Off My Chest


Hanahaki to fikcyjna choroba występująca, gdy ktoś zakocha się bez wzajemności w swojej bratniej duszy i darzy ją uczuciem tak silnym, że w głębi serca umiera z powodu braku dotyku i czułości obiektu westchnień. Ta fikcyjna choroba zakochanych bez wzajemności przejawia się w tym, że w płucach zapuszczają korzenie piękne kwiaty. Zaczyna się od wykaszlenia kilku płatków, później w zależności od siły z jaką kocha się drugiego człowieka, kwiaty te rosną szybciej lub wolniej. Wkrótce rozprzestrzeniają się w układzie oddechowym, na końcu docierając do serca. Choć to piękne cuda natury, sprawiają ból. Do momentu gdy wykaszlenie płatków staje się już niemożliwe z powodu bujności roślin i dochodzi do uduszenia. Śmierć z miłości może nastąpić w kilka dni lub nawet kilka lat.

Oczywiście istnieje możliwość wyleczenia się z hanahaki. Pierwsza metoda polega na chirurgicznym usunięciu kwiatów z płuc, spowodowanie ich uschnięcia, ale wiąże się to z całkowitą utratą wspomnień związanych z kochaną osobą. Po takiej operacji nie można już nigdy żywić do niej żadnych uczuć.

Źródło:http://poppapraniec.blogspot.com/2017/11/hanahaki-choroba-kwiecistych-puc.html?m=1

---------------------------------------------------------

Nie.
To nie mógł być on.
Wiedział, że to się czasami zdarzało, ale nie jemu. Nigdy nie jemu. Nie wielkiemu królowi wampirów, królowi życia! To nie powinien być on!

Ayato spojrzał z dzikim przerażeniem na niewinne różowe płatki goździków spoczywające u jego kolan. Jego dłonie trzęsły sie, a ból w płucach narastał.

Czuł to już wcześniej. Narodziło się gdzieś w jego klatce piersiowej, pewnego wieczoru kiedy leżał w łóżku i jego myśli całkiem przypadkiem odeszły zbyt daleko w jej stronę. Wtedy jeszcze sie tym nie przejmował, tylko dziwne uczucie co jakiś czas ściskające jego tors, ale nigdy nie utrzymujące się tam zbyt długo.

Nigdy też nie połączył tego faktu z dziewczyną.
Jak w końcu miał to zrobić kiedy za każdym razem kiedy z nią był ten okropny ucisk natychmiast ustawał i nie pojawiał się już więcej przez długie dni.

Jednak czas szedł do przodu, a razem z nim postępowało to coś. To coś rosnące we wnętrzu Ayato jak pasożyt, powoli kiełkujące za jego żebrami. Czuł jak się rozrasta, otacza jego kości, wchodzi pomiędzy mięśnie, oplata płuca, wypełnia je, wypełnia i niezależnie ile chłopak próbuje się tego pozbyć nie puszcza. Zbiera się w nim jakby czekając na moment, żeby eksplodować, ale nigdy tak naprawdę tego nie robiąc.
Zostaje tylko dalej w jego wnętrzu, powoli i boleśnie, bardziej i bardziej uciskając go od środka. Był wampirem, ale nawet on nie był odporny na tego rodzaju ból.
Bywały noce kiedy nie mógł oddychać, łapał desperacko powietrze, dalej dusząc się czymkowiek co blokowało mu drogi oddechowe.

Dziś jednak ból był nie do zniesienia. Tamtego wieczoru obudził się oblany zimnym potem i stoczył się na ziemię myśląc, że to co tyle czasu w nim siedziało w końcu wyjdzie i puści jego nieszczęsne płuca, ale miał przed sobą długą noc zanim w końcu mogło się stać. Noc pełną bolesnego zwijania się i zastanawiania co zrobił by na to zasłużyć.

Jego gardło było tym wypełnione, ale niezależnie jak bardzo próbował, siedziało tam dalej uparte jakby gotowe do wyjścia, ale zatrzymane.

Aż w końcu nad ranem po nocy wymuszonych oddechów i cierpienia, Ayato w końcu wypuścił z siebie to co przez ten cały czas trzymało jego krtań w stalowym uścisku. Razem z kaszlem różowe goździki wysypały się jak bukiet na stary dywan w pokoju chłopaka, nie przyniosło mu to jednak ulgi, wręcz przeciwnie. Nigdy wcześniej nic nie bolało tak bardzo jak w tamtym momencie. Czuł to wszędzie, każda część jego ciała, jego płuca, serce, żołądek, nawet żyły, wszystko wypełniały te cholerne kwiaty.
Jego ciałem wstrząsnął brutalny kaszel, a podłoga zakryła się większą ilością płatków. Jak to było możliwe? Dlaczego wciąż czuł to w swoich płucach? Dlaczego dalej było pod jego skórą? Przecież przed chwilą wyrzucił z siebie tego tyle, czy to nie powinno ustać? Dlaczego wciąż było ich wiecej?!

Poczuł jak jego oczy zachodzą się łzami i nie wiedział czy to przez nagłe odruchy wymiotne nachodzące go z każdym oddechem, czy przez to, że dobrze wiedział co oznaczały te kwiaty. Ze złością zebrał goździki w garść i ścisnął je najmocniej jak umiał, dokładnie tak jak one sciskały go cały ten czas. Jego ramiona zadrżały razem ze szlochem, który z siebie wypuścił razem z kolejnymi paroma samotnymi płatkami.

Dlaczego go nie kochała? Zadał sobie pytanie desperacko szukając odpwiedzi. Czy nie był wystarczająco miły? Czy starał się za mało? Te wszystkie czasy kiedy próbował jej przekazać swoje uczucia najlepiej jak mógł, naprawdę nic dla niej nie znaczyły?

Więcej płatków wypadło z jego ust. Z trudem wydrapał jeden z nich, przyklejony do jego podniebienia.

Położył się na ziemi chwytając dłońmi szorstki dywan. Próbując usilnie znaleźć coś co sprawi że poczuje się lepiej. Jego rozmazana wizja padła po raz kolejny na te pieprzone goździki i poczuł jak ciepłe łzy spływają w dół po jego nosie i policzkach.

Nagle usłyszał kroki. Ciche i delikatne. Te, które dobrze znał. To była ona. Śmiała się cicho i szeptała coś w ciemnościach na korytarzu zaraz za jego pokojem. W pierwszej chwili prawie poderwał się z podłogi. Musiał jej powiedzieć. Musiał jej powiedzieć jak ją kocha. Może nie odwzajemniała tego teraz, ale przecież miłość może jeszcze wyrosnąć.

Jednak tak szybko jak się podniósł, opadł spowrotem na podłogę. Inna para kroków akompaniowała tym jej. Te również dobrze znał. Shu.

Czyli...czyli to było tak. Czemu on się w ogóle dziwił? Shu był starszy, mniej nerwowy, ładniejszy, bardziej ułożony. Ayato nie powinien nawet robić sobie nadzieji, to było do przewidzenia. Nigdy nie był niczyim pierwszym wyborem. Taki koniec był oczywisty, powinien się go spodziewać, powinien się przygotować...

Wampir zamknął oczy próbując powstrzymać kolejne słone krople przed ucieknięciem spod jego powiek. Powinien być zły. Powinien krzyczeć. Użalanie się nad sobą nie było w jego stylu ale nie potrafił zrobić niczego innego.

Jego gardło opuściły kolejne smutne płatki.

Reiji powiedział, że to może być usunięte. Wycięte z jego płuc, ale za jaką cenę. Ayato nie wiedział czemu, ale nie był gotowy tej ceny zapłacić. Nienawidził siebie za to uczucie. Dlaczego ta dziewczyna tak bardzo go obchodziła? Dlaczego była dalej dla niego tak ważna skoro wybrała Shu. Czy naprawdę był gotowy zapłacić życiem za samą pamięć o niej?

Wziął nagły łapczywy oddech nie orientują się że przez cały ten czas rośliny blokowały całkowicie jego płuca. Podniósł sie na łokciach i spojrzał na goździki teraz już szczodrze pokrywające podłogę jego pokoju. Tym razem zamiast je ściskać po prostu przejechał po nich dłonią. Były ładne. Jak ona...hmm

Czyli naprawdę to właśnie tak miał umrzeć?

---------------------------------------------------------

Baaaaardzo krótki shocik dedykowany najlepszej Aylalight

Pomysł na to narodził się kiedy pisałyśmy rp więc love to u ♡

Pierwszy raz rozpisuje się tak krótko xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top