Rozdział II
Po opuszczeniu taksówki, sprawdzam jeszcze raz godzinę, i kiedy orientuję się, że jestem jeszcze z dziesięciominutowym zapasem czasu, wchodzę do lokalu i zajmuję jeden z wolnych stolików stojący troszeczkę w odosobnieniu od innych przy oknie. Zamawiam wodę z cytryną i cierpliwie czekam na moje być albo nie być. Siedzę tyłem do wejścia, więc nie widzę wchodzących gości, taki nawyk, żeby nikt niepożądany mnie nie rozpoznał. Mężczyzna spóźnia się już od piętnastu minut, ja rozumiem, że można w tym mieście lekką obsuwę czasową, ze względu na korki, ale wypadało by chociaż o tym poinformować. Kiedy sprawdzam po raz kolejny godzinę, słyszę za sobą pytanie.
- Pani w sprawie przeszczepu? - sparaliżowana kiwam tylko delikatnie głową, nie zdolna całkowicie, do żadnego słowa. W tym momencie, mam ochotę tylko zabrać swoje rzeczy i uciekać stąd jak najdalej. Mężczyzna nieśpiesznie zdejmuję swój płaszcz i nie spoglądając jeszcze na mnie, siada na przeciw mnie, a ja tylko modle się, żeby mnie nie rozpoznał. Nic się nie zmienił. Jedyna różnica, to zamiast koszulki z Metallica drogi szary garnitur. Nie dam rady, z wszystkich ośmiu miliardów ludzi na świecie to musiał być akurat on. Mężczyzna który mnie uratował a potem zniszczył ze zdwojoną siła, rozbijając moje serce ma miliony kawałków.
- Anthony Stark. - wystawia rękę w geście przywitania, a ja czuję jakbym miała zaraz zejść na zawał, a jednocześnie czuję ulgę, że mnie nie rozpoznał. Zresztą już pewnie nawet o mnie nie pamięta.
- Anna West. - podaje mu niechętnie swoją dłoń, czego chyba nie zauważa, ale kiedy tylko nasze dłonie się stykają, tak samo jak kiedyś przechodzi przez nas dreszcz. Zawsze tak było. Szybko zabieram dłoń i chowam je do stołem. I próbuje się dowiedzieć, czego on tak właściwie chce. - Nalegał pan na spotkanie. Co chciałby pan wiedzieć?
- Widzę, że przechodzi pani od razu do rzeczy. Jednak zanim o tym może napijemy się kawy?
- Nie mam niestety na to czasu, muszę jechać jak najszybciej do szpitala. Więc proszę przejdźmy do konkretów. Po co tak właściwie mieliśmy się spotkać. Wszystkie niezbędne informacje przekazał panu na pewno szpital, więc?
- Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o osobie, której podaruję kawałek siebie. Najlepiej gdybym mógł ją poznać osobiście.
- To wykluczone. - oponuje natychmiast. Nie ma możliwości aby się spotkali albo nawet rozmawiali.
- Dlaczego? - pyta zdziwiony.
- Stan zdrowia nie pozwala na żadne odwiedzimy, potrzeby jest jak najszybszy przeszczep, a nie wieczorki zapoznawcze, ja mogę odpowiedzieć teraz na wszystkie pytanie. - to ja powinnam zadawać tobie pytania a nie ty mi.
- Nie poinformowano mnie, że sytuacja jest aż tak nagląca. Kiedy choroba się objawiła?
- Cztery lata temu, kiedy miała sześć lat.
- Więc to dziewczynka? Czy lekarze wiedzą skąd to się wzięło?
- Owszem dziewczynka, niestety nie wiadomo, możliwe, że jest to uwarunkowane genetycznie.
- I szpik rodziców, ani dziadków, wujków nie pasuję? - jednak pasuje, ale nigdy się o tym nie dowiesz.
- Mój niestety nie pasuję, a moi rodzice nie żyją.
- Przykro mi, a co z ojcem dziecka?
- Jego rodzice również nie żyją, zginęli kilkanaście lat temu w wypadku. - kiwnął głową z geście zrozumienia. I wtedy podeszła do nas kelnerka, bardzo dobrze mi znana kelnerka.
- Ann? Co ty tu robisz? Kiedy wróciłaś? - żeby zatrzymać jej słowotok, aby nie powiedziała nic nieodpowiedniego dla słuchu Starka, szybko wstałam i przytuliłam się mocno do niej, szeptając jej na ucho.
- Nie zdemaskuj mnie przy nim, proszę. Później wszystko ci wyjaśnię. Teraz jestem West. - odsuwamy się od siebie i uśmiechamy. Naszą wymianę spojrzeń przerywa szatyn .
- Anthony Stark. - wita się z Evą.
- Eva Smith. - wymieniają grzeczności, po czym kobieta odchodzi nakazując mi zadzwonić i umówić się na kawę. Odpowiedziałam ja jeszcze kilka pytań mężczyzny, kiedy zadzwonił mój telefon.
- Proszę odebrać. - niepewnie odbieram .
- Tak Michael? Wszystko w porządku?
- Oczywiście słońce. Mała została zabrana na testy które potrwają co najmniej dwie godziny, więc mogę cię odebrać.
- Dobrze, zaraz skończymy. Jesteśmy pod tym samym adresem.
- Okej, za dwadzieścia, góra trzydzieści minut jestem po ciebie.
- Dobrze, do zobaczenia Mike.- kończę rozmowę, i czuję na sobie uważny wzrok mojego towarzysza.
- Ten Michael Evans? - patrzę na niego nie do końca rozumiejąc o co pyta. - Ten lekarz?
- Aaa. Tak, tak. Znacie się? - pytam, ciekawa odpowiedzi.
- Kiedyś. Potem nagle zniknął. Dawno się nie widzieliśmy. - mówi pewnie po czym już znacznie ciszej, jakby sam do siebie. - Uratował jej życie i zniknął.
- Rozumiem, jeśli to wszystko to musiałabym już się zbierać, żeby być przy córce.
- Oczywiście, jeszcze dziś podpiszę wszystkie niezbędne dokumenty i dokonamy zabiegu najszybciej jak to będzie możliwe. - Uściskaliśmy sobie dłonie, wtedy mój naszyjnik wysunął się spod bluzki, a na jego widok wyraz jego twarzy delikatnie się zmienił, ale zanim miał czas lepiej mu się przyjrzeć szybko schowałam go z powrotem i odsunęłam się delikatnie, bo przez ciągle schowaną moją dłoń w jego, czułam dziwne prądy wzdłuż kręgosłupa.
- Dziękuję bardzo panie Stark. - jego oczy na ostatnie słowa, które powiedziałam, już bez sztucznego hiszpańskiego akcentu rozszerzyły się na moment. - Do widzenia. - jak najszybciej opuściła lokal, a na moje szczęście właśnie na parkingu parkował Evans. Więc nie tracąc czasu wsiadam do środka, i każę mu jak najszybciej ruszać. Chcę być jak najdalej od tego człowieka. Który ponownie jako jedyny może ściągnąć z moich barków ten olbrzymi ciężar i uleczyć moje serce, które od dziesięciu lat należy tylko do Hope. Mojej małej nadziei w tym szarym świecie.
***************************
02.05.2024r.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top