Rozdział 36

Matt

Od godziny w domu było słychać ciągłe wrzaski. Betty i Maya skakały sobie do gardeł z jakiegoś idiotycznego powodu. Chcąc nie chcąc, uśmiechnąłem się pod nosem. Może w końcu Elisabeth weźmie dupę w troki i wywali Mayę za drzwi. Korciło mnie, żeby jej powiedzieć, co odwaliła, ale wiedziałem, że to kaprys podyktowany wyłącznie wkurwieniem. Później bym tego żałował.

Wziąłem telefon do ręki i po raz kolejny tego wieczoru otworzyłem wiadomości. Palce drgały nerwowo nad ekranem, ale co niby miałbym napisać? „Przepraszam, wybacz mi i zakończmy nareszcie te durne podchody."? A może:„Przesadzasz z reakcją. Przestań się na nas obrażać, a już zwłaszcza na moją siostrę."? Cokolwiek bym nie napisał, to nie byłoby okej. Wiem, że zjebałem. Tym razem, to była, kurwa, moja wina. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale serio? Po cholerę, Vio wścieka się jeszcze na Mayę? Spoko, rozumiem, że zaczęły się dogadywać, ale przecież moja siostra nie musi się jej tłumaczyć z tego, że wciągnęła jakieś gówno. To przede mną i Garrym powinna się kajać. I może jeszcze przed Betty, gdyby ją przyłapała, ale Violet nic do tego. Jak zwykle zrobiła z siebie furiatkę.

W głębi domu rozległ się kolejny wrzask.

– Ty jesteś jakaś chora! Nic dziwnego, że Martha uciekła z tego domu! Masz, kurwa, obsesję na punkcie kontroli!

– Może bym nie czuła potrzeby, żeby cię kontrolować, gdybyś nie puszczała się na prawo i lewo!

– Ciekawe po kim to mam, mamo! – Trzasnęły drzwi, a chwilę później kolejne. Zaraz potem, słychać było, jak Maya drze się z ulicy. – Pieprzę ciebie i ten dom! Życzę powodzenia, bo Matty też w końcu się zorientuje jaką jesteś suką! – Zabawne, już dawno to zauważyłem. – A Garry mnie tylko przytulił! To nic niewłaściwego, nawet na środku ulicy!

Podniosłem się z łóżka i podszedłem do okna. Mimo, że było już po dziewiątej, Maya była doskonale widoczna. Oczywiście, musiała wybiec w samej koszulce i majtkach.

– Zamknij się, kretynko, bo zaraz ktoś wezwie policję! – krzyknąłem i na chwilę zniknąłem w pokoju. Złapałem wczorajsze spodenki z fotela i rzuciłem przez okno w jej kierunku. – I ubierz coś, kurwa.

Maya złapała szorty, zasalutowała mi i przebiegła przez ulicę, pokazując fucka w kierunku naszych drzwi wejściowych.

Je jebię. Dlaczego nic w moim życiu nie może być normalne?

Przeczesałem włosy palcami i uniosłem wzrok ponad podwórko. Pani Hopkins z naprzeciwka wychyliła się przez okno tak bardzo, że chyba tylko cudem z niego nie wypadła. Wyszczerzyłem zęby i pomachałem do niej. Stara plotkara. Jutro całe osiedle będzie nas obgadywać.

Wróciłem na łóżko i zamknąłem oczy. Chyba powinienem ze sobą skończyć.

Kręciłem się po pościeli przez kolejne dwie godziny. Moje wkurwienie urosło do rangi prawie cielesnego bytu, napieprzającego mnie raz za razem w brzuch. Zalegająca pod biurkiem połówka butelki whisky, też nie pomogła.

Cholera. Nie mogę bez niej spać. Nie kolejną noc z rzędu.

Ubrałem się w ekspresowym tempie, wypiłem ostatni łyk z butelki i schowałem szlugi do kieszeni. Raz kozie śmierć. Jak mnie sama nie wpuści, to wejdę oknem. Albo biorąc pod uwagę, że to czwarte piętro, wywarzę drzwi. A niech mnie dupek Dean spróbuje powstrzymać. Chyba go zamorduję.

Po dwudziestominutowej jeździe składakiem, w końcu rzuciłem go pod blokiem. Wstukałem kod listonosza, który podała mi Sally, kiedy Vio była chora i już po chwili byłem pod jej drzwiami.

Tylko spokojnie. Nic nie mów, bo się znowu pokłócicie. Ty jesteś uparty, ona jak ten osioł. Po prostu wejdź i kieruj się prosto do łóżka. Nieważne, jeśli wariatka zacznie się na ciebie drzeć. Wejście. Pokój. Łóżko. Nic prostszego.

Zadzwoniłem.

I zacząłem się denerwować.

Ja pierdolę. To był zły pomysł. Najpewniej zakończy się masakrą.

Drzwi się otworzyły. Violet, ubrana w najgłupszą piżamę świata – koszulkę z Kubusiem Puchatkiem i bokserki Five Finger Death Punch – uniosła brwi. Przez chwilę mierzyła mnie wzrokiem, podczas gdy ja starałem się stać prosto i nie zesrać w gacie ze stresu, po czym pokręciła delikatnie głową i szerzej otworzyła drzwi.

No dobra... Poszło łatwiej niż się spodziewałem. Nie powiem, ale trochę mnie to zaniepokoiło.

Zdjąłem buty i zgodnie z planem, skierowałem się do jej pokoju. Weszła w ciszy za mną i jakby czytała mi w myślach, położyła się na łóżku. Zamknąłem drzwi i patrząc jej w oczy ściągnąłem bluzę. Trochę zacząłem się napalać, bo w tak uległej wersji jeszcze jej nie widziałem. Napomniałem się szybko w duchu i zostając w samych szortach, stałem przez chwilę po środku pokoju, po prostu mierząc się z nią wzrokiem. Powietrze dookoła nas aż stężało od napięcia. W końcu, zgasiłem światło i uniosłem kołdrę, ale tam oczywiście leżał ten durny kocur. Przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie, nabrałem powietrza w płuca i prychnąłem. Louis spojrzał na mnie z pogardą, a Violet parsknęła pod nosem. Atmosfera się trochę rozluźniła, więc już bez najmniejszych oporów, zepchnąłem sierściucha z mojego miejsca i otworzyłem mu drzwi. Kot wyszedł z ogonem wysoko zadartym do góry, posyłając mi jeszcze jedno złowrogie spojrzenie spode łba.

– Nasika ci do butów.

Zaśmiałem się i walnąłem obok Vio. W końcu poczułem się na miejscu. Murrey odwróciła się tyłkiem do mnie. Nie wiem, jak długo leżeliśmy w ciszy, ale w końcu nie wytrzymałem i szepnąłem:

– Jestem na ciebie strasznie wkurzony, króliku.

Westchnęła.

– Ja na ciebie też.

A potem przyciągnąłem ją do siebie i wtuliłem się w jej plecy. Wbiła tyłek w moje krocze i w końcu po kilku dniach, zasnąłem spokojnie.

No, może pomijając bolesny wzwód w gaciach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top