Rozdział 9

Matt

Nie zważając na jej krzyki i protesty, wyniosłem Violet z baru i postawiłem dopiero po drugiej stronie ulicy na trawie. Opuściłem ją na ziemię, a dziewczyna zrobiła naburmuszoną minę i skrzyżowała ręce na piersi, tym samym jeszcze bardziej uwidaczniając swój biust. Skupiłem spojrzenie na jej gorsecie i na chwilę zapomniałem, co tak właściwie chciałem powiedzieć. Lekko wybity z rytmu, podrapałem się po głowie i zacząłem chrząkać.

Kurwa.

Teraz nie tylko przy Sally będę się zachowywał jak niedouczony idiota. Powinienem to sobie wpisać w CV słabe strony: utrata zdolności mowy w obecności ładnych biustów.

– Będziesz tak stał i się jąkał, czy może powiesz w końcu coś sensownego?! – warknęła niecierpliwie, a ja poczułem jakby na łeb ktoś wylał mi kubeł zimnej wody. Oderwałem wzrok od jej piersi i spojrzałem na nią agresywnie, tym razem ze zdwojoną mocą przypominając sobie, dlaczego ją tu wyniosłem.

– Ja mam mówić coś sensownego? To ty powinnaś coś powiedzieć! – wydarłem się. A co, ja też potrafię! – A najlepiej, to powinnaś mnie przeprosić!

Poliki Violet poczerwieniały ze złości, co nie oszukując się trochę mnie przeraziło, bo po pierwsze: w szkarłacie było jej nie do twarzy, a po drugie: ona w furii robiła naprawdę dziwne rzeczy. Podpalenie różowego kucyka Sally, czy jakiegoś tam innego gównianego jednorożca, zaliczało się do tej właśnie listy. A umówmy się, która normalnie funkcjonująca dziewczynka pali cudze zabawki? Żadna! Tylko chore, psychopatyczne dzieci robią takie rzeczy! Oczami wyobraźni zobaczyłem jak Violet, zamienia się w Carry i podpala całą dzielnicę z moimi klejnotami na czele.

Po plecach przebiegły mi ciarki, ale dzielnie zacisnąłem zęby i udałem, że wcale się nie boję.

– Obsikałeś mnie, podglądałeś, upokorzyłeś publicznie, a na koniec powiedziałeś wszystkim dookoła, włącznie z moim szefem, że mnie przeleciałeś. W MOIM MIEJSCU PRACY! I to ja mam cię przepraszać?! – Dziewczyna coraz bardziej gotowała się ze złości. Jej głos zadrżał niebezpiecznie, ale ja nie zamierzałem odpuszczać.

– A ty powiedziałaś do mikrofonu, że mam małego! – Rzuciłem jej w twarz, starając się wyglądać równie groźnie, co ona.

Dopiero po wypowiedzeniu tych słów, uświadomiłem sobie, jak ubogo wyglądała moja linia obrony. Mogłem dodać, że przez lata była dla mnie jędzą, która olała mnie w najgorszym okresie życia i zerwała naszą przyjaźń, ale od dawna nie dopuszczałem do siebie tych myśli, tym bardziej więc nie wypowiedziałem ich na głos.

– I wcale nie skłamałam!

Zakrztusiłem się własną śliną.

Może i byłem idiotą, może byłem trochę pojebany, i naiwny, bo po takim czasie ciągle miałem do niej żal, ale co jak co, małego to ja, kurwa, nigdy nie miałem! I ona powinna to wiedzieć, bo do jasnej cholery, naprawdę go wczoraj widziała!

– Nie mam małego! – W końcu przestałem się dławić i błyskotliwie zripostowałem. – To ty masz mały, ale tyłek!

Zaskoczona, na chwilę zaniemówiła, po czym zapominając o mojej obecności, złapała się za pośladki, jakby chciała sprawdzić, czy to co mówię, jest prawdą.

Uśmiechnąłem się ironicznie pod nosem, bo co, jak co, ale to był uroczy obrazek. Już myślałem, że wygrałem tą naszą małą potyczkę, ale ona oczywiście, nie mogła tak tego zakończyć.

– Jesteś skończonym palantem, Matthiew! – Dźgnęła mnie palcem w tors. – Jak widać, nie tylko fiuta masz małego, ale rozumem też nie grzeszysz! Mój tyłek może do wielkich nie należy, ale przynajmniej jest zgrabny i zadbany, w przeciwieństwie do twojego penisa, który jest na tyle niedorobiony, że szczając nawet do kibla nie trafiasz!

Z każdym słowem, Violet purpurowiała coraz bardziej. Jej piersi falowały gwałtownie, próbując się uwolnić z gorsetu. Rumieniec rozlał się na klatkę piersiową i mogłem się założyć, że jeszcze chwila i zaczęłaby skakać ze złości, gdybym czegoś nie zrobił.

Tylko dlaczego, do cholery, zrobiłem akurat TO?!

Zaszumiało mi w głowie od spożytego wcześniej alkoholu, podczas gdy Violet zapowietrzyła się, próbując zebrać siły do kolejnego ataku. Wiedziałem, że jeśli nie chcę, żeby wybuchła, to na reakcję mam dosłownie ułamek sekundy. I zareagowałem. Zareagowałem jak pieprzony debil. Zrobiłem jedyną rzecz, która akurat przyszła mi na myśl. Zbliżyłem się do niej o krok i naprawdę wkurzony, zamknąłem jej usta swoimi. Miała to być swojego rodzaju zemsta, chociaż nie wiem, co chciałem nią osiągnąć. Naparłem na nią brutalnie, a Murrey zamiast mnie odepchnąć, wplotła dłonie w moje włosy. Ugryzłem jej wargę w kompletnym amoku i natłoku wszystkich emocji, które szarpały mną, odkąd ją dziś, a właściwie już kilka tygodni temu zobaczyłem. Otworzyła usta szerzej, pozwalając mi na atak językiem. Smakowała whisky zmieszaną z piwem, co zdecydowanie przypadło mi do gustu. Wciąż ją całując, schyliłem się, ułożyłem ręce na jej udach i uniosłem, opierając o drzewo. Ścisnąłem ją mocniej, połykając jęk, który wydobył się z jej ust i w duchu modliłem się, żeby świat się zatrzymał, bo było mi naprawdę zajebiście. Violet wbiła paznokcie w mój kark, wyzwalając we mnie zwierzęce potrzeby. Wszystko to trwało dosłownie chwilę, ale wystarczyło kilka sekund, żebym cały stwardniał i desperacko pragnął więcej.

– Ekhem, Violet? – Usłyszałem za sobą nerwowy chichot i przekląłem w myślach.

To chyba, kurwa, żart!

Trzymałem w ramionach najwredniejszą laskę, jaką znam, za którą każdy powłóczył dziś wzrokiem i byłem pewien, że taka sytuacja się nie powtórzy, bo to w końcu Violet. Moje pieprzone nemezis, cholerne eldorado, do którego kiedyś tak bardzo chciałem mieć wstęp. Już raz dała mi kosza. To, co wydarzyło się teraz, może i było błędem, ale naprawdę chciałem, żeby ten błąd dalej trwał.

I właśnie teraz ktoś musiał tędy przechodzić, i ją zawołać?

Ugryzłem koniuszek jej języka, który znieruchomiał w moich ustach i odstawiłem na ziemię, leniwie się odwracając. Nie miałem pojęcia, jak się zachować, więc obojętnie wsunąłem ręce do kieszeni i udawałem, że nic się nie stało.

Przede mną stali Garry i Sally. Obydwoje patrzyli na nas, z zaskoczeniem wypisanym na twarzach i trzęśli się w wyniku tłumionego śmiechu.

– Długo nie wracałaś do domu, chcieliśmy sprawdzić, czy wszystko w porządku... – wydukała blondynka.

Na te słowa, Violet odzyskała trzeźwość umysłu i odskoczyła ode mnie jak poparzona. Opuszkami palców dotknęła ust i pokręciła głową. Nie patrząc w moją stronę, szybkim krokiem podeszła do swojej kuzynki.

– Wszystko okej? – Sally przestała się śmiać i z troską otoczyła ją ramieniem.

Świetnie, teraz wyjdzie na to, że ją też napastowałem.

– Tak, spadajmy stąd. – Murrey posłała mi szybkie, pełne wyrzutów spojrzenie. Dokładnie takie spojrzenie, o jakim marzy każdy facet po zajebistym pocałunku.

Szczęściarz ze mnie, nie ma co.

Dziewczyny odeszły pospiesznym krokiem, a ja rzuciłem zirytowane spojrzenie kumplowi.

– O stary... – Garry znowu zaczął się śmiać, tym razem jakoś tak naturalniej. – Violet? Serio? A myślałem, że lecisz na Sally.

***

Garry zaparkował pod moim domem, a ja wciąż zatopiony we własnych myślach, burknąłem niewyraźne podziękowanie za podwózkę i wysiadłem z auta.

Wyrzuty sumienia dopadły mnie szybciej niż się tego spodziewałem. Byłem zły na siebie i na Violet, za to, że doprowadziliśmy do tej sytuacji. Byłem wściekły na mojego kumpla, idiotę i na Sally, za to, że tak szybko ją przerwali.

Wsunąłem ręce w kieszenie i kopnąłem ze złością kamień. Zakląłem pod nosem.

Jaki ze mnie dureń!

Murrey omamiła mnie swoim tyłkiem, w ciasnych spodniach i doprowadziła do czegoś, co zdecydowanie nie powinno się stać. Nie powinienem jej całować, a ona nie powinna oddawać tego pocałunku. Na pewno nie z taką gorliwością i zapałem. Żadna laska jeszcze nigdy nie całowała mnie tak jak ona – jakbym liczył się tylko ja, jakby czekała na to całe życie. Jakby należała do mnie.

A przecież wiem, że to nie tak. To był tylko efekt chwili i skaczących pod sufit emocji. Parszywe kłamstwo, ot co.

Już w liceum miałem do niej słabość. A właściwie to już w podstawówce. Odkąd pokazała mi te cholerne gacie z psem Pluto, częściowo byłem jej.

Zabiłem w sobie to uczucie w wieku siedemnastu lat. Nie byłem jej, a ona nie była moja. Należeliśmy do fal przetaczających się przez nasze łóżka przypadkowych osób. Ona miała chłopaka i słabość do złośliwych uwag. Ja miałem pijackie przygody na jedną noc i słabość do tequilli.

Nie chciała mnie, a ja nie chciałem jej.

To, dlaczego, do cholery, ją dziś pocałowałem? I dlaczego teraz nie mogłem przestać o tym myśleć?!

Czułem jej smak na ustach i ciężar ud w ramionach. Obsesyjnie próbowałem wymazać to wspomnienie i zastąpić je wspomnieniem nagiej Sally, kąpiącej się w morzu, ale nie byłem w stanie. W porównaniu do Murrey, jej kuzynka wypadała blado.

Jasne, była seksowna, miała fajne cycki i zawsze starała się wyglądać kobieco. Podobała mi się, była prostsza w obsłudze, mniej wyszczekana i w ogóle jakaś taka normalniejsza. Ale nie była Violet.

Nie miała podobnego gustu muzycznego, porąbanego kota ani zadartego nosa, który zajebiście uroczo się marszczył, kiedy była wkurzona. Nigdy nie pokazała mi gaci z psem Pluto na tyłku. Nie dzieliłem z nią tylu wspomnień, nieważne dobrych czy złych.

Poza tym, Sally była – albo miała być – dziewczyną mojego kumpla.

Zatrzymałem się przed domem i spojrzałem w niebo. Miałem ochotę zakończyć już ten dzień i wymazać go z pamięci albo przynajmniej obudzić się z jakimś dobrym pomysłem na jutro.

Sięgnąłem po klucze i chciałem otworzyć drzwi, kiedy te wystrzeliły mi w twarz. Wkurwiony jeszcze bardziej, złapałem się za nos i o mały włos nie padłem na zawał.

Tylko nie to.

Już całkiem mi odbiło i dopadły mnie halucynacje. Jak inaczej wytłumaczyć to, że wysoka blondynka ze skrajnie irytującym charakterem – moja siostra, której nie widziałem od lat – uśmiechała się do mnie szeroko z progu naszej chaty?

Otóż nijak.

Halucynacje, na bank.

– Matty? – W moich uszach echem odbił się radosny szczebiot, dosyć irytujący jak na omamy. Nim zdążyłem zareagować, za moimi plecami wybrzmiał trzask.

– Maya?!

Odwróciłem się i zobaczyłem pośpiesznie kroczącego ścieżką Garry'ego, który z radości mógłby dosłownie narobić w gacie.

Czyli jednak to nie halucynacje.

Zajebiście.

– Przystojniaku! – Maya odepchnęła mnie na bok i pokonując dzielącą ich odległość w ekspresowym tempie, rzuciła mu się w ramiona.

Nie, nie, nie!

Poczułem jak z mojego nosa powoli zaczyna sączyć się ciepła ciecz, ale to mnie teraz interesowało najmniej. Bardziej skupiłem się na czynności, której właśnie poświęcił się mój przyjaciel.

– Garry, kurwa! Zostaw moją siostrę w spokoju! – krzyknąłem, próbując zapanować nad łamiącym się głosem i krwotokiem z nosa.

Rozchichotana dwójka skutecznie mnie zignorowała, wciąż się do siebie tuląc i podskakując ze szczęścia.

Mój kumpel, podniósł moją siostrę i wcale się z tym nie kryjąc, złapał ją za tyłek. Poczułem, jak zalewa mnie nagła chęć zwrócenia wszystkiego, co dzisiaj wypiłem.

– Jeśli zaraz jej nie odstawisz, to przysięgam, że cię zamorduję! – wrzasnąłem ponownie, tym razem ruszając w ich kierunku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top