rozdział 11
- Harry? – Harry podniósł wzrok znad biurka, szczerze zaczynał się źle czuć, patrząc na swój gabinet, w miejscu, w którym stał Remus, blady i trochę zły.
- Remusie, coś nie tak?
- Co, w imię tego, co święte, robi Fenrir Greyback w kuchni? – spytał Remus z cichą furią. Harry zmarszczył brwi i wstał.
- Nie wiem. Miał pozostać w pokoju konferencyjnym...
- Dlaczego on w ogóle jest w posiadłości? – Remus zażądał odpowiedzi. Harry spojrzał na Remusa z ciekawością.
- Ma spotkanie z Tomem. Czy coś się stało?
- Nie, nie – odpowiedział cicho Remus, a jego twarz przybrała biały kolor.
- Masz z nim związaną złą historię – zdecydował Harry, obchodząc dookoła biurko do ojca chrzestnego – Rozumiem. Czy chciałbyś pójść ze mną, żeby zaciągnąć go z powrotem do pokoju konferencyjnego, czy wolałbyś, bym sobie z tym poradził sam? – Remus wzruszył ramionami, najwyraźniej zniesmaczony sposobem, w jaki Harry obchodził się z Greybackem.
- Wiesz, że jest wilkołakiem, prawda? – Harry uśmiechnął się lekko, choć jego oczy błyszczały z niepokoju.
- Owszem – Remus westchnął.
- Pójdę z tobą – Uśmiech Harry'ego zgasł.
- Remusie, nie chcę, żebyś zmuszał się do zrobienia czegoś, co sprawia, że czujesz się niekomfortowo. Bursztynowe oczy stwardniały, a Remus potrząsnął głową.
- Moim obowiązkiem jest, zarówno jako Junior, jak i twój ojciec chrzestny, aby opiekować się tobą. Idę z tobą – Harry przewrócił oczami, ale wyprowadził go z biura bez kłótni. Próbował zmierzyć się z poczuciem obowiązku Remusa podczas jednego pobytu z mężczyzną po tym, jak Syriusz wpadł w zasłonę. To nie było łatwe i nie miał ochoty próbować, kiedy Remus widział to jako swój obowiązek. Niektóre rzeczy, jak Harry się nauczył, nie były warte rozpętania wojny.
- O, świeże mięso – mruknął wilkołak przy stole, nie podnosząc wzroku, gdy Harry i Remus weszli do kuchni. Harry rozejrzał się po kuchni, cicho gestem nakazując Remusowi milczenie. Rozdrobnione mięso leżało rozrzucone wokół stołu i podłogi. Chociaż kuchnia była domeną skrzatów z rodziny Slytherina, pozostał tylko Slinky*, a Główna skrzatka wyglądała na przerażoną. Po raz pierwszy od przybycia do Slytherin Manor Harry wiedział, co Tom miał na myśli, mówiąc, że skrzatom, nie podobała się bliska obecność Śmierciożerców. Harry wyciągnął swoją różdżkę i rzucił zaklęcie, które spowodowało zniknięcie ze stołu i podłogi jedzenia, a potem zmrużył oczy na Greybacka, który się napiął.
- Dostałeś jasny rozkaz, by zostać w pokoju konferencyjnym prawda, Fenrirze Greybacku? – Greyback zakręcił się na krześle, warcząc.
- Odważasz się mi rozkazywać, człowieku? – Harry podniósł rękę, by powstrzymać Remusa, który spiął się za nim.
- Zahamujesz swój temperament albo znajdziesz się bez sojuszu z nami. Nie denerwuj mnie, Panie Greyback. Ostatnio znalazłem jakieś paskudne klątwy, które chciałem wypróbować – Greyback wydał z siebie warczenie, ale cofnął się.
- Kim jesteś? – Harry uśmiechnął się ironicznie – wydłużając włosy, by zakryć bliznę, i dodając stopę do jego wzrostu.
- Harry Potter – oznajmił chłodno, odgarniając włosy, aby pokazać bliznę – Teraz wrócisz do pokoju konferencyjnego, albo przeklnę cię, a potem wyrzucę. Jasne?
- Krystalicznie — warknął Greyback, obnażając zęby. Harry podszedł i wskazał miejsce za sobą, gdzie Remus trzymał otwarte drzwi – Ruszaj się – Greyback przeszedł obok Harry'ego i wyszedł przez drzwi, ale zatrzymał się, gdy zobaczył Remusa.
- Remusie – niemal zamruczał. – Chciałem cię tu spot... – Różdżka wbijająca się w grzbiet szyi wilkołaka uciszyła go.
- Nie ruszasz się – Harry syknął zimno. Greyback znów zaczął się ruszać – Intrygujące jest to, że chociaż on również jest wilkołakiem, Remus nie jest traktowany jak jakiś potwór.
- Remus jest zaufanym członkiem Mrocznego Zakonu i otrzymał swój Znak w zeszłym roku – oznajmił Harry chłodnym głosem – Pan, panie Greyback, jeszcze nie ma z nami przymierza, dopóki nie będę pewien, że nie wyrządzisz krzywdy nikomu z naszym Znakiem, lub tym, których nazywamy sojusznikami, do tego czasu będziesz traktowany jako niekontrolowany i być może niebezpieczne zwierzę. Przekonasz się, że mam prawo, zaufać tym, którym tylko chcę. Dopóki Remus nie poczuje się bezpiecznie w twojej obecności, będziesz traktowany jak potwór – Harry machnął ręką i drzwi do pokoju przyjęć się otworzyły – Do środka – Voldemort i Lucjusz stali, kiedy Harry wszedł za Fenrirem.
- Co się stało?
- Remus przyszedł do mnie, do biura. Greyback był w kuchni, bez strażnika, i zostawił bałagan no i przestraszył biedną Slinky – wyjaśnił spokojnie Harry – Również on i Remus wydają się mieć wspólną historię – Czarny Pan skinął głową, a potem spojrzał na nowego wilkołaka, który patrzył na Harry'ego i Remusa, który opiekował się swoim chrześniakiem.
- Harry mówi mi, że włóczysz się po dworze bez strażnika – mruknął.
- Byłem głodny – odparł Greyback, nie odrywając wzroku od Harry'ego, który ignorował go na rzecz obdarzania Remusa rozbawionym spojrzeniem. Voldemort zmrużył oczy.
- Crucio – Harry przewrócił oczami na sposób, w jaki jego kochanek przeszedł do swoich podwładnych.
- Remus i ja pójdziemy znaleźć Syriusza. Staraj się go zbytnio nie zranić, potrzebujemy tego sojuszu – Czarny Pan zakończył klątwę, po czym spojrzał na Harry'ego.
- Wiem to urwisie. Idź już.
- Chodź, Remusie – Harry wziął rękę ojca chrzestnego i wyprowadził go z pokoju. Zatrzymał się przed drzwiami wystarczająco długo, aby je zamknąć i założyć zaklęcie, które zna tylko Tom, i którego żaden inny Śmierciożerca nie może złamać. Potem Harry poprowadził Remusa przez dwór do miejsca, w którym wiedział, że Syriusz najprawdopodobniej będzie o tej porze dnia, w sali pojedynków.
- /-
Tom znalazł w kuchni swojego kochanka i dwóch chrzestnych chłopaka, rozmawiających przy filiżance herbaty. Usiadł na wolnym miejscu obok Harry'ego, po czym wziął filiżankę, którą podała mu Slinky.
- Wszystko dobrze Slinky? - zapytał swoją skrzatkę. Slinky uśmiechnęła się.
- Slinky czuje się dobrze, Panie. Pan się za bardzo martwi.
- Mogę się martwić, kiedy mam niekontrolowanego, sprytnego wilkołaka we dworze – warczał Tom, dmuchając na herbatę. Harry uśmiechnął się.
- Zgodził się na sojusz z nami? – Tom westchnął.
- Tak, to było dość trudne, ale w końcu ustaliliśmy postanowienia, na które wszyscy moglibyśmy się zgodzić. Wilkołaki są naszymi sprzymierzeńcami.
- A Fenrir? - zapytał Remus.
- Poszedł do domu z potężnym bólem głowy – zapewnił go Czarny Lord – Wierzę, że nauczył się, że wkurzanie mnie nie jest dobrym pomysłem, ani grożenie komukolwiek w moim domu lub ignorowanie bezpośredniego rozkazu. Wierzę, że wyjaśniłem mu również, jeśli Harry nie osiągnął tego wcześniej, że Pan Potter ma prawo do ufania, komu tylko chce, a ty i Black jesteście pod jego ochroną.
- Co mu powiedziałeś? - zapytał Harry z niedowierzaniem. Zostaw to Tomowi, aby zagrozić sprzymierzeńcowi, a i tak zdobywają sojusz.
- Ukarałem go kilka razy, użyłem kilku innych klątw, dowiedziałem się dokładnie, co wydarzyło się w kuchni, po torturowałem go jeszcze raz, poinformowałem go, że lubisz patrzeć na klątwy, które najlepiej działają na wilkołaki. Wspomniałem również, że ty i twoi ojcowie chrzestni jesteście poza ograniczeniami, jeśli nie chce stać się twoim nowym obiektem testowym, niech się lepiej zamknie, po torturowałem go jeszcze raz, a potem zabraliśmy się do roboty – Tom wzruszył ramionami. Głowa Harry'ego uderzyła o blat stołu.
- Gdyby Lucjusza tam nie było, wątpię, żeby w ogóle doszło do rozmowy...
*Odgłos stukania głową w stół*
- Przestań – Tom zmarszczył brwi, patrząc na Harry'ego – To dobry sposób na ból głowy – Harry przewrócił oczami i spojrzał na Slinky.
- Jak ty z nim wytrzymujesz Slinky?
- Hej! Lekki uśmiech dotknął ust Slinky.
- Slinky nie wie, o czym mówi Pan Harry.
- Bunt! – Tom oświadczył, waląc dłońmi w stół – Harry sprawia, że moje skrzaty się buntują! – Remus ukrył uśmiech, podczas gdy Syriusz ryczał ze śmiechu. Większość domowych skrzatów w kuchni, z których większość była zajęta przygotowaniami do obiadu, zasłaniały uśmiechy lub odwracały się od stołu i zakaszlały, by zakryć śmiech. Harry uśmiechnął się i pocałował kącik ust Toma.
- Przestań, ty głupi draniu. Twoje skrzaty domowe nie chcą się buntować, za bardzo cię lubią – Tom spojrzał na Harry'ego żartobliwie.
- Wiedziałem, że knujesz coś przeciwko mnie, urwisie – Harry roześmiał się, a następnie pociągnął swojego kochanka mocno. Kiedy Tom pogłębił pocałunek, Syriusz zawołał:
- Do pokoju! – Tom spojrzał na Animaga z irytacją.
- Zdaje mi się, że znam dobre zaklęcie, które zamieni cię w kota Black.
- Wszystko tylko nie to! – Syriusz płakał w udawanej panice, a potem rzucił się na Remusa, który śmiał się z ich wybryków.
- Luniaczku, ocal mnie, on odbierze moją godność!
- Jeśli naprawdę sądzisz, że to twoja godność, Syriuszu, mam takie zaklęcie. Potrzebuję kozła ofiarnego na... – Harry zaczął beztrosko. Syriusz patrzył na Harry'ego w szoku przez długą chwilę, po czym zwrócił się do Remusa z przerażeniem.
- Remusie, nasz chrześniak jest zepsuty – Wypuścił bardzo fałszywie brzmiący szloch – James nigdy mi nie wybaczy! – Wszyscy w kuchni wybuchnęli bezradnym śmiechem, nawet skrzaty domowe.
- / -
Planowali atak, zaraz po spotkaniu GW. Oddziały Harry'ego zostały ukryte w zaroślach i w cieniu wielkiego drzewa, które stało tuż za bramami Hogwartu. Zagłębienie się Harry'ego w książkę Toma o sztukach cienia okazało się nieocenione, jeśli chodzi o taktykę partyzancką, z której znani byli Śmierciożercy. Sam Harry był na terenie zamku, obserwując grupę ludzi, którzy mieli wyjść z zamku. Martwił się o swoich ludzi w Hogwarcie, nie słyszał żadnych informacji od Gin, od czasu spotkania GW, w którym on i Tom brali udział trzy tygodnie wcześniej. Wiedział, że jeśli coś jest nie tak, Minerwa dostarczy wiadomość do niego za pośrednictwem Fawkesa, a jeśli Fawkes zostanie odkryty, feniks przyleci do niego, gdy tylko uda mu się uciec od Albusa. Chyba że nie mógłby uciec od Albusa...
Harry, kochanie, musisz przestać się tym martwić. Jestem pewien, że wszystko jest w porządku. Głos Toma uspokoił nerwy Harry'ego.
Jeśli nie usłyszymy od nich w następną sobotę, idę na spotkanie GW i wykonuję trochę tajnej roboty.
Nie zatrzymam cię. Obiecał Tom.
Ha! Nadchodzą! Harry rzucił się w tył przez czyste pole, jeden cień w przestrzeni światła. Zamiast dostrzegać, poczuł, jak jego żołnierze prostują ramiona i przygotowują się do ataku. Dlaczego nie zaatakować tych, którzy uważają się za lepszych, ponieważ zostali po prostu ponownie nauczeni, jak rzucać właściwego Accio? Dlaczego nie sprawdzić, jak skuteczny jest ten klub, zobaczyć, jak szybko mogliby zakończyć tę wojnę. A jeszcze lepiej, Zakon będzie śledzony podczas spotkań. Harry stał nieruchomo jak posąg w cieniu bramy, gdy radosny tłum przeszedł obok niego. Uśmiechnął się, gdy nie zobaczył ani członków Zakonu, ani jego członków w tłumie, więc Juniorzy zwrócili uwagę na jego ostrzeżenie, opuścił szatę w cieniu, wciąż nie ruszając się. Małe dziecko, które uświadomiło sobie, że on tam jest, nie mogło mieć więcej niż osiem lat, zaczęła ciągnąć za ramię jej rodzica, patrząc w stronę, gdzie stał Harry.
- Tato, tato, tato, tato...
- Drętwota – Harry wyszedł na światło z zimnym uśmieszkiem, gdy dziecko upadło – Zastanawiałem się, czy panna Granger i jej koledzy uczą cię właściwie beze mnie — powiedział zszokowanemu rodzicowi dziecka i otaczającym go członkom tłumu, z których wszyscy wpatrywali się weń z niedowierzaniem.
- Atak! – Jeden z mądrzejszych członków tych, którzy go widzieli, krzyknął – To jest Potter! – Harry uśmiechnął się szyderczo, gdy zobaczył, że wiele różdżek nagle na niego wskazuje.
- Wszyscy jesteście zbyt powolni – poinformował ich rzeczowo, zanim zniknął w cieniu, gdy światła zaczęły błyskać, a Śmierciożercy zdawali się pojawiać z powietrza. Dopiero wtedy tłum zdał sobie sprawę, że zostali otoczeni i obawiali się o swoje życie. Harry, posługując się swoją Sztuką Cienia, przemknął przez tłum, gdzie oszołomione dziecko zostało zapomniane przez swojego panikującego ojca. Harry podniósł małą dziewczynkę i wskoczył z powrotem w cień bramy, dziewczynka owinięta była obiema rękami jego szyję, zanim wszedł na szczyt jednego z filarów, który stał po obu stronach żelaznej bramy. Ze swojego punktu obserwacyjnego Harry uważnie obserwował bitwę, uważając, czy jego ludzie są bezpieczni. Kazano im nie zabijać, chyba że ich własne życie byłoby w niebezpieczeństwie. Harry był zadowolony, widząc, że wszyscy słuchają jego rozkazów. Ufając dobrze wyszkolonym ludziom Toma, by radzili sobie bez jego ingerencji, Harry skierował wzrok na Hogwart. Wiedział, że Albus widział przednią bramę ze swojego biura. Prawdziwe pytanie brzmiało: "Czy byłby zbyt zajęty, krzycząc znowu na swoją kłócącą się grupę, by zauważyć migające światła bitwy". Dopiero gdy większość ludzi, którzy sprzymierzyli się z Jasną Stroną, zaczęli upadać, członkowie Zakonu zaczęli wychodzić z zamku. Harry zmusił znaki swoich żołnierzy do delikatnego palenia, który był sygnałem do odejścia, i uśmiechnął się, gdy wszyscy zniknęli z pola widzenia. Sam Harry czekał, aż członkowie Zakonu napadną na kilka osób, które były świadome. Potem znów rzucił cień, przytulając dziecko do klatki piersiowej opiekuńczo. Ojciec, który zapomniał o swoim dziecku, nie zasługiwał na to, by ją zatrzymać w jego oczach – Naprawdę jesteś bezużyteczny beze mnie, prawda Albusie? – Uśmiech Harry'ego był protekcjonalny, gdy grupa czarodziejów i czarownic skierowała w niego swoje różdżki. Albus zmrużył oczy niebezpiecznie.
- Harry, dlaczego nie przyjdziesz tutaj, żebyśmy mogli porozmawiać?
- Nie przyszedłem tutaj, żeby z tobą rozmawiać ty staruchu – zwrócił się Harry złośliwie, uśmiechając się chłodno, gdy oczy Albusa zwróciły się w jego stronę zaskoczone – Uważaj Albusie, mam szpiega w twoim biurze być może powinieneś bardziej uważać na to, gdzie odbywają się twoje spotkania i leniwe pogawędki z dziwnymi Tiarami Przydziału, co? – Albus wyglądał na wściekłego i skierował swoją różdżkę na Harry'ego.
- Avada Kedavra! – Obrzydliwie zielone światło błysnęło w pustym powietrzu i Albus odkrył, że on i Harry nagle stykali się praktycznie nosami.
- Prawie zabiłeś niewinne dziecko, Albusie. Musisz być ostrożniejszy – Harry, a jego oczy błyszczały gniewnie.
- Być może zbyt łatwo na tobie polegałem – syknął Albus w odpowiedzi.
- Tak — Harry zgodził się głośno – Być może zgwałcenie mnie nie było wystarczająco ostre. Powinieneś był mnie zabić, zamiast tego, to rozwiązałoby wiele problemów. Czyż tak nie uważasz, Albusie? – A potem zniknął bez żadnego dźwięku. Albus został sam na morzu gapiących się, przerażonych twarzy.
- / -
- Dlaczego zabrałeś ze sobą bachora? – warknął Voldemort, kiedy tylko Harry wszedł do pokoju, w którym Czarny Pan spotykał się z Lucjuszem, Rudolfem i Ranonem Parkinsonem – ta ostatnia dwójka, była na nalocie. Harry siedział spokojnie na swoim zwykłym miejscu obok kochanka, ostrożnie układając dziecko na kolanach.
- Ojciec opuścił ją na rzecz uratowania własnej skóry. Nie chciałem, żeby coś się jej stało.
- Jesteś zbyt miły, Lordzie Potter – westchnął Rudolf, kręcąc głową. Harry delikatnie przejechał przez miękkie, ciemnobrązowe włosy i uśmiechnął się smutno.
- Być może jestem – Voldemort odchrząknął i obdarzył Harry'ego surowym spojrzeniem.
- Nie możesz jej zatrzymać – Harry wzruszył ramionami.
- W takim razie oddam ją Syriemu... Powiedział, że zawsze chciał, żeby dziecko nauczyło jego starej sztuczki...
- Dobrze, możesz ją zatrzymać! – pozwolił Czarny Pan, po czym potarł czoło w poirytowaniu. Harry uśmiechnął się złośliwie.
- Dzięki – Lucjusz odkaszlnął.
- Mój Panie, wydaje mi się, że właśnie wyszedłeś wyślizgowany [Jakkolwiek źle to nie zabrzmi 😂]
- Zauważyłem – Voldemort obdarzył kochanka suchym spojrzeniem – Twoim zadaniem jest trzymać ją z dala od kłopotów i nie dać jej zabić. Jeśli znajdę ją w moim biurze, wylewituję ją z powrotem do ciebie, a teraz znajdź jej pokój, a później zdasz raport – Harry wstał i skłonił głowę, po czym gładko wyszedł z pokoju.
- / -
Kiedy dziewczynka się obudziła, znalazła się w ciemnym pokoju w wielkim łóżku. Była w absolutnym zachwycie, kiedy usiadła i rozejrzała się po wypełnionym cieniem pokoju. Wszystko było wspaniałe i o wiele lepsze niż w jej domu.
"Gdzie ona była?"
Drzwi otworzyły się powoli i zielone oczy spotkały się z błękitnymi na długą chwilę, zanim Harry uśmiechnął się ostrożnie.
- Hej, jak się czujesz? - zapytał, wsuwając się do pokoju i zapalając kilka świec, zanim zamknął drzwi.
- Jesteś Harrym Potterem, prawda? Chłopcem, Który Zdradził? – zapytała cicho dziecko, przytulając kolana do piersi. Harry skrzywił się na przydomek, które przyznało mu Ministerstwo, wkrótce po śmierci Knota.
- Przyznaję, że to są przydomki, pod którymi najprawdopodobniej mnie znają – zgodził się Harry, przysuwając krzesło i siadając obok łóżka dziecka – Ale mogę cię zapewnić, że nie jestem taką osobą, o jakiej mówią gazety – Dziewczyna gwałtownie potrząsnęła głową, marszcząc brwi.
- Gdzie jest tatuś? Gdzie ja jestem? Co zrobiłeś z tymi wszystkimi ludźmi? – Harry westchnął.
- Jesteś w naszej bazie i mogę ci tylko powiedzieć, że twój ojciec żyje, podobnie jak w przypadku wszystkich innych ludzi, którzy poszli na spotkanie GW, nikt nie został zabity, byli po prostu oszołomieni lub zdezorientowani. Kiedy ich zostawiłem, Zakon już tam był – Dziecko rzuciło Harry'emu smutne spojrzenie.
- Dlaczego nas zaatakowałeś? Po co mnie tu przyprowadziłeś? Chcę tatusia... – Harry podał dziewczynce chusteczkę i spojrzał ze smutkiem, a ona wyszorowała twarz i wepchnęła nos w materiał.
- Szczerze mówiąc, zrobiłem to, żeby zwrócić uwagę Albusa Dumbledore'a. A twój ojciec? – Harry wstał i podszedł do mocno zasłoniętego okna, wyglądając przez szczelinę, po czym znów się odezwał: – Nie wiem, czy on cię weźmie. Nie ma cię już od prawie całego dnia – Łagodny szloch wyszedł od dziecka, zaczął boleśnie tłuc serce Harry'ego.
- Czy zamierzasz mnie teraz torturować? - jej głos był złośliwy, zbyt złośliwy jak na dziecko.
- Będziesz tu bezpieczna – powiedział głucho Harry – Jedyną zasadą Lorda Voldemorta jest to, że nie możesz wchodzić do jego biura, a po reszcie dworu, możesz spokojnie się przemieszczać – Spojrzał na nią zielonymi oczami – Śmierciożercy przychodzą i odchodzą, kiedy im się podoba. Proponuję ich unikać, jeśli możesz, jeśli znajdziesz się w kłopotach, zawołaj mnie lub Mrużkę, ona jest skrzatką domową, polubisz ją – Podszedł do drzwi – Czy jesteś głodna?
- Nie – przyszła ostra odpowiedź. Harry wzruszył ramionami – Przebierz się – Potem wyszedł, pozostawiając otwarte drzwi.
- / -
- Ona mnie nienawidzi – jęknął Harry, kładąc się do łóżka. Tom zerknął przez biurko.
- Harry... – westchnął – Kochanie, próbowałem skłonić cię do oddania jej – jej rodzinie. Wiedziałem, że to się stanie.
- Wiem – Harry odparł cicho. Tom potarł nos ze zmęczeniem.
- Co się stało po tym, jak wszyscy odeszliście, kochanie?
- Po ataku?
- Tak – Harry wzruszył ramionami apatycznie.
- Zetknąłem się z Albusem. Próbował mnie zabić, więc poinformowałem cały Zakon o tym, że mnie zgwałcono – Tom odwrócił się na krześle z szeroko otwartymi oczami.
- Harry, to nie było częścią pierwotnego planu!
- Nie obchodzi mnie to – stwierdził chłodno Harry – Zakon musi wiedzieć, za kim tak naprawdę podąża – Tom zsunął się z krzesła i podszedł do łóżka. Usiadł obok Harry'ego i delikatnie przejechał dłonią przez dzikie, czarne włosy.
- Kochanie – Zieleń napotkała czerwień, a potem:
- Chcę cię – Tom pochylił się i mocno pocałował Harry'ego, palce tańczyły wzdłuż linii guzików na szacie Harry'ego i rozpinały je. Harry nie poruszył się, tylko zamknął oczy, dając swojemu starszemu kochankowi całkowitą kontrolę. Po rozpięciu szaty Harry'ego, Tom po prostu zrzucił ją z młodszego mężczyzny, a potem zrobił to samo z własną szatą. Czarny Pan wyciągnął się nad drugim i pocałował go, gdy jego ręka wsunęła się pod Harry'ego i przygotowała go. Tym razem nie było gry wstępnej. Był tylko seks; dwa gorące ciała ocierają się o siebie, zbliżają się i topią, i pchają w jedynym, wrażliwym punkcie. To nie było kochanie; to było cholerne, paskudne, pieprzenie, te wszystkie rzeczy i nic więcej. Tak, między dwoma uczestnikami była miłość, ale tym razem nie chodziło o miłość; to była potrzeba, potrzeba zapomnienia i udawania. To była stabilność w świecie pełnym chaosu. A gdy obaj podeszli cicho, Tom ułożył się pod kołdrą, po czym machnął ręką, gasząc płomienie świec. Harry ukrył twarz w piersi Toma, przyciskając się do starszego czarodzieja.
- Kocham Cię – Tom zamknął oczy i otoczył Harry'ego ramionami.
- Ja też cię kocham, Harry. Prześpij się. Wszystko będzie dobrze.
- Wiem.
- / -
Harry był już w drodze, by zjeść śniadanie w kuchni, kiedy usłyszał głosy:
- Ona jest drobną rzeczą, co nie Bella?
- Co chcesz z nią zrobić Lyle? - Głos Bellatriks odpowiedział głucho.
-
Potrzebuję podgrzewacza do łóżka, oczywiście – Harry rozpoznał ten głos. To był Lyle Bletchley, chłopak, który był kilka lat wyżej niż Harry, w trakcie nauki w Hogwarcie.
- Być może chcę nowego celu do treningu – odpowiedziała beztrosko Bellatriks. Harry zsunął się korytarzem, nieświadomie wsunąwszy się w objęcia cieni. W rezydencji była tylko jedna dziewczynka i to była dziewczyna, którą Harry przyniósł wczoraj. Rzeczywiście, skulona pod ścianą, pod głodnym spojrzeniem Bellatriks i Bletchleya, była młoda dziewczyna, którą Harry wziął ze sobą wczoraj. Wściekłość sprawiła, że Harry zacisnął dłonie w pięści i wyszedł z cienia tuż za tymi dwoma Śmierciożercami, został zauważony tylko przez dziewczynę, która odetchnęła z ulgą.
- Może – syknął zimno Harry – Oboje powinniście posłuchać, dlaczego dziecko będzie biegać po posiadłości, zamiast decydować, kto ją zabierze do siebie.
- Mój Panie! – krzyknął Bletchley, odsuwając się od Harry'ego z przerażonymi oczami. Z drugiej strony Bellatriks tylko uśmiechnęła się do Harry'ego.
- Dlaczego Potter, zawsze wchodzisz mi w drogę?
- Może dlatego, że to mój dom i zawsze tu jesteś? – zasugerował nieprzyjemnie Harry. Dłoń Bellatriks wystrzeliła i owinęła się wokół gardła Harry'ego w tym samym momencie, w którym różdżka Harry'ego dotknęła jej czoła.
- Zobaczmy, kto kogo zabije pierwszego – zasugerowała Bellatriks, tym samym tonem, którego używał właśnie Harry.
- Mam lepszy pomysł – odezwał się wściekle wężowy głos z końca korytarza – A może puścisz swojego pana, zanim poczuję potrzebę wyrwania z ciebie kończyn? – Bellatriks odsunęła się od Harry'ego i opadła na kolana, a potem przyczołgała się do miejsca, gdzie stał Voldemort, a Bletchley skulił się przed nim. Harry delikatnie pocierał gardło, gdy patrzył, jak Bellatriks całuje brzeg szaty Voldemorta. Twarz Czarnego Pana stała się okropna, gdy Bellatriks przemówiła:
- Tak mi przykro, mój Panie, straciłam panowanie nad sobą.
- Tak – zgodził się Voldemort z szyderczym uśmiechem – A może następnym razem będziesz pamiętać, aby kontrolować się w obecności Harry'ego – Czarny Pan machnął różdżką na kobietę i zniknęła. Potem zwrócił się do Bletchleya – Jeśli nie ty ją tu przyprowadziłeś, to naucz się nie tykać tego, co nie twoje.
- Tak mój Panie, przepraszam mój Panie.
- Wynoś się stąd – rozkazał Harry z lekkim zgrzytem. Bletchley uciekł. Voldemort spojrzał na Harry'ego.
- Jak twoje gardło? – Harry zamrugał z troską.
- W porządku – Odwrócił się do dziewczyny, która wciąż stała pod ścianą, a jej oczy przylepiły się do Czarnego Pana na końcu korytarza i napełniły się przerażeniem – Dziewczynko? – Voldemort podskoczył do swojego kochanka i dziewczynki.
- Nie mów mi, że jeszcze nie zapytałeś o jej imię, Harry – Harry rzucił Czarnemu Panu zirytowane spojrzenie.
- Wypchaj się draniu – Voldemort wzruszył ramionami, a potem spojrzał na dziewczynę – Jak masz na imię dziewczyno? – Drżąc gwałtownie, dziewczyna odpowiedziała:
- Cynthia Whyte – Harry podniósł dziewczynę i przycisnął ją do piersi, gdy stanął przed Czarnym Panem.
- Wystraszyłeś ją.
- Naprawdę? – odpowiedział sarkastycznie Voldemort. Harry prychnął.
- Och, idź na spotkanie, zrzędo – Uśmiech szarpnął wargi Czarnego Pana i wyciągnął Proroka Codziennego.
- Pomyślałem, że możesz być zainteresowany artykułem na pierwszej stronie.
- Znów chodzi o mnie, prawda? - zapytał sarkastycznie zielonooki.
- Właściwie to chodzi o maczanie palców przez Dumbledore'a w sprawie złego traktowania z rąk Vernona... Najwyraźniej Petunia złożyła własne zeznanie, gdy tylko dowiedziała się o tym, co powiedziałeś wczoraj... Cały świat jest w chaosie... – Uśmiech Voldemorta rozszerzył się – Gdybym wiedział, że masz zamiar oczernić starucha w oczach wszystkich, kazałbym ci zrobić to lata temu.
- Jesteś zabawny – poinformował swojego kochanka, wkładając gazetę do kieszeni szaty – Idź już – Voldemort wzruszył ramionami – Następnym razem, gdy Bella będzie próbowała cię zabić, zawołaj mnie.
- Powiedziałeś, że jest moja – odparł ostro Harry.
- Jest. Po prostu nie chcę, żeby cię zabiła, bo jesteś zbytnio gryfoński, żeby wezwać pomoc – odparł – Następnym razem skontaktuj się ze mną – Harry zacisnął usta.
- W porządku – Voldemort skinął głową, a potem obrócił się na pięcie i wyszedł z korytarza. Harry zaczekał, aż odejdzie, zanim spojrzy w ciemnoniebieskie oczy.
- Jadłaś śniadanie? – Cyntia zagryzła dolną wargę.
- Nie – Harry uśmiechnął się, po czym skierował się do kuchni.
- Powinnaś zawołać Mrużkę. Poprosiłem ją, żeby spełniała twoje zachcianki i uczyniła je priorytetem, jeśli potrzebujesz pomocy. Zawołaj ją, obiecuję, że przyjdzie.
- W porządku – Harry puścił dziewczynę, gdy byli już w kuchni, i uśmiechnął się do dwóch mężczyzn, którzy siedzieli przy stole.
- Macie coś przeciwko jak się dosiądziemy?
- Nie – odpowiedział z uśmiechem Rudolf. Rabastan, obok niego, wzruszył ramionami i wepchnął do ust kolejne jajko.
- Świetnie – Harry uniósł Cyntię na krzesło, ignorując zniekształcone spojrzenie, które otrzymał w zamian, i zawołał: – Mrużko! – Jasno ubrany skrzat domowy pojawił się z trzaskiem.
- Co Mrużka może zrobić dla Pana Harry'ego? – Harry uśmiechnął się.
- Mrużko, to jest Cyntia. Cyntia, to jest Mrużka.
- Panna Cynthia jest tą osobą, którą Pan Harry chce, żeby Mrużka się zajmowała?
- Gdybyś mogła, tak – zgodził się Harry – Mrużka uśmiechnęła się szeroko.
- Mrużka z przyjemnością zajmie się panną Cyntią! – Harry przytaknął i usiadł obok zaskoczonej dziewczyny.
- Co chcesz na śniadanie Cyntia?
- Uhm, nie wiem, cokolwiek – wymamrotała Cyntia. Harry przytaknął i mrugnął do Mrużki.
- Angielskie śniadanie dla nas obojga
- Oczywiście! – zapewniła ich Mrużka, a potem uciekła w kierunku kuchni. Harry uśmiechnął się do Cyntii.
- W porządku?
- Tak – odpowiedziała cicho Cyntia.
- / -
- Czy mogę przeczytać artykuł, panie Harry? – zapytała wesoło Cyntia. Skakała obok Harry'ego, który szedł w kierunku biura do pracy. Harry spojrzał w dół z lekkim uśmiechem. Dobre śniadanie i kilka dowcipów z Rudolfem, przy stole sprawiło, że dziecko stało się bardziej przyjazne.
- Czy twój ojciec zwykle pozwala ci spojrzeć na gazetę? – Twarz Cyntii opadła na krótką chwilę, zanim zmusiła ją do powrotu do życia.
- Czasami – Harry przytaknął i podał jej kartkę, mógł ją przeczytać później, a potem zatrzymał się przed swoim biurem – Cyntia, to jest moje biuro. Zawsze jesteś tu mile widziana, ciemnozielone drzwi o tam – Harry wskazał korytarz – To biuro Voldemorta, nie chcesz tam wejść, zaufaj mi. Drzwi po drugiej stronie korytarza od biura Voldemorta, nie widać tego stąd, to biuro Lucjusza Malfoy'a. Wątpię, by coś zrobił, gdybyś tam weszła, ale nie sugerowałbym tego – Harry uśmiechnął się do dziewczyny, która przeskoczyła przez korytarz, aby mogła dostrzec drzwi Lucjusza – Czy chciałabyś przyjść do mojego biura i to przeczytać?
- Tak! – Cyntia przeskoczyła przez korytarz do biura Harry'ego. Harry usiadł za biurkiem i patrzył, jak Cyntia krąży wokół i przez chwilę wpatruje się w jego mapy i małą kolekcję gadżetów, po czym przewraca arkusz pergaminu i zaczyna go analizować. W pokoju panowała cisza przez dobre pół godziny, zanim Cyntia spytała:
- Panie Harry? – Harry podniósł wzrok, pisząc odpowiedź do jednego ze swoich szpiegów w Ministerstwie.
- Tak? – Cynthia machnęła kartką.
- Czy ten artykuł jest prawdziwy? – Harry zamrugał.
- Jeszcze tego nie przeczytałem, ale prawdopodobnie tak jest, ponieważ Voldemort powiedział, że moja ciotka złożyła zeznanie – Cyntia spojrzała na duże zdjęcie Albusa na pierwszej stronie i uderzyła go.
- On jest zły – Oczy Harry'ego rozszerzyły się.
- Whoa, whoa, co dokładnie mówi ten artykuł, kto to napisał?
- Rita Skeeter — odpowiedziała cicho Cyntia, podając Harry'emu papier. Harry westchnął i wziął kartkę, a potem szybko obejrzał ją z rozszerzającymi się oczami i bladą twarzą.
- Cholera... – Cynthia podniosła wzrok.
- Panie Harry? - zapytała, trochę zaniepokojona – Harry potarł oczy.
- Uważam, że były w sumie dwa artykuły napisanych przez Ritę, które były całkowicie prawdziwe – Rzucił papier do kosza na śmieci obok swojego biurka i posłał Cyntii słaby uśmiech – Wszystko w porządku? – Cyntia skinęła głową, po czym wstała.
- Gdzie jest łazienka, panie Harry?
- To trzecie drzwi po prawej – odparł zmęczony Harry.
- Dziękuję – Cyntia wyśliznęła się z pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi. Harry przez chwilę patrzył na zdjęcie, które Ula zrobiła pod koniec ostatniego roku szkolnego. Przedstawiało ono jego i Toma, jako Voldemorta, całując się w pokojach Toma w Hogwarcie. Dwie postacie na zdjęciu rozdzieliły się i uśmiechnęły do Harry'ego, a młody Lord próbował się uśmiechnąć. Nie chciał, aby ludzie wiedzieli, co zrobił mu wuj, i na pewno nie chciał, aby cały czarodziejski świat poznał kilka sekretów, nad którymi tak ciężko pracował, by ukryć je nawet przed najlepszymi przyjaciółmi. Dlaczego jego usposobienie zawsze niszczyło sprawy?
- Harry? – Harry podniósł wzrok i był tylko lekko zaskoczony, gdy zobaczył, że Cyntia stała tuż za Mrocznym Panem w drzwiach. Skąd wiedział, że bachor tak naprawdę nie idzie do łazienki.
- Nic mi nie jest – mruknął, podnosząc pióro i patrząc na list, który chwilę wcześniej pisał. Voldemort podszedł do krzesła Harry'ego i delikatnie wyciągnął pióro z jego palców.
- Nie powinienem był ci dać tego papierku, prawda? - zapytał cicho.
- Powiedziałem, nic mi nie jest – mruknął Harry, rzucając swojemu kochankowi zirytowane spojrzenie.
- Wiesz, że nie możesz mnie oszukać urwisie. Dlaczego nawet próbujesz? – wyszeptał Czarny Pan, potem pochylił się i delikatnie pocałował bliznę Harry'ego.
- Głupi drań – odparł Harry, robiąc dziwną minę – Oddaj mi moje pióro. Usta Voldemorta drgnęły z uśmiechem, a on wręczył mu pióro, a potem zmierzwił włosy Harry'ego.
- Tylko się nie przepracuj – Harry zanurzył pióro w butelce z atramentem.
- Od czasu do czasu posłucham twoich rad – Mroczny Lord mrugnął do Cyntii, która wyglądała na całkowicie wyprostowaną, a potem wyszedł z pokoju, machając dłonią, tym samym zamykając drzwi za sobą. Cyntia ostrożnie powróciła na swoje krzesło.
- On też nie jest taki zły, prawda? – Harry podniósł wzrok z uśmiechem.
- Nie jest taki, żeby Avada-Kedavrować wszystkich, co byli w zasięgu wzroku, jeśli o to ci chodzi.
- W tej chwili był naprawdę miły – zauważyła Cyntia. Harry wzruszył ramionami.
- On nie zawsze jest taki miły. Jest kilka wybranych, których nie będzie cruciatusował za zrobienie dowcipu w jego obecności. Cyntia zadrżała.
- Czy jestem bezpieczna? – Harry uśmiechnął się uspokajająco.
- Oczywiście – Cynthia wyglądała na bardzo zadowoloną z powodu tych słów.
- / -
Gin wkradła się do sowiarni wraz ze zwojem. Celer* nie wrócił od czasu ostatniego listu do Harry'ego i martwiła się, że Zakon go przechwycił. Musiała ostrzec brata.
'Hedwigo?' – Śnieżna sowa podleciała do siostry właściciela i usiadła z ciekawością na jej ramieniu. Gin szybko przywiązała zwój do nogi Hedwigi. 'Musisz natychmiast dostarczyć to do Harry'ego. Obawiam się, że Celer został złapany'
- Rzeczywiście został.
'Hedwigo! Uciekaj!' Gin odwróciła się twarzą do Dumbledore'a, gdy ten wszedł całkowicie do sowiarni.
- Drętwota! - Dumbledore rzucił zaklęcie na Hedwigę, gdy sowa leciała w kierunku dużego okna. Dziwny dźwięk wydostał się z gardła Gin, gdy tylko wskoczyła w promień zaklęcia, pozwalając Hedwidze uciec, po chwili upadła na ziemię wyścieloną mnóstwem piór. Jakby akt jej bezinteresowności był wskazówką, wszystkie sowy unosiły się do okna i wylatywały przez nie, tym samym ochraniając obecność śnieżnobiałej sowy. Dumbledore rzucił się do najbliższego okna, ale Hedwiga w jakiś sposób zagubiła się w chmarze sów, z których wszystkie leciały w tym samym kierunku. Dumbledore odwrócił się gniewnie do Gin.
"Nie muszę przejmować się ptakiem. Mam Weasley. Harry na pewno przybędzie tutaj, aby ją odbić, a wtedy ja go złapię" - to były myśli Albusa, gdy podchodził do dziewczyny.
--------------
A / N: - Przejdę teraz do następnego rozdziału, zamiast marnować cenny czas, zostawiając jakąś lekkomyślną notkę, co?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top