26. Przyśpieszone plany ślubne

     Rano następnego dnia czaiłam się na korytarzu na piętrze czekając na Wiktora (oczywiście siedziałam oparta o ścianę i jadłam czekoladowego królika). Byłam niemal pewna, że przybędzie, ponieważ na pewno zdołał się wczoraj spotkać z Emilem i dowiedział się... cóż miałam nadzieję, iż powiedział, że mnie tutaj nie ma. To niezmiernie ułatwiłoby mi zadanie. W szczególności po wczorajszej rozmowie z mamą, która tak bardzo cieszyła się z naszego rychłego małżeństwa... tyle że ja całą noc zmarnowałam na planowaniu. Może i stanę na ślubnym kobiercu, ale niech Wiktor spodziewa się, że reszta nie pójdzie tak dobrze. Nie po tym co usłyszałam od Emila.

     Nagle ktoś załomotał w drzwi jakby się temu komuś naprawdę śpieszyło z nowinami. Wobec tego z łobuzerskim uśmiechem stanęłam na nogi i zaczęłam wygładzać piękną niebieską sukienkę ze srebrnym, brokatowym smokiem na całej jej długości. Przy okazji ukryłam resztę czekolady w kieszeni, bo niby dlaczego miałaby się zmarnować?

- Przepraszam, że państwu przerywam śniadanie... - zaczął znajomy głos udający cierpienie. - Muszę, jednak o czymś państwu powiedzieć...

    W tym właśnie momencie zbiegłam radośnie na dół. Niemal z piskiem rzuciłam się w stronę Wiktora. Zatrzymałam się, jednak gwałtownie przed nim i pochyliłam do przodu, przez co z szokiem wypisanym na twarzy, odchylił się do tyłu.

- Pocałowałabym cię na dzień dobry, ale - wskazałam palcem usta - nadal mam zniszczone wargi po mojej strasznie męczącej podróży. Tak się cieszę, że tutaj jesteś! - krzyknęłam w jego stronę niczym rozwydrzona pannica. - Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłam! Znaczy jakbym miała cofnąć czas i nie wyjechać... - skrzywiłam się - to, jednak postąpiłabym tak samo. We wszystkim...

    Moje myśli ponownie powędrowały w stronę Emila, ale pośpiesznie potrząsnęłam głową. Nie mogłam w takim momencie się rozkojarzyć przez niego. Może i zasługiwał na to, aby pamiętać o nim jako o sromotnej nauczce, lecz teraz potrzebowałam całej swojej przytomności, by przechytrzyć tego drania. A przede wszystkim zależało mi na tym, aby go skompromitować i nawet wiedziałam jak to osiągnąć. Do tego, jednak potrzebowałam wielkiej publiczności, zaś to jest osiągalne tylko przy...

- Chciałabym coś ogłosić - kontynuowałam entuzjastycznie. - Normalnie padniecie kiedy to usłyszycie! Otóż poprosiłam swoją koleżankę - tę od ceremonii ślubnych - by załatwiła wszystko potrzebne do naszego ślubu - uśmiechnęłam się z dozą złośliwości w stronę Wiktora - który odbędzie się dokładnie za dwa dni! Już wysłałam notkę do gazet. Dzisiaj każdy w mieście się o tym dowie... cieszycie się?

    Wszyscy, jednak wyglądali jakby trafił ich piorun prosto w tyłek. Mama, która namawiała mnie do związku z Wiktorem, mrugała szybko próbując przyswoić sobie posłyszaną wiedzę. Nie wyglądała również na zachwyconą. Była zdegustowana, wściekła, wytrącona z równowagi oraz... zawiedziona? Ale przecież... Nie ważne. I tak wszystko wyjaśni się w odpowiednim czasie.

- Kochanie... czy to nie za szybko? - Wiktor musiał chrząknąć, gdyż jego głos odmawiał posłuszeństwa.

- Nie, za długo zwlekaliśmy. Uważam, że już czas - uniosłam brew. - Czyżbyś się rozmyślił?

- Ależ skąd...

- Cudownie! - przerwałam mu i ruszyłam w stronę jadalni - A wiec do zobaczenia za dwa dni w kościele!

   Już się nie mogę doczekać, dupku. Zniszczę ci życie tak jak ci się nie udało zniszczyć mojego. Masz przerąbane, chłopie, i nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo! Jesteś wprost żałosny - myślę z satysfakcją zauważając w lustrze odbicie jego zmizerowanej twarzy. Wyglądał jak ktoś kogo plany nie poszły najlepiej. Tyle, że nie zdaje sobie sprawy jak bardzo. Już ja zadbam o to, aby dowiedział się o tym w jak najbrutalniejszy sposób. - Pozbyć się mnie? To wręcz niemożliwe! 

**************

   Z udawanym szczęściem spojrzałam na moją "przyjaciółkę", która zaśmiewała się do rozpuku kiedy powiedziałam jej, że spotkałam na swojej drodze łowczynie. Ta śliczna młoda kobieta miała w sobie coś co nieustannie zwracało uwagę mężczyzn. Może to przez jej wydatny biust albo piękną, małą twarz z lekko zadartym nosem, idealnymi ustani i lśniącymi, blond włosami.

   Mój wzrok samoistnie skierował się ku mojej kuzynce, która jednocześnie ze mną, przewróciła oczami. Uśmiechnęłyśmy się porozumiewawczo i ponownie skłamałyśmy, iż żart Emmy niezmiernie nas rozbawił.

- W ogóle - zaczęła nagle poważniejąc - czytałam, że jutro bierzesz ślub z tym przystojnym Wiktorem. Czy to prawda?

- Tak - wykrztusiłam z siebie i zmusiłam się do radosnego uśmiechu. - Dziś razem z mamą będziemy oglądać suknie, które wybrała dla mnie Fiona.

- Ta specjalistka od sukien ślubnych? Na twoim miejscu sama poszłabym wybrać - machnęła lekceważąco ręką. - Ale nie o tym chciałam ci powiedzieć. Kiedy wyjechałaś Wiktor naprawdę się załamał - pochyliła się od przodu, a ja musiałam się zmusić do zsunięcia odrobinę z krzesła. - Praktycznie nie wychodził z domu wobec czego - oczywiście dla ciebie - poszłam go pocieszać...

    Mówiła dalej, lecz już jej nie słuchałam. Powiedziała wystarczająco wiele, bym zdołała się domyślić o co chodzi. To ona przez ten cały czas miała romans z Wiktorem, to ona sprawiała, że on wymyślił plan pozbycia się mnie. Właściwie to było genialne. Miałby fortunę dzięki mojemu ojcu i pokaźny spadek, gdyby pozbył się starych Emmy. Nikt nie dowiedziałby się, że nie wychodził z domu tylko dlatego że wywalono go z banku przez jego machloje. Nikt nie dowiedziałby się, że znany arystokrata jest bankrutem, zadłużonym bankrutem.

- Emmo czy mogłabym cię prosić, abyś poszła do Wiktora, żeby dowiedzieć się czy... załatwił już sobie biały krawat? Nie pamiętam czy mu mówiłam, że to stara tradycja mojego rodu - oczywiście była na tyle głupia, by nie domyślić się, że tak naprawdę chciałam się jej pozbyć.

- Oczywiście! Mogłaś powiedzieć wcześniej... - wstała błyskawicznie - prześlę ci wiadomość później, dobrze?

- Świetnie, kamień spadł mi z serca - pomachałam jej kiedy w drzwiach się odwróciła z radością na twarzy. 

   Razem z Ritą czekałyśmy, aż usłyszymy trzask zamykanych drzwi wyjściowych. Wtedy pozwoliłyśmy sobie na odetchnięcie z ulgą.

- Wiesz co ostatnio mi powiedziała? - zaczęła z pretensją kuzynka - Że nigdy nie znajdę sobie mężczyzny, gdyż jestem gruba.

- Naprawdę?! Co za wredna jędza...

- To co teraz powiedziała...

- Och, tak naprawdę nie chcę wychodzić za Wiktora - przyznałam się jej. - To bankrut, który chciał się pozbyć mnie dzięki pewnemu chłopakowi, ale on akurat pomagał mnie więc... Poprzez ceremonię ślubną chcę go ośmieszyć na forum każdego znamienitego człowieka, a że Emma przyznała się do romansu z nim to nam tylko pomaga, prawda?

- Nie poznaję cię - brunetka roześmiała się głośno. Z jej ciemnych oczu popłynęły łzy. - Ale ta zmiana mi się niezmiernie podoba! Nie znoszę tego Wiktora. Co chwila widzę jak z jakąś panną flirtuje...

   Ktoś wdarł się przez otwarte okno w moim salonie. Razem z Ritą wrzasnęłyśmy głośno. Mój szok doszedł do granic możliwości kiedy zauważyłam, że to...

- Emil?

- Cześć. Masz fatalnego kamerdynera, nie chciał mnie wpuścić wobec czego musiałem sięgnąć po inne rozwiązanie problemu - strzepnął z ramienia niewidzialny brud. Miał na sobie czarny garnitur bez krawata i marynarki.

- Mówiłam ci...

- Wiem, wiem - zbył mnie machnięciem ręki. Jego szare oczy błysnęły - Musiałem się z tobą spotkać, a ty wyraźnie mnie unikasz.

- Dziwisz się? - zmarszczyłam brwi, po czym wstałam. - Cieszę się, że mi o wszystkim powiedziałeś, ale to nie zmienia faktu, że...

- Nie możesz wyjść za niego za mąż - przerwał mi ponownie. - Nie rozumiesz co ci powiedziałem? To byłby fatalny pomysł tym bardziej...

   Urwał gwałtownie jakby dopiero teraz zauważył jak bardzo się zagalopował oraz pulchną dziewczynę siedzącą w moim towarzystwie. Spojrzał bezradnie w moją stronę. Zaczął nawet nerwowo chodzić w tę i z powrotem przed nami. Zdawał się szukać szyfru, w którym mógłby przekazać mi wiadomość tak, aby moja towarzyszka nie dowiedziała się o co chodzi, ale nie znajdował pomysłu. 

- Sama powiedziałaś, że mnie pokochałaś i nagle postanawiasz wyjść za mąż za osobę, która zleciła mi porzucenie cię na odludziu? - powiedział w końcu, załamał przy tym ręce - Dalia, którą znałem nigdy, by tego nie zrobiła! Przecież mówiłaś, że... Och! Wpadłaś na jakiś plan, do którego potrzebna ci jest publiczność. To genialny pomysł... ośmieszysz go mówiąc "nie" oraz zapewne dodasz parę rzeczy, mam rację? Ha! Widzę, że mam.

- Jak ty?

- Poznałem cię, pamiętasz? Poznałem cię wystarczająco dobrze, aby domyślić się co też możesz planować w tej twojej główce, ale nie mogę ci na to pozwolić.

- Nie? A niby czemu? - przekrzywiłam głowę - Nie jesteś w stanie mnie powstrzymać przed jutrzejszym dniem. Stanę na ślubnym kobiercu, a ty mi w tym nie przeszkodzisz, rozumiesz Emilu Ratero? Bo jeśli teraz będziesz chciał mi przeszkodzić to obiecuję ci, że zacznę krzyczeć.

- W takim razie... - jego chochlikowata twarz wyrażała najwyższy stopień determinacji - ...nie zostawiasz mi wyjścia. Będę musiał cię - zaczął podchodzić - albo porwać albo zmusić do rezygnacji z twoich planów. 

- Jednego nie przewidziałeś - rzuciłam beztrosko - ty poznałeś mnie, ja poznałam ciebie. Zaś to prowadzi nas do punktu kulminacyjnego... - pociągnęłam nogę dotąd skrzyżowaną w kostkach z drugą, do siebie.

   Emil aż krzyknął kiedy siatka rybacka przykryta puchowym dywanem, zamknęła go w swoich objęciach. Przymocowałam linkę do ciężkiej, starej komody, która jeszcze przed moimi urodzinami została przyspawana do podłogi. Następnie podeszłam do wiszącego w powietrzu mężczyzny.

- Wiesz jaka jest w tym ironia? Ta siatka kiedyś służyła mi za niezwykle wygodne krzesło, chciałabym dodać - jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś - że owe krzesło wisi w powietrzu.

- Nie zauważyłem - sarknął przybliżając twarz do mnie. Poprzez siatkę świdrował mnie spojrzeniem. - Wiesz co widzę w tych twoich brązowych oczach? Widzę zdecydowanie, ale i strach. Czego się boisz, Dalio?

- Czego się boję? - prychnęłam - Boję się, że wszystko zepsujesz.

- Nie. Boisz się, bo wiesz, że to zrobię. Nie ważne co się stanie i tak stawiam na swoim.

- Więc odejdź i nie wracaj.

- Dalio chyba ktoś idzie - aż się wzdrygnęłam. Kompletnie zapomniałam o Ricie.

    Odwróciłam się w stronę kuzynki z zakłopotaniem w oczach. Moje włosy dziwnym trafem znalazły się na prawym ramieniu, a kiedy odkryłam w jaki sposób... Nie byłam w stanie się ruszyć. Stałam czując jego dłoń w pasie i czekałam na dalszy jego ruch.

- Nie odejdę bez ciebie - warknął mi do ucha. - Należysz już do mnie i absolutnie nikt tego nie zmieni, rozumiesz? Wyrwę się i cię dopadnę choćbyś była na końcu świata. Daję ci słowo.

   Następnie mnie puścił, odsuwając się najdalej jak się dało. Zaskoczona tym z trudem (jedynie za pomocą Rity) odeszłam parę chwiejnych kroków do przodu w stronę fotela, na którym chwilę wcześniej siedziałam. Słowa Emila dosłownie wybiły mnie z równowagi. Czyżby, jednak coś do mnie czuł? Coś więcej niż fizyczne pożądanie? Czy to w ogóle możliwe, by kobieciarz był w stanie się ustatkować?

    Poczułam dłonie Rity na moich ramionach. Podniosłam ociężale wzrok i kiedy skrzyżowałam z nią spojrzenia coś mnie trafiło.

- Widać, że macie na siebie chrapkę - powiedziała rozbawiona.

- Tak, niestety - mruknęłam analizując fakty. - Trzeba będzie go tutaj zamknąć tak, aby nikt nie wchodził. Ale do tego będzie trzeba zwinąć każdy dostępny klucz, pomożesz mi w tym?

- A dlaczego w ogóle o to pytasz? - dziewczyna rozpromieniła się - Zawsze chciałam poprosić twojego brata, by nauczył mnie kraść smakołyki z kuchni.

   O świetnie! Kolejna, która jest tak bardzo nienormalna jak ja!

**********

    Kiedy Rita dyskretnie weszła do mojego pokoju, zaczęła niedyskretnie wachlować się zdobytymi kluczami. Na szczęście mama stała tyłem do niej więc ta od razu schowała je w ustalone miejsce. Niestety czekała nas jeszcze jedna najważniejsza misja. Wzrokiem pokierowałam kuzynkę w stronę mamy. Ona miała wszystkie klucze zawsze przy sobie, a nie mogłam dopuścić do tego, aby weszła do mojego salonu i zobaczyła uwięzionego mężczyznę. Przecież dostałaby od tego zawału! 

- Ta jest piękna! - rzuciła entuzjastycznie, poprawiając po raz wtóry tandetną suknię z za dużym dekoltem. Wyglądałam w niej jak wzdęta kaczka, która zaraz wskoczy do jeziora.

- Uważam, że - spojrzałam w stronę okna, świat zdążył już pogrążyć się w ciemności - zrobię wam wszystkim niespodziankę i sama wybiorę sukienkę na jutro. Co ty na to, mamo?

- Wspaniały pomysł! - ucieszyła się - Wiedziałam, że wprowadzisz w nasze życie powiew świeżości.

- Proszę cioci? - Rita objęła ją dziarsko w talii - Czy zrobiłaby ciocia mi ten zaszczyt i odprowadziła do drzwi? Mam parę teorii na temat tego jaką sukienkę założy Dalia.

- Och, oczywiście - przeniosła wzrok ze swojej siostrzenicy na mnie. Kryło się w nim zdumienie, lecz również ekscytacja na myśl, że mogłam powiedzieć coś kuzynce, a mamie nie.

     W tym czasie Rita rzuciła mi klucz na dywan, aby nikt nie zdołał usłyszeć brzdęku. A więc wszystko będzie pod kontrolą... prócz Emila, rzecz jasna. Ciekawe na co on wpadnie i w jaki sposób ucieknie. Jutro będzie bardzo ciekawy dzień jak mniemam.


   Następny rozdział 07.07.











Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top