15. Niemowa
Siedziałam wraz z Emilem przy ognisku, przyglądając się to śpiącej Ninie, to trzydziestolatkowi oraz piętnastolatkowi, którzy siedzieli po przeciwnej stronie. W końcu mimowolnie ułożyłam głowę na jego ramieniu. Chciało mi się spać, ale bałam się, że jeśli to zrobię zostanę zabita przez przybyszów. Nie ufałam im.
- Spokojnie, oni są nieszkodliwi.
- Taa jasne, widziałam to w czasie waszej bójki - sarknęłam, łaskawie pozwoliłam mu objąć się ramieniem.
- Dawid nie byłby w stanie nikogo zabić. Zawahałby się - odparł z cieniem uśmiechu na ustach.
- A ty? - zaciekawiłam się.
- Kiedy zabijasz zwierzęta, aby mieć coś do jedzenia, przestajesz widzieć różnice - powiedział zbyt obrazowo jak na mój gust.
Przekierowałam wzrok na jego siostrę. Blond włosy miała w nieładzie porozrzucane na poduszce i na twarzy. Uśmiechnęła się przez sen jakby zobaczyła coś pięknego lub zabawnego. Gdybym miała ją do czegoś przyrównać byłby to psotliwy, strachliwy aniołek.
- Nienawidziłem jej - powiedział nagle Emil. Spojrzałam na niego, aby zauważyć z jaką łagodnością przygląda się Ninie. - Nienawidziłem jej, bo sądziłem, że to przez nią matka umarła. Wiesz była chora, nikt nie wiedział jak i kiedy zachorowała, ale powiedziała, że jeśli dojdzie podczas porodu do jakichkolwiek komplikacji mają ratować właśnie małą - uśmiechnął się melancholijnie. - Nina odziedziczyła po mamie urodę, ale nie siłę... wiesz można niemal uznać, iż masz prawie taki sam charakter jaki miała moja mama.
- Naprawdę? - a jednak potrafi być całkiem miły - Moja mama zawsze uważała, że mam paskudny charakter. Trudno było jej wpoić mi tą całą etykietę dworską, czy pozbawić mnie mojego talentu do bekania...
- Umiesz bekać? - przekrzywił głowę, by na mnie spojrzeć z całkiem nowym zainteresowaniem w szarych oczach.
- No pewnie! - wyszczerzyłam się - Razem z tatą często bekaliśmy kiedy mamy nie było w pobliżu. Urządzaliśmy konkursy, a mój brat miał oceniać, kto z nas jest zwycięzcą - rozmarzyłam się. - Uwielbiałam ten czas kiedy mogłam się rozleniwić, pogarbić i przestać udawać jaka ja jestem wspaniała, dobrze wychowania... mogłam być sobą.
- Jesteś taka piękna kiedy jesteś sobą - wyznał, po czym poruszył ramieniem, na którym trzymałam głowę - nawet jeśli to oznacza, że musisz być zakurzona i śmierdząca.
Roześmiałam się, po czym zdzieliłam go w tył głowy. W zasadzie kusiło mnie, żeby dać mu w twarz, ale postanowiłam nie kompromitować go przed jego "przyjaciółmi". Och, ale się szlachetna zrobiłam! Albo po prostu nie chciałam tego zrobić, bo jakimś cudem podobał mi się bardziej niż powinien. Lubiłam go nawet jeśli przesadzał z tymi swoimi zbyt lepkimi do dotykania mojego ciała, dłońmi.
- Przykro mi, lecz nie mogę powiedzieć tego samego o tobie - powiedziałam ze zbyt udawaną przykrością.
- Pewnie ci jest z tego powodu bardzo przykro - zaczął udawać.
- Bardzo - pokiwałam głową, postanawiając właśnie w ten sposób zapomnieć o wszystkich kłopotach i przykrościach tego dnia.
- Pewnie, dlatego postanowiłaś pozwolić mi się do ciebie przytulić. Bardzo z twojej strony szlachetnie.
- Bardzo - powtórzyłam ledwo powstrzymując śmiech.
- No cóż... - zacisnął usta w wyrazie niemocy - zapewne trudno ci przyznać jak bardzo przystojny jestem. Całkowicie cię rozumiem - pokiwał głową.
- Bardzo... Czekaj, co?!
Z niedowierzania aż otworzyłam usta. Spryciula się znalazł! A teraz się jeszcze ze mnie naśmiewa! Przez tego zarozumiałego, podstępnego Emila kąciki moich ust zaczęły powoli drżeć. Walczyłam z tym, ale w końcu się szeroko uśmiechnęłam. Nawet nie pamiętam, żebym się tyle szczerzyła przez tak krótki czas ani czuła tak wielkie zadowolenie, że mogę być gdzieś gdzie czuję naprawdę szczęśliwa. Nie czułam tego przy żadnym spotkaniu z Wiktorem, który nie zna się na żartach, który jest taki sztywny, profesjonalny i poważny. Zazwyczaj wymuszałam z siebie każde kolejne słowo, każdy uśmiech, szczęście... Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.
Pragnąc zmienić temat, zaczęłam rozważać to co usłyszałam od niego poprzednio.
- Mówiłeś w czasie przeszłym...
- Co?
- Kiedy mówiłeś o Ninie, mówiłeś w czasie przeszłym - zauważyłam. - Jak jest teraz?
Odwrócił ode mnie wzrok, by skierować go w stronę siostry. Ponownie zauważyłam łagodność w jego rysach twarzy, dumę, że to właśnie on dostąpił zaszczytu bycia bratem tak wspaniałej osoby. Spostrzegłam również zawstydzenie, zapewne spowodowane tym, iż spędzał z nią tak mało czasu, tak mało uwagi poświęcał Ninie, że teraz czuje z tego powodu wyrzuty sumienia.
- Ty ją kochasz - wyszeptałam.
Gwałtownie przekierował na mnie spojrzenie. Zaskoczona prawie od niego odskoczyłam, odsunęłam się jednak odrobinę, tak na wszelki wypadek. Zmrużył powieki, groźnie zmarszczył czoło, przez co jego nieczesane od dłuższego czasu włosy (wyglądał jakby coś go poraziło) nadawały mu wręcz mrocznego uroku. Wyglądał jak rycerz spod ciemnej gwiazdy - groźny, nieprzewidywalny, niebezpieczny.
- Tylko piśnij o tym słowo, a przysięgam, że gorzko tego pożałujesz!
- A co ty możesz mi zrobić? - parsknęłam, starałam się wyglądać na kogoś kto wcale a wcale się nie boi, ale w głębi czułam przerażenie na myśl co też wymyśli Emil Ratero.
- Sprawić - przybliżył twarz do mojej - że zapragniesz czegoś więcej niż zwykły pocałunek.
- Pff! Uważasz, że tak po prostu ci uwierzę? - pokręciłam głową - Nie jesteś w stanie tego zrobić. Prędzej piekło zamarznie, nim wykombinujesz jak zaciągnąć mnie do łóżka. Już ci mówiłam - ze mną nie będzie ci tak łatwo, może inne dziewczyny na takie teksty padając ci do nóg, ale ja się nie dam.
- W końcu ulegniesz, kochanieńka - podpadł się dłońmi o ziemię, przyglądając z uwagą jak wstaję z ziemi. Przeciągnął spojrzeniem po moim ciele.
O matulu! Czemu on musi być takim ciachem? Czymże zasłużyłam na kogoś takiego i jak na miłość boską, mam się bronić?! - mówiłam do siebie kładąc się koło Niny.
**********
Jakoś późno w nocy obudziły mnie czyjeś głosy. Z zamkniętymi oczami odwróciłam się twarzą w tamtą stronę, aby móc łatwiej podsłuchiwać. Od razu rozpoznałam, że to Emil rozmawia z tym trzydziestoletnim mężczyzną. Chociaż rozmawia to za mało powiedziane, oni wyraźnie się kłócili, ale tak, by nie obudzić reszty.
- To był twój towarzysz! - syknął Ratero - Jak mogłeś pozwolić mu się pakować w tamto miejsce?!
-Nie pozwoliłem mu! - odparł Dawid. - Chciał ratować mojego syna, który jak ten ostatni kretyn, wszedł do jaskini. Mógł nie wiedzieć, że jaskinia jest miejscem pełnym anomalii...
- Nie potrafiłem wyleczyć Marka, ponieważ dokładnie nie wiedziałem co go zaatakowało - Emil odrobinę się uspokoił. - Rany wyglądały na wężowe kły, ale przecież to nie wchodzi w rachubę... przecież każdy tropiciel jest uodporniony na jad węża.
Nastała chwila ciszy, podczas której postanowiłam na kilka sekund otworzyć oczy, aby zobaczyć czy ich miny czegoś mi nie powiedzą. Fakt, że każdy z nich jest tropicielem bardzo mnie zainteresował. W końcu każdy sądził, iż wyginęli, a tu proszę trzech w jednym miejscu! Och! Nie trzech - według legend kobiety również były tropicielkami - tylko czterech.
Mężczyźni stali naprzeciwko siebie, tuż przy granicy światła padającego z ogniska. Ich pokerowe oblicza nic mi nie ujawniły. Zapewne ukrywali to co naprawdę czuli, chociaż widać było, że starają się dojść do jakiegoś porozumienia.
- Kim jest ta obca? Nie wygląda na tropicielkę, a twoja siostra nie potrafi leczyć. Jak mogłeś zaniedbać swój obowiązek? - pokręcił głową z dezaprobatą.
- To teraz nie ma żadnego znaczenia - warknął Emil. - Mark wszedł do jaskini i dał się tak po prostu ukąsić? To bez sensu - postukał się palcem w podbródek. - Coś jeszcze musiało się stać, tym bardziej, że wlekliście go aż tutaj! Trzeba było...
- To był wąż jakiego nigdy nie widzieliśmy! - krzyknął Dawid ze znękaną miną - Próbowaliśmy uśmierzyć ból, jakoś go zmotywować do walki, ale ugryzł go tyle razy... - pokręcił głową - Walczył z tą bestią i ją zabił.
- Nowy wąż? Ale jak?
- Tą jaskinię należy zburzyć - zawyrokował Dawid tupiąc gniewnie nogą. - Przynosi same nieszczęścia. - Teraz należą mi się wyjaśnienia. Kim jest TA kobieta? - wskazał mnie.
Błyskawicznie zamknęłam oczy i podkurczyłam do siebie nogi. Wolałam nie kusić losu. Już wystarczająco dużo usłyszałam, chociaż dalej nie rozumiałam czym właściwie jest ta jaskinia pełna anomalii. Może lepiej pozostawić tą sprawę? Skoro jest tak niebezpieczna jak mówią to lepiej nie wiedzieć do czego jest zdolna.
- To moja wioskowa żona - sarknął Emil.
- Dałeś się uziemić? - niedowierzanie w głosie przybysza, dało się wykryć nawet bez sprawdzania jego miny. - Ty?
- Tak, ja. Wynajęła mnie, żebym ją zawiózł do stolicy, ale w drodze coś się stało i ze złości na nią, złapałem jej wianek. Później zapomniałem o ich rytualnych tańcach małżeńskich... Szkoda gadać.
Ponownie zamilkli. Przez tą ciszę usnęłam, mimo że wolałam podsłuchiwać dalej.
**********
- Nie umierasz! - jęknął głośno Emil. - Dalia mi mówiła, że przecież z tobą rozmawiała o tych sprawach więc przestań panikować. A ty młokosie, gdzie patrzysz?! Idź sprawdź czy nie ma cię po drugiej stronie łąki!
Słysząc to, siadłam natychmiast. Przecierając oczy zaczęłam się rozglądać. Był już ranek, słońce powoli pięło się po nieboskłonie, lecz już zaczęło niemiłosiernie prażyć. Zerwałam się na równe nogi widząc zapłakaną Ninę, która miała prawie całe spodnie we krwi.
- Co się stało?
- Kolejna! Najpierw zadał to pytanie Dawid, który przecież wpadł ze swoją dziewczyną, gdy tylko ukończył czternaście lat. Trzeba być naprawdę idiotą, żeby coś takiego robić w tak młodym wieku - Emil ze zmrużonymi oczami wpatrywał się w swojego kolegę. - Żeby mieć dziecko w wieku piętnastu lat - pokręcił głową.
- Co się czepiasz sam niedługo będziesz ojcem - machnął w moją stronę ręką.
- Phi! - prychnęłam - Prędzej piekło zamarznie.
- Już ją lubię - Dawid uśmiechnął się do mnie.
Złapałam rozpłakaną Niną za rękę i pociągnęłam ją za konie, aby zapewnić nam chociaż trochę prywatności. Następnie zaczęłam szukać podpasek oraz nowych spodni dla trzynastolatki.
- Przestań ryczeć - mruknęłam. - To zupełnie normalne, opiekunowie nie mówili ci co to miesiączka? Czy oni w ogóle byli kompetentni? Spokojnie! Nino każda kobieta krwawi przynajmniej raz w miesiącu.
Zaczęłam młodej tłumaczyć wszystko to co powinna wiedzieć. Miałam tylko nadzieję, że zdoła to wszystko przetrawić oraz zapamiętać, choć zawsze mogła jeszcze się dopytać. Jednak chodziło mi o to, aby wiedziała potrzebne rzeczy już teraz. Musiała się w końcu z nimi zapoznać prędzej czy później.
- Wy tyle musicie pamiętać? - Emil patrzył bezradnie to na mnie to na Ninę. - Wystarczy moja droga siostrzyczko, że będziesz pamiętać, aby nie spać z żadnym chłopakiem bez mojej wiedzy. Jeśli powiesz mi, który się targnął na to, to w odpowiedniej chwili go wykastruję, dobrze?
Ten to nie będzie mieć doktoratu z pedagogiki!
********
- Jest problem - wyszeptał mi na ucho Emil. - Wolałem tego nie mówić przy Ninie, ale prawdopodobnie ktoś nadchodzi. Kazałem Dawidowi, aby poczekał na moją siostrę, a później ukryją się w koronie drzewa. Lecz ktoś musi przypilnować koni więc...
- Okej, zostanę z tobą - zdecydowałam.
Uśmiechnął się, a ja odpowiedziałam tym samym, mimo że zastanawiałam się czy aby na pewno podjęłam dobrą decyzję. Przekrzywiłam głowę na bok widząc w szarych oczach Emila łajdackie iskierki.
- Więc kiedy miną ci dni płodne?
- Nawet miesiączka mi się nie zaczęła, durniu - ręka mnie zaswędziała. Oznaczało to, iż bardzo pragnę zdzielić go po twarzy. Ale bym się zamachnęła na niego!
- Ooo! To może...
Zamachnęłam się na niego ze wściekłą miną, lecz zdołał złapać moją dłoń nim ta wylądowała w odpowiednim miejscu. Dziś to, kurna, przesadzał!
- Ludzie! - nastolatek podbiegł do nas - Gdzie Nina? Musimy się wspinać, ktoś nadchodzi!
Nie czekając na nasze pozwolenie wbiegł między konie i zaciągnął wyrywającą się dziewczynę w stronę swojego ojca. Stałam bezradnie z ręką nadal w uścisku mężczyzny, patrząc jak zabierają moją przyjaciółkę. Mogłam jedynie podejrzewać, że Dawid nie będzie w stanie skrzywdzić Niny, ale co jeśli wyda jakikolwiek dźwięk, który zdradzi ich pozycję?
Przeniosłam wzrok na Emila, który ze zdecydowaniem przyglądał się tropicielom. Wyglądał jakby wiedział, iż to dobra decyzja. Wyglądał również jakby doskonale wiedział kto zmierza w naszą stronę. Więc albo miał jakiś szósty zmysł albo w nocy poszedł sam na misję zwiadowczą.
Aż sapnęłam widząc kilkunastu ludzi w dziwacznych stronach wybiegających z lasu. Zaczęli wrzeszczeć widząc naszą dwójkę z końmi. Wyglądali na co najmniej cywilizowanych.
Słysząc trzask i galop, odwróciłam się w stronę Emila. Po cholerę prosił mnie o pomoc skoro zamierzał wysłać konie gdzieś w głąb tego buszu? Przerażona schowałam się za mężczyzną, który objął mnie jedną ręką, tak aby mieć pewność, że zza niego nie wyjdę. Kiedy dzikusy się zbliżyły zauważyłam jak bardzo się myliłam. Wyglądali na bardzo cywilizowanych, ale... byli to bandyci, brudni bandyci.
- Yyy... - zaczęłam, aby jakoś wpłynąć na ich decyzję obrabowania nas.
Mężczyźni spojrzeli na mnie, a widząc kobietę - uśmiechnęli się. Tak właśnie na to liczyli. Tyle że Emil ma plan, musi mieć jakiś plan!
- Przykro mi, moja żona jest niemową - Emil pośpieszył z wyjaśnieniami, które były mu na rękę.
- Yyy.. - powtórzyłam i już miałam zaprzeczyć kiedy uderzył mnie biodrem w bok. Bolało.
Zrozumiałam o co mu chodzi, ale nie zgadzałam się z tym, aby wystawił się na ciosy. Przecież niemowy były uznawane za zarazę, a jeśli znajdą jeszcze mężów... Ten plan bardzo mi się nie podobał. Emil mógł wpaść na lepszy.
Następny rozdział 12.06. Uśmiech poproszę! Dzisiaj piąteczek :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top