9. Nikt nie obiecywał, że będzie pięknie.
Rebel
Zrozumiałam tamtej nocy jedno; jest wiele rodzajów strachu. Można bać się o własne życie, wtedy ogarnia człowieka panika, jest gotowy do wszystkiego. Można bać się o kogoś bliskiego, wtedy czujesz bezsilności, wiesz, że nie jesteś w stanie nic zrobić. To dwa najgorsze rodzaje strachu. Nie ma nic gorszego od uczucia bezradności, nikt nie lubi być słaby.
Ta noc skończyła się inaczej, niż inne nasze imprezy. Tym razem nie obudziłam się na swoim zniszczonym materacu w tym obskurnym domu. Moje powieki były cięższe, niż zwykle, wydawać by się mogło, że zostały sklejone jakimś naprawdę mocnym klejem. Było mi też wyjątkowo ciepło i wygodnie, to nie mógł być mój materac. Poduszka na której leżałam oddychała miarowo i pachniała mieszanką alkoholu, papierosów i mandarynek. Nie byłam pewna czy chce wstać, albo chociaż otwierać powieki. To miejsce wydawało się tak odpowiednie i idealne mimo pulsującego bólu głowy. Zmusiłam się do szybkiego ruchu, żeby się podnieść i otwarcia oczu. Nadal lekko zamglonym wzrokiem rozejrzałam się po otoczeniu. Jim leżał na wznak z plecakiem pod głową, jedna ręka bezwładnie spoczywała na czarnych włosach Angel, która wtulała twarz w tors chłopaka. Kawałek dalej leżały Rose i Cass w dość dziwnej pozycji i mocno do sobie przytulne. Dopiero po chwili mój wzrok padł na osobę obok. Michael leżał w podobnej pozycji do blondyna jedną rękę miał pod głową, miał na sobie już większość ubrań. Zauważyłam, że nie jest mi tak zimno jak powinno, dostrzegłam gruby czarny sweter z logiem szkoły bruneta, którą byłam opatulona. Dwa koce, które miały nam służyć za przykrycie leżały kawałek dalej, że też nikt się nimi nie przykrył. Zastanawia mnie kiedy Mike mnie ubrał, skoro tego nie pamiętam, ale miło z jego strony. Podniosłam się do pionu na lekko chwiejnych nogach i wzięłam koce z ziemi jednym przykryłam dziewczyny, a drugim Jim 'a i czarnowłosą. Zdjęłam z siebie sweter, zostając w samej skórzanej kurtce, a nim przykryłam chłopaka, który po chwili wtulił twarz w ciepły materiał. Postanowiłam posprzątać i dopiero potem ich obudzić(...)
Zebrałam wszystkie butelki i papierki po przekąskach. Wszystko zniosłam na dół i wrzuciłam do małego pomieszczenia, które kiedyś mogło służyć za toaletę.
Kiedy wróciłam na górę Rose i Angel już nie spały, za to wyglądały okropnie. Cienie pod oczami, rozmazany makijaż, zamglone oczy i włosy w nieładzie. Choć sama wyglądałam tak samo jak one, albo i gorzej to już nie czułam się tak źle.
- Co się tu działo? - zapytała mnie Angel.
- Nie pamiętam za wiele. - mruknęłam.
- Cholera Rebel! - warknęła czarnowłosa. - Masz najlepsza głowę z nas wszystkich. Jak możesz nie pamiętać? - dodała.
Wzruszyłam ramionami i podrapałam się po karku. Zaczęłam myśleć co jako ostatnie pamiętam. Przez mój trochę już spaczony umysł przewinęły się wydarzenia z minionej nocy i no cóż powstrzymywałam śmiech.
- Ostatnie co pamiętam to jak Jim dostał zadanie pocałowanie Cię. - stwierdziłam i wskazałam palcem na Angel.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy i zakryła dłonią twarz i po niej przejechała, zaczęła mamrotować jakieś przekleństwa pod nosem, na co się zaśmiałam. To było urocze jak zażenowana się wydawała.
- Ty. - powiedziała surowo i wskazała na mnie palcem. - I ty. - wskazała na Rose. - Za cholerę nie ważcie się mu powiedzieć. - wycedziła przez zęby.
Uniosłam ręce w geście kapitulacji i uśmiechnęłam się słodko, na co dziewczyna zmroziła mnie wzrokiem.
- Słowo harcerza. - powiedziała Rose z ręką na sercu.
- Kto jest harcerzem? - zapytał sennie Jimmy.
- Oczywiście, że ja. - parsknęła Angel.
Zdezorientowanie w oczach chłopaka było aż zabawne. Tak jest po przebudzeniu, nie wiesz kim jesteś, gdzie jesteś, a nawet który jest wiek. Dopiero po chwili dochodzą do człowieka wszystkie bodźce i wydarzenia.
Dziewczyny z blondynkiem zaczęli luźną rozmowę na przypadkowe tematy, gdy ja stwierdziłam, że już czas obudzić śpiącą królewnę, którą w tym wypadku był Michael. Kucnęłam obok jego głowy i niezbyt delikatnie potrząsnęłam jego ramieniem. Ten jakby w ogóle nie wyczuł żadnego ruchu dalej smacznie spał. Już lekko zirytowana i zmęczona próbami, zaczęłam zastanawiać się czy po prostu go tu nie zostawiać. Jednak głos sumienia, który miałam nie pozwalał mi go tu zostawić. Pochyliłam się nad jego uchem i zaczęłam krzyczeć, jakby ktoś mnie mordował. Brunet wystrzelił w górę jak oparzony i zaczął panicznie rozglądać się na boki w akompaniamencie śmiechów reszty.
- Masz z głową. - stwierdził
Dzień toczył się swoimi własnymi prawami, a życie zataczało koła między zdarzeniami. Wszyscy zdążyliśmy zająć się swoimi sprawami, Michael wrócił do swojego idealnego poukładanego życia, ja z resztą do okropnej rzeczywistości. Przecież to nie tak, że narzekam na swój los, tylko uważam, że życie jest bez sensu. Podział społeczny jest tak bardzo widoczny i pozbawiony moralności, iż czasem mam ochotę schować się w piwnicy i już nigdy z niej nie wychodzić. Jestem dzieckiem bez przyszłości, bez pieniędzy i szczęścia, przez to jestem postrzegana jak ktoś gorszy, ktoś kto nie zasługuje choć na odrobinę szacunku i współczucia; a wydawać by się mogło, że to warunki człowieczeństwa.
Leżałam na brudnym materacu, karmiąc raka płuc i zastanawiając się nad kolejnym pomysłem na spędzenie czasu z Mike 'em. Kreatywność to chyba jedna z lepszych cech, którymi mogę się szczycić.
Harris żył w złudnym świecie szczęścia, a bynajmniej tak można by myśleć. Wszystko poukładane i podane jak na tacy. Nie musiał martwić się przyszłością, bo ta już dawno była mu zaplanowana przez jego bogatych staruszków. Ale to nie jest szczęście, tego nie można nawet nazwać życiem; to bardziej jak plan, który realizuje. Nikt nie obiecywał, że będzie pięknie.
Leniwie podniosłam się z posłania i omiotłam spojrzeniem całe pomieszczenie, aż dostrzegłam notatnik i parę starych długopisów. Mozolnym krokiem ruszyłam po wymienione rzeczy, sięgnęłam po nie a moje palce spotkały się z szorstką okładką zeszytu. Zjechałam po ścianie na drewnianą podłogę i oparłam głowę o beton za mną. Wyrwałam czystą kartkę i nabazgrałam krótką wiadomość:
,,Jutro. O północy. W miejscu drugiego spotkania.
Rebel."
Złożyłam kartkę w pół i ruszyłam w poszukiwaniu Rose. Przemierzałam obskurne korytarze, do momentu kiedy stanęłam przed pokojem dziewczyn. Otworzyłam zniszczone drzwi bez pukania i weszłam do środka, jednak w pomieszczeniu zamiast murzynki była rudowłosa.
- Młoda mam zadanie. - powiedziałam obojętnie.
Dziewczyna oderwała się od czytanej lektury i przeniosła na mnie swoje spojrzenie.
- Czego dusza pragnie Rebel? - zapytała z uśmiechem.
Na mojej twarzy zawitał delikatny uśmiech ze słów Cass, czasami po prostu była jak rozkoszne, małe i niewinne dziecko.
- Miała to zrobić Rose, ale jak już się nawinęłaś to możesz być. - wytłumaczyłam. - Masz zanieść coś Harris 'owi. - dodałam i wyciągnęłam w jej stronę rękę z wiadomością.
Młoda westchnęła ociężale i podniosła się ze swojego łóżka, które akurat w tym pokoju się znajdowało.
- Jak mam go znaleźć? - spytała.
- To już twój problem.
Podałam jej kartkę i już z zamiarem opuszczenia pomieszczenia chwyciłam za klamkę, gdy przerwał mi jej cichy głos.
- Kiedy mam to zrobić? - zapytała niepewnie.
- Najlepiej teraz. - powiedziałam zadziornie.
Po chwili zniknęłam za masywnymi drzwiami. Na moich wargach igrał głupi uśmiech. Nie miałam planu idealnego, ale taki chyba nie istnieje(...)
_______________
Jakieś opinie 🙊🙊
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top