🔹Rozdział 6🔹
*Yuri*
Stałem przed lustrem, wiążąc krwistoczerwony krawat. Miałem na sobie szary, szyty na miarę garnitur, czarne lakierki i białą koszulę. Ułożyłem włosy i wyszedłem z mieszkania.
Ciągle zastanawiałem się, kim jest człowiek, z którym piszę. Kiedy mój znajomy powiedział mi, że to jakiś Rosjanin, pierwsza moja myśl to Viktor, ale to raczej było niemożliwe. No, bo skąd miałby mieć Nick mojego internetowego konta?
Zmieniłem się, więc nikt mnie nie rozpoznaje.
Z nikim nie utrzymuję kontaktu.
Po za tym zadbałem o to, aby nikt mnie nie znalazł.
Oczywiście musiałem zobaczyć przed budynkiem pełno paparazzi. Całkowicie ich ignorując wsiadłem do limuzyny. Czasami ci dziennikarze bywali naprawdę głupi. Robili mi zdjęcia wiedząc, że i tak się im nie przydadzą.
Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Wyszedłem z limuzyny i skierowałem się w stronę wejścia. Podszedłem do stojącego mężczyzny, wyciągnąłem zaproszenie z marynarki i podałem mu je. Otworzył mi drzwi wpuszczając do środka.
Posiadłość była ogromna. Przypominała zamek królewski niewielkich rozmiarów. Wziąłem kieliszek szampana od chodzącego po pomieszczeniu kelnera i wzrokiem odszukałem Megan. Zobaczyłem ją rozmawiającą z tą jej głupią przyjaciółeczką. Przekręciłem tylko oczami i podszedłem do nich.
- Cześć.
Przyjaciółka Megan jak zawsze była we mnie wpatrzona. To było cholernie wkurzające. Dziewczyna należała do tej grupy szybko wskakujących do łóżka.
- Cześć Yuri - wyjąkała.
Boże, z kim ja się zadaję?! A raczej kogo muszę tolerować.
- Tata postanowił, że wylecimy wcześniej do Japonii.
Zachłysnąłem się szampanem słysząc to. To są chyba jakieś żarty.
- Co? - Musiałem się powstrzymać żeby nie krzyknąć.
- To są jakieś żarty - warknąłem.
*Viktor*
Pakowałem swoje rzeczy do walizki. Zadzwoniła do mnie mama Yuriego i poprosiła, abym przyleciał. Na początku nie chciałem się zgodzić, ale kiedy powiedział, że z jej mężem jest coraz gorzej, musiałem się zgodzić. Wziąłem Makkachina i zamknąłem drzwi. To wcale nie tak, że czułem się zobowiązany zrobić to ze względu na Yuriego. Bardzo ich polubiłem, po za tym mieli zostać moimi teściami.
***
Wyszedłem z samolotu i od razu zobaczyłem czekających na lotnisku Yurio i Phichita. Podszedłem do nich lekko zaskoczony.
- Wy tutaj? - Spytałem zdziwiony.
- Jest naprawdę kiepsko - powiedzieli jednocześnie. Zabrzmiało to naprawdę strasznie.
Po kilkudziesięciu minutach znaleźliśmy się przed szpitalem. Po chwili znajdowaliśmy się przed salą. Widok, jaki zobaczyłem był straszny. Pan Katsuki leżał przypięty do aparatury, był cały blady. Jego żona siedziała na krzesełku i trzymała go za rękę.
- Dziękuję, że przyleciałeś - powiedziała obojętnie, dostrzegając mnie.
Pewnie nadal ma mi za złe to, co zrobiłem Yuriemu. Zresztą wszyscy mieli.
- Viktor, podejdź - cichy głos, wyrwał mnie od smutnych myśli.
Podszedłem do łóżka, na którym leżał i usiadłem na krześle.
- Jest ze mną coraz gorzej. Nie stać nas na dalsze leczenie, operację ani leki. Przed śmiercią chciałbym zobaczyć mojego syna. To przez ciebie zniknął, dlatego sprowadź go z powrotem.
Jak ja mam to niby zrobić?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top