4. Seks bez zobowiązań?
Rebel
Trzy dni, dokładnie tyle czasu minęło od momentu kiedy okradłam tego chłopaka w centrum. Dokładnie tyle samo dni zżerało mnie poczucie winy, nadal wiedziała tylko Angel, a ja miałam pewność, że nikomu nie powie. Jednak dziś chciałam jakoś zabić te dziwne uczucie. Jest sobota czyli tradycyjnie będziemy pić całą paczką. Po ostatnich zakupach mamy niezły zapas i to nie skończy się dobrze.
Można pomyśleć, że zachowujemy się jak typowe patologiczne dzieciaki, ale co z tego? Nikt nigdy nie uczył nas co jest dobre, co złe, czego wolno, a czego nie. Stworzyliśmy swoje własne zasady moralności i się ich trzymamy, jesteśmy tymi dzieciakami z przeszłością, ale bez przyszłości, robimy wszystko czego nam nie wolno, tylko po to, aby zwrócić na siebie uwagę, której tak potrzebujemy, nigdy jej nie mieliśmy. Zawsze byliśmy tylko my potocznie nazywani rebeliantami w tym miejscu, w domu dziecka gdzie wszyscy się wychowaliśmy. Każdy ma swoją historię, każdy ma powód aby być tym kim jest. Nawet jeden z moich tatuaży o tym świadczy, a mam ich dużo, napis ,,I can 't change" pod prawym obojczykiem był jednym z pierwszych i dużo dla mnie znaczy. Niektórzy krytykują rysunki na ciele, ale dla mnie to coś pięknego, coś stałego, to jest historia(...)
Wieczór nadszedł szybko, praktycznie cały dzień nic nierobienia a gdzie go skończę? Pewnie tak jak każdy inny, czyli pijana, na dachu sierocińca. Nie miałam zamiaru się stroić, będę wśród przyjaciół którzy widzieli mnie chyba już w najgorszym stanie, więc czarne rurki i tego samego koloru bluza nie powinny ich odstraszyć. Wszystko na dziś przygotowywał Jim, więc ja nie miałam czym się martwić. Przed wyjściem pociągnęłam jeszcze rzęsy tuszem, taki mój zwyczaj.
Było po dwudziestej drugiej, czyli wszyscy w biedulu powinni już smacznie spać. Tak, na pewno jakiegokolwiek opiekuna to w ogóle interesuje. Mają wylane, a najlepszym na to dowodem jest Angel, która stara się chodzić na zajęcia, co z tego, że przychodzi na nie naćpana? Ważne, że jest i ma stosunkowo dobre oceny. Plusem jej ćpania jest to, że po tym staje się magicznie mądra. Szłam wolnym krokiem po pustych korytarzach i przyglądałam się ścianom, które zdobiły w wielu miejscach piękne graffiti, na przykład narządów płciowych męskich. Te dzieciaki to mają talent, tylko mogłyby go wykorzystać w bardziej pożyteczny sposób.
Po paru minutach już byłam przy wejściu na dach i już słyszałam głośną muzykę, o ile dobrze myślę to ,,Kids In The Dark" ATL, jednym zdaniem Jim dorwał się do głośników, bo to właśnie jego gust muzyczny i ma szczęście, że mój też.
Jak tylko dotarło do mnie zimowe powietrze zatrząsałam się mimowolnie, ale lubiłam to. Ten chłód, który ogarnia całe ciało, dreszcze na odkrytej skórze; to wszystko było dowodem, że żyje.
- Witam wiarę! - krzyknęłam z trochę udawaną radością.
Wszystkie spojrzenia poleciały na mnie i jak jeden mąż wszyscy zasalutowali. Mogłam czuć się dumna, że należę do tak zgranej grupy jak nasza. Prędzej dadzą się ściąć, niż wydadzą drugiego. U nas nie istniał instynkt samozachowawczy.
- Zabije was za to kiedyś. - zaśmiałam się.
- Ale kapitanie, że tak swoich? - powiedział Jim z udawanym przerażeniem.
Od razu załapałam zabawę, jednak to oni będą grać po mojemu. Lubiłam bawić się w aktorstwo, które było namiastką krótkiego dzieciństwa; świadomość, że kiedyś je miałam. To nie tak, że się tu urodziłam, każdy przyszedł tu ze swoją małą historią.
- Oczywiście kadecie! Ciebie pierwszego. -wskazałam na niego palcem.
Black zrobił przerażony wyraz twarzy i wstał z miejsca stając krok przede mną, zmrużył oczy i zacisnął pięści.
- Czyli to wszystko, te pocałunki, wspólne noce, te słowa które mówiłaś, to wszystko, każdy gest to kłamstwa? - zapytał z przejęciem.
Prychnęłam na jego słowa i przewróciłam oczami.
- A co myślałeś? - zaśmiałam się wrednie. - Liczyłeś na miłość jak z bajki? - zapytałam.
Chłopak zrobił krok w tył i przykrył twarz dłońmi, zaczął kręcić nią na boki. Zerknęłam na resztę przyjaciół i zauważyłam jak siedzą z szeroko otwartymi ustami i oczami. Łyknęli haczyk.
- Liczyłem na Ciebie! - krzyknął blondyn w desperacji. - Byłaś moim wszystkim. - powiedział żałośnie załamując ręce. - Byłaś kotwicą dla mojego statku, moim lodem do coli, moim słońcem dla nieba, byłaś wszystkim co miałem. - kontynuował, jednak przerwałam mu parsknięciem.
- Jesteś żałosny. - zaśmiałam się. - Nie rozumiesz co znaczy seks bez zobowiązań? - zapytałam wrednie.
Właśnie w tej chwili, któryś z naszych przyjaciół, zaczął się krztusić, jednak ja nie miałam zamiaru kończyć przedstawienia.
- Seks bez zobowiązań? Tak? - prychnął. - A mam Ci przypomnieć jak szeptałaś, że to jest na zawsze? że my jesteśmy na zawsze? - zapytał z lekką kpiną w głosie.
- A mam Ci przypomnieć, jak prosiłeś bym wzięła Cię całego? - zapytałam zadziornie.
Patrząc na niego wiedziałam, że długo nie wytrzymam, on też nie, ale cóż przedstawienie musi trwać, czas na finał.
- A pamiętasz jak krzyczałaś moje imię? - prychnął. - Przyznaj, nigdy nie przeżyłaś czegoś tak dobrego jak ze mną. - dopowiedział.
Zaśmiałam się bez krzty wesołości.
- Jestem hetero, a nawet Angel podnieca mnie bardziej niż ty nago. - powiedziałam niby to obojętnie.
- Teraz przesadziłaś! - wrzasnął i z zaciśniętymi pięściami ruszył w moją stronę.
Słyszałam jak dziewczyny z przerażeniem wciągają powietrze, to musiało wyglądać źle. Ale widziałam te rozbawione tęczówki przyjaciela, sama chciałam się śmiać. Podszedł do mnie i przerzucił przez ramię.
- Ty jesteś psychiczny! - wydzierałam się i rzucałam we wszystkie strony. - On jest niepoczytalny! On mnie zabije! Dziewczyny pomocy! - darłam się ile sił w płucach.
Angel ruszyła biegiem ale stanęła w miejscu zamurowało ją kiedy chłopak zatrzymał się na końcu dachu, a sierociniec miał pięć pięter.
- Nie błagam! Jim! - udawałam, że płaczę.
- Jesteś zepsutą suką! - wydarł się.
W momencie gdzie wydawało się, że ma mnie już zrzucić w dół, do moich uszu doszedł przeraźliwe krzyki rozpaczy i płacz trójki dziewczyn i ani ja ani Black nie mogliśmy już powstrzymać śmiechu. Chłopak postawił mnie delikatnie na ziemię i mimo napadów śmiechu przybił mi piątkę.
Dziewczyny stały chwilę nie wiedząc co się stało, a po chwili Angel podeszła do nas i dała Jim'owi z pięści w twarz. Zaniosłam się jeszcze głośniejszym śmiechem, w czasie kiedy chłopak marudził pod nosem, coś o niesprawiedliwym wyroku.
- Jesteście jebnięci! Oboje! Kurwa pojebane debile! - wydarła się Angel.
Sięgnęła od Rose, która zdążyła razem z Cass do nas podejść wódkę i opróżniła połowę za jednym razem.
- Co was skusiło idioci na takie żarty? - warknęła Rose.
- Wasze miny. - zaczął Jim i parsknął śmiechem. - Były genialne. - ledwo powiedział i dalej zaczął się śmiać.
Dziewczyny zaczęły mruczeć jakieś bzdury o zakładzie zamkniętym i inne takie, a ja i Jim tylko dalej się śmiejąc sięgnęliśmy po swoje butelki. Kto powiedział, że przyjaźń ma być normalna? Lepiej jest tak jak jest. Ważne jest żeby mieć kogoś na kim się polega, chyba do końca życia będę pamiętać ostatnie słowa matki zanim odeszła ,,Pamiętaj aby zawsze mieć przy sobie kogoś kto Cię wspiera. Pamiętaj, to ważne aby nie być samemu. Nikt nie przetrwa sam, nawet by nie chciał."
_________________________
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top