Rozdział 11

Matt

Wszedłem do domu i wystukałem szybką wiadomość do Violet.

Ten dzień, chociaż zaczął się nieźle, w ekspresowym tempie zmierzał ku katastrofie. Zaczynałem żałować, że w ogóle wstałem dziś z łóżka. Miałem już dość i byłem cholernie rozdrażniony. Nie, ja byłem wkurwiony. Byłem wkurwiony na siebie za to, co odwaliłem. Byłem zły na Murrey, że mi na to pozwoliła, a potem uciekła. I w końcu, byłem wściekły na moją siostrę, bo przyjechała bez uprzedzenia.

Już nawet nie będę wspominał, o tym, że aktualnie pałałem nienawiścią również do swojego kumpla. Czemu dotykał moją siostrę?! I to, kurwa, po tyłku?! Serio, nie wystarczyło mu, że zaliczał każdą pannę po kolei w tym mieście?

W innych okolicznościach, jeszcze kilka lat temu pewnie bym się ucieszył z wizyty Mayi. W innych okolicznościach, pewnie nie musiałaby mnie odwiedzać, bo ciągle by tu była. A teraz? Teraz znów wszystko się skomplikuje. To jej cecha charakterystyczna – komplikacje. Tylko to za sobą niosła w ostatnich latach.

Zamknąłem się w łazience i przemyłem szybko twarz, zdrapując zaschniętą krew spod nosa. Zimna woda nie ukoiła zszarganych nerwów, więc wyżyłem się na kafelkach. Pomimo szczerych chęci, nie udało mi się żadnego połamać. Ostatecznie przeniosłem się do pokoju i trzasnąłem głośno drzwiami. Miałem nadzieję, że wyraźnie dałem wszystkim w domu znać, żeby się do mnie nie zbliżali. Odpaliłem komputer i zacząłem grzebać w sieci, ale nic nie pomagało mi wyłączyć myślenia. Rozjuszony wstałem, odpychając krzesło pod ścianę. Rzuciłem się na łóżko i przykryłem twarz poduszką.

Gdybym miał magiczną lampę, wymazałbym ten dzień ze swojego życia. Cofnąłbym przeklęty pocałunek, powrót siostry do domu i przemienił się w drugiego Phila Rudd'a. Wyjechałbym z gównianego White Coast i wszystkim żyłoby się lepiej. A na pewno mnie.

Ale nie miałem lampy, pocałunek się odbył, a Maya ciągle tu była. Jej widok przypominał mi o najgorszym okresie życia. Może chęć rzucenia się jej do gardła nie była do końca fair z mojej strony. W końcu śmierć naszego ojca odbiła się na niej dużo bardziej niż na pozostałych członkach rodziny. To właśnie Maya go znalazła i ściągała sznur z jego krtani. Kiedy ciało zwaliło się z belki pod sufitem w piwnicy, przygniotło jej nogi, a ona nie była w stanie go z siebie ściągnąć, pokonana histerią. Dopiero ratownicy ruszyli z niej zwłoki. Mimo to, ja też cierpiałem. Betty się załamała, nawet pieprzona Martha to odczuła w jakiś swój dziwaczny sposób. A jednak, to nie ojciec przeciągnął nas przez piekło. Zrobiła to moja siostra. Wyniszczyła wszystkich w rodzinie i pogrzebała jakiekolwiek relacje między nami. Martha nie mogła tego wytrzymać, więc wyprowadziła się z domu pierwsza, a niedługo po niej zniknęła Maya. Zostałem sam z totalnie rozjebaną psychicznie matką i masą własnych zawirowań.

Zostałem „szurniętym Mattym".

Zagryzłem poduszkę i zacisnąłem mocno oczy. Powinienem przestać się nakręcać. Mleko się już rozlało. Maya wróciła do domu.

W pokoju rozległo się pukanie.

– Nie ma mnie! – krzyknąłem, prosząc jebanego Dżina, żeby spełnił choć to jedno życzenie. Na próżno. Usłyszałem skrzypienie drzwi i jęknąłem przeciągle.

– Można? – Nie czekając na odpowiedź, Maya weszła do pokoju. – Też się cieszę, że cię widzę, braciszku.

– Spierdalaj. Nie mam teraz nastroju – wymamrotałem, nawet nie unosząc głowy.

– Matt... – Maya usiadła obok mnie. Położyła rękę na moim kolanie i niepewnie ścisnęła. – Proszę, porozmawiaj ze mną.

Westchnąłem, czekając aż w końcu sobie pójdzie. Nic z tego. Dalej miętosiła moją nogę.

– Przyjechałaś bez uprzedzenia. – Ściągnąłem poduszkę z twarzy i spojrzałem na nią z wyrzutem.

– Gdybym wcześniej zadzwoniła, poczułbyś się lepiej?

– Przygotowałbym się na to. – Zrzuciłem jej dłoń i wstałem z łóżka. – Pochowałbym pieniądze, znalazł jakiś pas cnoty i zaopatrzył Betty w prochy na uspokojenie.

– Matty, przestań – powiedziała łagodnie, ale widziałem po jej minie, że najchętniej by mi się odgryzła. – To już nie będzie tak wyglądać. Obiecuję.

– Nie będziesz się pieprzyć z kim popadnie, czy przestaniesz ćpać? – zapytałem lodowatym tonem. – Już wiem! Tym razem nas nie okradniesz i nie zwiejesz na kilka lat!

Przechyliłem głowę i przez chwilę przyglądałem się jej z mieszaniną żałosnego rozbawienia i irytacji. Maya zadrżała, hamując złość, ale nie chciała ustąpić. Posłała mi spojrzenie pełne bólu i wyrzutów sumienia. To już drugie takie, którym ktoś obdarzył mnie dzisiejszego dnia. Najwyraźniej nie tylko Violet uważała mnie za powtora.

No cóż, z nią przynajmniej nie musiałem się więcej widywać.

– To nie fair. Jesteś okrutny. Nie tylko ja robiłam głupoty po śmierci ojca.

– Imprezy i karty, to nie to samo, co przedawkowanie – wycedziłem przez zęby.

– Masz rację, hazard i chlanie są lepsze. Prawie nie niszczą życia. – Tym razem to ona się zaśmiała. – Zresztą, Matt. Przedawkować wcale nie jest trudno. Popełniłam błąd. Trochę mi to zajęło, ale podniosłam się z niego. A czy ty skończyłeś z piciem?

Między nami zapadła cisza, podczas której mierzyliśmy się tylko nienawistnymi spojrzeniami. Byłem ciekaw, kto z naszej dwójki wygra. Ona miała więcej za uszami i od początku startowała z przegranej pozycji.

W końcu Maya nie wytrzymała napięcia. W jej oczach zabłyszczały złośliwe ogniki, których tam nie widziałem od wielu, wielu lat. Coś drgnęło w moim sercu, ale szybko zdusiłem to uczucie. Nie dam się nabrać.

Maya, jakby wyczuwając drobną zmianę w moim nastawieniu, postanowiła rozładować napięcie.

– Cóż, z naszej trójki chyba tylko Martha nic nie odwaliła.

Parsknąłem cicho. Wspomnienie najstarszej wywołało delikatne poruszenie w moim brzuchu, choć nie chciałem tego dać po sobie poznać.

– Z naszej trójki, Martha zawsze była najnudniejsza – skwitowałem. Nie mogłem sobie odpuścić chociaż tej odrobiny uszczypliwości.

– A pamiętasz jak kiedyś zrobiłam imprezę i matka się dowiedziała? Zwaliłeś wszystko na Marthę, w zamian za numer telefonu do puszczalskiej Nancy, a Betty ci uwierzyła.

– Dostałem od niej taki wpierdol, że przez tydzień siedziałem na dmuchanym kółku przy stole – zaśmiałem się, przypominając sobie minę Marthy, kiedy nałożono na nią miesięczny szlaban. – Ostatecznie i tak się opłaciło, bo Nancy mnie rozdziewiczyła.

Maya przewróciła oczami, wciąż chichrając się pod nosem. Poklepała miejsce obok siebie na łóżku. Niechętnie, w końcu usiadłem obok niej.

– Wiesz co u niej słychać? – Spoważniała i zerknęła na mnie z zainteresowaniem.

– U Nancy? Dalej się puszcza. – Wzruszyłem ramionami.

– U Marthy, głupolu. – Maya szturchnęła mnie łokciem w bok.

– Matka mówiła coś, że zaręczyła się z tym bogatym dupkiem. Jerry'm, czy jakoś tak. Od jakiegoś czasu przysyła nam pieniądze i myśli, że to wynagrodzi Elisabeth brak odwiedzin.

– Czyli do ciebie się nie odzywa?

Pokręciłem głową.

– Rozwaliłaś nam rodzinę, Maya. Gdyby nie to, że matka się upiera, Martha z nią też nie utrzymywałaby kontaktu.

– To nie ja rozwaliłam naszą rodzinę, Matt. To Martha odeszła, zaraz po ojcu.

– Ty też uciekłaś. Nim zadzwonili z tego ośrodka, matka szukała cię przez pół roku. Nawet policję w to zaangażowała, co nie było łatwe, zważając na to, że mieli już twoją kartotekę. – Pochyliłem się, opierając łokcie na kolanach. Ciężko westchnąłem i schowałem twarz w dłoniach. – Suma summarum, ty też odeszłaś. Wszyscy mnie zostawiliście.

– Matt, nie zostawiliśmy cię. Nie mów tak. Ja nigdy cię nie zostawiłam. Musiałam tylko stanąć na nogi. Nie da się nikogo napoić z pustej studni.

– Przestań. Dość. – Wkurwiony przetarłem oczy, bo zaczęły mnie szczypać. Jeszcze tylko tego brakowało, żebym się rozbeczał jak jakiś gówniarz.

Maya przysunęła się bliżej mnie i oplotła mnie ramionami. Próbowałem się odsunąć, ale mi na to nie pozwoliła.

– Jesteś moim braciszkiem. Nie porzuciłam cię. Przecież pisałam do ciebie przez ten cały czas! Napisałam od razu, jak tylko miałam możliwość.

Uniosła moją głowę i popatrzyła mi w oczy.

– Matty, przepraszam, że zostałeś sam z mamą. To nigdy nie powinno się wydarzyć. Obiecuję, że już nigdy się to nie powtórzy. Jestem czysta od osiemnastu miesięcy. Nie palę nawet trawki. W Houston miałam stałą pracę. I stałego chłopaka. Wyprostowałam życie i wróciłam do ciebie.

– Pff – zaśmiałem się nienaturalnie, nie mogąc znieść ciężaru jej pełnego nadziei spojrzenia. – Ty miałaś stałego chłopaka? To, gdzie on teraz jest? W twoim pokoju? Pod łóżkiem? Założę się, że by się ucieszył na widok twojego powitania z Garrym.

– Zerwaliśmy. – Po jej twarzy prześlizgnął się uśmiech. Musiała przygryźć wargę, żeby się nie roześmiać. – Był strasznym kretynem.

– I co teraz zamierzasz?

– Zostaję tutaj. Chcę odzyskać swojego najlepszego kumpla.

– Mówisz, że już nic nie bierzesz. Miałaś chłopaka, więc pasu cnoty też nie potrzebujesz?

Maya się zaśmiała, przestała mnie oplatać i uderzyła w ramię.

– Mały, ogarnęłam się, ale dalej lubię się zabawić.

Z obrzydzeniem zatkałem jej usta dłonią. Ja pierdolę, nie będę z nią rozmawiał o jej życiu erotycznym! Czy ją już do reszty powaliło?!

Odkleiła moją rękę z twarzy i nie kryjąc rozbawienia znów mnie szturchnęła. Tym razem w bok.

– Co powiedziała Betty na to, że zostajesz? – zapytałem sceptycznie.

– Och... znasz ją. Na początku zatrzasnęła mi drzwi przed nosem, ale po pół godziny mojego sterczenia na ganku i wydzierania się na całą okolicę, że wyrodna matka nie chce mnie wpuścić do domu, w końcu mnie zaprosiła. Uspokoiła i zaczęłyśmy rozmawiać. Opowiedziałam jej o wszystkim, co robiłam przez te lata. Powiedziałam, że zostaję. Ucieszyła się. Przytuliła mnie, trochę popłakała.

Kiwnąłem głową. Nie wiedziałem, co mogę jej odpowiedzieć. Ja nie cieszyłem się z jej powrotu. Po trzech latach siedzenia z samą Betty, w końcu się dotarliśmy. Nasza relacja nie wyglądała jak typowa relacja matki z synem, ale też moja matka nie była typowa. Nigdy za bardzo się nami nie przejmowała. To ojciec poświęcał nam swój czas i energię. Był głową rodziny i jednocześnie jej sercem i duszą. Po jego śmierci zabrakło czułości w tym domu. Mimo to, wypracowaliśmy swój system – ja i Elisabeth. Powrót Mayi mógłby go naruszyć.

– Chodź, pójdziemy coś zjeść. Betty przygotowała lasagnie i coś wspominała o rodzinnej kolacji. – Siostra pociągnęła mnie za rękaw koszulki i skierowała się do drzwi. Skrzywiłem się nieprzyjemnie, bo oto i jest – rysa w systemie. My z matką nie jadaliśmy wspólnie kolacji.

– Więc dalej przyjaźnisz się z Garrym, co? – Maya puściła mi oczko i uśmiechnęła się zadziornie.

– Kurwa, Maya – jęknąłem. – Dopiero co straciłem ochotę na zrobienie ci krzywdy. Nie przeginaj.

***

Kolejny tydzień minął bardzo szybko. Prawie cały czas spędzałem ze swoją siostrą. Rozmawialiśmy, kłóciliśmy się, kilka razy nawet się tłukliśmy, ale najwięcej ze wszystkiego żartowaliśmy. Było między nami mnóstwo spraw do nadrobienia. Maya rzeczywiście zachowywała się inaczej. Widziałem, że włożyła w siebie sporo pracy, bo funkcjonowała prawie tak dobrze jak kiedyś – przed wypadkiem. Tylko czasami miała przebłyski przeszłości.

Któregoś dnia weszła do garażu po jakieś narzędzia. Znalazłem ją piętnaście minut później. Siedziała w kącie, obejmując kolana i kiwała się w przód i tył, jak gdyby cierpiała na chorobę sierocą. Przytuliłem ją mocno, a chwilę później wziąłem na ręce i zaniosłem do pokoju. Tej nocy w ogóle nie spaliśmy. Przegadaliśmy ją całą, w wyniku czego straciłem kolejny dzień, który powinienem był poświęcić na pracę. Zwolnili mnie, ale jakoś nie zrobiło to na mnie wrażenia. Praca testera gier była dobra dla nastolatka. Ja spędzałem ostatnio coraz mniej czasu przy komputerze.

W głowie zamajaczył mi nowy plan. Zadzwoniłem do Billa z Nory. Garry wspominał kilka dni wcześniej, że Judy przeszła na emeryturę, więc mieli jedno wolne miejsce do zapełnienia w barze. W ten sposób mogłem robić to co lubię, czyli siedzieć w pubie i popijać browar. Ustaliliśmy już wstępny grafik, tak, żeby poza jedną zmianą, nie pokrywał się z pracą Violet. Obydwaj stwierdziliśmy, że w ten sposób zaoszczędzimy sobie kilku nieprzyjemnych scen.

O Murrey nie myślałem już prawie wcale. Czas spędzony z siostrą skutecznie pomógł mi wymazać nasz pocałunek z pamięci. Nie wspominałem jej wielkich błękitnych oczu ani marszczącego się w złości nosa. Nie myślałem też o jej ustach ani o tyłku w ciasnych, skórzanych spodniach.

Tylko nocami wszystko do mnie wracało. Dręczyło mnie przed snem i nie dawało spokoju, dopóki nie wstawałem i nie rozładowywałem napięcia pod prysznicem.

Ogólnie, było dobrze. Znów wróciłem do normalności.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top