impreza

~Keith~

Dlaczego on musi być taki denerwujący? Czy on w ogóle taki był? Jakoś chyba będę musiał to znieść robię to tylko aby był szczęśliwy.

L: Keith możesz już iść zmyć tą maseczkę.
K: Okej
L: A i mam nadzieję że masz jakieś porządne ciuchy ze sobą bo w tym co masz na sobie nie pójdziesz.
K: Co? Niby gdzie?
L: No na imprezę.
K: Ej była umowa że pomogę ci znaleźć kogoś na zastępstwo Allury, a nie że będę z tobą się szlajał na jakieś imprezy.
L: Ale na imprezach zawsze jest dużo dziewczyn.
K: Uhg nie wiem czy to dobry pomysł.
L: Przestaniesz dzisiaj marudzić?
K: Wiesz że nie przepadam za tłocznymi miejscami.
L: Wiem ale będziesz musiał to znieść.
K: Ugh no dobra robię to tylko dlatego abyś w końcu był szczęśliwy.

Nagle poczułem czyjeś ręce na w pasie domyśliłem się że to był Lance.

L: Dzięki że chcesz mi pomóc.
K: Dla przyjaciela wszystko.

A więc tak jak Lance wcześniej mówił nie chciał mnie puścić w moim ulubionym stroju czyli elastyczne spodnie i bluzkę oraz moją zajebiście czerwoną kurteczkę (musiałam XD) i postanowił dać mi jakieś swoję ubrania na szczęście mogłem chociaż spodnie zachować.

K: Czy to musi być konieczne?
L: Yep. Idź do łazienki, a ja ci przyniosę to co masz ubrać.
K: Okej¿

Tak jak kazał, tak zrobiłem i poszedłem do łazienki czekając aż Lance przyniesie to co przed chwilą mówił.

Puk puk (efekty dźwiękowe lvl ja XD)

L: Keith? Mogę wejść?
K: tak wchodź śmiało. ( Dlaczego to tak źle brzmi XD )
L: Mam to co trzeba więc masz i się ubieraj.
K: No okej.

Mówiąc to on od razu wyszedł. Więc czas się przebrać. Ubrania które dał mi Lance jakimś cudem na mnie pasowały czarna bluzka do połowy brzucha i z ramiączkami, do tego spodnie które mam już na sobię, i czerwoną w czarną kratkę koszule którą przewiązałem sobię ją na biodrach. Powiem szczerze że wyglądam nawet spoko. Wychodząc z łazienki zobaczyłem że Lance był już przebrany. Miał na sobie czarne elastyczne spodnie, niebieską koszulkę na biodrach i białą bluzkę z krótkim rękawem.

K: Nie wiedziałem że nosisz bluzki do połowy brzucha.
L: Bo nie noszę.
K: To skąd ją masz?
L: Porzyczyłem od siostry.
K: Zaraz... Co?

Wtedy Lance wybuchł śmiechem, mi za bardzo do śmiechu wtedy nie było.

K: I co się tak śmiejesz?!
L: Z ciebie bananie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top