Rozdział 41
Matt
Po tygodniu od ekstremalnie głupiego planu Violet, Maya dostała wiadomość od Ogara z linkiem do artykułu w miejscowej gazecie: „Bohaterska misja policji. Niebezpieczny diler aresztowany". Moja siostra i Garry oczekiwali, że się ucieszę, ale ja tylko prychnąłem. Szczerze mówiąc, Maya sama wpakowała się w to gówno i gdyby nie Murrey, mogłaby się z niego nie wyplątać. Ulżyło mi, nie powiem, że nie, ale nie zamierzałem okazywać swojej wdzięczności. A na pewno nie siostrze.
Violet ponownie zaczęła mnie unikać, choć nie wprost. Wykręcając się od spotkań, korzystała z coraz to słabszych wymówek. Wiedziałem, że zachowałem się jak palant, naskakując na nią i Ogara, a poprawiłem to jeszcze szczyptą totalnej beznadziei i desperacji, prosząc, by nie miała przede mną tajemnic. Dlatego cierpliwie czekałem. Pełnych siedem dni. Murrey nigdy nie należała do tych odważnych, czy nawet po prostu zdecydowanych, ale wiedziałem, że czuje do mnie to samo, co ja do niej. Musiałem jej to po prostu pokazać. Małymi kroczkami. Dean już raz spierdolił mi randkę idealną, a że wesołe miasteczko miało się pojutrze zawijać, musiałem zacząć działać szybko.
Niezniszczalny składak – serio, po co ludzie kupują inne rowery? Ten zardzewiały złom, był nie do zajechania – dowiózł mnie pod same drzwi kamienicy, w której mieszkała Violet. Zrzuciłem plecak z dwóch ramion na jedno, żeby nie wyglądać jak jakiś skończony lamus i wszedłem na górę. Zatrzymałem się pod drzwiami i podskoczyłem trzy razy, żeby pobudzić krążenie. Musiałem się mentalnie przygotować. W końcu będziemy się bzykać. Teraz albo nigdy. Miałem jednak nadzieję, że teraz, bo jazda na ręcznym powoli zaczynała mnie wykańczać. Zapukałem do drzwi i szybko powtórzyłem najważniejszy punkt z mojego planu „Zaciągnięcia Murrey do łóżka":
Powoli i małymi kroczkami.
Drzwi otworzyły się, a mnie na widok Violet zalała fala emocji, powodując, że miałem ochotę posłać swój plan w diabły.
– Matty... – Murrey się zarumieniła i przygryzła dolną wargę. Utkwiłem w niej spojrzenie, jednocześnie, próbując sobie przypomnieć, dlaczego miałem się nie spieszyć. Słabo mi szło.
Zachowam rozsądek. Dam jej tylko buziaka. Przecież to nic nie zaszkodzi.
Chwyciłem jej talię i przyciągnąłem do siebie. Trochę mnie poniosło. Poczułem dreszcz, kiedy wpiłem się w jej usta, a gdy ona odwzajemniła pocałunek, chuj strzelił „powoli i małymi kroczkami". Wszedłem pewnie do mieszkania, zmuszając Vio do wycofania się i oparłem ją o ścianę. Jęknęła i przysięgam, że mój fiut prawie eksplodował w reakcji na ten dźwięk. Oderwałem się od jej ust i przycisnąłem czoło do jej czoła.
– Troya aresztowali. – Mój wzrok błądził po jej twarzy, wychwytując każdą malującą się na niej emocję.
– Wiem. Dallas wysłał mi artykuł.
Pokiwałem głową i jeszcze raz ją pocałowałem. Już miałem zamiar olać cały plan, a nie tylko jeden jego punkt i po prostu wziąć ją na ścianie, ale wyraźne chrząknięcie za moimi plecami, trochę mnie otrzeźwiło.
– Wychodzę. – Obróciłem się i zobaczyłem zirytowaną Sally. – Blokujecie dostęp do butów.
– No tak, sorry. – Odsunąłem się na kilka kroków i wróciłem spojrzeniem do Murrey. W powietrzu można było wyczuć napięcie, kiedy dziewczyny obcięły się lodowatym wzrokiem. Rzeczywiście ostatnio spędzały razem mniej czasu. Miałem tylko nadzieję, że to nie z powodu Mai. Odkąd wróciła, moja siostra przysparzała wszystkim samych problemów.
– Ty też się zbieraj. Idziemy na randkę. – Uśmiechnąłem się szeroko, próbując rozładować atmosferę.
– Co? – Vio spojrzała na mnie zaskoczona. – Nie, Matt. Nie mogę. Bill mnie zwolnił. Chciałam się wcześniej położyć, bo jutro od rana muszę szukać nowej pracy.
– Pogadam z nim. Wisi mi przysługę. Na pewno weźmie cię z powrotem.
– Ale... – Violet zaczęła rozglądać się po przedpokoju, szukając nowej wymówki.
Mhm, na pewno. Już ja znałem te jej numery.
– Chyba nie odmówisz swojemu chłopakowi. – Zaakcentowałem ostatnie słowo i uniosłem brwi, rzucając jej nieme wyzwanie. – Tym bardziej, że ostatnio nieźle go nastraszyłaś.
– Przecież pomogłam! – obruszyła się.
– No pewnie. A teraz zakładaj buty albo cię stąd wyniosę na bosaka.
No dobra, trochę to żenujące, ale musiałem posadzić Violet na kierownicy swojego składaka. Znowu. Naprawdę powinienem w końcu odłożyć na własny samochód. Albo znaleźć inną rodzinę. Taką jak ta Garrego.
Ciekawe, czy gdybym ładnie poprosił, to zechcieliby mnie adoptować?
Pomijając potrzebę przeszczepu płuc, dowiozłem nas na miejsce bez większych problemów. Zatrzymałem się pod bramą wejściową do wesołego miasteczka i klepnąłem Violet w tyłek, dając znać, że powinna zeskoczyć z roweru. Spojrzała na mnie jak na kretyna.
– Pogrzało cię, Matty? Przecież mamy zakaz wstępu. – Jeszcze raz rzuciła okiem w stronę wejścia. – Poza tym już po jedenastej. Jest zamknięte.
– No właśnie. – Wymownie uniosłem brew. – Dzięki temu, nikt nas nie wykopie.
Violet zaczęła się śmiać.
– Zawsze wiedziałam, że jesteś szurnięty, ale bez przesady. Nie będę skakać przez płot, tylko po to, żeby popatrzeć na nieczynne atrakcje.
– Wiem, jak uruchomić Diabelski Młyn – powiedziałem, a w jej oczach pojawił się błysk. Doskonale pamiętałem jej wstydliwe marzenie z ostatniej klasy podstawówki. Odkąd zobaczyła „Ptaszka na uwięzi" po raz pierwszy – a Violet jest totalną fanką starych, romantycznych i gównianych filmów, więc pewnie widziała go jeszcze milion innych razy – chciała przejechać się na kolejce, zapalić jointa i zobaczyć, jak jej chłopak wychodzi z krzesełka i przemierza metalową konstrukcję. – Co prawda nie mam trawki, ale wziąłem wino. Będzie musiało wystarczyć.
– Ty tak na poważnie? – Spojrzała na mnie z powątpiewaniem, ale trudno jej było ukryć ekscytację.
O tak, Matt. W końcu spisałeś się, kurwa, na medal. Nie ma bata, żeby po tej akcji znowu ci uciekła.
Puściłem jej oko i dałem kolejnego klapsa w tyłek. W końcu łaskawie zeskoczyła z kierownicy, przy okazji mamrocząc pod nosem coś o głupocie i braku dojrzałości. Taa, jasne. Jakby sama była dojrzała. Ułożyłem rower w bezpiecznym miejscu pod krzakiem. (Jakby nie patrzeć, zdążyłem się z nim związać i nie chciałem, żeby ktoś go zakosił. Albo, co byłoby jeszcze zabawniejsze, żeby natknął się na niego prawowity właściciel.) Pomogłem Vio wspiąć się na bramę, obmacując przy tym każdy możliwy skrawek jej ciała, do którego miałem tylko dostęp. W ramach zadość uczynienia uderzyła mnie w głowę, gdy tylko zeskoczyłem obok niej.
– Pozwól, że cię nauczę, króliku. – Złapałem jej dłoń i położyłem sobie na tyłku, cmokając z dezaprobatą. – To tu powinnaś mnie klepać.
Murrey natychmiast spurpurowiała. Kiedy odwracałem się, żeby podejść do Diabelskiego Młyna, rzuciła przelotne, nerwowe spojrzenie w dół. Walnięta. Pewnie znów gadała ze swoimi cyckami.
Tak mogłoby być już zawsze.
Zaśmiałem się pod nosem. Jedyne, co teraz musiałem zrobić, to tego nie spierdolić.
Violet zajęła gondolkę, a ja z pomocą kradzionego klucza, uruchomiłem konsolę. Przebiegłem kilka metrów i wspiąłem się na konstrukcję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top