Rozdział 38

Matt

Szliśmy zupełnie po omacku, nie odrywając się od swoich twarzy. To cud, że po drodze do łóżka się nie wyjebałem. Niestety, nie zmienia to faktu, że i tak nie zatrzymałem się w porę i uderzyłem w mebel piszczelami tak mocno, że aż jęknąłem. Na szczęście Violet, uznała, że to jęk przyjemności. Położyłem ją ostrożnie i prawie natychmiast się na nią wspiąłem. Jeszcze dobrze nie zdążyłem się ułożyć, jak Murrey ściągnęła już koszulkę. Straciłem oddech na widok jej piersi. Boże, jak ja za nimi tęskniłem. Przywarłem ustami do sutka, a Vio wygięła plecy w łuk, wciskając się we mnie jeszcze bardziej. Tego było za wiele. Poczułem, jak jaja mi się kurczą i słowo daję, jeszcze minuta w takim tempie, a spuściłbym się w gacie jak nastolatek. Odsunąłem twarz od jej biustu i wróciłem do ust, ale tym razem pocałowałem ją głębiej, znacząco zwalniając. Nie chciałem się spieszyć. Nie z nią. Murrey wierciła się niecierpliwie, ale trudno. Będzie musiała poczekać. Przesunąłem językiem po jej dolnej wardze. Uchyliłem powieki i spojrzałem w jej piękną twarz. Ja pierdolę, czyste arcydzieło. Jej błyszczące włosy były rozrzucone po poduszce, a na policzkach wykwitł rumieniec, ale zupełnie inny, od tego, który widywałem na co dzień, kiedy się złościła. Ten był delikatniejszy, prawie pastelowy. W życiu nie widziałem czegoś tak cholernie uroczego. Violet zmarszczyła nos i otworzyła oczy. Pomyłka. To było słodsze. Kurwa, jeszcze chwila i zamiast mózgu będę miał sercową papkę. Chyba naprawdę się zakochałem.

– Matty? Czemu przestałeś? – Panika powoli wkradała się do jej głosu, ale nie przeszkodziło jej to w przyciśnięciu do mnie bioder.

– Powiedz to – poprosiłem, wpatrując się w nią intensywnie. Nawet się nie zastanawiała. Uśmiechnęła się lekko i przesunęła ustami po moim podbródku.

– Jestem twoja.

– Powiedz, że jesteś moją dziewczyną. – Zesztywniała, ale ja już nie chciałem odpuszczać. Nie zrobimy tego, dopóki w końcu nie przyzna tej oczywistości.

Przez chwilę wpatrywała się we mnie w milczeniu. Zaschło mi w gardle, a fiut zaczął odpadać, bo miałem wrażenie, że odmówi. Może źle to wszystko interpretowałem.

W końcu wzięła drżący oddech i na wydechu szepnęła, nie patrząc mi w oczy.

– Jestem twoją dziewczyną. – Uniosła spojrzenie. Nasze oczy się spotkały i daję słowo, że praktycznie musiałem ją gwałcić wzrokiem, bo w końcu się roześmiała. – A ty moim chłopakiem.

Więcej nie było mi trzeba. Opadłem na nią i zachłannie wpiłem się w usta. Wszystko potoczyło się ekspresowo. Violet zsunęła szorty razem z majtkami, a chwilę później zdjęła też moje bokserki. Całowałem jej szyję i dekolt, ocierając się o nią, kiedy rozdzwonił się mój telefon. Zignorowałem go, ale nie minęło kilka sekund, a zadzwonił ponownie.

Zamarłem. Poczułem, jak lodowaty dreszcz przebiega mi po plecach. Kiedy ostatnim razem, ktoś dobijał się do mnie tak natarczywie, moja siostra była naćpana. Murrey pomyślała chyba o tym samym, bo otarła się o mnie jeszcze taz, sprawiając, że poczułem się NIEZIEMSKO i wymruczała, żebym odebrał. Zszedłem z niej i dosłownie rzuciłem się na iphona. Lepiej, żeby to było coś ważnego, bo inaczej powyrywam Mai nogi z dupy.

– Halo – warknąłem, nie spuszczając wzroku z Violet.

– Matty... – Moja siostra zaszlochała do słuchawki. – Włamali się do domu.

– Co? Kto? – Zmarszczyłem brwi, a Murrey przestała się uśmiechać.

– On... – pisnęła. – On mi grozi. Grozi, że zrobi krzywdę tobie i Betty, jeśli do niego nie wrócę.

– Garry jest z tobą? – Zacząłem szukać gaci, ale nie mogąc ich zlokalizować, po prostu złapałem spodnie.

– Tak.

– Zaraz tam będę.

Zapinałem już rozporek, gotowy wybiec na złamanie karku, kiedy Violet się odezwała.

– Co się dzieje? – Usiadła na łóżku, przyglądając mi się ze zmartwieniem wypisanym na twarzy.

Zatrzymałem się na sekundę, widząc jej troskę. Nie chciałem, żeby źle odebrała tę sytuację i znów się wycofała. Nachyliłem się i cmoknąłem ją szybko w usta.

– Ktoś się włamał – wymruczałem przy jej wargach, jednocześnie tłumacząc sobie w myślach, że pięciosekundowy numerek w nerwach to zły pomysł. Odsunąłem się. – Maya bredziła coś, że ktoś jej grozi.

Violet zesztywniała, na chwilę zawieszając wzrok na mojej twarzy. Otrząsnęła się z pierwszego szoku i sięgnęła po moje bokserki.

A potem je założyła.

Boże. Zły, niegrzeczny, bardzo niedobry Matt. Opanuj się gościu, ktoś ci wjechał na chatę, a ty myślisz tylko o przeleceniu swojej dziewczyny.

– Jadę z tobą – wysapała, naciągając bluzkę. Bez stanika. Chryste. – Daj mi dwie minuty i będę gotowa.

Pokiwałem głową i w końcu skupiłem się na własnej koszulce. Mam nadzieję, że rozjechali nam dom w drobny mak, bo inaczej okaże się, że właśnie zmarnowałem najlepszy potencjalny poranek mojego życia. Wyszedłem do salonu i rozejrzałem się za kluczami i portfelem. Kiedy je w końcu zlokalizowałem, Violet była już gotowa.

– Jak pojedziemy?

– Rowerem. Wskoczysz na kierownicę. – Przeszliśmy do przedpokoju.

– Zwariowałeś? – Murrey zatrzymała się i spojrzała na mnie, jakbym właśnie jej powiedział, że zamiast fiuta, mam w spodniach dżina.

Swoją drogą, założę się, że gdyby odpowiednio go potarła, to spełniłby nie jedno jej życzenie.

– Nie. Tak będzie najszybciej. – Wsunąłem stopę w buta i odskoczyłem. – Szlag! – Kompletnie zapomniałem, że moje buty są obszczane. Zrzuciłem trampka i szybko zdjąłem skarpetkę. Ohyda. Zniesmaczony uniosłem wzrok i zobaczyłem, że Murrey trzęsie się z powstrzymywanego śmiechu.

– To nie jest śmieszne, Vio – warknąłem, próbując nie tracić kontroli. – I jak ja mam nas niby teraz zwieźć? Widziałaś ten rower? Szprychy są tak powyginane, że po drodze mogę stracić stopę.

– Zaczekaj – Murrey wydusiła i podeszła do szafki. Wyjęła wielkie, czarne kapcie z Darth Vaderem. Uniosłem brwi. – To albo będziemy musieli coś pożyczyć od Deana.

No na pewno. Jeszcze tego brakowało, żeby Dupek zaraził mnie grzybicą albo jakimś innym syfem prosto z siłowni.

Wyszarpnąłem jej buty z dłoni. Szybko opłukałem nogę i włożyłem Vaderki. Wyglądałem jak debil. Dodajcie do tego jeszcze brak gaci, wzwód, składak i dziewczynę na kierownicy. Nie ma co, mistrz zajebistości.

Drogę do domu pokonaliśmy całkiem szybko, nie licząc jednej wywrotki, przez którą Violet prawie mnie znokautowała. Nie patrzyłem, gdzie jadę, bo zagapiłem się na jej tyłek, słodko rozlewający się na kierownicy, kiedy jakiś dzieciak zajechał nam drogę na hulajnodze. Musiałem ostro zahamować. Murrey poleciała do przodu.

Nie wiem, po co była ta cała scena z awanturą i grożeniem mi, że zrobi sobie z moich jaj kolczyki, skoro nawet nie zaryła twarzą w beton. Bez przesady. Ledwo zdarła sobie kolana. Ważne, że inne strategiczne miejsca były całe i zdrowe. Zresztą później jej to wynagrodzę.

Zajechaliśmy pod mieszkanie, ale z zewnątrz wszystko wyglądało normalnie. Drzwi i okna były pozamykane, a zamki niewyłamane. Mimo to, jak tylko przekroczyliśmy próg, zdębiałem. Wszystko było przewrócone do góry nogami. Garry kręcił się dookoła i ciągle coś podnosił i przestawiał. Maya siedziała na środku salonu i mrugała. Dosłownie. Nie robiła nic innego.

– Kto to zrobił? – odezwałem się zachrypniętym głosem. Maya wspominała coś o wiadomości i groźbach. Uniosła wzrok i zerwała się z podłogi. Zaschło mi w gardle, a pięści same się zacisnęły, kiedy rzuciła się Violet na szyję i zaczęła opętańczo szeptać.

– Dzięki Bogu, że jesteś cała. Bałam się, że Sarah mogła mu powiedzieć, że byłam wtedy z tobą. – Pociągnęła nosem. – Bałam się, że coś ci zrobił.

Vio powoli odwzajemniła uścisk, zerkając na mnie nerwowo.

Chyba zamorduję moją siostrę. Czy ta idiotka, naprawdę wplątała w coś Murrey? Kiedy, kurwa?

– O co tu chodzi? – Lekko odepchnąłem Mayę i ścisnąłem rękę Vio. – W coś ty ją, kurwa, wpakowała?

– Matt, wyluzuj. – Garry przerwał krzątanie i podszedł do nas, zatrzymując się między mną a Mayą. Co najmniej, jakby wyczuł, że zaraz mógłbym się na nią rzucić.

– Nie mów mi, co mam robić – warknąłem. Trząsłem się ze złości, mierząc go spojrzeniem. Przyciągnąłem Violet jeszcze bliżej siebie i ścisnąłem ją w talii. Niech się dzieje co chce, ale w końcu ją mam i nikt mi jej odbierze, a już na pewno nie z powodu wybryków mojej durnej siostry.

– Matty, wyluzuj, naprawdę. – Violet lekko zdrętwiała w moich objęciach. W końcu spojrzała mi w oczy. W jej własnych kryła się niewielka panika. – Maya w nic mnie nie wpakowała. Możesz mnie puścić.

Że co?

– Nie. – Zacisnąłem dłoń na jej biodrze jeszcze mocniej. Prowokowałem ją w ciszy spojrzeniem tak długo, aż w końcu zwalczyła chęć ucieczki i również mnie objęła.

– Okej. – Wypuściła drżący oddech. – Ale ja nigdzie się nie wybieram. Chciałabym tylko usłyszeć, co tu się dokładnie stało. Mógłbyś poluzować uścisk? Miażdżysz mi żebra.

Odchrząknąłem.

No tak, może trochę mnie ponosiło.

– Próbowałem przekonać twoją siostrę – odezwał się Garry. – Że powinniśmy wezwać policję, ale nie chciała o tym słyszeć.

– Bo policja nic nie zrobi! – Maya podeszła do obtłuczonego stolika na środku salonu i wzięła z niego kartkę. – To był Troy.

Podała mi świstek, a kiedy go przeczytałem, krew zawrzała mi w żyłach jeszcze mocniej.

– Sukinsyn.

– Może gdybym oddała mu pieniądze, ale nie mam skąd wziąć takiej kasy!

– Już ci mówiłem. – Garry ponownie się wtrącił. – Zapłacę, jeśli tylko to sprawi, że da ci spokój.

– Nie chodzi o kasę – wymruczałem, puszczając Violet. Podszedłem do kanapy. Przeczesałem włosy dłonią, siadając. – Już go spłaciłem.

– Co? Kiedy?

– Przyszedł tu, kilka dni po tym, jak zwiałaś. Groził, że jak nie oddam mu kasy, to cię znajdzie i zrobi z ciebie swoją... – Musiałem odchrząknąć. – Dziwkę.

– O mój Boże... – Maya usiadła obok mnie. Oparła głowę o poduszkę, po czym wytrzeszczyła oczy i się spięła. – Skąd wziąłeś trzydzieści tysięcy?!

– Pięćdziesiąt – prychnąłem. Podejrzewałem, że gnój naliczył sobie odsetki, ale nie spodziewałem się, że dwadzieścia koła. – Część wygrałem w karty, a drugą część dostałem od chłopaków z The Ace.

– The Ace? –Violet zmrużyła oczy.

– Klub karciany.

– Nielegalny – wtrącił Garry. – Wypełniony bandą idiotów. Dlaczego, kurwa, nic mi nie powiedziałeś?

– Może dlatego, że wtedy nie gadaliśmy? Mam ci przypomnieć, że kilka miesięcy wcześniej przeleciałeś moją siostrę na moich jebanych urodzinach?

– I to był powód, żeby zaciągać długi u tych skurwieli? Brawo, Matt, naprawdę popisałeś się. To, dlatego ciągle się przyplątują, kiedy robimy imprezy?

– Okej, chyba wystarczy. – Violet uniosła dłoń i zmroziła Garrego spojrzeniem. – Nie ma wyjścia, musicie wezwać policję. Jeśli nie chodzi mu o pieniądze, to kto wie, co jeszcze może zrobić?

– Nie rozumiesz, Vio. Policja nic mu nie zrobi. Ma wśród nich swoich ludzi, a jedyny człowiek, który mógłby pomóc... To nie ma sensu. – Maya pokręciła głową. W oczach Murrey z kolei pojawił się błysk, który wcale mi się nie spodobał.

– Mimo wszystko, warto spróbować. Jak inaczej wytłumaczycie waszej matce, co tu się stało i czemu nie wezwaliście służb?

Punkt dla niej. Elisabeth i tak dostanie szału, jak zobaczy, co się stało. Gdyby się dowiedziała, że to wszystko przez Mayę, nie zachowałaby się jak normalna matka. Nie zamartwiałaby się. Prędzej kazałaby ją aresztować, a gdyby to nie pomogło, nawet wolałem nie myśleć, jak daleko mogłaby się posunąć, żeby „wlać jej do głowy trochę rozumu". Ale jeśli powiemy psom o kartce od Troya, to i tak się dowie. Będą chcieli ją przesłuchać, tym bardziej, że groźba była wymierzona w nią i we mnie. Cholera.

– Zadzwonimy na policję, ale nie wspomnimy o kartce ani o naszych podejrzeniach. Jeśli będziemy mieli trochę szczęścia, to uznają, że to włamanie na tle rabunkowym. A jutro, jak już znikną technicy, sam pojadę do Troya i z nim pogadam.

– Zwariowałeś, Matt?! – krzyknęła Violet.

– Nie zgadzam się! – Zawtórowała jej Maya.

Pokręciłem głową i spojrzałem na Garrego, powoli obmyślając plan działania.

– Pojadę z tobą.

No to postanowione.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top