Rozdział 13

Matt

Stałem na wprost Violet i dosłownie gotowałem się ze złości. Nie dość, że przyszła tutaj w zajebiście krótkiej i wyzywającej sukience, flirtowała z tym pajacem Zackiem, poszła z nim do krzaków i się upaliła, to jeszcze teraz sterczała na wprost mnie, śmiejąc się niczym hiena, i nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Po raz kolejny miałem ochotę przełożyć ją przez kolano i sprać ten jej cholerny, mały tyłek.

– No?! – Ponagliłem, licząc na to, że jednak będzie w stanie się uspokoić i udzielić mi chociaż w miarę sensownej odpowiedzi.

Nie była.

Podszedłem do niej, kręcąc głową i chwyciłem za nadgarstek. Pod wpływem mojego dotyku cała zesztywniała, a ja w końcu byłem w stanie pochwycić jej spojrzenie, chociażby na chwilę.

Jej na co dzień błękitne i pełne życia oczy, były zmęczone i przekrwione. Zirytowałem się jeszcze bardziej.

Może i nie chciałem utrzymywać z nią kontaktu. Żałowałem tamtego pocałunku i tych wszystkich myśli, które dręczyły mnie nocami, ale mimo to, nie chciałem, żeby ktoś ją skrzywdził. Już sam widok Violet w towarzystwie Zacka przyprawiał mnie o skręty żołądka. Nie mogłem zostawić jej upalonej i kompletnie bezbronnej, zdanej tylko na tego typa.

– Idziemy – warknąłem przez zaciśnięte zęby i pociągnąłem ją w stronę plaży.

– Dokąd? – wydusiła, tłumiąc dalszy śmiech.

– Do domu. – Zatrzymałem się i spojrzałem na nią badawczo, a to co zobaczyłem ponownie wytrąciło mnie z równowagi.

Nie wiem, co właśnie urodziło się w jej głowie, ale na twarz Murrey wypełzł leniwy i ostatecznie bardzo szeroki uśmiech. Przyjrzała mi się, mrużąc czerwone oczy, a zaraz potem zaczęła chichotać, przygryzając dolną wargę. Wyglądało to, co najmniej dziwnie. Dziwnie, ale też całkiem seksownie.

W odpowiedzi przewróciłem oczami i ponownie ją szarpnąłem. Nieskutecznie, bo tym razem nie chciała ze mną współpracować.

­– Nie pójdę z tobą do domu – wyszeptała, pochylając się w moją stronę. – Pomyślisz, że jestem łatwa. – I znów zaczęła chichotać.

Wmurowało mnie. Czy ona naprawdę to powiedziała? Odwróciłem się i zmierzyłem ją wzrokiem, przy okazji zastanawiając się, dlaczego jej chichot nie przyprawiał mnie o ciarki na plecach.

– Poza tym... – Spoważniała i dźgnęła mnie palcem w pierś. – Ty masz już dzisiaj plany.

– Jakie plany? – Nie chciałem zadawać tego pytania. W ogóle, nie chciałem wdawać się z nią w dyskusję, ale to było silniejsze ode mnie. Jeśli miałem na nią jakoś wpłynąć, musiałem zrozumieć, jakie pokręcone procesy zachodzą w jej głowie.

– No wiesz... – Poruszyła sugestywnie brwiami, ponownie zaczynając się śmiać. – Trójkącik.

– Co? – Zastygłem nieruchomo, wgapiając się w nią niemądrze.

Chwila, moment, stop! Czy ja coś przeoczyłem? Jaki trójkącik? O czym ona do cholery, gadała?

– Ty mi powiedz. Zawsze z Garrym podrywacie te same laski?

Że co?

– Czy Garry cię, kurwa podrywał?! – wypaliłem zupełnie bezmyślnie, mocniej zaciskając palce na jej nadgarstku.

Nie mogło chodzić o nią, bo cały wieczór lepił się do mojej siostry. Zresztą, ja przecież też nie podrywałem Violet. Nie miałem nawet takiego zamiaru. Mimo to, na samą myśl, że mój kumpel mógł położyć na niej swoje łapska, poczułem, jak przyspiesza mi puls.

– Hmm? Nie, nie mnie. Mówię o tej blondynce, co się dzisiaj z wami szlaja. – Uśmiechnęła się promiennie. – No wiesz, tej ładnej. Chyba mi nie powiesz, że nie chcesz jej przelecieć?

Jeszcze raz, kurwa, co?!

– Mówisz o Mayi? O mojej siostrze, Mayi? Uważasz, że chcę przelecieć własną siostrę?

Okej, może i byłem delikatnie szurnięty, może odbiegałem normą od reszty społeczeństwa, ale do kurwy nędzy, nie chciałem robić TEGO ze swoją siostrą! Już sama myśl o tym była bolesna!

– Tak, dokładnie tak. – Pogroziła mi palcem przed nosem, skupiając na nim wzrok. Odniosłem wrażenie, że na chwilę odleciała, ale zaraz wróciła, a na jej twarz wypełzł pokaźnych rozmiarów rumieniec. – Nie... Czekaj, co? Maya wróciła? – Zakryła dłonią usta i popatrzyła na mnie zaskoczona, dopiero teraz uświadamiając sobie wielkość swojej gafy. A potem zaczęła się śmiać.

No tak...

– Ups.

Ups? Ups?! Ja jej zaraz dam „ups"! Przysięgam, ta dziewczyna doprowadzi mnie do szaleństwa!

– Uwierz mi, że gdybym miał z kimś iść dzisiaj do łóżka, to nie byłaby moja siostra. A teraz ruszaj się, odprowadzę cię do mieszkania – syknąłem, starając się przekonać samego siebie, że jeśli teraz ją zamorduję, to potem mogę tego żałować. – I nawet nie próbuj się wykręcać!

– Tak jest, panie władzo! – Violet zasalutowała i w końcu, posłusznie ruszyła za mną.

Na plaży posadziłem ją na jednym z pustych koców. Siedziała sama, ale dookoła niej tłoczyli się ludzie, więc nie musiałem się martwić, że coś się jej stanie. Przed wyjściem z imprezy musiałem jeszcze coś załatwić.

– Poczekaj tu na mnie – odezwałem się surowym tonem, przytrzymując jej podbródek. Jeśli chciałem do niej dotrzeć, musiałem utrzymać z nią kontakt wzrokowy, co nie było proste. – Zaraz wrócę.

Pokiwała głową na znak zrozumienia, po czym również umieściła dłoń na mojej twarzy.

– Jeden, dwa, trzy... – mruczała pod nosem, przesuwając palcem po moim poliku.

– Czy ty mnie słuchasz? – Nie zareagowała, więc chwyciłem jej rękę i odsunąłem, chociaż prawdę mówiąc, wcale nie miałem na to ochoty. – Violet! Co ty wyprawiasz?

– Liczę twoje piegi, ale chyba za słabo widzę w ciemności – zaśmiała się. – Gorąco mi.

– Violet, skup się. Mówię poważnie. Masz tu siedzieć i się nie ruszać. Pod żadnym pozorem, okej? Zaraz do ciebie wrócę i pójdziemy do domu. Jasne?

– Jak słońce. – Ponownie pokiwała głową i zaczęła się wachlować. Wziąłem głęboki wdech i rozejrzałem się za siostrą. Kiedy ją w końcu zlokalizowałem, ruszyłem w jej kierunku, rzucając ostatnie nerwowe spojrzenie w stronę Violet.

Jeśli ta noc mnie nie wykończy, to będzie oznaczać, że jestem pieprzonym superbohaterem.


Maya i Garry zdawali się nie zauważać tego, że zniknąłem. Stali obok siebie przy jednym z rozkładanych stolików i flirtowali w najlepsze. Powinienem w końcu z nimi o tym pogadać, bo to co robili było naprawdę popieprzone. Nie dość, że mój kumpel, już raz przeleciał moją siostrę i to w moje osiemnaste urodziny, to teraz najwyraźniej znowu się na to zasadzał.

Nie ma opcji, żebym mu na to pozwolił. Prędzej padnę trupem niż oni ponownie się do siebie zbliżą.

– Maya, muszę stąd wyjść, więc ty też powinnaś wracać już do domu – zarządziłem, wciskając się pomiędzy nich, tym samym przerywając ich romantyczne sam-na-sam.

– A to, dlaczego? – Siostra założyła ręce na biodra i spojrzała na mnie z błyskiem w oku.

No pięknie, jeszcze tego brakowało, żeby ona też zaczęła mi się przeciwstawiać.

– Bo z tego, co pamiętam, to chcesz odzyskać moje zaufanie. Teraz masz szansę.

– Rozumiesz, co to znaczy „odzyskać zaufanie"? – Ściągnęła brwi, robiąc przemądrzałą minę.

– Maya, do kurwy nędzy, nie mam teraz na to czasu. Wrócisz, czy nie? – warknąłem, zaczynając się denerwować, bo Violet zniknęła mi z oczu.

Czy naprawdę tak trudno zrozumieć polecenie „Siedź i się nie ruszaj"?! Do cholery jasnej, czy ja mówię nie wyraźnie?! Dlaczego każdy ignoruje moje prośby?

– Stary, wyluzuj. – Garry poklepał mnie po ramieniu, wywołując we mnie dosyć szybko kiełkującą chęć mordu

– Nie wtrącaj się, jeśli nie chcesz żebym się na ciebie rzucił. – Zacisnąłem pięści i zmierzyłem go zimnym spojrzeniem.

Co za gość! Najpierw zarywa do mojej siostry, a teraz każe mi wyluzować?! Może i jest wyższy ode mnie i trochę bardziej umięśniony, ale mi też zdarza się trenować! I też potrafię skopać komuś tyłek!

– Pojebało cię, Matt? O co ci... – Garry zaczął, ale nie dane mu było skończyć, gdyż przerwała mu moja siostra.

– Okej, wrócę do domu, ale najpierw powiedz mi, dlaczego. Czemu musimy stąd wyjść?

Przeniosłem spojrzenie na Mayę i już wiedziałem, że nie odpuści. Miała ten zacięty wyraz twarzy, jakże typowy dla członków mojej rodziny. Jęknąłem w duchu z bezsilności.

– Moja koleżanka wplątała się w kłopoty, okej? Muszę ją odprowadzić do domu.

– Przecież ty nie masz koleżanek – parsknął Garry.

– Zamknij się! Przysięgam jeszcze chwila i naprawdę ci przyłożę!

– Jakie kłopoty? I co to za koleżanka? – Siostra zbliżyła się do mnie o krok i położyła dłoń na moim ramieniu w uspokajającym geście.

– Nieważne, co za koleżanka. Zack poczęstował ją swoim towarem, a potem spierdolił. Teraz ona ma fazę, a ja nie chcę, żeby zrobiła coś głupiego. Sama wiesz najlepiej, że on nie pali normalnego zielska, tylko jakieś chemiczne gówno, po którym nawet ty miałaś jazdy jak stąd do księżyca – wyrzuciłem z siebie na jednym oddechu. Naprawdę chciałem już iść.

– Moment, Violet dzisiaj siedziała z Zackiem... Chcesz powiedzieć, że to Violet się ujarała?

Czy ja nie kazałem mu się zamknąć?!

– Violet? Ta Violet? – Maya wyszczerzyła zęby, a ja już wiedziałem, że jestem ugotowany. – Ta w której byłeś zakochany za dzieciaka?

– Kochałeś się w nienormalnej Violet?! – Garry wybuchł śmiechem. – O stary...

– Zajebiście, naprawdę fajnie, że się pośmialiście. A teraz jeśli to już koniec, to pozwólcie, że sobie pójdę i jej poszukam, bo najwyraźniej gdzieś mi spierdoliła! – Wydarłem się jak opętany, ale miałem to gdzieś. Ten wieczór naprawdę miał wyglądać inaczej. Miałem się wyluzować i przestać myśleć o wariatce, a zamiast tego, co? Musiałem robić za jej niańkę, jednocześnie będąc przyzwoitką swojej siostry!

Garry ponownie poklepał mnie po ramieniu, przerywając tym samym mój potok myśli i wskazał głową w kierunku morza.

– Chyba nie musisz już szukać – wysapał, ocierając łzy z kącików oczu. Miałem wrażenie, że zaraz udusi się ze śmiechu. – Co ona robi?

Spojrzałem w kierunku, w którym wskazywał i już zrozumiałem czemu się śmiał.

Violet stała po kolana w morzu i machała rękoma, co najmniej, jak gdyby płynęła kraulem. Tylko, że ona wcale nie płynęła, a to wymachiwanie skupiało na niej coraz więcej spojrzeń pozostałych uczestników imprezy. Złapałem się za głowę i wyjęczałem ciche „kurwa", a chwilę potem usłyszałem chichot mojej siostry.

– Już ją lubię. Jak wytrzeźwieje, to koniecznie musisz mi ją przedstawić, braciszku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top