Rozdział 24
Matt
Zszedłem na dół, rozmasowując obolałe kostki. Nie to, że byłem mięczakiem, czy nie potrafiłem komuś przywalić. Biłem się wiele razy, ale nie spodziewałem się, że ryj Garrego jest twardy jak głaz. Nie wiem, jakie geny przekazali mu rodzice, ale po cichu zacząłem podejrzewać, że jego matka puściła się na boku z Hulkiem w jego zielonej postaci, a mój kumpel stał się owocem tego związku.
Rozejrzałem się po salonie, starając się wymazać z głowy obraz Garrego i Mai pieprzących się jak króliki. Część gości już poszła, ale impreza wciąż trwała. Wzrokiem odnalazłem chłopaków, którzy często odwiedzali Norę. Byli podpici, co nie było żadną niespodzianką. Rzadko widywaliśmy się na trzeźwo. Siedzieli w kącie na podłodze i grali w pokera na pieniądze.
Ja sam miałem niby tego nie robić, ale co mnie to mogło obchodzić? Moja siostra miała się nie puszczać, Garry jej nie ruchać, a Violet... Właściwie to Violet, chociaż raz zrobiła wszystko jak należy, tylko ja, jak zwykle położyłem sprawę. Jebać to. Murrey pewnie i tak już wyszła, widząc moje niesamowite umiejętności panowania nad gniewem, a tylko na jej opinii tak naprawdę mi zależało.
– Wchodzę.
Kumple zawyli na moje powitanie. Najmłodszy z nich, Sammy napełnił dla mnie pusty kieliszek wódką. Opróżniłem go duszkiem i wykrzywiłem usta.
– Ale nie tutaj. Pójdziemy do garażu.
Szybko zgarnęliśmy rzeczy i wyszliśmy z mieszkania. Mimo wszystko nie chciałem, żeby ktoś mnie przyłapał. Wiedziałem, że zarówno Garry, jak i moja rozwiązła siostra marudziliby mi nad uchem, a tego bym nie wytrzymał.
Cholerni hipokryci.
Weszliśmy do pustego pomieszczenia. Nie przepadałem za tym miejscem. W końcu to tu powiesił się mój ojciec, ale właśnie to dawało mi pewność, że Maya tu nie wejdzie. Matka zabrała samochód, więc było dużo wolnej przestrzeni. Ustawiliśmy składany stolik pośrodku i usiedliśmy dookoła. Jednym zdaniem, klasa sama w sobie – ogrodowe krzesła i zatęchły pokój garażowy. Spełnienie marzeń aspirującego alkoholika.
Sammy poszedł po wódkę, a kiedy wrócił, zaczęliśmy grę.
– Podbijam. – Rzucił kolejny banknot na stół, po czym spojrzał w moją stronę. – Matt, ta laska, z którą się wcześniej prowadzałeś, to ta nowa z Nory, nie? Niezła dupeczka.
– Zamknij się, Sam – mruknąłem pod nosem i wypiłem kolejny kieliszek, zerkając na karty. – Trzymaj się od niej z daleka.
– No co ty, Matty – parsknął Peter. – Nie podzielisz się z nami koleżanką? Zapomniałeś już, ile nam zawdzięczasz?
Zagryzłem wargę i nie odpowiedziałem. Nie było sensu ich prowokować. Fakt, że wisiałem im przysługę i to niemałą, nie oznaczał, że zamierzałem w to wplątać Violet. Gdybym zaczął jej bronić, oni domyśliliby się, że jest dla mnie ważna, a wtedy chcieliby to wykorzystać. Ot, po prostu dla zabawy.
Nie mówiąc nic więcej, wszedłem do gry z grubej rury. Szybko straciłem sporo kasy, ale był to zabieg celowy. Wiedziałem, jak ich podejść. Chłopaki ekspresowo się podpalali i przestawali uważać, a im więcej pili, tym gorsze decyzje podejmowali. Teoretycznie ja też nie powinienem był pić, ale nie potrafiłem sobie tego odmówić. Dalej byłem wkurzony, a przed oczami wciąż miałem obrazek kumpla posuwającego moją siostrę.
Ja pierdolę.
Minęła godzina, a ja powoli się odkuwałem. Sammy odszedł od gry i odpalił jointa. Stracił mnóstwo kasy, ale mógł mieć w to wywalone. Jego starzy byli nadziani. Chłopaki podawali między sobą skręta, a kiedy doszło do mnie, pokręciłem głową. Od dawna nie paliłem, ostatni raz chyba jeszcze w szkole. Potem Maya zaczęła ćpać i widziałem, co się z nią działo. Mimo wszystko nie chciałem powtarzać jej błędów.
Z drugiej strony to był tylko skręt, nie żadne twarde narkotyki.
Miałem dość. W głowie mi huczało, nie potrafiłem zagłuszyć myśli. Alkohol ani gra nie pomagały. Wyciągnąłem rękę i ostatecznie przechwyciłem blanta. Zaciągnąłem się, długo przytrzymując dym w płucach. Poczułem znajomy smak w ustach i automatycznie się uśmiechnąłem. Mimo wszystko, trochę mi tego brakowało. Pociągnąłem jeszcze dwa buchy i wróciłem do rozgrywki.
W końcu przy stole zostałem tylko ja i Peter. Włożyłem w grę połowę swojej ostatniej wypłaty z poprzedniej pracy, ale szczerze mówiąc, było mi już obojętne czy wygram, czy przegram. Liczyło się tylko to, że znów miałem dobry humor i czułem się lekko, niczym piórko. W głowie mi szumiało, a cała złość wyparowała. Byłem pewien, że mogę latać.
Drzwi do garażu się otworzyły, a w przejściu stanęła Violet. Myślałem, że już dawno poszła do domu, więc jej widok mocno mnie zaskoczył. Murrey przygryzła nerwowo usta i splotła ręce na piersi. Była wkurzona.
Przyjrzałem się jej dokładnie i przełknąłem głośno ślinę. Miała na sobie moje ubrania. Bluzę i bokserki.
Bokserki, kurwa.
Słabo kontaktowałem, ale i tak momentalnie zrobiło mi się gorąco. Szybko stwierdziłem, że od dziś gacie ze spidermanem będą należały do moich ulubionych i prawdopodobnie nigdy ich już nie upiorę.
– Wszędzie cię szukałam. – Violet warknęła, czerwieniejąc na twarzy.
Była trzeźwa i zła, ale ja już dawno przestałem się jej bać. Wyglądała uroczo. Przypomniałem sobie, dlaczego tak ciężko było mi ją odpuścić, nawet kiedy cały mój świat się rozwalił. Murrey należała do rodzaju tych kobiet, od których nie można się uwolnić.
Chciałbym, żeby została moją żoną.
– Ach tak? – prychnąłem siląc się na luz i jednocześnie skupiając spojrzenie na jej nogach. Przesunąłem leniwie wzrokiem po całym ciele i uśmiechnąłem się półgębkiem. Jedną stopą tupała zawzięcie w podłogę, a ręce wciąż krzyżowała na klatce. Do pełni obrazka brakowało jej tylko marchewki wystającej spomiędzy zębów.
Na święta powinienem jej kupić bluzę z króliczymi uszami – taką białą, puchatą. Albo od razu całą piżamę. Wyglądałaby w niej ślicznie. Ślicznie i seksownie.
– To mnie znalazłaś, króliku – Posłałem jej buziaka w powietrzu i niechętnie oderwałem od niej wzrok, wracając do gry.
Vio zamknęła drzwi i podeszła do mnie szybkim krokiem. Przez chwilę wpatrywała się we mnie, po czym zmarszczyła nos i się pochyliła. A potem mnie powąchała.
Cholerny królik. Żadna inna laska nie wyglądałaby przy tym tak seksownie.
Już chciałem się jej odwdzięczyć, kiedy ona jęknęła:
– Paliłeś.
Zaśmiałem się pod nosem, mrużąc oczy.
– Może troszkę. Chcesz mnie ukarać? – Położyłem karty na stole i uśmiechnąłem się szeroko, w geście zwycięstwa. – Full.
– Kareta. – Peter zmył uśmiech z mojej twarzy.
Westchnąłem zrezygnowany i przetarłem dłońmi twarz.
– Chyba już wystarczy, Matt. Impreza się skończyła, chodźmy na górę.
Kilku chłopaków zaczęło się śmiać, na co ona prychnęła jak wściekła kotka. Wizja w mojej głowie momentalnie się zmieniła i tym razem zobaczyłem ją z kocimi uszami i w bardzo obcisłym kombinezonie.
– To twoja dziewczyna, Andrews? – Shady wyrwał mnie z zamyślenia, szczerząc zęby w kpiącym uśmieszku.
– Żartujesz? Myślisz, że taka dupa chciałaby mieć coś wspólnego z tym świrem? – Odpowiedział mu Peter, podnosząc się z miejsca. Podszedł do Violet i zaczął taksować ją wzrokiem. Murrey zaczęła się cofać, próbując uniknąć kontaktu. Zahaczyła nogą o krzesło i upadła mi na kolana. Przytuliłem się do niej mocno, zapominając, czemu tak właściwie tu przyszedłem. Mogłem być w niej. To znaczy z nią. Zatopiłem twarz w zagłębieniu jej szyi i dyskretnie musnąłem zębami. Miałem problem ze skupieniem uwagi i zrozumieniem tego, co dzieje się dookoła, ale jedno rozumiałem na pewno. Wciąż miała na sobie moje gacie.
– Fajną masz bieliznę, króliku – szepnąłem, trącając ją nosem.
– Jesteś pijany. – Obróciła twarz w moją stronę, ale nie próbowała się wyrwać. – I naćpany. Powinieneś się położyć.
Stwierdziłem, że dziś się jej oświadczę. Była seksowna i się o mnie martwiła. Czego mi więcej potrzeba? Skoro ona jest kobietą kot, a ja spidermanem to pasujemy do siebie idealnie.
– Mam lepszy pomysł – odezwał się Peter. – Zagrasz z nami, króliku. Jeśli wygrasz, to Matty pójdzie z tobą grzecznie na górę i położy się spać. Jeśli my wygramy, to zagrasz z nami jeszcze raz. Tym razem w rozbieranego.
Uniosłem głowę i spojrzałem na niego niezbyt przytomnie. Wiedziałem, że to głupi pomysł, ale nie mogłem sobie przypomnieć, dlaczego. Myśl, że mógłbym ją ograć i ponownie zobaczyć nago, przesłoniła mi każdy inny aspekt tej sytuacji. Pokiwałem lekko głową i czekałem na jej reakcję.
Violet zerknęła na mnie z niedowierzaniem i pokręciła głową.
– Naprawdę, Matty?
W odpowiedzi wzruszyłem ramionami, szczerząc się jak dzieciak. W moich myślach już była naga.
– Jeśli wygram, to pójdziecie do domu, tak? – Wykrzywiła usta i spojrzała pogardliwie w stronę Petera. Ten się uśmiechnął i mruknął potwierdzenie.
Violet wstała z moich kolan i zajęła krzesło obok. Zrobiło mi się smutno i już zacząłem za nią tęsknić.
Shady rozdał karty, a ja usiłowałem skupić całą swoją uwagę. Nagrodą miała być naga Violet. Na ręku miałem dwie pary. Sięgnąłem po kieliszek wódki i szybko go opróżniłem. Kiedy doszło do czwartej rundy, ja wciąż miałem tylko dwie pary. Tylko lub aż.
Na twarzy Violet odmalowała się udręka. Tak jest! Będzie goła!
Odkryłem karty, a po mnie zrobił to Peter.
– Strit. – Uśmiechnął się dumnie, a ja zacząłem planować, w jaki sposób będę zaraz dotykać swoją dziewczynę. Może i przegrałem z Peterem, ale on z pewnością wygrał z Murrey.
– No cóż, chłopcy. Miło było was poznać. – Vio przestała udawać zrozpaczoną, a jej twarz się rozpromieniła. Uniosłem brwi. Skubana... Odkryła karty i pokazała nam kolor.
No i nici z nagich zapasów.
Sammy jęknął zawiedziony, Shady zaczął zbierać butelki, a Peter podniósł się z miejsca podając Violet rękę.
– To była przyjemność, króliku. Może jeszcze z nami zagrasz? W czwartki spotykamy się u Sama na małą partyjkę.
– Chyba spasuję. – Chwyciła mnie pod ramię i podniosła z krzesła.
Nie dość, że była słodka, to jeszcze silna jak tur. Pieprzona Wonder Woman. Zdecydowanie ją poślubię.
Pożegnałem się z chłopakami i poszedłem grzecznie na górę z Violet za rękę. Kilka razy się potknąłem, ale moja przyszła żona pilnowała, żebym się nie wywrócił.
Co tu dużo mówić, była idealna.
Nie prawiła mi kazań, tylko weszła do pokoju i posadziła na łóżku.
– Rozbierz się. Przyniosę ci wodę i aspirynę na rano.
Uśmiechnąłem się szeroko i nie ruszyłem z miejsca. Kiedy przyszła z powrotem, udawałem, że szarpię się z guzikiem spodni. Jęknąłem i westchnąłem głośno, teatralnie wznosząc oczy ku górze. Może jeszcze coś wyjdzie z tych nagich zapasów.
Murrey zerknęła na mnie pytająco.
– Nie mogę ściągnąć spodni – sapnąłem, rozkładając bezradnie ręce.
– Ja pierdolę, Matt... – Vio pokręciła głową i podeszła do mnie szybkim krokiem. Zaczęła się siłować z zamkiem moich spodni, a ja złapałem ją w pasie i pociągnąłem za sobą na łóżko. Upadła na mnie z piskiem. Korzystając z okazji, że miała otwarte usta, wsunąłem tam język. Cała zesztywniała, więc czułem się trochę jakbym całował trupa.
Trudno. Ważne, że mi się podoba, a trup jest seksowny.
Pocałowałem ją jeszcze raz i potarłem nosem jej nos. Chciała ze mnie zejść, ale ja jestem sprytny, więc jej nie pozwoliłem.
– Zostań ze mną. Nie umiem bez ciebie zasnąć.
Zmarszczyła nos i popatrzyła na mnie potępiająco. Miałem ochotę ją ugryźć.
– Jakoś przez ostatnie dwa tygodnie nie miałeś z tym problemu.
Uniosła się na łokciach, ale ze mnie nie zeszła. Widziałem, że przestała walczyć, więc przeniosłem rękę z jej talii i zacząłem gładzić policzek.
– Nieprawda. Ukradłem ci szampon.
– Co?
– No tak. Ale chyba za długo był otwarty, bo zapach się wywietrzył.
– Jesteś nienormalny. – Violet parsknęła śmiechem i ześlizgnęła się ze mnie. Położyła się obok.
– Ty mi ukradłaś bluzę i nie mówię, że jesteś nienormalna. – Tym razem to ja zmarszczyłem nos. – Poza tym gadasz do swoich sutków... I kto tu jest szurnięty?
– A ty napastujesz dziewczyny w wodzie.
– To dawno i nieprawda. Od jakiegoś czasu napastuję tylko ciebie. – Uśmiechnąłem się półgębkiem i ponownie ją objąłem.
– Obsikałeś mnie.
– Zaznaczyłem swój teren.
– Trzymałeś w ustach mój wibrator!
– To akurat było seksowne, a nie dziwne. – Wyszczerzyłem zęby i mocniej ją do siebie przyciągnąłem. Pocałowałem ją w kącik ust. – To jak? Zostaniesz?
– Nie wiem, Matty. Wcześniej potraktowałeś mnie jak powietrze. Zrobiło mi się naprawdę głupio, a poza tym ja... – Violet się zawahała.
– Przepraszam. Nie chciałem, żeby było ci głupio. Obiecuję, że nawet małym palcem cię nie dotknę, jeśli nie będziesz chciała i zachowam odległość. – Położyłem rękę na sercu. – Słowo harcerza.
Violet pokiwała głową, lekko się rumieniąc.
– Ale i tak musisz ściągnąć mi spodnie. Sam sobie nie poradzę – westchnąłem, po raz ostatni korzystając z okazji.
– Głupek. – Zachichotała, trącając mnie w ramię, ale po chwili zaczęła mnie rozbierać. Zawahała się, zerkając na moje krocze. Chyba powinno mi być wstyd, ale nie było. Zamiast tego poczułem dumę, kiedy oblizała nerwowo usta. Odchrząknęła szybko i wróciła do wykonywanej czynności. Gdybym nie był taki upalony, to prawdopodobnie już trzy razy złamałbym daną jej obietnicę, ale trochę się bałem, że jeśli będzie chciała uciec, to sam jej nie utrzymam. Już raz Sally mi dowaliła, jak byłem pijany. Nie chciałem powtarzać tego błędu.
Murrey zgasiła światło i położyliśmy się do łóżka, każde po innej stronie. Kołdra nie była wystarczająco szeroka dla nas obojga, więc całkiem oddałem ją Violet. W pokoju zapanowała ciemność, a ja uświadomiłem sobie, że zapomniałem czegoś bardzo ważnego. Przysunąłem się do Murrey, pilnując, żeby jej nie dotknąć i schyliłem nisko głowę.
– Dobranoc dziewczyny. Wybaczcie, że nie dostaniecie buziaka przed snem, ale wasza niemądra właścicielka zabroniła was dotykać. Aha i ja tam się cieszę, że mi salutujecie – szeptałem opętańczo, wlepiając wzrok w jej sutki. – Nie martwcie się, jak już zostanie moją żoną, to nie będzie mogła was ograniczać, a wtedy będziemy robić, co tylko zechcemy.
– Matt... – Violet zesztywniała i szybko zasłoniła ręką moich towarzyszy. – Co ty robisz?
– Gadam z twoimi piersiami. – Odsunąłem się z powrotem pod ścianę i odwróciłem do Violet plecami. – No co? Nie tylko ty masz do tego prawo.
– A... A co miało znaczyć to ostatnie zdanie?
Uśmiechnąłem się pod nosem, wyobrażając sobie nas przed ołtarzem.
Zawsze chciałem, żeby pawian podawał obrączki. Miny gości na widok czerwonego tyłka byłby bezcenne. Ciekawe czy mi jakiegoś wypożyczą w zoo?
– Dobranoc, króliku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top