przytaknął i wrócił do zajadania się. - Mm. Po południu będziemy już znikać, Greta musi jeszcze spakować siebie i dzieciaki, jutro wraca do Berlina.

- Dobrze, nie ma sprawy. - odpowiedział obojętnie Hugo.

Po chwili do jadalni przydreptały dwie małe, przesłodkie, zaspane istotki.

Hugo skończył jeść i oznajmując rodzicom, że zajmie się pociechami opuścił pokój. Chwilę potem również skończyłam, wzięłam swój talerz i tak jak oficer odłożyłam go do zlewu. Zostawiłam małżeństwo w jadalni, zmierzając do Huga i dwójki uroczych dzieci.

Niemiec siedział razem z pociechami na łóżku bawiąc się z nimi przedmiotami, które wczoraj otrzymały. Miał przy tym lekki uśmiech, a w oczach miłość. Jego oczy nie były obojętne - takie jak zawsze. Miały w sobie coś innego... zerkał na nie z troską. Hugo lubi dzieci, jest odpowiedzialny i ma do nich podejście, choć na pierwszy rzut oka nie wygląda.

Gdy zobaczył mnie jego wyraz twarzy zmienił się znów na ten sam co zawsze i skinął głową, abym do nich podeszła. Przycupnęłam obok oficera i uśmiechnęłam się szczerze do dwójki rezolutnych dzieciaków.

- Powiedź coś do nich. - zaproponował Hugo.

- Ale przecież... Rozmawiają tylko po niemiecku.

- Myślisz, że Kurt ich tego nie uczy? Porozmawiaj z nimi. - popatrzył na bawiące się ze sobą rodzeństwo.

- Hej - przywitałam się sympatycznie - Nazywam się Jadwiga, a wy?

- Ludwig i Editha! - przedstawił ich chłopczyk.

- Wujku a to twoja dziewcyna? - zapytał przesłodko, wprawiając Huga w lekkie zakłopotanie. Ja również odwróciłam wzrok od oficera i chyba lekko się zarumieniłam...

-Bawcie się, już za godzinkę będziecie jechać. - poinformował malce.

- A kiedy nas odwiedzicie z Jadźigą? - to jak Ludwig przeprawiał słowa było słodkie.

- Niedługo, jeszcze zobaczymy dobrze?

- Dobla! - Editha krzyknęła z entuzjazmem.

Te bliźniaki były wspaniałe!

                          ***

Stałam wyprostowana w jednym z lepszych sklepów i mierzył mnie jakiś szewc. Hugo siedział obok z obojętną minął i wszystkiemu się przyglądał. Kiedy mężczyzna już skończył zawołał oficera i oboje udali się do innego pomieszczenia. Hugo rzucił jeszcze szybkie ,, usiądź sobie " i zniknął. Siedziałam grzecznie przypatrując się wszystkim rzeczom do okoła. Pięknym czarnym trzewikom, skórzanym kozaczkom, sukniom, spódnicom i zdobionym koszulom. Kiedyś nawet nie śniło mi się być w takim miejscu.

- Jeżeli będzie coś jeszcze trzeba, służę! - rzekł do Huga szewc w okrągłych okularkach.

- Danke - podał mu banknoty do ręki i zamierzał w moją stronę z papierową torebką, pudełkiem i beżowym płaszczem w ręku.

- Nie jesteś u byle jakiego oficera. - stwierdził z powagą - u mnie nikt nie chodzi bez niczego. Zakładaj - wyjął z pudełka brązowe krótsze kozaczki i podał płaszcz.
Wzięłam od niego niepewnie rzeczy i zrobiłam to co kazał. Zgarnął moje stare rozklepane buty jak i płaszcz w nie lepszym stanie.

- Ma Pan tu może kosz? - krzyknął do mężczyzny, który go obsługiwał.

- Oczywiście Oficerze Krause, stoi tam - wskazał ręką.

Hugo podszedł i wyrzucił moje stare rzeczy. Wyszliśmy z lokalu, zmierzając do mieszkania.

- Dziękuję... - podziękowałam za ciepłe odzienie, to był spory gest. Zamarzłabym w zimę.

- Nie masz za co. - wręczył mi jeszcze torbę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top